Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

×4×

Ten rozdział juz był. Ale nagle zauważyłam w nim dużo rzeczy, które pozmieniałam. Miłego czytania; D
×

Zwłoki znaleziono, na ciele kobiety było widać ślady, że ktoś ją musiał nieść. Czyli nie żyła, ktoś musiał ją zabrać z miejsca śmierci.
*
Siedziałem popijając herbatę w domu przy Baker Street 221b. John miał się pojawić w ciągu kilkunastu minut. Byliśmy umówieni z klientami, którzy mają dość ciekawe sprawy.

W drzwiach pojawił się Watson.
- Jak Ci minął dzień? - Zapytał, zapewne myśląc, że mu odpowiem. Jakoś nie miałem ochoty mu odpowiadać.
John przewrócił oczami.
- Herbaty? - Do salonu weszła pani Hudson.
- Tak, poproszę. - Uprzejmie mruknął John.
Popatrzyła raz na mnie, a raz na kubek z herbatą, który trzymałem w ręce.
- Zapomniałabym, klient czeka przed wejściem, poprosić go? - Zapytała z entuzjazmem.
- Tak - odparłem.

Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł mężczyzna. Miał koło lat czterdziestu. Status związku - wolny. Choć kobiety za nim szaleją, on nie chce mieć nikogo na dłużej.

- Dzień dobry- Popatrzył się na mnie. - Przyszedłem z pewnym problemem.
- Proszę usiąść i opowiadać - John wskazał na krzesło.
- Wczoraj koło godziny osiemnastej widziałem mężczyznę, na oko miał koło trzydziestu lat. Jak dobrze pamiętam dwa lata temu odbył się jego pogrzeb, była wtedy wielka afera w gazetach. Ponoć popełnił samobójstwo.
- Nie przypominam sobie. - Oparłem się o fotel. - Dużo zgonów tego typu stwierdziłem. 
- Zapomniałabym z dachu szpitala, skoczył.
- Możliwe, że było coś takiego. Ale skoro skoczył, to jakim cudem nagle go widziałeś wczoraj? - Ostatnie pytanie niemal krzyknąłem.
- Jestem pewny, że to on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro