PICTURE ( Bee duo)
Światła pochodni lekko oświetlały puste ściany korytarzy. Na dworze panowały egipskie ciemności, więc pomoc w postaci jakiegokolwiek świała były mile widziane.
Światła się paliły, jednak jeśli jakiś żebrak zawitałby pod drzwi kamiennego zamku nie zastałby nikogo, kto mógłby go powitać i podać coś na posilenie. W zasadzie i tak by nikt nie przyszedł. Żaden żebrak, rycerz, ceszarz, czy król nie ośmieliłby postawić nogi w tej oto budowli. Za bardzo się bali.
Powiadali, że te mości od dwustu lat nawiedzają wszelkie duchy. Morderców, oszustów i zbrodniarzy. Jednak to była tylko plotka, i nikt nie miał odwagi sprawdzać jej prawdomówność. Do czasu.
Ojciec Ranboo, poteżny władca Endu nie należał do ludzi lękliwych. Jak to zawsze mówił " stawał ze strachem do pojedynku ". Jednak to nie było zwykłe zachwanie zwykłego człowieka. To była obsesja. Wielkia i niezwykle groźna dla życia obsesja. Mężczyzna nie tylko narażał swoje życie, ale i życie swojej całej rodziny.
Dlatego, gdy tylko usłyszał plotkę o nawiedzonym zamku, czym prędzej poczynił starania, żeby szybko mieć w posiadaniu, jak to stwierdził "ten niesamowity przykład dzisiejszej kultury". Nie minęło dużo czasu, gdy przeprowadzili się do zamku.
Ranboo nie nawidził swojego nowego zamku. Miał wrażenie, jakby ktoś cały czas go obserwował, w powietrzu dało się wyczuć wszechobecną pustkę. To nie był jego dom. I to go strasznie przerażało. Nie czuł się nigdzie bezpieczny, chodził poddenerwowany, a czasami nawet zapominał, co przez kilka wcześniejszych godzin robił.
Ale było jedno miejsce, gdzie mógł siedzieć bez końca. Był to pokój z obrazem. Pokój, jak wszytskie inne porzucone w pośpiechu. Ale tu było coś innego. Coś co sprawiało, że czuł się lepiej niż idzie indziej. To przez obraz. Chłopiec pamiętał gorące popołudnia, gdy siadał na miękkim dywanie i przypatrywał się obrazowi.
Dzieło przedstawiało rodzinę. Wysoki, blądowłosy mężczyzna noszący ciężką, złotą koronę łagodnie uśmiechał sie do chłopaka. Za rękę trzymał przepiękną niewiastę, czyste wcielenie przecudownej i jakże wspaniałej śmierci. Przy prawym boku pary stał wyniosły, niczym bóg, chłopak z oczami jak najczystrza stal. On się nie uśmiechał. Patrzył z wyższością. Dalej był brązowowłosy okularnik z uśmiechem tak słodkim, że aż odrobinę szalonym. A na samym dole obrazu stał przennowłosy chłopiec, w jego wieku.
Książe Endu nie zdążył mu się przyjrzeć, bo jego wzrok padł na roześmianego brązowowłosego chłopca. Był przepiękny. Nawet jeśli nie nosił drogich szat, tak jak reszta rodziny, a przyodział zwykły miecznany strój. To w nim Ranboo przyglądał się najbardziej.
Aż tej ciemnej nocy wydarzyło się coś niezwykłego. Młody książe przesiadywał, jak zwykle w "pokoju zabaw", sam go tak nazwał, a toważyszyła mu tylko jedna malutka świeczka. Więc gdy zauważył jakiś ruch przy obrazie szybko zamrugał i zwalił to na słabe światło.
- Dlaczego tak się mi przyglądasz? - Ranboo podskoczył na dźwięk czyjegoś głosu, rozrywającego ciszę niczym ostra strzała - czemu patrzysz, ale nic nie mówisz? Czuje się wtedy drochę dziwnie....
- Jesteś prawdziwy ? - w końcu wydał jakiś dźwięk. Chwile trwało mu otrząśniecie się z szoku. W końcu przed nim stał, jak żywy chłopiec z obrazu.
- Oczywiście, że tak ! - brązowowłosy usiadł przy księciu i lekko dotknął jego ręki - czujesz? To znaczy, że jestem realny.
Ranboo lekko kiwnął głową.
- Mogę tu trochę z tobą posiedzieć? Wiesz, kiedy mieszkasz w obrazie z rodziną, czasami brakuje ci przyjaciela - zaśmiał się. Ranboo pierwszy raz słyszał ten śmiech. I go pokochał. Chciał słuchać jak chłopak się śmieje jeszcze i jeszcze raz.
- Jasne - mruknął - ...jak chcesz możemy się spotykać się, za każdym razem, jak będziesz czuł się samotny. Dobrze wiem, jak się czujesz.
- Super! Dzieki ci...przyjacielu.
Ranboo tylko się uśmiechnął. Przez całą noc oboje siedzieli w ciszy. Ale to nie była niezręczna cisza. Ta cisza była piękna. Dla ich obu. Bo mogli siedzieć w ciszy ze swoim przyjacielem.
Po tym zdarzeniu Ranboo wymykał się z każdego spotkania rodzinnego, obiadu, uroczystości czy lekcji walki, by spotkać się z chłopiakiem z obrazu. Uwielbiam te chwile, gdy bawili się w królestwa, opowiadali sobie baśnie, kradli słodycze z pałacowej kuchni lub po prostu siedzieli w pokoju zabaw i byli dla siebie.
Raz Ranboo zapytał o imię chłopca, tamten wtedy tylko pokręcił głową i ostrzegł, że nie może wyjawić swojego imienia. Stanie się wtedy coś złego. Ranboo pamiętał, że chłopak lubił pszczoły. Wiec nazwał go po swojemu. Bee boy.
Im dłużej chłopcy spotykali się ze sobą tym bardziej ich wieź się zaciśniała. Każde spotkanie było niezmierną dla nich radością, a każde pożegnanie przeżywali jakby mieli się już nie spotkać.
Król Endu, ojciec Ranboo tymczasem był coraz w większej złości, onieważ jego syn znikał nie wiadomo gdzie na kilka godzin, ba nawet na kilka dni. A gdy już wracał wydawał się strasznie rozmarzony, wręcz oderwany od rzeczywistości.
Więc kiedy następnego dnia wezwał swojego syna i z kamienną miną oznajmił, że przekonał się, że plotka jest fałszywa i mogą już wrócić na dawne posiadłości niezbyt się zdziwił, gdy jego syn zaczął błagać go o pozostanie w tym miejscu. Jednak wyrok ojca był bezlidosny.
Tej nocy siadł w pokoju zabaw i wybuchł płaczem. Nie chciał opuszczać swojego chłopca. Nie teraz. Jak na zawołanie beeboy pojawił się przed nim. Miał smutną minę. Usiadł obok swojego przyjaciela i wytarł mu łzy w policzków.
- Tata powiedział mi, co twój ojciec zadecydował. Tak mi przykro Boo....to moja wina.
Ranboo nie chcąc tego słuchać po prostu zamknął go w szczelnym uścisku.
- Proszę zdradź mi sowje imię. - szepnął.
- Ale...
- Proszę.
Chłopiec wachał się chwilę. Oswobodził się ze uścisku przyjaciela i spojrzał mu głeboko w oczy.
- Nazywam się Tubbo.
Czas jakby zatrzymał się dla obu chłopców.
- Masz przepięknę imię.
- Ty też - Tubbo wyciągnął rękę w stronę Ranboo. Oboje z chłopców zdawali sobie sprawę z konsekwencji podjętej decyzji. Ale i tak chyba była najlepsza dla nich obu.
Książę uśmiechnął się przez łzy i złapał młodszego za rękę.
- Miło cię w końcu poznać, beeboy
Następnego dnia w murach nawiedzonego zamku rozległ się przeraźliwy krzyk. To matka znalazła swojego syna. Nieżywego. Leżał z pustym wzrokiem i marzycielkim uśmiechem na ustach na jego ulubionym dywanie przed obrazem. Ciało było już zimne.
Król kazał nikomu o tym nie mówić. Rozpuścil plotkę o tym jak jego syn został pokonany przez stwora i sam zamieniony na jednego z nich.
Mieszkzańcy Endu po tym zaczęli ostrożnie chodzić po lasach, obawiając się czarno-białej kreatury.
Jednak byli też co nie wierzyli plotkom, i osobiście chciali sprawdzić wnętrze legendarnego zamku.
Jeśli zaś ty byłbyś tym śmiałkiem, zobaczyłbyś tylko wiecznie palące się pochodnie. Chodziłbyś po pustych korytarzach, aż trafiłbyś na obraz. To obraz rodzinny. Ojciec, matka, trzech synów i roześmieny chłopiec trzymający za rękę drugiego chłopca. Mają na palcach pierścionki i wydają się bardzo szcześliwi.
Jeśli się przysłuchasz wraz z szumem wiatru będziesz mógł usłyszeć cichy niczym szmer radosny śmiech.
Jeśli nie zabraknie ci odwagi.
[ not od aut ]
Amen w końcu to skończyłam
Nie mam zielonego pojecia jak na to wpadłam
Wiec jest coś takiego
Wybaczcie za błedy ale pisałam na tablecie
I było mi strasznie nie wygodnie
Tak dla sprostowania fabuły
Tubbo był duchem rodziny królewskiej, która zmarła tragicznie podczas zamachu. Jeśli Ranboo chciał dołączyc do chłopaka musiał znać jego imię, ale jeśli by je poznał nie wróciłby do świata żywych.
I taka ciekawostka : Tubbo był sierotą z którą Tommy się zaprzyjaźnił, a później tak jakby wprowadził do rodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro