16
Julie otworzyła oczy, a światło od razu ją poraziło. Dopiero po chwili przywykła do tej dziwnej jasności, ze zdziwieniem zauważając, że coś jest inaczej niż zawsze.
Wspomnienia z tej nocy uderzyły w nią z siłą tornada. Cóż, one tłumaczyły dlaczego Blythe leży obok niej nagi, obejmując jej biodro ramieniem a głowę chowając w jej nagiej klatce piersiowej.
Nie chciała go budzić. Chciała leżeć tam przez resztę dnia, ciesząc się tym dziwnym uczuciem. Kiedy jednak włożyła swoją dłoń w jego włosy, bawiąc się ich kosmykami, chłopak uśmiechnął się, nie otwierając oczu. To wystarczyło, żeby ją zirytować.
– Nie udawaj, że śpisz, idioto.
– Och, zamknij się i rób dalej to co robisz.
Blondynka uśmiechnęła się pobłażająco, kiwając głową. Irytacja od razu z niej uciekła, jakby w ogóle jej tu nie było. Ten chłopak doprowadzał ją do szału.
Nagle przypomniało jej się, że Mary i Bash za chwilę wrócą. A to z kolei spowodowało, że natychmiast spróbowała wstać, na co chłopak mocniej docisnął ją do materaca.
– Nie idź.
– Nie idę – odpowiedziała po paru sekundach, kiedy uznała, że faktycznie nie ma sensu się spieszyć. Bash i Mary jeszcze nigdy nie odważyli się wejść im do sypialni, więc teraz też napewno tego nie zrobią. Chłopak jednak kontynuował, a na jego kolejne słowa dziewczyna zdębiała.
– Kochaj mnie.
– Nie potrafię… nie w taki sposób, w jaki byś chciał.
– To ja idę – odparł, wstając. Dziewczyna otworzyła usta zaskoczona, kiedy chłopak jakby nigdy nic podszedł do szafy i zabrał z niej ubrania, kierując się następnie do drzwi.
– Blythe! – Zatrzymała go, a kiedy odwrócił się w jej stronę, sama wstała z wkurzoną miną. Gilbert czekał na jej kolejne ruchy, prędzej spodziewając się, że go uderzy, niż zrobi to co zrobiła. Pocałowała go.
A on nie wahał się, żeby ten pocałunek oddać. I pogłębić, tak przy okazji. I zapewne ich czułości by się przeciągnęły, gdyby nie to, że usłyszeli głośne głosy z zewnątrz, zapewne Mary i Sebastiana. Jak poparzeni odskoczyli od siebie, a Gilbert od razu ruszył do łazienki, kiedy Julie szybko ubrała się w pokoju.
Przed wyjściem nawet nie spojrzała w lustro, więc kiedy tylko Mary weszła do domu i na nią spojrzała z dziwną miną, kompletnie nie wiedziała o co jej chodzi. Jej zdziwienie powiększyło się jeszcze bardziej, kiedy Gilbert i Bash weszli do pomieszczenia w tym samym czasie, a Sebastian spojrzał najpierw na Julie, z szeroko otwartymi oczami, a następnie na chłopaka, który stanął jak wryty patrząc na żonę.
– O co wam chodzi? – Zapytała blondynka, zdenerwowana. Bash nagle krzyknął głośno i triumfalnie, podskakując, na co Mary się zaśmiała.
– NIE MA NAS JEDEN DZIEŃ. JEDEN CHOLERNY DZIEŃ. A WY CO?
To ja tyle nerwów straciłem, tylko po to, żebyście się zaczęli tyrimirić po naszym wyjeździe?! Naprawdę nie mogliście powiedzieć, żebyśmy wyjechali wcześniej?! Wystrzeliłbym nas w inną galaktykę, gdyby to miało pomóc!
Mężczyzna zaczął się cieszyć, kiedy Julie nadal stała jak wryta, analizując skąd się dowiedzieli. Spojrzała z pytaniem w oczach na Mary, która z kolei z westchnieniem jej odpowiedziała.
– Twoja szyja. Masz ślady.
Julie natychmiast złapała się za miejsce, w którym Blythe wczoraj ją całował, po czym poszła szybko do łazienki. Dopiero tam zabrała dłoń, i z przerażeniem zauważyła cztery, nieduże, ale mocne, sine, okrągłe siniaki na jej szyji.
Cholerny Blythe.
– Gilbert! Zabiję cię! – Krzyknęła, wychodząc z łazienki i idąc prosto na swojego męża. Chłopak podskoczył przestraszony, nim zaczął uciekać. Dziewczyna zaczęła biec zaraz za nim, doprowadzając go tym do zawału.
– Bash! Opanuj ją, bracie! – Krzyknął spanikowany, wbiegając po schodach.
– BASH, DO CHOLERY!
– Zabiję cię! – Nadal krzyczała, a Mary i Sebastian usłyszeli głośne tupanie nad sobą.
– BASH, ONA PRAWIE ZŁAMAŁA MI NOS!
– ZARAZ ZŁAMIE CI COŚ JESZCZE!
+++++++++++++++++++++++++++++++++++
Od tamtego czasu między młodym małżeństwem coś się zmieniło. Rzadziej się kłócili, więcej czasu poświęcając na przekomarzanie się ze sobą w sposób, który bardziej przypominał flirt. Zasypiali obok siebie, jedynie odwróceni w swoją stronę, a budzili się wtuleni w ciało drugiej osoby. Gilbert się zreflektował, i kiedy Delphi zaczynała płakać zajmował się nią, zamiast wychodzić z domu. Przestał przywiązywać taką wagę do tego egzaminu i nauki, a większą do rodziny. Mary była zaskoczona tym, jak bardzo się zmienił, przez tak naprawdę jedną noc. Czyżby wcześniejszy brak bliskości z Julie naprawdę tak źle na niego wpływał?
Widocznie tak. Sebastian uznawał to za całkiem urocze, i ciągle wypominał im to, co stało się dwa tygodnie temu, za każdym razem powodując u blondynki rumieńce, a u Gilbert złośliwy uśmiech.
I ten stan mógłby trwać dla nich już tak zawsze, ale wszystko co dobre szybko się kończy, o czym przekonali się dotkliwie tego ranka.
Julie obudziła się, dokładnie punkt ósma, i jeszcze nim dobrze się nie rozbudziła, poderwała się na równe nogi wybiegając z pokoju szybciej, niż Blythe był w stanie ogarnąć co się stało. Zszokowany dopiero po minucie wstał, i ruszył za dziewczyną którą znalazł wymiotującą w łazience.
W odruchu bezwarunkowym stanął za nią, i odgarnął jej włosy do tyłu, pilnując żeby się nie pobrudziła. Kiedy po dobrych dwóch minutach skończyła, podał jej ręcznik, żeby mogła wytrzeć buzię, a kiedy to zrobiła spróbowała się podnieść. I dobrze, że chłopak stał za nią, bo gdyby nie on i jego szybki refleks wylądowałaby na twardej posadzce.
– Julie, co się dzieje? – Zapytał, biorąc ją na ręce w stylu panny młodej. Zdawał sobie sprawę, że nie jest zdolna do chodzenia sama. Dziewczyna wtuliła się w jego klatkę piersiową, czując, jak kręci jej się w głowie.
– Niedobrze mi…
– Pojechać po lekarza? – Zapytał, kładąc ją na łóżko w sypialni. Przyłożył dłoń do jej twarzy, sprawdzając czy nie ma gorączki. Nie była jednak rozpalona. Nie wyglądała też na chorą, mimo tego, że przed chwilą zwróciła całą zawartość żołądka.
W tym momencie do pokoju wpadł Bash i Mary, wyglądający na przestraszonych.
– Wszystko w porządku? Słyszeliśmy dziwne dźwięki. – Oznajmił, podchodząc, ale widząc leżącą Julie która trzymała dłoń na czole w istnie teatralnym geście, zatrzymał się zaskoczony.
– Eeee…. – Zawahał się, dopiero po chwili przyswajając sytuację – Mam jechać po doktora?
Mary, która jako jedyna myślała trzeźwo, westchnęła.
– Wyjdźcie – rozkazała, patrząc na chłopaka i swojego męża. Najpierw zaskoczeni chcieli się oburzyć, ale zrezygnowali kiedy zobaczyli jej spojrzenie. Natychmiast zrobili w tył zwrot, i opuścili pokój, rzucając jeszcze zmartwione spojrzenie Julie. Kiedy zamknęli za sobą drzwi, kobieta usiadła obok przyjaciółki, łapiąc ją za dłoń. Zastanawiała się, jak zacząć temat, żeby jej nie wystraszyć.
– Julie… kiedy ostatni raz miałaś miesiączkę?
Blondynka zmarszczyła brwi, starając się sobie przypomnieć. Nagle jednak uświadomiła sobie, do czego to pytanie prowadzi, i jak opętana poderwała się do góry, patrząc przerażona na przyjaciółkę.
– Nie…
– Zastanów się. To normalne, że jesteś w szoku. Ja też byłam. Ale pomyśl, u mnie zaczęło się tak samo. Też wymiotowałam. No i przecież nie dawno robiłaś z Blythe'm…
– Mary!
– Ja tylko stwierdzam fakty!
Blondynka, zamilkła, analizując w głowie szansę na to, że jest w ciąży. Ciężko w ogóle było dopuścić jej taką myśl do siebie. Do cholery, ona miała zaledwie siedemnaście lat. I oczywiście, zdarzały się wypadki, że dziewczyny rodziły jeszcze wcześniej, ale ona miała być inna. I nawet jeśli chciała gromadkę dzieci, to nie w tym momencie. Teraz starała się pogodzić obowiązki szkolne i domowe, już i tak zaniedbując ostatnimi czasy te pierwsze. Chciała od zawsze zostać nauczycielką, a odkąd została żoną to prawie było niemożliwe. A co dopiero się stanie, kiedy naprawdę ma to dziecko?
– Ja nie chce Mary. – Wyszeptała, przestraszona. – Przecież ja sobie nie poradzę.
– Julie, jeszcze narazie nie panikuj. Po prostu musisz wiedzieć, że jest taka możliwość. Upewnisz się dopiero, kiedy spotkasz się z lekarzem.
– Co mam powiedzieć Gilbertowi? Przecież on mnie zamorduje.
– Nie ma do tego prawa. W końcu jeśli naprawdę jesteś w ciąży, to też jego wina.
– Proszę, nie mów mu. Nie, dopóki nie będę pewna.
Mary westchnęła, ale zgodziła się skinieniem głowy.
– Chcesz żebym pojechała z tobą do tego lekarza?
– A co z Delphi?
– Bash się nią zajmie. I tak nie ma nic lepszego do roboty.
– Ale powinnam dzisiaj iść do szkoły…
– Na Boga, Julie. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Blondynka zamilkła, dochodząc do wniosku, że zachowuje się jak dziecko kłócąc się o tak istotną rzecz. Dlatego w końcu się zgodziła, i natychmiast zaczęła się szykować, mając nadzieję, że zdążą na pierwszy pociąg.
I zdążyli. Już godzinę później byli w Charlottetown, stojąc przed gabinetem doktora, u którego Blythe miał co tydzień w weekendy praktyki. Julie wiedziała, że jedynie tutaj dostanie się bez kolejki, i może zaufać lekarzowi. A przynajmniej miała taką nadzieję.
I się nie myliła. Wchodząc do środka już w korytarzu spotkała doktora, który podskoczył na jej widok.
– A niech mnie, Julie Blythe! Co ty tutaj robisz? Gdzie Gilbert?
– Panie doktorze – wtrąciła się na wstępie Mary, popychając dziewczynę do przodu. – Podejrzewamy, że Julie jest w ciąży.
– Oh. W takim razie zrobię szereg niezbędnych badań.
– Byłybyśmy wdzięczne!
Blondynka była zbyt zszokowana, żeby chociaż się odezwać, w czasie kiedy doktor ją badał. Godzinę później stała przed gabinetem z przyjaciółką, nerwowo krążąc po korytarzu. Mary starała się ją uspokoić, ale bezskutecznie. Dopiero kiedy lekarz pojawił się w drzwiach przystaneła, przełykając nerwowo ślinę.
– Gratulacje Julie. Jesteś w ciąży.
O mój Boże
Dziewczyna nie wiedziała, kiedy przed jej oczami stanęły mroczki, a jej samej nagle urwał się film.
Jak to w ciąży?
+++++++++++++++++++++++++++++++++++
Jejku kochani, właśnie zauważyłam, że ta książka jest na pierwszym miejscu w #blythe. Jestem taka szczęśliwa, i wdzięczna wam za każdy komentarz i gwiazdkę ❤️
A teraz wszyscy do sekcji komentarzy, bo chcę dowiedzieć się czy ta książka wam się naprawdę podoba, którą z moich trzech najbardziej lubicie, i czy jest coś co uważacie, że w tej książce jest do korekty, zmiany, a może czegoś brakuje? Czekam na wasze opinie ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro