II. Siemka panowie!
— Nażarłam się jak bąk. — burknęłam pod nosem kiedy odkładałam sztućce. Kama zaśmiała się perfidnie wyciągając palec w moją stronę. — Gdybym była z tobą, to dostałabyś w łeb.
— Tak to jest kochana, jak się jest na garnuszku u mamusi. Nic się nie martwi, jak przyjadę to pojedziemy na zakupy.
— Skrzywdzę cię Kama. — wyznałam celując w nią widelcem. — Naprawdę, kiedyś cię skrzywdzę.
— Nie strasz, nie strasz bo się no sama wiesz co. Głośno nie będę mówić bo dopiero zjadłaś. — łypnęła na mnie znad pojemnika z sałatką. — To jest okropne. Od trzech godzin jestem w pracy, od czterech i pół jestem na nogach. A ty? Ty niedawno wstałaś i pani Krysia upiekła ci omlet.
– Jesteś zazdrosna o tego omleta, co nie?
— Jak cholera. Będziesz teraz rozpieszczana, a ja jakieś sałatki z bufetu wpierdzielam.
— Ale kochana, wstań trzydzieści minut wcześniej i da się to wszystko zrobić. — stwierdziłam rozbawiona i odwróciłam laptopa w stronę szafy.
Dzień w piżamie brzmiał kusząco, nawet bardzo. Ale miałam w planach zrobić niespodziankę Kamilowi. Brakowało mi go. I mimo, że po wydarzeniach wczorajszego dnia emocje już opadły, to wiem, że on jest w stanie sprawić, że zupełnie o nich zapomnę. I za to go kocham. W końcu to mój jedyny brat.
— No chyba cię pogięło. - warknęła od razu. — A ty co? Gdzie się stroisz?
— Kamil ma trening o czternastej, więc będę na niego jechać. Chcę go w końcu zobaczyć. — westchnęłam zadowolona. — W co ja mam się ubrać?
— Idź w piżamie, na pewno cię zauważy. Kobieto, jedziesz na skocznię. Załóż jakąś bluzę i dżinsy i tyle.
— Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobiła? — powiedziałam. W międzyczasie wyjęłam dresy i starą koszulkę mojego brata, po czym rzuciłam komplet na łóżko. Opadłam na fotel przy biurku przysuwając ekran bliżej siebie.
— Umarłabyś. — stwierdziła przyglądając mi się uważnie. Aż za uważnie. — Czekaj, co ty masz na szyi? — zadała mi pytanie, kiedy zauważyła błyskotkę z którą się od wczoraj nie rozstawałam. — Nie! Nie! Nie założyłaś tego, prawda!? O Boże Julka! — pisnęła głośno, na co momentalnie uśmiech wpełzał na moje usta.
— Ewa chciała mnie wczoraj zmotywować do powrotu, i jakoś tak wyszło. — speszyłam się. Nie chciałam, żeby też wyobrażała sobie za dużo. Znam bujną wyobraźnię brunetki i jestem przekonana, że właśnie planuje mój ślub. A przy dobrych wiatrach to i resztę życia.
— Ja wiedziałam, że nadaję z nią na tej samej fali! W końcu ktoś mnie poparł w tym temacie! Ale teraz zupełnie serio. — łypnęła nieudolnie próbując ukryć swoje zadowolenie. Małe dziecko. — Ta rozmowa ci jakoś pomogła? Podjęłaś jakąś decyzję?
— Miałaś rację Kama. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę mi ich brakuje. Całej tej bieganiny, atmosfery, wstawania o siódmej rano, bo inaczej by mi zjedli wszystko na śniadaniu. I już nawet tego mrozu mi brakuje.
— Kurwa, co tu się zadziało? Przyznałaś mi rację. I jeszcze brakuje ci mrozu, jest grubo.
— Psujesz nastrój. — prychnęłam przyglądając się brunetce.
— Oj no dobra. Przynajmniej zrozumiałaś, że za chłopakami tęsknisz. A co z Andreasem? I nie ma wymigiwania się Julka, bo dobrze wiem jak cierpisz.
— Wczoraj nie mogłam się przemóc, żeby otworzyć pudełko, ale w końcu to zrobiłam. Przypomniałam sobie wszystko. Dosłownie wszystko. Wiesz jakie to było dziwne uczucie? Przyjaźniliśmy się odkąd pamiętam i kiedy urwaliśmy kontakt było mi zbyt ciężko. Nie wiem jak mogłam rozstać się z tym łańcuszkiem. I jeszcze te wszystkie wspomnienia we mnie uderzyły. Dlatego, jadę jutro spotkać się z wujkiem Adamem i spróbować dołączyć do ekipy. — starłam wierzchem dłoni samotną łzę, która zdecydowała się spaść na policzek.
— Tak jest! To jest właśnie moja przyjaciółka. Wracasz do gry Stoch. W końcu.
⁑⁑⁑⁑
Trzasnęłam drzwiami mojego samochodu i mocniej opatuliłam się kurtką. Pomimo ogromnego słońca, temperatura w Zębie pozostawiała dużo do życzenia. 9 stopni to dla mnie Alaska. Ruszyłam w stronę skoczni, gdzie miałam czekać na moją bratową. Nie spieszyłam się specjalnie, bo do rozpoczęcia treningu miałam prawie piętnaście minut. Z Kamą rozmawiałam jeszcze chwilę, bo dziewczynie kończyła się przerwa w pracy. Potem zajęłam się Fado i pomogłam mamie przygotować obiad. Jestem w szoku jak wolno płynie czas, od kiedy jestem w domu rodzinnym. Od kilku miesięcy, czułam się w Poznaniu, nie na miejscu. Wszystko mnie tam przytłaczało. Wczoraj cała sytuacja nabrała innego sensu. I dziś rano poczułam, że to dla mnie szansa. Miałam już okazję porozmawiać z rodzicami i opowiedzieć im o moich planach. Byli zadowoleni moją chęcią powrotu. Już wykonali telefon do Ewy, żeby podziękować jej za zmotywowanie mnie. W ostatnim momencie udało mi się ich przekonać, aby telefon do mojej przyjaciółki przełożyli na inną godzinę. Od zawsze kochali Wellingera i Krafta, dlatego zupełnie nie jestem zaskoczona ich reakcją. Uśmiechnęłam się do ochroniarza, który wpuszczał mnie na teren obiektu. Decyzja była prosta, usiadłam na swoim standardowym miejscu i zaczęłam obserwować dopiero co rozpoczęty trening. Panowie po kolei oddawali swoje skoki i całe szczęście, żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi.
Wujek Adaś
Cześć młoda! Trochę zmieniły mi się plany, możesz podjechać dzisiaj?
Cześć wujku, oczywiście! Będę koło 17.
Pisnęłam zadowolona i szybko wystukałam wiadomość, dziękując Małyszowi. Od razu przekazałam informację mojej przyjaciółce. Rozanielona wróciłam do oglądania skoczków, aż na belce zobaczyłam Kamila. Już dawno opowiadał mi o swoim nowym kostiumie i o tym, że jako jedyny będzie posiadał nowy kolor. Nim się obejrzałam, brunet oddał swój skok. Przy każdym jego zjeździe czułam dziwną mieszankę dumy i stresu. Nie chodzi mi tylko o niepokój związany z rezultatem, ale też o wszystko co niezależne ode mnie. Kamil już przestał mi tłumaczyć tą zależność, bo nie miał już siły. A ja nie miałam zamiaru przestać się martwić.
— Dzień dobry! A ty co taka zadowolona Juleczko? — usta Ewy zetknęły się z moim policzkiem, na co się wzdrygnęłam. Blondynka objęła mnie szczelnie, co od razu odwzajemniłam.
— Hej hej! Wiesz, miałam jutro jechać do Małysza pogadać o wyjeździe. Ale plany lekko się zmieniły i mam być po treningu. Miałyście z Kamą cholerną rację, a ja nie chciałam wam jej przyznać. Ale dobrze, że mnie przekonałyście. Tylko proszę, póki co nie mów nic Kamilowi. Sama mu powiem, jak będę już pewna. — obie wygodnie układałyśmy się na siedzeniach. Głowa wylądowała na ramieniu kobiety, która czule obcałowała moje czoło. Dawno nie przeprowadzałam takich poważnych rozmów, najzwyczajniej nie miałam na nie czasu. Papiery zawsze walały się po stole w moim mieszkaniu, i to one z pracą, stały na pierwszym miejscu.
— To już wiem za co rodzice mi tak dziękowali. Dziękuję, teraz już będę spokojniejsza jak Kamil będzie jechał na turniej. Ty mu krzywdy nie dasz zrobić, co nie? — parsknęłam śmiechem pod nosem.
— Oczywiście, że nie. Zasłonię własnym ciałem i obronię nartami. — sarknęłam od razu, co nie uszło uwadze blondynki.
Nie kontynuowałyśmy już tematu, tylko wróciłyśmy do obserwowania treningu. Dziewczyna miała zrobić kilka zdjęć na Instagrama związku, czym po paru kolejkach się zajęła. Chłopaki naprawdę uwijali się na górze i nim się obejrzałam, cała ekipa zebrała się na dojeździe aby wszystko obgadać.
— Czyli mam iść do domku chłopaków, pokręcić się chwilę, zapukasz i ci otworzę? — Bilan powtarzała nasz plan. Skinęłam głową i wstałam z krzesełka. Panowie już jakiś czas temu udali się do szatni, więc i my, powoli zaczęłyśmy się zbierać.
Trochę stresowałam się reakcją brata na mój przyjazd. W końcu, sam martwił się nadchodzącym sezonem i nagle pojawiam się ja. Droga do domku zleciała zaskakująco szybko. Blondynka uśmiechnęła się do mnie ciepło, kiedy wchodziła do środka. Oparłam się o ścianę, oddychając głęboko.
KAMIL
— Byłeś niesamowity, kochanie. — uśmiechnęła się do mnie moja żona. Byłem zadowolony z moich postępów w treningach, a dodatkowa obecność Ewy dodawała mi skrzydeł. — Wam też gratuluję panowie!
— Dzięki Ewa. — powiedział Dawid. — A jak zdjęcia? Wyszły jakieś znośne?
— Myślę, że kilkadziesiąt będzie. Ogarnę je w domu i Wam powysyłam.
Chłopaki przez kolejne kilka minut zawzięcie o czymś dyskutowali, ja jednak siedziałem cicho. Razem z wiekiem stawałem się coraz spokojniejszy. I to mnie martwiło. Moja żona czasem włączała się do rozmowy, cały czas głaszcząc uspokajająco moje ramię. W pewnym momencie rozległo się potwornie głośne pukanie.
— Otworzę! — krzyknęła szybko blondynka i natychmiastowo ruszyła do drzwi. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka, przecież nic by się nie stało gdyby któryś z Nas otworzył.
— Kto przyszedł? — zagaił ciekawsko Olek. Ewa nic nie powiedziała, tylko otworzyła szerzej drzwi.
Nagle zauważyłem wysoką brunetkę, ubraną w glany i czarną kurtkę. Włosy luźno opadały jej na twarz. Dziewczyna posłała nam nerwowy uśmiech i nerwowo bawiła się palcami. Zdecydowanie byłem w szoku. W uszach słyszałem jak bije mi serca. Obraz przed oczami został lekko zamazany ale nie przeszkodziło mi to w identyfikowaniu brunetki.
— Jula. — wyszeptałem czując jak trzęsie mi się broda. Jako przykładny, starszy brat rozłożyłem ramiona i czekałem aż drobna osóbka w nie wpadnie. Objąłem ją mocno ciesząc się jej obecnością. Samotna łza spadła po moim prawym policzku.
Łza szczęścia.
Chłopaki próbowali podejść do brunetki aby się przywitać, ale nie byłem w stanie jej puścić. Tylko dociskałem ją mocniej do siebie. Złapałem wzrok mojej żony, która stała rozczulona w kącie domku. To oczywiste, że musiały to razem zaplanować. Zauważyłem jak Ewa nieśmiało wyciąga aparat i cyka parę zdjęć.
— Cześć bracie. — Julka w końcu zdecydowała się odezwać. Ucałowałem czubek jej głowy i w końcu zdecydowałem się ją puścić. — Siemka panowie!
JULIA
— Masz jechać powoli i ostrożnie, jasne? — powtórzył po raz setny brunet. Przewróciłam oczami rozbawiona, ale dalej dzielnie przytakiwałam. — I daj znać jak będziesz w domu.
— Kamil, uspokój się. Twoja siostra jest już duża i da sobie radę. Poza tym, mówiłaś coś o zakupach dla mamy, zgadza się? — rzuciła mi konspiracyjnie. Potwierdziłam szybko jej wersję, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
— Nic się nie martw, dojadę do domu i zadzwonię. Przyrzekam! A teraz, naprawdę muszę już jechać. — uśmiechnęłam się przepraszająco. Otworzyłam samochód i wrzuciłam kurtkę na tylnie siedzenie.
— Kiedy wracasz do Poznania, co? — spytał Kamil, kiedy wystukiwałam wiadomość do Adama. Obiecałam dać znać zanim będę w drodze na umówione spotkanie.
— Tak szybko się mnie nie pozbędziesz, braciszku. Spokojnie, zdążymy się jeszcze spotkać przed startem sezonu. Cześć Ewa, dziękuję za pomoc dzisiaj. — pożegnałam się sprawnie z małżeństwem i wsiadłam do auta.
Ruszyłam z parkingu słysząc pisk opon. Coraz mniej widoczna postać Kamila odbijała się w lusterku. A ja coraz bardziej zestresowana zaciskałam dłonie na kierownicy. Tak bardzo chciałam, żeby się udało.
———
Wesołych Świąt Kochani!
Volley_fan
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro