[1].
Był poniedziałek, jeden z tych zimniejszych dni.
Wstałem do pozycji siedzącej po czym, otworzyłem powoli oczy, przecierając je piąstkami. Po chwili wstałem na równe nogi kierując się w stronę szafy. Wyjąłem z niej, czarne spodnie z dwoma dziurami na kolanach i biały t-shirt z nadrukiem.
Ubrałem na siebie wybrane przeze mnie ubrania, po czym podszedłem do szafki nocnej i wyjąłem z niej mój telefon. Rozejrzałem się po pokoju szukając mojego plecaka. Po chwili szukania, zatrzymałem wzrok na krzesło. Podbiegłem do 'krzesła' i chwyciłem mój znaleziony plecak. Spakowałem kilka potrzebnych rzeczy na dziś do pracy, zaraz po tym wyszedłem z pokoju zbiegając przy tym w dół. Chwyciłem do ręki jabłko gryząc kawałek. Wzruszyłem ramionami zerkając jeszcze na zegarek. 7:30. Cholera! Muszę lecieć! Nie mogę się spóźnić... Nie stercząc dalej w miejscu, poszedłem szybko na korytarz ubrać buty. Po chwili chwyciłem jeszcze klucze i wybiegłem z mieszkania zamykając je. Po chwili zobaczyłem odjeżdżający autobus.
Kurwa... Spóźnię się na bank. - powiedziałem do siebie odwracając się przy tym i wyciągając telefon. Wybrałem numer na taksówkę, po czym zacząłem dzwonić. Nagle jakiś samochód się zatrzymał. Był to Kris znajomy mojej przyjacółki, która poznała Mnie z nim na poprzedniej nocnej Imprezie.
Hej! Podrzucić Cię gdzieś? - zapytał energicznie.
Jeśli mógłbyś... Zaraz spóźnię się do pracy... - odpowiedziałem niepewnie, drapiąc się po karku i robiąc przy tym krzywą minę.starszy podwiózł mnie pod budynek w którym pracuję, otworzyłem drzwi wychodząc i przy tym dziękując.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro