Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I. Nie w tym życiu, skarbie.

Przewróciłam oczami patrząc na stos dokumentów, leżących na moim biurku, a następnie przerzuciłam wzrok na zegarek. Jeszcze tylko 5 godzin, a potem koniec roboty przy papierkach i laptopie. Lubiłam swoją pracę, sprawiała mi ogromną satysfakcję, do czasu. Od niedawna, odnoszę wrażenie, że moją pracę można porównać do maszyny. Nadmiar pracy, nowi artyści MyMusic i fala zwolnień. Kiedy zaczynałam tutaj pracować, w wytwórni panowała prawdziwie rodzinna i przyjazna atmosfera. Każdy sobie pomagał i rzadko wybuchały konflikty. We wrześniu, zarząd zmienił się, zrobił zestawienie i zwalniał najmniej wydajnych pracowników. Mało kto chce teraz pchać się do pracy w wytwórni, skoro większość artystów może produkować muzykę w swoich domowych studiach za pomocą różnych aplikacji. Przemysł muzyczny stał się samowystarczalny, a nasza wytwórnia stała się czymś na wzór korporacji. Pukanie rozniosło się po całym pomieszczeniu, podniosłam zdezorientowany wzrok znad komputera.

— Cześć Jula, jak robota? — łysina mojego szefa pojawiła się w drzwiach, uśmiechnęłam się słabo widząc, że zdecydował się wejść do środka. Remo ostatnio rzadko bywał w firmie, brakowało tutaj jakiejkolwiek formy kontroli. Chyba, że wliczamy w to pięciu, rosłych mężczyzn w garniturach. — Dużo nowości?

— Nie wiem w co ręce wsadzić. Strasznie dużo nowych zapytań i ofert wchodzi. Jakieś nowe rejestracje na Mugo. Robię właśnie kolejne poprawki do teledysku Domina. Adi, co chwilę podsyła nowe wersje piosenki Sylwii. — nerwowy śmiech zabrzmiał w gabinecie, kiedy w międzyczasie szukałam kolejnych danych dla inwestora. — A coś się stało, Remik?

— Dzieje się, dzieje się Julka! Nowości, pachnie nowościami. Ah, nie mogę się tego doczekać. Ale wracając do powodu mojego przyjścia, chciałbym, żebyś przyszła dzisiaj, w wolnej chwili do mojego gabinetu. 

— Jasne, jasne postaram się być. Myślę, że to jakoś niedługo będzie, bo już mi się literki mnożą. Mam zabrać jakieś zestawienia albo oferty? 

— Nie, nic ze sobą nie zabieraj, po prostu przyjdź. A ja już się zbieram, nie przeszkadzam ci i niedługo się widzimy. 

Po niespełna dwudziestu minutach stałam przed dębowymi drzwiami. Dopiero wtedy zaczął ogarniać mnie lekki stres. Nie często Łupicki wzywa pracownika do gabinetu, a na dodatek nie podaje powodu wezwania. Poprawiłam włosy i zdecydowałam się zapukać. Uchyliłam powłokę i wychyliłam się zza niej delikatnie. 

— Można? — spytałam, na co Remigiusz przytaknął i wskazał na krzesło przed jego biurkiem. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę siedziska, nerwowy uśmiech zagościł na mojej twarzy a ręce zaczęły się pocić. Jego dzisiejsza prośba spowodowała mój niepokój. — Coś się stało? Inwestor zgłosił jakiś problem z dokumentami albo rozliczeniem?

— Nie, nie. Z papierologią jest jak zawsze wszystko dobrze. Jeju, Julia, cóż ... . Nawet nie wiesz jak trudno mi to powiedzieć. — jego zbolały wzrok spoczął na mojej twarzy. Nie wiedziałam o co konkretnie chodzi, ale mogłam spodziewać się najgorszego. — Wiesz, że zarząd wprowadził masowe zwolnienia, prawda? — skinęłam nieśmiało a moja ręka zaczęła bawić się przywieszką bransoletki, którą dostałam od rodziców i rodzeństwa kiedy zaczynałam mieszkać w Poznaniu. — Z ogromnym smutkiem chciałbym ci przekazać rozporządzenie zarządu, o twoim zwolnieniu. Naprawdę mi przykro Julka. 

Czułam jak krew odpływa mi z twarzy. Spuściłam wzrok na moje czarne botki, tym momencie ich czubki stały się dla mnie najciekawsze. Wzięłam głęboki oddech a na moich policzkach poczułam mokre ślady. Nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć, nie byłam przygotowana na taki obrót wydarzeń. Czułam się wewnętrznie rozbita, jakoś nie mogłam przyswoić do siebie słów wypowiedzianych przez Remika. Dawałam z siebie wszystko i poświęciłam tej pracy mnóstwo czasu, siły i zaangażowania. Wytarłam łzy wierzchem dłoni, uśmiechnęłam się słabo zabierając długopis z biurka mojego byłego szefa. 

— Jasne, rozumiem. — uśmiechnęłam się, tuszując moje załamanie. — Gdzie mam podpisać? 

— Julka, ja naprawdę nie chciałem tego zrobić, jednak wiesz, że zarząd o tym zadecydował. Jesteś jedną z najbardziej wartościowych i dochodowych pracownic w MyMusic. Podczas ostatnich dwóch miesięcy zanotowałaś duży spadek. —  nie odpowiedziałam Remikowi, wzięłam długopis z biurowego organizera i złożyłam podpis w wyznaczonym miejscu. 

— Czy coś jeszcze powinnam podpisać lub przeczytać? — mężczyzna pokiwał przecząco głową. — Świetnie, w takim razie chciałabym wziąć przysługujący mi urlop. Oczywiście, jeśli to nie problem.

— Nie ma najmniejszego problemu, to zrozumiałe, Zbierając wszystkie dni wolne wychodzi 4 miesiące, oczywiście płatne. Julia, naprawdę jest mi przykro. 

— Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć, to w końcu decyzja zarządu. — wzruszyłam ramionami wygładzając mój sweter. — Dobrze, skoro to już wszystko to idę spakować swoje rzeczy. Laptop, klucze, telefon i pilot do bramy będą na biurku. Szczęścia Remo! 

Wstałam z krzesła i udałam się do drzwi, zamknęłam je za sobą a smutek ogarnął mnie jeszcze bardziej. Dziarskim krokiem pokonałam drogę do mojego gabinetu. Kilka miesięcy temu w tej części budynku trwał remont, wtedy wszystkie rzeczy wpakowałam w pudła. Po skończeniu malowania i rozpakowaniu ich, kartony zostawiłam u siebie. I to był punkt dla mnie. Kiedy dotarłam już do siebie skorzystałam z włączonego laptopa i wysłałam pożegnalnego maila do moich znajomych z pracy oraz do właścicieli i przedstawicieli firm z którymi miałam okazję współpracować. Wylogowałam się ze wszystkich serwisów społecznościowych, aplikacji Google i tym podobnych, wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na bok. Usuwanie kont i wszelakich dokumentów zostawiłam informatykom. Oparłam głowę o zagłówek i wzięłam głęboki oddech. Czułam jakby świat zwalił mi się na głowę. Idealna końcówka roku. Kocham listopad. Podeszłam do szafy, żeby zabrać pudła i zaczęłam pakowanie. Nie było ich zbyt dużo, bo kiedy rozpakowywałam je po remoncie, dokonałam ogromnej selekcji. Wszystkie zdjęcia, kwiatki, kubki i typowo biurowe rzeczy wylądowały w kartonach. 

— To co Jula? Lecimy na kawkę? — Kama wparowała do pomalowanego na biało pomieszczenia. — A ty co? Szczęścia szukasz czy chłopaka? -uniosła brwi.

— Miodu w dupie, a nie. Czy ty w ogóle sprawdzałaś pocztę? — spojrzałam na nią uważnie. – I odezwała się ta co se chłopaka znalazła.

— Tak w ogóle, kiedykolwiek to sprawdzałam. A coś się stało? 

 — A wiesz, nic wielkiego. Zwolnili mnie. — zsunęłam się po drzwiach szafy i zrezygnowana oparłam o nie głowę. - Ja nie wiem co mam zrobić, Kama. 

— Spokojnie, słońce. Poradzimy sobie. — powiedziała przyjaciółka siadając obok mnie. Po chwili przyciągnęła do siebie i objęła mocno. Za to uwielbiam Wasylik, jest ze mną zawsze. Znamy się od przedszkola, kiedy to stanęła w mojej obronie jak Wiktor rzucił we mnie klockiem. — A do kiedy pracujesz?

— W sumie chcę dzisiaj zabrać rzeczy, bo mam cztery miesiące wolnego, a potem już chyba nie wracam. Wszystkie połączenia zostały przekierowane do Marzeny, więc do roboty nic tu nie mam. Chciałabym pojechać do rodziców, więc najprawdopodobniej spakuję się i pojadę do Zębu. Tak dawno ich nie widziałam.

— Bardzo dobry pomysł, idealny wręcz! Może poznasz jakiegoś górala spod samiuśkich Tater, co ty na to? I będziesz moim prywatnym dilerem oscypków.

— Oj Kama, a ty jak zwykle próbujesz mnie wyswatać. Posiedzę trochę z rodzicami, z Ewką i na pewno wpadnę do Ani. Chciałabym coś wymyśleć jak tam będę, ale nie wiem co z tego będzie. A ty przypadkiem też nie masz rodziny w górach?

— Psujesz atmosferę. Julka, a nie myślałaś, żeby znowu pojechać z chłopakami na zawody? — zaproponowała brunetka nieśmiało. Szybko przeniosłam na nią swój wzrok, żeby odczytać zamiary dziewczyny. Wiedziałam, że chce dobrze ale z drugiej strony uważałam to za nie najlepszy pomysł. Chciałam poukładać sobie wszystko w głowie, a tam powstałby jeszcze większy bajzel. Żałuję, że nie pozamykałam paru spraw ale nie czuję się na to gotowa. 

— To nie jest chyba najlepszy pomysł. Ja wiem Kama, że chciałaś dobrze ale nie czuję się jeszcze gotowa. Naprawdę, strasznie bym chciała znowu poczuć tą atmosferę i doświadczyć tej adrenaliny przed zawodami, ale nie to chyba nie jest odpowiedni moment. — westchnęłam ciężko opierając głowę na jej ramieniu. 

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale z co niektórymi nie macie kontaktu od 4 lat albo i dłużej, to szmat czasu! A przede mną nie ukryjesz tego, że za nimi wszystkimi tęsknisz. — poruszyła się niespokojnie. — Spójrz na mnie, proszę. — uniosłam głowę wedle jej prośby. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię to nie da mi spokoju i cały czas będzie mi udowadniała swoją rację. — A szczególnie brakuje ci jego, prawda? 

— Owszem tęsknię za nimi. Na pewno skorzystam z okazji jak będzie konkurs w miarę blisko to na niego pojadę ale nie jestem gotowa na spędzenie z nimi tak dużej ilości czasu. Kiedyś nadejdzie taki moment, że stanę z nimi wszystkimi twarzą w twarz i będę w stanie siedzieć z nimi cały sezon.

— Dalej nie odpowiadasz na moje pytanie, zdajesz sobie z tego sprawę? Czemu unikasz odpowiedzi, Stoch no proszę cię. — brunetka podniosła brew zabierając się za pakowanie moich rzeczy. Jej badawcze spojrzenie będzie mi się śniło do końca życia. — Julka, powiedz co jest.

— Tęsknię za nim. Co mam ci powiedzieć? Wiesz, że nasza relacja była na zaawansowanym poziomie i po prostu mi go brakuje. Ale nic już z tym nie zrobię, gdybym go teraz spotkała nawet nie miałabym pojęcia o czym z nim rozmawiać. Wiesz ile zmieniło się od tego czasu? A teraz choć, bierzemy się bo chcę mieć to za sobą. 

Zabrałam kilka kartonów i zaczęłam opróżniać szuflady mojego biurka. Niepotrzebne rzeczy od razu lądowały w koszu, a reszta w pudłach, których przy drzwiach przybywało. Kama w tym czasie skończyła ogarniać szafki i zaklejała ostatnie pudła. Rzuciłam jej klucze do samochodu, żeby mogła wynosić rzeczy a ja w ostatnim momencie krzyknęłam, że zaraz do niej dołączę. Jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko jest spakowane i odłożyłam na ladę wszelką elektronikę, klucze, piloty do wytwórni, spędzając ostatnie chwile w moim biurze. Założyłam kurtkę, zabrałam trzy pudła i raz na zawsze opuściłam mury MyMusic. Podeszłam do bagażnika zapakowując ostanie rzeczy i podeszłam do przyjaciółki:

— Bardzo ci dziękuję za pomoc, gdyby nie ty to dalej tkwiłabym w tym bałaganie. Jesteś najlepsza, Kama. — przyciągnęłam ją do siebie i objęłam mocno brunetkę, ta tylko odwzajemniła uścisk i zaśmiała się pod nosem.

— Nie ma za co. A teraz wsiadaj, zabieraj rzeczy i jedź do rodziców. Tylko daj znać jak dotrzesz na miejsce. — rzekła otwierając mi drzwi do mojego Citroëna. Usiadłam na miejscu kierowcy i z wdzięcznością spojrzałam na dziewczynę.

— Kocham cię wiesz?

— No jakoś tak wyszło, tylko nie wiem co na to Janek. Jedź ostrożnie, tak? — zasalutowałam, a brunetka zamknęła drzwi samochodu.

Zapięłam pasy i po raz ostatni zerknęłam na tylne siedzenia, aby sprawdzić, czy na pewno zabrałam wszystko co należy do mnie. Bałam się, bałam się najbliższej przyszłości. Z dnia na dzień straciłam pracę bez planu B. Jedynym miejscem o którym pomyślałam był mój rodzinny dom, jestem przekonana, że tam będę mogła się zregenerować i nabrać dystansu do całej sytuacji.

○○○○○○○○○○

Naciągnęłam czapkę i zadarłam głowę, skanując drewniany dom, który niedługo zostanie pokryty grubą warstwą śniegu. W głębi serce byłam szczęśliwa, że po dwóch miesiącach nieobecności mogę tutaj wrócić. Chwyciłam z klamkę samochodu, pozwalając wyjść brązowemu pieskowi. Wyjęłam walizkę, torbę przewiesiłam przez ramię a w drugiej ręce trzymałam smycz z zapiętym psem. Ruszyłam w stronę wejścia, próbując bez większych uszczerbków dotrzeć do środka. Kiedy przekroczyłam próg, odpięłam psa, który i tak przycupnął obok mnie. Bagaże wylądowały w koncie korytarza, zdjęłam kurtkę oraz buty po czym poszłam do salonu w akompaniamencie tupotu łapek Fado. Zerknęłam na tatę, który skupiony oglądał powtórkę programu kabaretowego. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam do kuchni, byłam pewna, że tam znajdę mamę. Kobieta uwielbiała gotować i trzeba przyznać miała do tego dryg. Oparłam się o kuchenną wyspę ,czekając aż blondynka odwróci się w moją stronę a wiedziałam, że może to trochę potrwać. Kuchnia to azyl mamy, a gotowanie jej pasja, sposób odcięcia się od wszystkiego. Rozglądałam się po pomieszczeniu, chcąc upewnić się czy aby na pewno nic tu się nie zmieniło. Dalej te same, białe ściany, szare płytki ułożone na podłodze. Po prawo od wejścia zamontowane białe szafki, białe marmurowe blaty i w takim samym kolorze wyspa po środku kuchni z trzema hokerami. Po lewo od drzwi stał ogromny kredens gdzie mama poupychała wszystkie swoje rzeczy.  Nie upłynęło dużo czasu a blondynka odwróciła się w moim kierunku, wzdrygnęła się i zdzieliła mnie ścierką. Zaśmiałam się cicho i ruszyłam do niej. 

— Oj dziecko! Nie robi się tak starej matce, chcesz, żebym umarła czy co? — potrząsnęła lekko za moje ramiona. — Julcia, czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?

— Spontaniczny wypad, mamo. W połączeniu nagłym przypadkiem i długą historią, zdecydowanie dzisiejszy dzień jest do dupy.

— Uuu, to brzmi źle i to bardzo. — zmarszczyła brwi i oparła głowę na moim ramieniu. — Spontan, nagły przypadek i długa historia to okropne połączenie, czekam aż mi to wszystko opowiesz.

— Oj! No wiesz ty co! Ty też przeciwko mnie? — spojrzałam na kobietę z politowaniem. — Może ja jednak wrócę do tego Poznania.

— A może jednak nie świruj i siadaj, co? Herbaty?

— Poproszę, ale jeszcze skoczę do samochodu po resztę walizek. Ty w tym czasie zrobisz herbatkę i pogaduchy? 

— A ty to ojca widziałaś w ogóle? — rzuciła przez ramię, podchodząc do kuchenki. Wyjęła żaroodporne naczynie z pieca, postawiła je na podkładce i znów odwróciła się w moją stronę. W głębi serca poczułam się spokojniej kiedy przyjechałam do domu. To co w Poznaniu, zostało w Poznaniu.

— Siedział na kanapie jak wchodziłam i coś oglądał. Chyba nawet nie słyszał otwierania drzwi. — zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów. 

— Co za dziad jeden, by go złodzieje razem z kanapą wynieśli. — burknęła pod nosem wyciągając z szafki talerze. — Jesz kolację? Głupie pytanie, oczywiście, że jesz. Schudłaś w tym Poznaniu jak nie wiem co, połowy cię nie ma dziecko. — co racja to racja, zatraciłam się w obowiązkach i nie miałam mnóstwo czasu na jedzenie. To fakt, zdecydowanie powinnam jeść więcej. — Bronek, kolacja!

Przyłożyłam palec do ust, pokazując mamie aby nic nie mówiła o moim przyjeździe dopóki tato mnie zauważy, ta tylko machnęła ręką na znak zgody. Odchyliłam się na oparcie i posadziłam Fado na moich kolanach aby nie rzucał się mocno w oczy, chociaż jako czekoladowy lablador i tak był widoczny. Moja rodzicielka uśmiechnęła się tylko nieznacznie i postawiła naczynie z parującą zapiekanką.

— Pachnie wyśmienicie Krysiu, a ile dla mnie będzie do jedzenia! — krzyknął ojciec wchodząc do kuchni. — Porcji jak dla wojska, ktoś do nas przychodzi? — mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu na chwilę zatrzymując na chwilę wzrok na mojej osobie. — Cześć Julcia. — zmarszczyłyśmy brwi z mamą zauważając, że tata nie zwrócił większej uwagi na mój przyjazd. — Jezu dziecko moje przyjechało!

— Cześć tato! — podeszłam do mężczyzny z ogromnym uśmiechem dalej trzymając szczeniaka na rękach. Czułam się spokojnie wiedząc, że z pomocą rodziców będę w stanie znaleźć sensowne rozwiązanie.

— Zapraszam do stołu! Później znowu będziesz Bronek narzekał, że zimne jesz. — burknęła mama, zajmując miejsce przy stole nakładając posiłek na talerz taty. 

— Choć dziecko, usiądziemy i opowiesz nam wszystko. — ojciec objął mnie ramieniem prowadząc nas w stronę naszych miejsc. 

— No i właśnie dlatego, jestem w domu. — wyznałam osuwając się lekko na krześle, kiedy skończyłam streszczać dzisiejsze wydarzenia. Posłałam mamie krótkie spojrzenie aby sprawdzić jej reakcje, następnie robiąc to samo w przypadku taty. Obydwoje siedzieli wgapiając się w swoje talerze. 

— I co chcesz zrobić w takiej sytuacji? — głos zabrała moja rodzicielka, na co ja wzruszyłam tylko ramionami. — Ale chcesz zostać w Poznaniu?

— Nie, zdecydowanie nie. Chciałabym być bliżej was. Muszę to wszystko przemyśleć, spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Ja... . — zrobiłam przerwę kiedy dzwonek do drzwi dotarł do moich uszu. 

- Czekaj chwilę Julcia, ja skoczę szybko otworzyć drzwi. —stwierdziła mama, głaszcząc moje ramię. Kiedy wyszła z kuchni dało się za nią słyszeć tupot łapek Fado.  

— Cieszę się, że przyjechałaś. — spojrzałam na rozczulonego mężczyznę. — W końcu wszyscy będziemy razem. — tym razem znów nie miałam możliwości wypowiedzenia się. 

— Jest tata? Przywiozłam mu te kombinerki, które ostatnio zostawił. Kamil kazał przywieźć.  — usłyszałam głos z korytarza. Uśmiechnęłam się szeroko, zdając sobie sprawę jak mi go brakowało. Przeprosiłam tatę i udałam się do pomieszczenia z którego słyszałam odgłosy.

— Cześć Ewa. — oparłam się o ścianę w przedsionku i cierpliwie czekałam aż kobieta zdejmie kurtkę i buty.

— Hej słoneczko, dobrze cię znowu widzieć. — blondynka podeszła aby mnie uściskać. Odwzajemniłam przytulenie, cieszyłam się, że znowu widziałam Ewę. 

— W najbliższym czasie będziemy widywały się trochę częściej. — posłałam jej niepewny uśmiech.

— Dziewczynki, może pójdziecie do salonu usiąść, co? A ja zrobię kakao. — zaproponowała mama, na co od razu przytaknęłyśmy.

Udałyśmy się do pomieszczenia gdzie od razu dołączył do nas tata, krzycząc, że właśnie trwa powtórka pierwszej seria ostatniego konkursu. Zajęłam miejsce obok mojej bratowej, układając się wygodnie na kanapie. Kobieta pogładziła uspokajająco moje ramię, za co podziękowałam jej delikatnym uśmiechem. Spojrzałam na ekran telewizora, dostrzegając tam twarz Dawida, który rozmawiał ze sztabem. Mój dzisiejszy humor poprawił fakt, że mój brat zalicza coraz większe postępy w rehabilitacji. Jego zmianę w postawie, nastawieniu i samych skokach dało się zauważyć a jako młodsza siostrzyczka swojego ukochanego braciszka, każdy jego najdrobniejszy uśmiech sprawiał mi ogromną radość. Przez resztę konkursu z zapartym tchem obserwowałam wyniki, które podświetlały się na pierwszym miejscu. Kiedy skoczył zawodnik numer 50 z wczorajszych kwalifikacji, odetchnęłam z ulgą wiedząc, że chłopaki kwalifikują się do następnej serii. Poczułam szturchnięcie w ramię na co odruchowo spojrzałam w stronę Ewy, która dyskretnie skinęła na telewizor. Popatrzyłam na niebieskie tęczówki, które kiedyś były moimi ulubionymi. Przeszedł mnie dreszcz na samo wspomnienie, a mała, samotna łza spadła na mój policzek. Ramię blondynki siedzącej obok, mocno przyciągnęło mnie do niej. Byłam wdzięczna za wsparcie. Powtarzałam w głowie jak mantrę "Leć Andi, leć", potrząsnęłam głową zaszokowana jak wszystko wróciło, bo kilka lat temu stałam pod skocznią robiąc dokładnie to samo. Wskaźnik wyświetlił odległość 131,5 metra na co przestałam zaciskać dłonie w piąstki i starłam łzę. Dopiero teraz zauważyłam, że mama dołączyła do nas jakiś czas temu z kubkami gorącego kakaa. Podziękowałam jej i wzięłam łyk napoju, w międzyczasie moja rodzina plotkowała o wszelkich nowinkach w okolicy i zmianach, które zaszły w ich życiach podczas mojej nieobecności. Ja siedziałam spokojnie tylko przysłuchując się rozmowie do momentu rozpoczęcia drugiej serii. Wtedy Fado przydreptał do nas, wszedł na kanapę i wpakował się na moje kolana. Głaskałam psiaka obserwując jak dobrze bawią się kibice w Klingenthal. Pierwsze trzy oddane skoki poszły gładko i bez żadnych zakłóceń. Skoki oddawane przez naszą reprezentację dzielnie komentował mój tata, po mimo faktu powtórki zawodów. Panowie mieli szansę na walkę o wysokie lokaty. Znów zaczynamy liczyć się w stawce.  W pokoju przed skokiem Pawła zapanowała cisza, nawet Fado, który smacznie spał na moich kolanach obudził się na tą chwilę. Ewa ścisnęła moją dłoń więc aby okazać jej wsparcie odwzajemniłam gest. Sama wewnętrznie umierałam z nerwów. Chłopak odepchnął się od progu i jechał wzdłuż zeskoku, myślałam, że trwa to wiecznie. Brunet był w powietrzu mijając czerwoną linię a następnie tą w kolorze zielonym. 120 metry wyświetlone na tablicy, wywołały wybuch zawodu w naszym domu. Zaraz po tym jak przy długości skoku pojawiła się cyferka z wynikiem.

do:Kamilek

Cześć braciszku, bardzo Cię kocham.

Chciałam aby poczuł się doceniony. Z racji tego, że jestem najmłodsza z naszego rodzeństwa zawsze chciałam z któregoś z nich czerpać przykład. Cóż, padło na Kamila, ale tego nigdy nie będę żałować. On zawsze dużo pracował, ćwiczył i analizował, żeby z dnia na dzień stawać się coraz lepszym. Mimo to, był w stanie wygospodarować dla nas chwilę aby po prostu z nami pobyć. Zawsze byłam pod wrażeniem jego organizacji i zapału, a także jego miłości do nas. Dalsza część konkursu przebiegła bez problemowo.  Największe emocje jak zawsze zaczęły się razem z najlepszą 10. Paweł z każdym skokiem spadał lokatę niżej aż w końcu wylądował w drugiej dziesiątce. Ostatni skok i znów Wellinger siedzi na belce, a ja znów bawię się z nerwów bransoletką. Ugh, co ze mną jest nie tak?  Koniec końców blondyn skoczył 132,5 metra, o metr mniej niż w założeniu co przeszkodziło mu w drodze do zwycięstwa. Krzyknęłam do rodziców, że idę do łazienki i wspięłam się po schodach aby dotrzeć do swojego pokoju. Z naszej czwórki trafiła mi się najmniejsza sypialnia, jednak nigdy na to nie narzekałam. Była dla mnie po prostu idealna. Trzy ściany były pomalowane na biało, a w ta na przeciwko drzwi pokryta była oknami na całej długości. Po prawo stało wielkie, wygodne łóżko na którym leżało dużo poduszek a obok biały stolik nocny. Po lewo mieściła się szafa i biurko, które wraz z czasem przemieniłam w toaletkę.  Na końcu ściany, pewnego dnia razem z Kamilem powiesiłam zdjęcia, które potem oświetliliśmy lampkami w ciepłym kolorze. Parapet przy oknach tworzył długie siedzisko, na którym jako nastolatka spędzałam mnóstwo czasu. Byłam wdzięczna tacie, że przyniósł moje walizki na górę. Nie miałam siły się dzisiaj rozpakowywać, dlatego otworzyłam tą w której miałam potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Zmyłam makijaż, wzięłam prysznic i ubrałam się w piżamę. Byłam naprawdę zmęczona dzisiejszym dniem, a kolejne dni przyprawiały mnie o dreszcze. Chciałam dać sobie na wstrzymanie, żeby jutro na spokojnie mogła o wszystkim pomyśleć. Wróciłam do siebie gdzie przy samych drzwiach czekał na mnie Fado, pogłaskałam szczeniaka, który grzecznie za mną dreptał. Gdy uchyliłam drzwi do sypialni, ujrzałam siedzącą na parapecie Ewę. Uśmiechnęłam się do blondynki i od razu pognałam zająć miejsce obok niej.

— Dobrze, teraz opowiadaj co cię do nas sprowadza Juleczko. — kobieta przykryła mnie kocem a ja oparłam się o jej ramię. Moja bratowa jako jedyna miała przywilej nazywania mnie Juleczką, co zapoczątkowała po raz pierwszy pojawiając się w naszym domu. Miałam wtedy 10 lat, mama plotła mi warkocze a ja siedziałam obrażona na cały świat. No bo jak to mój brat może mieć dziewczynę?! Byłam bardzo ostrożna względem Ewy i śledziłam każdy jej ruch odkąd przekroczyła próg domu. Zdecydowanie nie miałyśmy łatwego początku. Kamil wtedy spędzał z nami mniej czasu, swoją uwagę skupiał na dziewczynie. Kiedyś było mi przykro z tego powodu, bo każdą najmniejszą chwilę spędzałam z bratem, teraz kiedy o tym myślę jest mi głupio. Wszystko zmieniło się kiedy Ewa zabrała mnie na babski wypad, zrozumiałam wtedy, że tak jak mi zależy jej na szczęściu Kamila tak jak mi. Wtedy odnalazłam w niej sojusznika.

— Zwolnili mnie z pracy, mam cztery miesiące wypowiedzenia i przyjechałam zastanowić się co dalej. Na pewno chcę wrócić tutaj, do was, do domu. Nie mam zamiaru szlajać się po Polsce. 

— Czyli masz cztery miesiące luzu. Wiesz, Kamil na pewno bardzo by się ucieszył gdybyś zdecydowała się go wspierać jak dawniej. Szczególnie, że nie zostało mu dużo czasu w reprezentacji. — kobieta nachyliła się, żeby wyraźnie móc widzieć moją twarz.

— Chciałabym nawet bardzo, ale nie wszystkie sprawy z chłopakami zostały doprowadzone do końca i zastanawiam się czy atmosfera nie byłaby zbyt napięta. 

— Pamiętaj słoneczko, że wszystko da się wytłumaczyć i wyjaśnić w każdym momencie. Może czasem, taka przerwa jest potrzebna, żeby wszystko przemyśleć i nie palnąć jakiejś głupoty. I proszę mnie tu nie ściemniać, bo przestałaś jeździć z chłopakami nie dlatego, że pokłóciłaś się z chłopakami tylko z Andreasem.

— Przed tobą nic się nie ukryje, prawda? — spojrzałam uważnie na bratową. Bilian traktuję jak drugą mamę. Jest między nami 12 lat różnicy, jej perspektywa niekiedy mocno różni się od mojej ale zawsze znajdujemy rozwiązanie. Uwielbiam przebywać w jej towarzystwie, podobnie jak wielką radość sprawia mi przyglądanie się relacji jej i Kamila. Są parą z wieloletnim stażem a mimo to dalej zachowują się jak para zakochanych nastolatków. Cieszę się, że stworzyłyśmy tak mocną więź między sobą.

— Nie w tym życiu, skarbie. — poczochrała moje włosy. -— A teraz proszę mnie przepuścić. — odsunęłam się od niej tak aby spokojnie mogła wstać. Patrzyłam jak podchodzi do toaletki i z jednej z  szuflad wyciąga fioletowe pudełeczko. Stanęła przy parapecie i wyciągając w moją stronę opakowanie. — Przypomnij sobie dlaczego tak kochałaś jeździć z Kamilem na zawody. Leć już spać, jesteś zmęczona. Powiem rodzicom, że już się położyłaś. Dobranoc Jula. — nachyliła się i ucałowała moje czoło. — Kocham cię dzieciaku.

— Ja ciebie też. I to bardzo. Dobranoc Ewa. — pomachałam blondynce stojącej przy drzwiach. Ta uśmiechnęła się czule i opuściła sypialnie. 

Zaświeciłam lampkę nocną, ułożyłam poduchy na parapecie i wpakowałam się pod ciepłą kołdrę. Między palcami obracałam pudełko, które zostało odkopane w otchłani mojej toaletki. W końcu, gdy zdecydowałam się je otworzyć, moje oczy spostrzegły srebrny łańcuszek z przywieszką skrzyżowanych ze sobą nart. To wisiorek, który dostałam od Wellingera na 21 urodziny. Wyjęłam biżuterię z pudełka, a po chwili zapięłam ją wokół szyi. Ostatni raz nosiłam wisiorek przed kłótnią z Andim, teraz aby przywołać te najlepsze wspomnienia postanowiłam założyć go ponownie. Tęskniłam za chłopakami, za atmosferą, za wygłupami, za każdym najmniejszym szczegółem. Wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, przez co uczucie tęsknoty zostało wzmożone. Pod wpływem chwili, wzięłam telefon i wybrałam numer do wujka Adama.

do: Wujek Adaś

Dobry wieczór wujku, bardzo przepraszam, że przeszkadzam ale mam pytanie. Przyjechałam do rodziców. Możemy się spotkać?

Na odpowiedź od Małysza nie musiałam długo czekać, on zawsze był pod telefonem aby wszystko wiedzieć na bieżąco.

do: Jula Stoch

Widzimy się pojutrze młoda! Rano napiszę co i jak.

Spojrzałam na psa uśmiechając się jak głupia, a ten pytająco przechylił pyszczek. Mam nadzieję, że nie będę żałowała swojej decyzji.

○○○○○○○○○○

Pisałam, pisałam aż w końcu napisałam. Ta książka doczekała się swojej poprawki, która mam nadzieję przypadnie Wam do gustu. Rozdział niesprawdzony. Zachęcam do gwiazdkowania, komentowania i dodania książki do swojej biblioteki, ponieważ wracam na to konto z aktywnością.

Buziaki
Volley_fan
Ig|volle.yfan 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro