Blizny na duszy i ciele
Po śniadaniu pojechali do kliniki. Oczywiście Kook nie byłby sobą gdyby nie zaczął kłócić się z lekarzem.
-Ale pan nie może tam wejść.- wskazał na drzwi, za którymi była sala, w której Jimin miał mieć pierwszy tego typu masaż.
- Wejdę albo będę cały czas krzyczał! O tak! - otworzył buzię zaczynając piszczeć i robiąc się cały czerwony.
- Okej, okej! Ale już cicho. - lekarz w białym kitlu westchnął, a dumny z siebie Królik odwrócił się do Jimina i złapał go za rękę.
- Idziemy.- pokazał swoje królicze ząbki w małym uśmiechu.
-Przepraszam.- Park powiedział do lekarza po czym weszli do gabinetu. Masażysta przywitał się i kazał mu się przygotować.
A w tym czasie rozmawiał z Jeonem.
- Proszę mi powiedzieć czy Pan Park nie przeciąża pleców? - wyjął notatnik i patrzył na chłopca.
- Emmm... no... wczoraj mnie niósł... Tak troszkę - zrobiło mu się mega głupio.
-Tak nie wolno. Powinien był mu pan zabronić. To mogło pogorszyć stan jego zdrowia. Nawet jeśli nie widać tego teraz.- lekarz zaczął agresywnie zapisywać coś w karcie pacjenta.
- Przepraszam, przewróciłem się i pomógł mi się dostać do domu... Ale nie będzie miał nawrotu, prawda? Już nigdy?
-To okaże się w przyszłości. Teraz proszę tam usiąść.- wskazał Kookowi fotel w rogu pomieszczenia.- A Pana zapraszam.- masażysta wskazał na specjalne łóżko.
Jimin położył się na brzuchu, a mężczyzna rozlał na jego plecach specjalny rozgrzewający olejek. Na początku powoli i delikatnie uciskał mięśnie lędźwiowe po czym zaczął mocniej dociskać palcami skórę. Jimin skrzywił się i sapnął ale nic nie powiedział. Wiedział, że musi boleć teraz by później było dobrze.
Masażysta przenosił uścisk co raz wyżej aż w końcu dotarł do miejsca, które kiedyś uszkodził Kook. Tym razem jednak Chim krzyknął z bólu, a im głośniej krzyczał tym mocniejszy był nacisk mężczyzny. Żołnierz mocno zaciskał dłonie na prześcieradle zagryzając przy tym wargi. Nie spodziewał się bólu porównywalnego do tego kiedy ludzie Wanga kopali go i rozbijali na jego plecach drewniane krzesła. Wtedy też krzyczał jednak nie tak bardzo jak teraz. Wcześniej nie chciał dać satysfakcji wrogowi jednak w tym momencie nie potrafił być silnym człowiekiem.
Krzepki mężczyzna wykonujący masaż nie spodziewał się takiej reakcji ze strony żołnierza jednak nie przerwał.
Jimin zaciskał mocniej dłonie, a łzy spływały po jego policzkach.
Kook patrzył na niego przerażony z łzami w oczach, zaciskając tak mocno dłonie, że aż paznokciami przebił się do krwi. Skulił się na siedzeniu i zasłonił uszy nie mogąc słuchać jego krzyków, ale to nic nie pomagało. Czuł się tak, jakby właśnie pozwalał na to by jego największej miłości łamano kręgosłup. Nie potrafił tego znieść
- Niech Pan przestanie. Boli go...
-Nie wolno przerywać terapii.- masażysta kontynuował pomimo co raz głośniejszych krzyków pacjenta.
Park błagał by ten przestał. Prosił i płakał. Krzyczał, że więcej nie zniesie i nie da rady. Prześcieradło było co raz bardziej mokre od łez, a on żałował, że nie dał się zabić.
Chim co raz głośniej błagał by mężczyzna przestał aż w końcu jego krzyki ustały. Zemdlał od nadmiaru bólu.
- Zostaw go! - Jungkook szybko odepchnął mężczyznę od razu przytulając Jimina i delikatnie gładząc wybrzuszenie na jego plecach- Słońce już po wszystkim. Już Pan dzisiaj nie będzie, tak? Jesteś bardzo dzielny, bardzo.- wycierał jego policzki nie wiedząc, że te jego stają się co raz bardziej mokre. Park nie dokończył masażu, nie dał rady. Powinien trwać dobre 45 minut, a trwał niecałe 20, ale dla Jungkooka i tak był bardzo odważny.
-Niech odpocznie.- masażysta umył dłonie i zaczął zapisywać przebieg rehabilitacji.- Im bardziej będzie się przemęczał tym masaże będą boleśniejsze. Nawet gdyby pan złamał nogę jemu nie wolno jest nawet pana podnieść. - lekarz opuścił pomieszczenie.
- Przepraszam Chimmy... przepraszam. To moja wina. - nie mógł sobie wybaczyć, że to przez niego Jimin tak bardzo cierpi. Płakał jak małe dziecko cały czas głaszcząc gorące plecy i przytulając się do twarzy mężczyzny.
Dopiero po upływie kolejnych dwudziestu minut Jimin otworzył oczy.- Wracajmy do domu.- wychrypiał cicho. Wstydził się tego, że nie dał rady.
- Już słoneczko. Już idziemy. -nastolatek ucałował jego słony policzek i zaraz przybiegł z wózkiem- Dasz radę na niego przejść?
-Najpierw muszę zapiąć pas i się ubrać. - ledwo przekręcił się na bok, a później na plecy. Przedramieniem zakrył oczy by młodszy nie widział kolejnych łez płynących w dół po policzkach.
Chłopiec ustal za nim, łapiąc go za rękę i kładąc obok.
- Nigdy nie zasłaniaj tej pięknej buźki. - Ułożył twarz na jego policzku i pogładził go delikatnie- Mój dzielny mężczyzna. Mój odważny bohater. - mówił patrząc na niego cały czas z miłością.
-Nie chcę byś mnie takiego widział.- wytłumaczył żołnierz.
- Dlaczego? Nie musisz się mnie wstydzić.
-Nie o to chodzi. Nie chcę byś widział mnie takiego słabego. Nie lubię być bezsilny. Nieużyteczny.
- Nie jesteś słaby Jimin. Nawet tak nie mów. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam, jesteś moim autorytetem. I nie jesteś bezużyteczny! Kto mnie wczoraj nauczył jeździć na rolkach, co?
-Sam się nauczyłeś. Ja tylko trzymałem twoja dłoń i nie pozwoliłem ci upaść. Jednak wystarczyło, że odszedłem na jakiś czas by odpocząć, a ty od razu się przewróciłeś.
- Tak, ale to była tylko i wyłącznie moja wina bo się wygłupiałem. Już jest tylko strupek. Ale... To moja wina, że Cię tak bolało. To przez to, że wtedy ci coś zrobiłem i że mnie wczoraj nosiłeś.- zaczął płakać cały czas powtarzając, że go przeprasza.
-Nie płacz skarbie. To nie jest twoja wina. Już ci mówiłem. Nie obwiniaj się z tego powodu.- ledwo podniósł się do siadu.
Nastolatek od razu go objął zalewając jego ramię łzami.
- Jesteś bardzo silny. Musisz mi uwierzyć.
-Tobie zawsze wierze. - Park uśmiechnął się smutno.- Nie płacz już. Dobrze?
Przytaknął lekko i spojrzał się na niego.
- Przyniosę tutaj twoje rzeczy. - pstryknął go w nosek uśmiechając się lekko przez łzy.
-Dobrze.- Chim czekał grzecznie na młodszego dopóki ten nie wrócił i nie pomógł mu się ubrać.
- Nie założę ci na razie pasa dobrze? Musi zejść obrzęk.- podsunął dla niego wózek- Pomogę ci przejść.- Wyciągnął do niego dłoń.
Park bez sprzeciwu przyjął pomoc po czym jeszcze raz dla pewności otarł twarz. - Możemy już wracać?- masaż go wykończył.
- Tak. Jedziemy już do domku, tam odpoczniesz. - pchał wózek do samego samochodu gdzie również pomógł mu się przesiać i po dwudziestu minutach już jako tako kładł go na kanapę.- Jak plecki?
-Jakby odpadły.- starszy chciał jakoś rozluźnić sytuację jednak wiedział, że dzisiaj nie ruszy się z tej kanapy. Za bardzo go bolało.
- Spytałbym się czy pomasować ale chyba nie chcesz, co? - Zaśmiał się młodszy- Mogę się na tobie położyć?
-Może lepiej nie?- starszy westchnął.- Przepraszam.
- A... no... no dobrze. Nic się nie stało.- złapał jego dłoń- Jimin?
-Hm?- poprawił się na kanapie by czuć jak najmniejszy ból.
- Jeżeli chcesz mi się wygadać, poskarżyć, pomarudzić nawet na jakąś głupią rankę czy zły dzień to zawsze możesz i nigdy się nie będę śmiać. Wszystko będę brać na poważnie. Możesz przy mnie płakać, krzyczeć, drzeć się. Jestem tu dla Ciebie. Tak? - podłożył rękę pod jego plecy i lekko uniósł wkładając tam specjalną wkładkę, która trzymała prawidłowo jego sylwetkę.
-Nawet kiedy będę nieznośny, kapryśny i naprawdę nie do wytrzymania? Nie odejdziesz nawet wtedy?
- Nawet jak całe dnie będziesz mnie męczył to zostanę. Czasami trzeba się wygadać i popłakać wiesz?
-Więc czy ja...mogę ci coś powiedzieć?- Jimin spojrzał na niego niepewnie.
- Co tylko ci leży na sercu.
----------------------------
Wracam do domku od mojej JJungkookie11
Pociągi mają dzisiaj duże opóźnienie, a mój telefon pada jednak miła pani pożyczyła mi ładowarkę.
Rozdział dodaje specjalnie dla kochanej duszyczki, która ciągle płacze i śmieje się na przemian.
Mam nadzieję kochana, że dasz radę skupić się na nauce. Hwaiting!
Miłej nocy misiaczki ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro