1.
- Dlaczego muszę być to ja? - Z moich oczu płynęło coraz to więcej łez. Leciały jak wodospad, który nigdy się nie kończy.
Całe życie byłem prześladowany przez rówieśników. Od podstawówki miałem nadane miano geja, przez mój styl ubierania się i przez farbowane włosy.
Może też zacząłem tak myśleć i nim właśnie zostałem. Nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela, ani przyjaciółki. Zazdrościłem tym wszystkim, którzy w piątek radośnie w grupach wychodzili ze szkoły i szli na melanż, żeby przez sobotę leczyć kaca. Ja upijam się sam. Rodzice od samego początku, nie zajmowali się mną dobrze. Ciągłe kłótnie i wyzwiska. Kiedy mama dowiedziała się, że jestem homoseksualistą, wykrzyczała mi prosto w twarz, że nie ma zamiaru wychowywać syna pedała i tak po prostu się wyprowadziła zostawiając mnie i ojca.
Nigdy nie kochała mnie, ani taty. Tylko narzekała i rządziła się wszystkimi. Przez nią nie znoszę kobiet. Są dwulicowe i straszne.
Chciałbym mieć do kogo się przytulić, powiedzieć, że go kocham, czy zatopić jego włosy w moją rękę i pociągać za ich końce. Rysować szlaczki na jego ciele i podziwiać godzinami widocznie zarysowany sześciopak. Taa... marzenia. Miałem ostatni wariant - skoczyć i mieć z głowy te wszystkie problemy, czy iść do szkoły i zacząć wszystko od nowa.
Ta decyzja będzie trudna...
*
Może i dałem mojemu "życiu" jeszcze jedną szansę, ale nie miałem ku temu większych powodów do szczęścia.
Od razu po powrocie dostałem opierdol od ojca, czemu mnie tak długo nie było i czy jestem na tyle poważny, że wracam tak późno. Po głowie też mi się dostało, ale z czasem przyzwyczaiłem się do tego. Z resztą jakby nie patrzeć zasłużyłem sobie na to. Miałem tylko dwa dni na spakowanie się i opuszczenie tego domu. Ojciec dostał pracę w Seulu, więc tam się przeprowadzamy. Czy będę tęsknić za Daegu? Racze nie. Nic mnie tu nie trzyma, przynajmniej teraz.
*
- Taehyung zejdź na dół wyjeżdżamy! - Krzyknął mój ojciec. Ostatni raz obejrzałem cały swój pokój i westchnąłem, biorąc w dłonie ostatni karton, schodząc na dół.
- I jak gotowy? - Mój ojciec wydawał się być nad zwyczaj miły. Może właśnie to ta przeprowadzka dodawała mu tej euforii.
- Taa... - Powiedziałem od niechcenia i włożyłem karton do samochodu transportowego, który stał na podjeździe.
- Wsiadaj do samochodu. - Wskazał ręką na swojego brązowego Seata.
Na szczęście nie był to głos jakiś groźny czy opryskliwy. Był bardziej łagodny i spokojny.
Zrobiłem to co mi kazał, a w moich uszach już znajdowały się słuchawki, a z nich leciała spokojna i piękna muzyka Michaela Jacksona.
- Czeka nas długa podróż, prześpij się. - Powiedział, następnie odpalił samochód i ruszył prosto do Seulu.
*
Nowy dom w innym mieście, nowe otoczenie i nowi ludzie. Nikt nie wie kim byłem, tam w Daegu. Powinienem wyrobić sobie nową, lepszą opinię. Ale czy to wystarczy, żeby zmienić moje dotychczasowe życie? Nie jestem pewien czy dłużej jeszcze pociągnę i czy w ogóle dam radę.
Świat już dawno stał się dla mnie szary, ponury i pozbawiony kolorów. Nie czerpię z życia żadnej radości, samo cierpienie i ból. Nic mi się nie chce, a na dodatek źle ostatnio sypiam.
To nie pojawiło się tak od razu. Jeszcze zanim poznałem Sungwoona, wszystko się popaprało. Brak miłości od drugiej osoby, zero zainteresowania. Ciągły stres i kłótnie. Chociaż raz chciałbym być zauważony, przez drugiego człowieka.
*
Dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole. Co z tego, że jest połowa września. Uczniowie dopiero co zaczęli chodzić do szkoły, więc o zaległości w nauce nie musiałem się martwić. Budynek znajdował się dwie przecznice dalej, więc miałem niedaleko.
- Wychodzę. - Powiedziałem jak zawsze, tym samym pozbawionym jakichkolwiek emocji, smętnym głosem.
- Wróć na kolację. Nigdzie się nie pałętaj. - W jego głosie mogłem usłyszeć odrobinę troski.
Starał się zmienić i to widać. Nie zawsze mu to wychodziło, potrafił być straszny jak się wścieknie, ale z reguły to wszystko przeze mnie. Ja doprowadzałem go do skraju wytrzymałości. Mu nerwy puszczały i mi się obrywało, ale sam byłem sobie winny.
- Nie czekaj na mnie z jedzeniem. - Ignorując jakąkolwiek odpowiedź po prostu wyszedłem z domu i zacząłem kierować się do nowej szkoły.
Przez ten tydzień pobytu tutaj mogę śmiało stwierdzić, że jest tu więcej ludzi i dużo hałasu. Nie lubię ludzi. Po co w ogóle żyją? Marnują tylko tlen i przeszkadzają zwierzętom. Ludzi często porównuje się do zwierząt, na przykład "świnia", "małpa", a nawet "kotek". Lecz my jesteśmy takim okropnym gatunkiem, że nie powinnyśmy się porównywać w najmniejszym stopniu do tych biednych zwierzątek. One są przecież mądrzejsze od nas. Nie sprawiają tyle kłopotów co rasa ludzka.
Chciałbym wieść normalne życie. Takie, które będzie szczęśliwe. Jeżeli słowo "szczęście" istnieje w moim przypadku. Móc na kimś polegać i mieć pewność, że się na tej osobie nie zawiodę.
Książkę zaczęłam pisać w czerwcu 2019, miałam przerwę w pisaniu na wattpadzie ale teraz mam trochę czasu, dlatego powracam na wattpada❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro