WATER FIGHT
day twenty three for r00das ^^
thor again but this time with peter parker 🤠 coolersko, coolersko
what can i say, jedziemy!
hope u like it! ._.
×××
— Kto ostatni w wodzie jedzie z Wilsonem! — wrzasnął James, gdy tylko stopy, w większości już dorosłej, bandy dotknęły plażowego piasku.
Kilka osób z Barnesem na przedzie pognało wprost do wody, nie przejmując się spojrzeniami obcych ludzi. Przez piach ciężej było im biec, ale jakoś Peterowi udało się wybiec na prowadzenie, ostatecznie będąc pierwszym, który stał się cały mokry. Za nim wpadł James, mrucząc coś o niesportowym zachowaniu szatyna, i Carol na równi z Thorem. Pozostałe osoby, które oszczędziły sobie wstydu, przeniosły wszystkie rzeczy w jedno miejsce i przygotowały coś na wzór plażowego obozowiska.
— Wiecie co jest zabawne? — zapytała Natasha, zwracając na siebie uwagę przyjaciół. — Że tylko jedna osoba z tamtej czwórki jeszcze mogłaby się tak zachowywać.
— Dla mnie zabawne jest to, że za nimi pognała Carol — stwierdził Tony, nie podnosząc nawet głowy, by zerknąć na rudowłosą. Jedynie ręką sprawdził, czy Pepper wciąż obok niego siedzi.
— To było do przewidzenia. — Wilson przeciągnął się, by związać mocniej sznurki kąpielowych spodenek. — Uwielbia przebywać między chłopakami.
— Czy oni właśnie...
— Tak, zaczęli się chlapać. — Steve dokończył zdanie za Wandę, nie odrywając wzroku od czwórki przyjaciół.
Peter wziął duży zamach, mając zamiar spektakularnie zacząć wodę, by ta z dużą siłą poleciała na Jamesa. Krople poleciały jednak w twarz Odinsona, nie Barnesa, jak myślał, że się stanie. Dwudziestodwulatek zatrzymał się w miejscu, powoli przecierając twarz i sprawiając, że Parker sam zastygł w bezruchu, choć niewielkie fale wcale mu na to nie pozwalały.
— Jak śmiesz!? — huknął blondyn, odgarniając mokre włosy do tyłu. — Już jesteś martwy, maluchu — dodał złowieszczym tonem, starając zbliżyć się do dziewiętnastolatka.
— To było niechcący! — zawołał zaraz, zaczynając wędrówkę w przeciwną stronę. — Chciałem trafić Jamesa!
— Nie interesuje mnie, co chciałeś! — oznajmił bez ogródek, zwiększając obroty. — Doigrałeś się! Teraz bierz odpowiedzialność za swoje czyny!
Peter odwrócił się przodem do starszego, jako ostatnią szansę na przeżycie biorąc próbę ochlapania starszego po raz kolejny. Na pewno wyglądał jak małe dziecko, próbujące utrzymać równowagę, kiedy zanurzał ręce w wodzie i ochlapywał nią Thora. Nie było opcji, by wyglądał w jakiś sposób normalnie. Na blondynie nie robiło to jednak wrażenia, choć niewątpliwie starał się zrobić to samo. Zbliżył się jednak do Petera na tyle, że bez problemu go unieruchomił.
— Barnes! — zawołał, nie dając wyrwać się Parkerowi. — Bierz go za nogi!
Jamesa nie trzeba było dwa razy prosić – w mgnieniu oka znalazł się przy dwójce przyjaciół, łapiąc za kostki szatyna mimo prób kopnięcia i serii sprzeciwów.
— Chłopaki, nie! — zawołał Peter, kiedy zaczęli nim chuśtać na boki.
— Na trzy! — oznajmił rozbawiony brunet, biorąc większe zamachym Blondyn jedynie kiwnął głową, godząc się na ten pomysł.
— Jak dzieci — mruknęła Natasha, mimo tego zaśmiała się krótko na widok lecącego ciała Petera.
— Rzucili nim jak pieprzonym workiem ziemniaków — sapnął Sam, opadając ciężko na swój ręcznik pod dużym parasolem. — Za dużo, jak na jeden dzień. A to przecież dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro