Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 3

Wspólne Święta (2012)

Ulice zaśnieżonego Londynu przepełniał duch Świąt Bożego Narodzenia. Zaśnieżone maski samochodów otulały wszelkie Brytyjskie parkingi. Tegoroczna zima, choć biała była dość ciepła. Oczywiście, było chłodno ale nie na tyle bym trząsł się pod jeansową narzutą. Bogatą dzielnice domów ozdabiały kolorowe światła, świerki z zawieszonymi wysoko i promieniejącymi lampionami oraz wszechobecna magia Świąt. Miejsca przed garażami zastawione były różnorakimi rodzajami aut. Od nowoczesnych modeli Lamborgini do tych najstarszych modeli Toyoty. Oczywiście nie zabrakło również dużych, rodzinnych van'ów pojawiających się tu od roku. Po drodze mijaliśmy, tak zwanych 'Mikołajów na zamówienie'. Szczerze, byłbym trochę niezadowolony gdyby rodzice przez całe moje dzieciństwo wciskali mi taki kit. Mikołaj, zajączek wielkanocny, wróżka zębuszka – Czy ktoś jeszcze w to wierzy?

Pisk opon które zbyt szybko pędziły po śliskiej jezdni natychmiast zalał nasze uszy. Niebezpieczni kierowcy znów szaleją po ulicach niespokojnego Londynu.

Modest kazał nam zostać na te święta w Londynie, bez możliwości powrotu do rodzinnych miast. Zostało nam kilka świątecznych koncertów, a raczej pojechanie do domu na zaledwie godzinę, a następnie powrotny odlot samolotem nie wchodził w grę. Niall bardzo to przeżywał. Wiedział, że nikt nie potrafi tak dobrze gotować jak jego mama. Dlatego wraz z Harrym zadeklarowaliśmy, iż urządzimy dla niego najlepszą Wigilię, jaką tylko mógł widzieć i posmakować. Najpewniej skończy się na tym, iż Hazza odwali całą robotę, a ja podpiszę się pod nią. Niestety moje umiejętności ograniczają się tylko do śpiewania i grania w piłkę nożną. Jestem trochę jak Hannah Montanah, za dnia śpiewam, a w nocy gram ze swoim wynajętym klubem.

Zayn zbytnio nie narzekał na brak powrotu do domu. Z tego co słyszałem pokłócił się z rodzicami, chociaż dokładnego powodu nie znam. Być może nie powinienem się w to mieszać. Czasami nie wiedza jest tym czego naprawdę potrzebuję.

Liam od kilku tygodni nie odchodzi od telefonu. Z każdą wolną sekundą wlepia wzrok w jasny ekran komórki wprawiając swoje palce w ruch i szybko sunąc je po wyskakujących literkach. Od kilku miesięcy jest w związku z Danielle, tylko jest taki problem, iż ona także ma 'wymagającą' karierę. Pracuje na planie filmowym jakiegoś setko odcinkowego romansidła. Przykro mi ale za grosz nie zapamiętam tego tytułu. Więc, zazwyczaj spędzają czas oddzielnie jedynie sms'ując lub 'widując' się na skype. Na wspólne święta też nie mają co liczyć.

Póki co moją dziewczyną jest Eleanor. Póki co. Dopóki zarząd nie zmieni zdania i nie przydzieli mi jakiejś innej piękności aby mój związek z Harrym nie nabrał światła dziennego. Mam nadzieję, że mogę mówić na to związek. Chyba dosadnie już wyjawiłem mu swoje uczucia.

Jeśli chodzi o mój pogląd na tegoroczne święta jest on nieco przytłaczający, ponieważ będzie to pierwszy raz kiedy będę z dala od moich kochanych sióstr oraz troskliwej mamusi. Ale jest w tym wszystkim jeden duży, zielonooki plus, ten magiczny czas spędzę z Harrym. Tylko on, ja i ciągła bliskość. Picie kakaa, ciepłe sweterki oraz pretekst żeby się do niego wtulić i zanurzyć twarz w tych bujnych kręconych włosach podczas oglądania świątecznego zwyczaju – Kevin'a Samego W Domu. Dla mnie święta mogłyby trwać wiecznie i myślę, że i Hazza nie pogardził by moim pomysłem.

Idziemy krętymi ulicami rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nasze języki koło siebie mogły milczeć albo rozgadać się na śmierć. Czasami mogliśmy po prostu iść w całkowitej ciszy delektując się tylko zwykłym ciepłem naszych splecionych rąk lub gorącym oddechem pośród chłodnej zimy. Tym razem wszystko solidnie dopracowałem. Była to nasza randka. Tak myślę, że mogę nazwać to randką. No chyba, że chłopcy ze splecionymi rękami, ocierającymi się o siebie barkami i mówiący do siebie najczulsze słowa na świecie można nazwać spotkaniem towarzyskim.

Tak jak mówiłem dopracowałem każdy szczegół. Wiedziałem, że ja i Harry nie lubimy ekskluzywnych restauracji, drogich wycieczek, tylko zwykłe spacery ramię w ramię po małych cieśninach. Wiedząc, iż paparazzi śledzą każdy nasz ruch postanowiłem zamówić miejsca w jednej z Londyńskich restauracji, aby wszyscy uprzykrzający nam życie przylgnęli do ''Corone'' ze swoimi wielkimi aparatami. Natomiast ja wraz z młodszym udaliśmy się na spokojny spacer.

Była godzina 21.00, a nasze twarze były dość niewidoczne więc wszelcy fani nie rozpoznawali nas. Ochroniarze nic nie wiedzą o naszym wyjściu więc czułem się bezpieczniej z tą myślą. Ostatnim razem gdy jedna z fanek rzuciła się w naszą stronę wychodząc za barierkę jeden z Bodyguard'ów jedną ręką złapał ją za kołnierzyk i miotnął, przerzucając za czerwoną balustradę. To naprawdę było nie miłe uczucie widząc tyle osób, a nie móc z nimi wszystkimi porozmawiać i powiedzieć ile dla nas znaczą.

Choć nasze twarze pod wpływem ciemnej nocy były rozmazane, oczywiście spotkaliśmy się z cichymi szeptami przechodni, którzy zapewne zauważyli, iż nie jesteśmy 'dobrymi przyjaciółmi'. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Nie raz na koncertach wykrzykiwane jest imię ''Larry'' przez co mam ochotę się roześmiać. To trochę urocze ale jakby nie patrzeć i tak musimy kategorycznie zaprzeczać naszym uczuciom.

- Louis, naprawdę się postarałeś – pochwalił mnie młodszy zaciskając palce wokół moich.

- Wiesz, lubię uszczęśliwiać innych, no i siebie – rzekłem chowając drugą, samotną rękę do kieszeni kurtki.

- Ta randka jest naprawdę wspaniała. Dawno nie czułem się tak wolny od wszystkich świateł fleszu.

- Randka? - zapytałem z ironią automatycznie wbudowaną w mój głos.

- Och ... ja przepraszam. Myślałem ... - jąkał się chłopak póki nie uciszyłem go swoim palcem.

- Dobrze myślałeś. Droczyłem się z Tobą głuptasku. Chyba postawiłem Ci dosyć jasno moje uczucia co do tego zielonookiego przystojniaka.

- No nie wiem, chyba zbyt dobrze nie przedstawiłeś, skoro nie mam stu procentowej pewności – drażnił się ze mną odłączając rękę od mojej i obejmując moją talię.

Słysząc młodszego przystanąłem na co on zrobił to samo. Złapałem za jego obie ręce splatając nas ze sobą.

- Haroldzie Edwardzie Styles'ie, ja, Louis Wiliam Tomlinson chciałbym oznajmić ci, że bardzo Cię kocham – położyłem nasze dwie pary splecionych rąk na jego mostku, gdzie znajduję się serce – I niezależnie od tego co się zadzieję będę zawsze przy Tobie ...

Młodszy szybko przycisnął swoje ust do moich, stale zmniejszając przestrzeń między nami. Smakował jak krem do ust, choć w ogóle mi to nie przeszkadzało. Przyciągnąłem go bliżej kładąc rękę na jego szyi i tym samym odczułem dreszcze które go przeszły. Był bardzo wrażliwy na każdy mój dotyk co niezmiernie mnie satysfakcjonowało. Chociaż nie mógł bym powiedzieć, że to ja byłem dominujący w tym związku. Oboje byliśmy sobie w jakiś sposób równi.

Gdy po dość długim i mozolnie namiętnym pocałunku odsunęliśmy od siebie nasze spierzchnięte wargi lekko stanąłem na palcach i oparłem swoje czoło o jego.

- Harry ...?

- Tak, Boo?

- Wesołych Świąt

- Tobie też, Wesołych Świąt ...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro