40
Weszliśmy do kasyna. Pierwszy raz byłam w takim miejscu i aż czułam ten dreszczyk emocji, nawet jeśli mam pewność, że to co mam zamiar postawić, przegram. Gry hazardowe to mój wróg, naprawdę.
- Kto idzie ze mną na pokera? – zapytała Su.
- Brzmi ciekawie – powiedział Ashton.
- Idę z wami – odezwał się Luke, dołączając do dwójki, która już od nas odeszła.
- Idę na automaty – spojrzałam na Caluma po tym jak zostaliśmy sami.
- I to tyle z naszego pilnujmy się – westchnęłam. – Wiedziałam, że tak będzie.
- Zostaliśmy sami szybciej niż planowaliśmy – uniósł jeden kącik ust do góry.
- O nie, nie, nie. Nie wyjdę z kasyna nie grając choćby w jedną grę.
- Nikt nie powiedział, że musimy wychodzić – zaśmiałam się. Cmoknęłam go w usta.
- Chodź, sprawdzimy co tu mają – złapałam go za dłoń i poprowadziłam w głąb pomieszczenia. Splótł nasze palce.
- Dlaczego Su wybrała pokera i nawet nie zapytała, albo raczej nie stwierdziła, że z nią idziesz? – zapytał. Spojrzałam na niego niepewnie i przygryzłam dolną wargę. Zatrzymałam się między stolikami i przybliżyłam się do niego. Oparłam dłoń na jego ramieniu.
- Potrafi liczyć karty – szepnęłam mu na ucho.
- Co? – wzruszyłam ramionami.
- Kiedyś grałyśmy razem i za każdym razem mnie ogrywała, aż w końcu się do tego przyznała. – wzruszyłam ramionami.
- Czyli, że ich ogra?
- Po pijaku idzie jej trochę gorzej, ale tak. Chociaż nigdy nie idzie na całość. Stwierdziła, że nie ma na co narzekać na swoje zarobki i styl życia i nie chce nikogo oszukiwać, więc tak naprawdę nie wykorzystuje swoim zdolności za bardzo – patrzył na mnie dziwnie, a ja zaczęłam się śmiać. – Żartowałam. Naprawdę w to uwierzyłeś?
- Byłaś dość przekonywująca – odchrząknął.
- Nie, Su nie potrafi liczyć kart. Ma po prostu farta. Serio, to straszne. Jej się wszystko udaje na farcie i z czystego przypadku. To czasami przerażające – zmrużył oczy. – Tym razem mówię serio.
- Idziemy do baru? – zapytał, obejmując mnie w tali.
- Jasne – uśmiechnęłam się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro