Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Burek

- To ty jesteś psem - młodszy szedł szybkim krokiem przed siebie, a bluza zleciała mu, odkrywając obojczyk. Chłopak był cały w tatuażach, jednak najbardziej znaczącym był motyl na szyi- Kupimy ci jakąś karmę, żebyś nie zdechł. W tym całym Afganistanie podobno okradacie rodziny, żeby żreć i chlać.

-Mówisz o czymś o czym nie masz pojęcia Burek. A może mówisz o swoich znajomych?

- Nie mam znajomych. Wszyscy umarli, nie czytałeś? Marny z Ciebie wojskowy.

-To, że maszynę okłamałeś nie znaczy, ze i mnie ci się uda.

- Maszyna by to wyłapała. Jestem przecież tyko zwykłym świadkiem- uśmiechnął się wrednie.

-Brnij w to dalej. Jak sobie chcesz.

- Nie rozumiem, dziwny jesteś.

-Mniejsza.- dalsza droga mijała im w milczeniu.
Jak tylko Jungkook zobaczył sklep od razu poszedł do półki z alkoholem pakując go do koszyka.
Jimin nie miał ochoty mówić mu co ma pić, a co nie. Miał go tylko pilnować.

Chłopak nie jadł za dużo, prawie wcale, więc wziął tylko procenty i wodę, cytryny oraz pomarańcze i ruszył do kasy.
Mężczyzna niczym cień podążał za nim. Na dobrą sprawę nie było nawet słychać jego kroków.

Jeon wyjął z kieszeni portfel Jimina i zapłacił z jego pieniędzy.
- Dzięki, skończyły się.

-Nie ma sprawy.- odebrał swoja własność. W głowie zanotował by przekazać aby wypłacili mu pieniądze na żywienie tego dzieciaka. Nie miał zamiaru wydawać na niego kasy.

Kook wpakował cały alkohol w plastikowe siatki i dał je Jiminowi, po czym jak król szedł przed siebie.

-Burek, chcesz to pić czy patrzeć jak spływa chodnikiem w dół?- Park uniósł siatkę wysoko w górę.

- Pić Azorek.

-Łapiesz czy sam weźmiesz? A może chcesz poaportować?

- A nie możesz mi nieść? No patrz jaki jestem słaby.

-Ojoj kruszynka taka drobniutka.- powiedział sarkastycznie.- Byłeś ekskluzywną dziwką, że jesteś przyzwyczajony do noszenia rzeczy za ciebie?

- Nie jestem dziwką! - jego serce należało tylko do jednego mężczyzny, za którym tak bardzo tęsknił.

-Dawałeś dupy jednemu kolesiowi. No tak. Racja. Szkoda, że ty nie byłeś jedynym, którego on pieprzył.- Jimin zaśmiał się. -Chodź Burek. Upijesz się z żalu.

- Jestem jedynym. - Kook powiedział sam do siebie i poszedł za nim.

Kiedy byli już w mieszkaniu czarnowłosy mężczyzna odłożył siatki na stół.- Chcesz coś zjeść? Czy masz zamiar głodować?

- Nie chce jeść.- młodszy od razu zabrał siatkę i otworzył pierwszy trunek idąc na kanapę.

-Jak będziesz już głodny to pomyśl o tym, ze moi zakładnicy z głodu palce obgryzali. - czarnowłosy wstał.- Jednak ty nie jesteś zakładnikiem. Metody zawsze można zmienić.- powiedział jakby sam do siebie kierując się ponownie do kuchni.

- Jak będę głodny to chyba sobie wezmę, tak? O co ci chodzi?

-Nic przecież nie mówiłem. Paranoje masz? To się leczy. - Park odpowiedział odgrzewając sobie kawałek lasagne.

Młodszy patrzył na alkohol nie pijąc go, a za to popijając wodę z cytryną i pomarańczą.
- Nie mam paranoi.

-Słyszysz coś czego nie mówiłem. To paranoja. Bądź urojenia.

- Mam zdrowy mózg, ale Ty na pewno nie. Co masz? Boisz się hałasów? - rzucił w niego butelka, która rozbiła się pod jego nogami.

-Nie uważasz, że żołnierz bojący się hałasu raczej nie za bardzo może być ŻOŁNIERZEM?- zerknął na rozbitą butelkę - Masz nerwicę?

- Tylko sprawdzałem. Musisz mieć jakieś paranoje, czegoś się bać. Czego?

-Nawet gdybym czegoś się bał to nie był bym na tyle głupi by ci o tym mówić.

- Nie ufasz mi?

-Skądże. - zaczął jeść.- Posprzątasz to czy czekasz na oklaski?

- Oklaski byłyby bardzo miłe.- uśmiechnął się, rozkładając na sofie.

-Jednak dziwka ekskluzywna.

- Nie jestem dziwką! - chłopak wstał i rzucił się na niego z małymi piąstkami.

-I ty myślisz, że czuję cokolwiek?- złapał za chudy nadgarstek i okręcił młodszym tak, że ten po chwili obie ręce miał za plecami, a cały ciężar jego ciała opierał się na mężczyźnie.

-Ał! Puść! On Cię zabije! Zobaczysz! Wszystkich zabije! Całą twoja pierdolną jednostkę! I wróci po mnie!

-A mówiłeś, że wszyscy zginęli. Może w takim razie mowa o Wangu co?- Chim uśmiechnął się sam do siebie.

- Mówię o karmie! Puść mnie! To boli!

-Więc ta cała karma to on tak? I tak nabroiłeś, że zawsze po ciebie wraca?- Park nie wkładał nawet minimalnych pokładów siły na trzymanie go.

Nagle Jungkookowi przypomniały się wszystkie ruchy, których uczył ich Jackie. Kopnął starszego w krocze, odwrócił się i uderzył w nos.

-Jednak umiesz się bronić?- zaśmiał się w dosyć nieprzyjemny sposób.- Szkoda, że jesteś taki chudy, że komar ma więcej siły niż ty.- Złapał luźno jego ramię i potrząsnął niczym żelkiem.- Ale nie powiem. Masz ty jakąś technikę. Chłoptaś cię nauczył? Czy sam musiałeś by bronić się przed jego fiutem ?

- A co? Zazdrosny jesteś? Też chciałbyś we mnie wejść, przyznaj. - Zaśmiał się wrednie i wyrwał z jego uścisku - Nie dotykaj mnie.

-Bardzo rozczarujesz się na wiadomość, że nie gustuję w dzieciach?

- Jestem pełnoletni.

-Jesteś pewny? Bo wyglądasz jak mała dziewczynka.

- Pierdol się ty kurwo jebana, w dupę kopana, ty chuju, kurwo!- Jeon aż cały się opluł.

-Powtarzasz się. Może ci słownik kupię? To będzie dobra inwestycja.

- Pić mi się chce- opluł Jimina i poszedł po swój napój.

Mogło by się wydawać, że po takim zachowaniu Jeona, Park będzie zdenerwowany. Ten jednak opanowany dokończył posiłek i sprzątnął podłogę w kuchni.

Młodszy wziął wodę i kieliszek, po czym zamknął się w swoim pokoju. Tak czas minął do nocy, kiedy wymknął się przez okno.
Założył kaptur i zaciągnął rękawy, biegnąc szybko w miejsce spotkania
- Hyung! - zobaczył Jacksona i od razu wskoczył mu na ręce, dając całuski po całej twarzy
- Cześć mój kochany maluszku - złapał go pod pupą i objął mocno - wszystko zgodnie z planem?
- Tak, już mnie pilnuje, nic nie powiedziałem.
- Dobrze, grzeczny chłopiec- postawił go, jednak Jeon nie przestał się do niego tulić- A jadłeś coś dzisiaj, Kookie?
- Nie... nie byłem głodny.
- Musisz jeść, kochanie. Chodź, zaraz Cię czymś nakarmię- weszli do budynku, z którego osiemnastolatek wyszedł dopiero przed świtem i pędem pobiegł do domu, chowając się pod pościel, zmarznięty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro