Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

End nie zawsze jest happy

Każdego dnia spędzali czas wygłupiając się i kupując ozdoby świąteczne. Nawet kupili swetry dla par. Oba tak samo śmieszne i z głupimi napisami. Robili wszystkie te rzeczy, o których starszy mówił Kookowi. Ten jednak nie wiedział, że nocami Jimin siedział i pracował nad odnalezieniem Wanga. Kiedy już w końcu dowiedział się gdzie ten jest jego zadaniem było pozbycie się drania.

W styczniu Park miał już wszystko zaplanowane. Nie wiedział tylko co ma powiedzieć młodszemu. Czasami wieczorami wychodził z domu by zadzwonić, a czasami nad ranem. Tak samo było i tym razem. Wyszedł do pokrytego śniegiem ogrodu.

-Tak. Wiem gdzie jest. Zajmę się nim.

*

Młodszy przeciągnął się jak zawsze z uśmiechem jednak Jimina nie było
więc uśmiechnięty zbiegł na dół i zobaczył go na zewnątrz. Pobiegł po kurtkę i otworzył balkon.
- Ubierz kurteczkę.- Szepnął żeby nie przeszkadzać w rozmowie i pokazał z wyszczerzonymi ząbkami, że idzie zrobić śniadanie.
Kookie zaczął jeść normalnie, a Jimin już nie martwił się o jego niedowagę gdyż ta cały czas się zmniejszała. Wyjął jajka oraz szynkę i pomidory zaczynając robić jajecznicę.

Po dłuższym czasie mężczyzna wrócił do środka.- Skarbie dzisiaj wieczorem mam spotkanie. Muszę się stawić. Z racji tego, że zrezygnowałem ze służby proponują mi nową posadę tu na miejscu.

- A no dobrze. Będę czekał z kolacją.- podał mu talerz z gorącą jajecznicą i pocałował na dzień dobry - Pamiętaj, że jak praca będzie za ciężka to im spiorę dupsko albo opowiem o każdej mojej bliźnie.

-Zaproponuję im by i ciebie zatrudnili. Jak świadek nie będzie chciał mówić to wyślemy cię do niego i będziesz opowiadał o każdej bliźnie, skaleczeniu, poparzeniu i o każdym przewróceniu się. Co ty na to? - starszy usiadł do stołu zabierając się za jedzenie.

- Jestem za. A ty wiesz ile jeszcze historii ci nie opowiedziałem? - Usiadł jak zawsze na jego kolanach jedząc z nim z jednego talerza.

-No pewnie jeszcze z miliard.- zaśmiał się Chim karmiąc raz Jungkooka, a raz siebie.-Hej ale wiesz co?

- Fo fakiego?

-Co raz lepiej gotujesz. W jajecznicy nie ma już ani kawałeczka skorupki. Jestem taki dumny.- karmił  go dalej.

- Naprawdę? Jeju to super! - Po śniadaniu Jungkook zmył naczynia, a potem zaczął wybierać strój dla Jimina - Nie może być za bogato, żeby dali ci dużą pensję ale też nie za biednie żeby nie było, że się stoczyłeś.

-Założę po prostu garnitur. Może być?

Jeon już od godziny krążył po garderobie.

- Ale jaki? Może cały czarny? I marynarka i koszula co?

-Bez krawata.- zdjął z wieszaka jedną z tuzina czarnych koszul po czym nałożył ją na siebie jednak jeszcze nie zapinając gdyby młodszy zmienił zdanie.

- Emmm... nie. Mniej świecąca. Załóż tą.- podał mu drugą czarną.

-Niech będzie. - odebrał ubranie od Kooka po czym je nałożył.- Lepiej?

- Nie... nie, nie.- wszedł głębiej i zaczął szukać - Zobacz tą.

-Skarbie one są takie same.

- Nieprawda.- poprawił mu kołnierz- Nie, nie pasuje do marynarki.

-Króliczku.- złapał jego dłoń.- Jak zwykła, czarna koszula może nie pasować do marynarki?

- No bo... bo... no jakoś tak?

-Zostanę już w tej. Dobrze?

- No dobrze. Jak ci pasuje. - założył mu marynarkę i przeprasował szybko dłońmi- Okej, wyglądasz pięknie.

Park zaśmiał się cicho po czym ucałował usta młodszego.- Chciałbyś gdzieś wyjść wieczorem? Na przykład do kina?  Lub do kawiarni?

- Yhym, pewnie! Pójdziemy na czekoladę? Taką z piankami. Co ty na to?

-Wszystko na co masz ochotę. Tylko naszykuj sobie ciepłe ubranka. Dobrze?

- Będę cieplutko ubrany. Wezmę jakiś ze sweterków od Ciebie.- dał mu całusa.

-Dobrze. Ja już muszę iść kochanie. - pogłaskał mięciutki policzek z uśmiechem.

- Oki doki. To ja już zacznę się ubierać bo zanim się zbiorę to trochę minie.

-Dobrze. Gdybym miał się spóźnić to do ciebie zadzwonię.- zabrał płaszcz i wyszedł z garderoby. Zszedł na dół i już po chwili szedł w tylko sobie znanym kierunku. Niestety zostawił teczkę na stoliku w sypialni. Teczkę, od której zależało życie jednego lub drugiego.
Los to niesprawiedliwa kurwa, która lubi płatać nam figle. 

*

Z uśmiechem zaczął się przebierać i kiedy wyszedł się przejrzeć zobaczył teczkę na stoliku.

- Chimmy!? - nikt się nie odezwał więc złapał ją i pobiegł szybko na dół, a następnie śladami chłopaka. Chciał już krzyknąć lecz ten skręcił nie w tą uliczkę gdzie miał mieć spotkanie. Zaciekawiony nastolatek cicho podążał za nim.

Jimin szedł tak przez dłuższą chwilę aż w końcu wszedł do jednego z opuszczonych budynków. Przeszedł na niższe piętro i założył tłumik na oba pistolety, które miał przy sobie.

Jungkook bardzo dobrze znał ten budynek. Zatrzymał się pod nim patrząc wielkimi oczami.
- Obiecałeś, że nie będziesz go szukać.- powiedział sam do siebie po czym wszedł szybko do budynku od razu udając się tylko w jemu znany kierunek oddalając się od Parka.

Niektórzy z miłości podejmują trudne do zaakceptowania decyzje. Decyzje, które zmieniają całe życie. Decyzje, z którymi nie potrafimy się pogodzić.
Dlaczego miłość jest tak pięknym uczuciem? Dlaczego miłość zmusza nas do poświęceń?

*

-No proszę. Kogo my tu mamy? - Wang zaśmiał się. Stał naprzeciw Chima. Obaj celowali do siebie.- Wszystko mi zabrałeś. Nawet tą dziwkę. Miał tylko cię w sobie rozkochać i wycisnąć jak najwięcej informacji. A ty mi go zabrałeś. Mi niczego nie można odebrać od tak nie ponosząc za to kary. Już raz się o tym przekonałeś. Czy twoje dzieciństwo nie było dostateczną nauczką dla ciebie?

-Niczego ci nie zabrałem. A Kook nie jest żadną dziwką.- Jimin mówił przez zaciśnięte zęby.

-Pieprzysz go przynajmniej tak jak lubi? Mocno i szybko. Tylko ja mogłem mu dać to czego chciał i potrzebował. Ty jesteś na to za słaby Park. A może powinienem powiedzieć...

-Zamknij się.- żołnierz odbezpieczył broń.

-Tak ładnie mnie prosił bym rżnął go mocniej.- Jackson zaśmiał się widząc złość na twarzy przeciwnika.

- Odłóż broń! - do środka wszedł Kook w różowym sweterku trzymając pistolet wycelowany w Wanga. Ustał przed Jiminem zasłaniając go.

-Jungkookie co tu robisz?- Park zapytał cicho.

-No proszę. Kogo my tu mamy?!- Jackson zaśmiał się.- Odłóż to bo zrobisz sobie krzywdę. Zawsze byłeś bezużyteczny. Nawet zadania nie wykonałeś tak jak miałeś.

- Wykonałem je dużo lepiej niż miałem! A teraz odłóż broń i daj Jiminowi stąd wyjść. To na mnie chcesz się zemścić.

-Ty?! Nie rozśmieszaj mnie! Nigdy nie potrafiłeś się postawić! Mogłem cię bić ile chciałem wmawiając ci, że tak trzeba! A ty co?  Zawsze przepraszałeś. Jesteś nic nie wartą kurwą.- Wang odwrócił się po czym zaczął iść do wyjścia.

Jungkook czuł jak jego serce... Nie, nic z nim się nie dzieje. Nie czuł już do niego nic.
- To będzie pierwszy raz... - Uśmiechnął się i nacisnął spust - Hyung... - powiedział już do leżącego ciała i odwrócił się do Jimina- Nic ci nie jest?

-Co ty tu do cholery robisz?!- Żołnierz patrzył blady na swojego chłopca. Był tak zaabsorbowany młodszym, że nie zauważył tego jak Wang wstaje z uśmiechem ocierając krew płynącą z jego ust. Nie zauważył jak szczupła sylwetka kołysze się na boki od rany postrzałowej. Nie zauważył kiedy Jackson  pociągnął za spust.

- Nie! - Jungkook pobiegł w stronę Parka czując jakby robił to w zwolnionym tempie, a kiedy wskoczył przed rudowłosego poczuł tylko mocne uderzenie i zaraz upadł na ziemię.

Człowiek z miłości jest w stanie poświęcić swoje życie.

-Jungkook!- Chim podbiegł do niego. Na drobnej klatce piersiowej widział dużą plamę krwi. -Skarbie otwórz oczy. Cholera, Kook!- po jego policzku spłynęła łza, a zaraz kolejna.- Nie możesz mi tego zrobić!- wziął drobne ciało w objęcia.- Nie zostawiaj mnie proszę.

Czasami ludzie muszą dojrzeć do tego by powiedzieć wprost o swoich uczuciach.

Chłopiec słyszał z każdym jego słowem jakby to było coraz dalej, jakby cały świat się oddalał. Był jednak szczęśliwy gdyż wykonał swoje zadanie. Pierwsze zadanie, które sam sobie powierzył.

Czasami ludzie chcą osiągnąć swój cel za wszelką cenę.

-Jeon do jasnej cholery!- zapłakany głos przedzierał się do jego świadomości.- Kocham cię. Słyszysz?! Kocham!

Czasami same słowa nie wystarczą. Czasami jest już za późno by zawrócić czas.

Młodszy uśmiechnął się lekko słysząc te słowa pierwszy raz wypowiedziane z ust Chima. Chciał podnieść dłoń by pogłaskać jego policzek. Powiedzieć,  że on jego też, że wszytsko jest dobrze. Nie zdążył. Jego dłoń uderzyła o beton zalany krwią, a czarne oczy otworzyły się lecz brakowało w nich iskierek.

Czasami nasze decyzje wydają się dobre. Są najlepsze jakie mogły by być w danej chwili. Czasami pozwalamy zacząć naszej miłości od nowa.
Pozwalamy naszemu sercu odejść w zapomnienie.
Czasami by pokazać swoje oddanie postępujemy tak, a nie inaczej.
Kook postąpił tak jak dyktowało mu serce. Pierwszy raz nie bał się śmierci. Bo w końcu nie patrzył jej w oczy po raz pierwszy.
Może nie pierwszy. Ale czy ostatni?

-----------------------------------

To koniec tej opowieści?
Jak się czujecie? Jak wrażenia po przeczytaniu całości?
Mam nadzieję, że wasze serduszka nie cierpią tak bardzo jak moje i JJungkookie11 kiedy pisałyśmy ten rozdział.
Szczerze, ryczałyśmy jak bobry.

Jednak mam dla was niespodziankę misiaczki!❤
Jeszcze dzisiaj pojawi się pierwszy rozdział drugiej części " I'll untold you the truth". Ktoś się cieszy?
Ktoś będzie czytał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro