Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

132

Poczułem ciężar na sobie, a po chwili drobne pocałunki na twarzy. Wypuściłem głośniej powietrze z ust i niechętnie otworzyłem oczy, by zobaczyć uśmiechniętą Leen siedzącą na mnie okrakiem. Na moje usta wkradł się delikatny uśmiech.

- Dzień dobry – pocałowała mnie. – Jak się spało?

- Okay – mruknąłem, przecierając dłońmi twarz. – Która godzina? – zapytałem, bawiąc się brzegiem mojej koszulki, którą miała na sobie.

- Dziewiąta. Zrobiłam śniadanie. O jedenastej musisz być w domu z chłopakami.

- Wiem... nie przypominaj mi – westchnąłem. – Chce tu zostać.

- To twoja praca, mój drogi.

- Wiem.

- Jak ty dużo rzeczy wiesz – zaśmiała się. – Szybko minie – dodała.

- Nie spotkasz się z nim – spojrzała na mnie pytająco. – Z Aaronem. Nie ma mowy – westchnęła. – Nie spotkasz się z nim, Leen. Nie zgadzam się. Obiecaj mi to.

- Obiecuję, Calum – odpowiedziała. – Nie spotkam się z nim, na pewno nie sama.

- Nie ważne czy z kimś czy nie. Nie spotkasz się z nim – powiedziałem, podciągając się do pozycji siedzącej i patrząc prosto w jej oczy.

- Okay – musnąłem jej usta.

- To co z tym śniadaniem?

- Stygnie – odpowiedziała z rozbawieniem, po czym wstała.

- Co w menu? – podniosłem się i skierowaliśmy się w stronę kuchni.

- Omlet z serem, szynką, cukinią i papryką, tosty ze szpinakiem i łososiem i coś na słodko czyli tosty francuskie. No i kawa lub soczek do wyboru – zachichotała.

- Kiedy wstałaś? – zapytałem zaskoczony ilością rzeczy, które przygotowała.

- Jakąś godzinę temu – wzruszyła ramionami. Zatrzymaliśmy się dopiero w kuchni. – Nie chciałam Cię budzić i - odwróciła się w moją stronę. – Pomyślałam, że... jak na razie to ostatni nasz wspólny posiłek, sam na sam, więc... chciałam się trochę do tego przyłożyć – nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Pochyliłem się i pocałowałem ją.

- Dziękuję.

- Jest za co – podniosła lewą dłoń pokazując mi palec wskazujący i plaster na nim. – Widzisz jak się poświęciłam? – zacząłem się śmiać.

- Oczywiście skarbie, tu pewnie lała się krew, kiedy spałem – prychnęła, udając obrażoną. – No już, już bez fochów mi tu.

- Fochów? Okay, skoro tak chcesz – pokręciłem głową z niedowierzaniem, widząc jej uśmieszek.

- Zboczuszek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro