167
- Nic Ci nie jest? – zapytałam, nadal się śmiejąc.
- Moja duma właśnie ucierpiała – burknął pod nosem.
- Tylko duma?
- Ha. Ha – wstał z podłogi, a ręcznik zsunął się z jego bioder.
- Oh – zasłoniłam szybko dłonią oczy, zostawiając między palcami szczeliny, aby wciąż go widzieć. – Wstydziłbyś się. W Sydney są plaże dla nudystów? Bo myślę, że to świetne miejsce dla Ciebie.
- Ty mała – zaśmiał się i zaraz znalazł się przy mnie, przez co z moich ust wydobył się pisk. Wylądowałam plecami na materacu, a on usiadł na mnie okrakiem.
- Mógłbyś nie biegać po pokoju tak... jak się urodziłeś? – starałam się nie roześmiać.
- Nie.
- Cal, skarbie, ja wiem, że w pełni akceptujesz swoje ciało, ale nie musisz chodzić roznegliżowany. Wiem jak wyglądasz.
- Zawsze zaczynasz gadać takimi pseudo mądrościami, kiedy masz dobry humor.
- Mam mieć zły? Twój upadek był cudowny, aż żałuję, że go nie nagrałam – złączył nasze usta w pocałunku. – Najlepszy sposób na uciszenie kobiety – mruknęłam.
- Który tym razem nie zadziałał – zachichotałam na jego słowa. Jego usta znalazły się na mojej szyi, gdzie zaczął zostawiać mokre pocałunki. Ponownie przystawił usta do skóry i wypuścił nimi powietrze, przez co do moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk. Zaczęłam się śmiać.
- Nigdy więcej tak nie rób! – jak na złość zrobił to po raz kolejny. – Calum!
- Kurwa – drzwi do naszego pokoju otworzyły się z hukiem. – Możecie być cicho? – Michael zatrzymał się w pół kroku dostrzegając nas. Zmarszczył brwi. – Stary... wiesz, że przez ubrania to nie działa? – odwrócił się i wyszedł zatrzaskując drzwi. Spojrzeliśmy na siebie, po czym zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Widziałeś ten wzrok? – wciąż się śmiałam. – To było coś jak pomieszanie „co wy odwalacie?", „dlaczego ja na to patrzę?" i „co ja tu w ogóle robię?" jednocześnie.
- Niech się cieszy, że wlazł tu, kiedy tylko ja jestem goły...
- Ja w porównaniu do Ciebie nie biegam tak po pokoju.
- A szkoda - westchnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro