Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

FIRST MEET

day one for _Lindey_!!

pani zażyczyła sobie spideypool średniowiecze!au i przyznam szczerze, że totalnie nie było na to pomysłu w pierwszych kilku chwilach. potem jednak przyszło mi na myśl 'hej, dlaczego by nie nakreślić delikatnej, powoli rozwijającej się relacji?' i... jakoś poszło

hope u like it ._.

×××

- Cześć! Nie spodziewałem się was tutaj. Pewnie nie wiecie, kim jestem, przedstawię się więc; zwą mnie Szalonym Rycerzem lub po prostu Wadem. Ale nie „po prostu Wade", tylko „Wade", samo imię. Mniemam, iż zrozumieliście.

Mężczyzna nieco zbyt mocnym ruchem wbił nogę w bok konia, spychając go z powrotem na ścieżkę, z której kasztanowate zwierzę postanowiło zejść, z myślą iż może faktycznie to zrobić.

- Ogarnij się, przeszkadzasz mi - burknął brunet, poprawiając się w siodle i zamiast patrzeć przed siebie, począł wpatrywać się w jeden kierunek gdzieś w bok. - Pewnie zastanawiacie się, co tak zacna osoba jak ja, robi w takim obskórnym miejscu jak to. Jadę do zamku Starka, chyba najbogatszego króla na świecie.

- Wade, zamknij się - sarknął jadąca przed nim kobieta, której nie ośmieliłby nazwać „damą". Ona zdecydowanie nią nie była, co lepsze, śmiało mogła uchodzić za mężczyznę, strojąc się w zbroję i kryjąc pod hełmem. - Komu ty to opowiadasz? - zapytała, odwracając się w siodle w stronę towarzysza podróży.

- Do nich - odpowiedział, wskazując palcem pola, za którymi rozciągały się szerokie połacie lasów.

- Do leśnej zwierzyny. - Być może miało to być pytanie, ale zdecydowanie nie zostało w takowe zaintonowane. - Widziałeś się już z nadwornym lekarzem?

- Carol, twoje żarty zaczynają mnie nużyć - oznajmił, wciskają pięty w boki kasztanka. Ciało konia spięło się, gdy przyśpieszył chód, by zrównać się z koniem należącym do przyjaciółki swojego pana.

- Mnie nuży twoje wieczne gadanie do samego siebie - burknęła, puszczając wodze na szyję gniadego ogiera, by przeciągnąć się. - Już widać zamek - rzuciła, wskazując palcem odzianym w grubą rękawicę monumentalną budowlę.

- Świetnie - uśmiechnął się, klepiąc po szyi konia. - Mam nadzieję, że zabawimy tam nieco dłużej.

- Na pewno. Pertraktacje chwilę potrwają, a i król Anthony nie pozwoli raczej naszemu szybko stąd odjechać - stwierdziła, wzruszają ramionami. Zbroja zazgrzytała, co nie zrobiło na nikim wrażenia.

- Pojadę sprawdzić, czy droga jest czysta - powiedział po chwili, zerkając przez ramię na karocę i parę pięknych, izabelowatych koni, podarowanych kiedyś królowi jako podzięka za uratowanie życia. Ponoć były jedynymi takimi zwierzętami w obrębie kilku królestw i Wade wcale nie dziwił się, że są takie wyjątkowe.

- Tylko nie zrób po drodze jakiejś głupoty - powiedziała Carol, chwytając wodze w ręce, by w razie potrzeby móc wstrzymać gniadego przed pogonią za końskim przyjacielem.

Wade ponownie wbił pięty w boki kasztanka, motywując konia do gwałtownego ruszenia galopem ze stępa. Słyszał jeszcze jak Bajard nerwowo rży, na co, tym razem, Chester nie zareagował, gnając przed siebie.

Szybkim tempem pokonali kilkadziesiąt metrów, po których Wade wstrzymał ogiera. Zaczął on nerwowo podrygiwać, gotowy do dalszego galopowania, jednak rycerz nie dał mu na to zgody, dzielnie wstrzymując wodze. Co prawda był jednym z lepszych w swoim fachu, nie musiał, iść powoli, by wykryć zagrożenie, jednak stęp pozwalał mu na dodatkowe zebranie myśli, czego czasami w galopie mu brakowało.

Ruch po lewej stronie przyciągnął uwagę nie tylko wierzchowca, ale również mężczyzny, który natychmiast skierował tam wzrok. Nie zauważył jednak zagrożenia w zwykłym wieśniaku, pędzącym przez pole na karym wierzchowcu. Wade w podziwie uniósł wyżej brwi i kiedy wzrok chłopa skrzyżował się z jego wzrokiem, uniósł rękę w geście pozdrowienia. Karus o lśniącej sierści zaczął kierować się w jego stronę i zwolnił, gdy jeździec go o to poprosił. Rycerz zatrzymał Chestera, patrząc, jak koń, będący o dziwo klaczą, spokojnie wchodzi na drogę przed nim, niosąc na grzbiecie nie dorosłego mężczyznę, a chłopaka, wyglądającego jak... dziecko. Jego rumiane policzki wyglądały zaskakująco uroczo w połączeniu z szerokim uśmiechem.

- Witaj rycerzu - odezwał się jako pierwszy, dziwiąc nieco swoją pewnością siebie Wade'a. - Co ciebie tu sprowadza? - zapytał, zbliżając się nieco do drugiego jeźdźca, by pogłacić spoconą szyję ogiera.

- Sprawunki - odpowiedział, obserwując rękę na pewno młodszego osobnika, której palce znowu zajęły się wodzami.

- Więc raczej dobrze trafiłeś - stwierdził chłopak, delikatnie nakazując karej zwrócić się w stronę miasta. Nie musiał nawet dawać jej sygnału do ruszenia, sama wiedziała, że właśnie tego od niej oczekuje.

- Też tak sądzę - przytaknął, szturchając lekko Chestera, by również ruszył z miejsca. - Jak ciebie zwą?

- Troy - odpowiedział, zerkając przez ramię na podróżnego. - A ciebie?

- Wade. Ten Wade - oznajmił dumnie, choć wcale to tak nie zabrzmiało. - Być może o mnie słyszałeś.

- Być może.

Kącik ust Wade'a wykrzywił się w uśmiechu. Niewychowany gnojek, przebiegło mu przez myśl, gdy jądący przed nim spiął konia, poganiając go do galopu tak samo, jak on sam kilka chwil wcześniej. Chester zarżał za nimi, co nie zdarzało mu się często, ale musiał szybko o tym zapomnieć, gdy Wade nakierował go w tę samą stronę, z której przyszli. Szybko wrócił do towarzyszki, głośno oznajmiając, iż można bezpiecznie przejechać do miasta. Dlatego też, równo piętnastej, wraz z Carol i ich królem znaleźli się we sali tronowej, będąc świadkami dość wylewanego powitania królów.

- Muszę ci kogoś przedstawić - oznajmił nagle Anthony, odsuwając się od Stevena. Ręką wskazał w stronę drzwi, krótkim gestem nakazując komuś wejść do środka. - Mój syn.

I Wade wiedział, że coś jest z nim nie tak, gdy jego serce zadudniło w klatce piersiowej na widok chłopaka, którego wziął za zwykłego prostaka. Drobne loki niesfornie układały się pod koroną, a szaty nadawały mu szlachetnego wyglądu, dokładnie tak, jak powinien wyglądać w każdej sekundzie swojego życia. I dokładnie tak, jakiego go zapamiętał, gdy książę Peter skrzyżował z nim spojrzenie na sali tronowej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro