ONE OF THEM IS SINGER
day two for liver_g!!
soo szczerze powiedziawszy, zdawało mi się, że po wybraniu clintashy dasz śpiewającą natashę (idk w sumie dlaczego), ale nie! clint as singer? why not!
temat nie został mi narzucony jak poprzednim razem (szkoda, więcej myślenia płak), więc smol fantazja została spuszczona ze smyczy B))
hope u like it ._.
(za błędy z góry przepraszam, poprawię je rano :')) )
×××
- Natasha jest w mieście - oznajmił pewnego razu James, wchodząc do pokoju hotelowego swojego przyjaciela, dla którego przy okazji robił za ochroniarza.
Słysząc to imię, blondyn gwałtownie odwrócił się od okna, rozciągniętego na całą ścianę, przed którym siedział w fotelu z gitarą na udzie. Jego serce być może zabiło mocniej, gdy zrozumiał, że Barnes nie mówił tego bez kozery.
- Skąd wiesz? - zapytał zdziwiony, wstając z wygodnego miejsca, by odłożyć instrument do gitary.
- Widziałem ją - odpowiedział zgodnie z prawdą, wsuwając ręce do kieszeni spodni. - Z dobrego źródła wiem, że zostaje na tydzień i dalej wyjeżdża.
- Muszę się z nią zobaczyć - oznajmił bez wahania, ruszając w stronę drzwi. Silna dłoń Barnesa powstrzymała go jednak przed wyjściem z pomieszczenia, co nie do końca mu się spodobało.
- Za godzinę masz być na próbie - mruknął mężczyzna, zagradzając rówieśnikowi drogę. Clint wiedział, że posępna miną to mina Jamesa-Strażnika, i wcale mu się to nie podobało.
- Zdążyłbym - bąknął niemrawo, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Dwa tygodnie temu spóźniłeś się na własny koncert. Nie, Clint. Nie będzie powtórki z rozrywki. Zostajesz w hotelu - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu, odchodząc od blondyna.
- Więc zrób coś, żeby się pojawiła na tym koncercie.
Nie wiedział, jak James miał to niby zrobić w trzy godziny, ale nie obchodziło go to. Miał to zrobić i kropka. Inaczej byłby to pierwszy raz, kiedy Barton zawodzi się na Barnesie, a to byłoby bardzo dziwne i niekomfortowe. Z drugiej strony, cichy głos w głowie Clinta wyjaśniał, że to nie jest możliwe, że natasha pokazuje się komuś tylko wtedy, kiedy chce zostać znaleziona, unika dużych skupisk, a koncert... to dla niej za dużo. Wiedział, że James nie namówiły jej na to, a nawet jeśli, jej stopa nie przekroczyłaby progu stadionu.
Mylił się jak głupi, jak głupi przerwał piosenkę, rzucając jakimś słabym żartem i jak głupi zeskoczył ze sceny, zmuszając Natashę do przejścia nad barierką z jego pomocą.
- Bardzo za to przepraszam - sapnął do mikrofonu, gdy po kilku chwilach siłowania się z Romanoff, w końcu udało mu się zaprowadzić ją za kulisy, samemu zaś na powrót zajmując swoje miejsce. - Ona jest... bardzo dla mnie ważna. Nie widziałem jej od... nie wiem, od kiedy, ale... przepraszam was.
Tłum coś odkrzyknął, „nie przepraszaj" przeplatało się z „nic się nie stało" i tylko to Clint słyszał przez pierwszych kilka chwil. W paru następnych chwytał za gitarę, gubiąc po drodze do mikrofonu zieloną kostkę, potem jeszcze białą, wytrącając z podstawki jedną z jakąś grafiką i w końcu cudem utrzymując między kciukiem i palcem wskazującym fioletową. Tego raczej... nie było w planach. Nie to miał zrobić i zdecydowanie w scenariuszu nikt tego nie umieścił, ale... gniew menadżera jakoś niezbyt do niego w tamtej chwili przemawiał. Właściwie, był przerażająco cicho; zupełnie jak stadion, gdy próbnie zagrał jeden akord. Tylko jeden gwizd i pojedyncze krzyki dotarły przed mikrofon, dając tym samym Clintowi możliwość rozpoczęcia.
Ustawił odpowiednio palce na progach, zacisnął palce na kostce i wolnym ruchem wprawił struny w ruch, które wydały z siebie przyjemny dźwięk.
- Moja letnia dziewczyna
ucieka w czerwonej sukience,
A za nią ciągnie się przeświadczenie,
że mogę ją dogonić.
Grane akordy w połączeniu z nieco roztrzęsionym głosem Bartona, nadawały piosence innego wybrzmienia. Innego wymiaru. Jakby właśnie została nagrana na nowo i wrzucona do sieci. Ale to było szczere, każde drgnięcie mięśni twarzy w nerwowym tiku, każde nieco zbyt nerwowe szarpnięcie struny, wszystko składało się w całość, ukazując Clinta Bartona z innego światła. Każdy znał tę piosenkę; o dziewczynie, której nie mógł odnaleźć, choć wiedział gdzie jej szukać, o tym, że spóźniał się na spotkania z nią i widział ją tylko latem, gdy znowu dawała mu złudną nadzieję na złapanie się.
- Hej! Szukałem cię,
Możesz już zwolnić!
Tracę oddech,
nie chcę cię znowu stracić.
Jasne, że to było o pieprzonej Natashy Romanoff, siedzącej teraz na jednym z zapasowych głośników za sceną. Każdy, kto znał Clinta nie od strony zawodowej o tym wiedział. Tylko o rudowłosej potrafił wypowiadać się z takim uczuciem, z taką troską, namiętnością, delikatnością i wszystkim, czym zionęły jego piosenki, kierowane pod jej adresem. Miał ich tak dużo, że gdyby tylko Romanoff chciała, oddałby jej wszystkie, co do jednej, bo należały do niej, nie do niego, nie był ich właścicielem. Wszystko oddałby kobiecie, gdyby nie fakt, iż prawdopodobnie odrzuciłaby to, nie chcąc przyjmować żadnej z tych rzeczy. Bo ona nie chciała wiele.
- Zostań przy mnie tak, jak wtedy,
gdy twoje auto się zepsuło
I nie miałaś jak ode mnie odejść.
Nie zmuszaj mnie dzisiaj do biegu.
Dzisiaj Natasha nie wyruszyła w kolejną podróż do najróżniejszych zakątków świata, że łzami w oczach pokazując Clintowi kartkę, przez którą również i on zaczął płakać.
Bo już nie musiał śpiewać o letniej dziewczynie, która wiecznie przed nim uciekała.
×××
da, natooshie jest niema hihi
ALE TO MA TAKI DUŻY VIBE, ŻE I CANT
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro