Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

NURSING THE SICK ONE

day twelve for niszczycielswiatow ^^

ma być winterhawk i cLiNt ChOrY mArUdA, więc będzie cLiNt ChOrY mArUdA

w ogóle przy robieniu tego ae moje myśli były jak: słuchaj, robimy tak, jak w poprzednich, wyblakłym filtrem, to nic, że będą takie same

kazać im się zamknąć to za mało

ANYWAY

hope u like it ._.

also po raz pierwszy piszę coś z wątkiem koronawirusa, wcześniej u mnie nie istniał XD

×××

Clint:
Za ile będziesz w domu?

James:
nie wiem, a co?

Clint:
Tęsknię :((

James:
tęskniłbyś nawet, kiedy poszedłbym na chwilę do kibla, więc nie robi to już ma mnie wrażenia

James:
będę za piętnaście minut

Clint:
Cieszę się więc

        James przewrócił oczami, ściągając z nosa maseczkę zaraz, gdy wszedł do samochodu. Jesień trwała w najlepsze, a on miał powoli dość chodzenia z pieprzonym materiałem na ustach. Z drugiej strony, nie musiał się martwić, że ktoś zobaczy jakąś zmianę skórną, która lubiła atakować jego policzki, szczególnie w tym okresie. I w jakimś stopniu był nierozpoznawalny, więc z dwojga złego, lubił w nich chodzić, choć czasami faktycznie było to nieznośne. Szczególnie, gdy musiał przenieść z miejsca na miejsce większą ilość rzeczy i praktycznie umierał, stawiając je na podłogę. Ale mus to mus – nie miał zamiaru bawić się w cofniętego intelektualnie, chodząc z maską pod brodą.

        Odpalił szybko silnik samochodu i płynnie wycofał pojazd z miejsca parkingowego, by już po chwili wyjechać na drogę główną. W przeciwieństwie do Clinta nie miał przerwy przez koronawirusa, więc pracował, jak na przykładnego detektywa przystało. Chociaż, czy on takim przykładnym detektywem był...

        Zgodnie z zapowiedzią, co do swojego przyjazdu, zaparkował pod ich blokiem. Nasunął maseczkę z powrotem na nos, podniósł reklamówki i wyszedł z samochodu, głośno zamykając drzwi. Guzikiem na kluczu zablokował pojazd i skierował się prosto do odpowiedniej klatki schodowej. Darował sobie chodzenie po schodach, kierując się od razu do windy, która płynnie przeniosła go na odpowiednie piętro. Przywitał się kulturalnie ze starszym sąsiadem, którego minął po wyjściu i szybko podszedł do drzwi swojego mieszkania. Były jak zwykle zamknięte, Clint nie lubił zostawać sam ze świadomością, że tak właściwie każdy może wejść do środka. Otworzył więc je za pomocą jednej z dwóch par kluczy i wszedł do środka, zrzucając buty z nóg.

    — Nie mów do mnie, kiedy mam jeansy! — zawołał ostrzegawczo James, wchodząc szybko do kuchni, odstawiając zakupy i szybko przechodząc do ich sypialni.

        Przebranie się zajęło mu dosłownie chwilę. Maseczkę wrzucił do niewielkiego koszyka, forsując się do zapamiętania, że musi ją wyprać. Złapał również kurtkę, którą zapomniał odwiesić, co zrobił dopiero teraz i skierował się prosto do salonu, gdzie powinien przebywać Barton (bo to było jedyne miejsce w domu, w którym mógł być, nie licząc kuchni i sypialni).

    — Boże, ten pies jest tak samo leniwy, jak ty — stwierdził bez wahania James, obrzucając wzrokiem swojego blondwłosego narzeczonego i psa o podobnym kolorze sierści. Golden pacnął kilkukrotnie ogonem o kanapę, na której leżał razem z Clintem. — Co jest?

    — Źle się czuję — wymruczał Barton, kuląc się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. — Jest mi zimno i nawet leżący na mnie Arrow nie pomaga — dodał, przez koc gładząc psa po pysku.

    — Nie wychodziłeś nigdzie od dwóch tygodni, jak niby się czymś zaraziłeś? — zapytał brunet, marszcząc brwi, gdy kucnął przed głową niebieskookiego. — Znowu grałeś przy otwartym oknie, prawda?

    — Tak...

    — Czego mogłem się spodziewać. — James przewrócił oczami, wstając z podłogi i kierując się do łazienki, gdzie w szafce z lustrem trzymali apteczkę i termometr. Z nim wrócił do pokoju, potrząsając nim. — Zrobiłeś coś dzisiaj tak w ogóle?

    — Zmieniłem mu opatrunek — powiedział, przyjmując od starszego przedmiot. Z trudem wepchnął go pod pachę.

    — To dobrze. Wezmę go na zewnątrz, a ty słuchaj, czy zapiszczał.

        Spacer z kuśtykającym Arrowem trwał właściwie tyle samo, co spacer ze zdrowym Arrowem wokół budynku. Kiedy pracował z nim, wychodzili na spacer wieczorem, bo zwyczajnie nie potrzebował tego wcześniej, będąc w terenie zazwyczaj przez cały czas w pracy. Złamana łapa jednak pokrzyżowała im plany i choć James na myśł o tamtej chwili wciąż czuł wściekłość, cieszył się, że skończyło się tylko na tym. Nie mógłby chyba pozbierać się, gdyby wrócił do domu bez Złotka.

        Tak więc w domu miał teraz psa, który był już praktycznie przy końcówce leczenia i blondyna, który chorować dopiero zaczął. Po dwóch godzinach chodzenia tam i z powrotem, robiąc już (na pewno!) ponad cztery litry herbaty i przynosząc leki, odczuwał coraz większą irytację słysząc swoje imię. Nie narzekałbym, gdyby Clint dostał to, czego chciał, i się zamknął. Francis był jednak tym typem osoby, która będzie skwierczeć pod uchem przez kilkanaście minut, zaczynając koncert od nowa, gdy zauważy, że rozmówca jednak nie słucha. Nie były to kreatywne rzeczy, wciąż powtarzał jak to źle się nie czuje, że boli go to, to, to i to, a na dodatek jest mu zimno i „James go nie kocha”. Standard.

    — Nienawidzę cię — sapnął w którymś momencie James, podając blondynowi pilot, który leżał na stoliku kawowym tuż przed nim.

    — Po prostu przynieś mi moją herbatę — wymruczał Barton, paskudnie podciągając nosem.

    — Smacznego — rzucił więc brunet, wstając z kanapy i z powrotem kierując się do kuchni. — Dobrze, że Arrow tak nie pindzi, bo chyba trafiłby mnie szlag z waszą dwójką.

    — Może i tak, ale nie przestałbyś nas kochać. — Podniósł się do pozycji siedzącej, przejmując od starszego kubek z parującą herbatą.

        To była jedyna mądra rzecz, jaką Clint wypowiedział tamtego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro