Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

82

- Dlaczego on Cię nazywa słońcem? – mruknął niezadowolony brunet.

- Dlaczego czytasz moje wiadomości? – spojrzałam na niego unosząc brew. – Wiesz co to prywatność?

- W dziewięćdziesięciu procentach jej nie doznaję – burknął prostując się. – A co, chcesz się z nim spotkać bez mówienia mi o tym?

- Serio? Będziesz mi teraz robił scenę zazdrości? O Aarona?

- Jesteś ślepa czy tylko udajesz? Koleś jest w tobie zakochany.

- Prędzej nazwałabym to zauroczeniem – mruknęłam, odwracając się od niego. – Obrażaj się jeśli chcesz, ja nie zawiniłam i za nic przepraszać nie będę. Osobiście nie widzę powodu dla którego miałbyś być zazdrosny.

- Ale ja widzę.

- Fascynujące. Wyjaśnisz?

- Aaron?

- Oh tak, bo koleś którego znam sześć lat, który jest moim przyjacielem, któremu dałam kosza jakiś czas temu i wie, że nie widzę go w ten sposób, to rzeczywiście powód do zazdrości – prychnęłam.

- Jakoś nie zachowuje się jakby sobie odpuścił...

- Bo nazwał mnie słońcem? – znów na niego spojrzałam. – Robi to od początku naszej znajomości. Zrozum, że to mój przyjaciel, nikt więcej.

- Tak, jasne.

- Od razu mi powiedz, że Cię z nim zdradzę zaraz po powrocie do Los Angeles i twoim wylocie do Sydney – warknęłam. – Dorośnij Calum – wstałam i wyminęłam go.

- Leen – zignorowałam go wchodząc do domu. Słyszałam jego kroki. Przeszłam do sypialni i podeszłam do komody. – Leen – westchnął. Wciąż go ignorując schyliłam się do środkowej szuflady i zabrałam z niego błękitny, dwuczęściowy strój kąpielowy. Poczułam jego dłonie na biodrach, kiedy się wyprostowałam. – Leen, skarbie... nie kłóćmy się.

- Ja się nie kłócę, to ty zacząłeś – mruknęłam.

- Przepraszam – powoli odwrócił mnie w swoją stronę.

- Za co? – milczał. – Jeśli nie wiesz, to nie przepraszaj bo to bez sensu.

- Nic nie poradzę na to, że jestem i będę zazdrosny o swoją dziewczynę – starałam się powstrzymać uśmiech. – Zwłaszcza, jeśli jakiś kretyn chciałby się do niej dobrać.

- Nawet go nie znasz.

- Miałem tę przyjemność go poznać.

- Tak, widziałeś go dwie minuty.

- To zdecydowanie wystarczyło.

- Do?

- Do tego abym go nie trawił – burknął. – Faceci tak mają.

- Jak mają? – nie wytrzymałam i zachichotałam.

- Że wypowiadają sobie nieme wojny tylko spojrzeniem – spojrzałam na niego jak na idiotę.

- Rozmumkiem może nie grzeszysz, ale masz szczęście, że jesteś uroczy – cmoknęłam go w usta i odsunęłam się od niego, kierując się do łazienki.

- Ej... obrażasz mnie.

- Wcale nie – zaśmiałam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro