Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

188

- Mieszkałyśmy razem tak krótko i już mnie porzucasz?! – Su leżała na moim, już starym, łóżku i ciągle narzekała, kiedy się pakowałam. Wiedziałam, że tylko udaje i po prostu nie chciało jej się mi pomagać. Kochana.

- Będziesz miała mieszkanie tylko dla siebie – zaśmiałam się. – Zresztą nie wyprowadzam się na drugi koniec świata, wciąż zostaję w Los Angeles.

- Porzucasz mnie dla tego Azjaty! – przewróciłam oczami. – A tak na serio – podniosła się w końcu i stanęła obok mnie. – Tak po prostu kupił dom i zaoferował Ci wspólne mieszkanie?

- Zdefiniuj wspólne, kiedy przez ¾ roku praktycznie go nie będzie.

- Czyli w zasadzie to kupił dom dla Ciebie.

- Wcale nie.

- Znalazłaś sobie sponsora.

- Dzięki, kochana jesteś – burknęłam, na co ta zaczęła się śmiać.

- Jeszcze tylko czekam na oświadczyny.

- Nie oświadczy mi się, a przynajmniej nie teraz. Wspólne mieszkanie, a planowanie ślubu to co innego.

- Będziecie żyć na kocią łapę?

- Tak, z gromadką psów – zachichotałam. Schyliłam się, podnosząc pudełko. Otworzyłam wieko. – Oh, zapomniałam o nich, miałam je dać kuzynce.

- Kupiłaś jej mini butki?

- Nie jej tylko dla jej dziecka. Urodziła niedawno.

- Leen! – usłyszałyśmy Caluma i dźwięk zamykanych drzwi.

- Wykorzystam je – zabrała je szybko z pudełka i pobiegła na korytarz.

- Leen się pakuje? – zapytał.

- Tak, ale um... to Ci się przyda. Dobrze, że kupiłeś dom – wyjrzałam zza drzwi widząc jak blondynka klepie go po ramieniu i idzie w stronę kuchni, zostawiając buciki na jego dłoni. Telefon wypadł mu z drugiej, a minę miał nie do opisania. Zamrugał kilkukrotnie, jakby przetwarzał to co Su, chciała mu przekazać i oczywiście, było to kłamstwem. Wziął głęboki wdech, chyba zbierał się w sobie aby tu przyjść. Z jednej strony było to zabawne, a z drugiej było mi go trochę szkoda.

Wróciłam do pakowania. Ciekawe co zrobi. Słyszałam kroki, ale się nie odwróciłam. Sięgnęłam po kolejne ubrania, składając je i wrzuciłam do walizki. Poczułam obejmujące mnie ramiona wokół brzucha i pocałunek na szyi.

- Hej skarbie.

- Szybko to załatwiłeś – odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem. – Coś nie tak? – zapytała, dostrzegając na jego twarzy niepewność. Uniósł buciki.

- Czy ty..?

- Tak, kupiłam je – odpowiedziałam, chociaż wiedziałam, że nie o to mu chodzi. Zabrałam je, chowając do pudełka. – Dla mojej kuzynki – dodałam.

- C-co?

- Niedawno urodziła – zamrugał kilkukrotnie.

- Susanne!!! – wydarł się, a ja starałam się usilnie powstrzymać śmiech.

- Musiałam to zrobić, Cally! Musiałam! – odkrzyknęła, śmiejąc się.

- Ja ją zaraz...

- No już, spokojnie – złapałam dłońmi za jego policzki. – Może kiedyś, Cal. Może kiedyś – musnęłam jego usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro