Rozdział 2
Viola po odwróceniu się na pięcie odszedła, zostawiając mnie samemu w szarym korytarzu. Wokół nie było zbyt wielu osób, właściwie widziałem może jedną pod drodze tutaj.
Przełożyłem rzeczy do jednej ręki i złapałem za klamkę. Drzwi się uchyliły, a ja zajrzałem do pomieszczenia.
W pokoju były dwa łóżka ustawione po przeciwnych stronach pokoju. Te po lewej było zajęte przez śpiącego chłopaka, zwróconego twarzą do ściany.
Wszedłem powoli do środka rozglądając się. Było tu nijako. Rzadkiego akcentu na białych ścianach, jedynie okno na plac na którym też w sumie było szaro.
Położyłem swoje rzeczy na materacu i zrobiłem dwa kroki by stanąć przy oknie. Kraty.
- Wypad - nagle usłyszałem mruknięcie. Spojrzałem w bok na mojego nowego współlokatora, który nie ruszył się nawet o milimetr - Nie powtórzę, a jak do ciebie wstanę będziesz tego żałował - warknął.
Odwróciłem się w jego kierunku i wpatrywałem w jego plecy naprawdę czekając aż wstanie.
- Jeżeli do ciebie nie docier-
Urwał siadając na łóżku, ale zatrzymał się przed postawieniem nóg na podłodze. Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę.
- Zgubiłeś się tu blondie? - uniósł jedną brew, a ja pokręciłem głową i zignorowałem przezwisko - W każdym razie, to mój pokój i-
- Nasz - przerwałem mu, na co zmarszczył brwi, ale trudno określić czy przez to co powiedziałem czy przez to, że wszedłem mu w słowo - I nie chcę się spierać. Ja będę po swojej stronie pokoju, ty po swojej bez wchodzenia sobie w drogę - powiedziałem podchodząc do łóżka. Ze złożonych ubrań wybrałem bluzę i spodnie, by w końcu móc zdjąć z siebie ten kombinezon.
Nie zwracając uwagi na chłopaka siedzącego za mną, pociągnąłem suwak w dół, wychodząc z szarego, nieprzyjemnego materiału i wkopując go pod łóżko. Na szczupłe nogi i bokserki wciągnąłem ciemne spodnie, na górę zakładając czarną bluzę z kieszenią z przodu, w której schowałem dłonie.
Zerknąłem przez ramie na bruneta obserwującego mnie uważnie brązowymi oczami.
- Przedstawienie skończone - powiedziałem, a on spojrzał w bok, by ostatecznie opaść znów plecami na materac i zawinąć się w koc.
Przeczesałem palcami włosy rozglądając się po pokoju. Przełożyłem ubrania na mały stolik obok łóżka, zastanawiając się co mogę robić tu przez następne półtorej roku.
Podszedłem do drzwi naciskając klamkę i wychodząc z pokoju, zostawiając mojego nowego kolegę w środku. Szedłem powoli korytarzem starając się poznać nowe miejsce. Opuszkami palców przesuwałem po ścianie, wzdłuż której szedłem. Minął mnie chłopak, właściwie dzieciak, spoglądając na mnie spode łba. Czyli ten ośrodek był dla chłopców, dziewcząt i jeszcze dzieciaków.
Przystanąłem widząc mężczyznę niosącego karton i starającego się otworzyć drzwi łokciem. Powoli przesunąłem wzrokiem po jego szczupłym ciele, zatrzymując oczy na długich ciemnych włosach i ostro zarysowanej szczęce. Podszedłem do niego, otwierając mu drzwi. Zerknął na mnie i uśmiechnął się.
- Dzięki. Mam jeszcze dwa kartony, może-
Urwał, gdy ruszyłem przed siebie ignorując go. Nie trafiłbym tu, gdybym był miły.
Wszedłem do sali dziennej, spoglądając na siedzące dzieciaki. Przy jednym ze stolików, dwójka grała w skrable, na kanapie siedziała dziewczyna czytająca książkę. Nie spodziewałem się, że będzie tu tak spokojnie.
Po procesie, trafia się do tak zwanej „poczekalni". Przez dzień lub dwa czeka się w niej aż przydzielą cię do zakładu poprawczego. Tam inne dzieciaki, które już były w kilku zakładach, przekrzykiwały się jak tam jest albo straszyły mnie jako nowego. Jednak tu było całkiem inaczej.
Z westchnieniem opadłem na kanapę obok brunetki, która nawet nie oderwała wzroku od stron książki.
Więc to tak mam czekać na swoje osiemnaste urodziny? Siedząc i się nudząc?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro