Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

130

Obserwowałem Leen, podczas jej wymiany zdań z Luke'iem, nie do końca wiem na jaki temat, bo dzieliła nas spora odległość. Wkurzało mnie to jak często się śmiała, a jej dłoń lądowała na jego ramieniu. Czy ona robiła to specjalnie, do cholery?! I nawet świadomość tego, że między nimi do niczego nie dojdzie, bo Luke nigdy nie zarywałby do mojej dziewczyny, a Leen nie jest z tych, które mszczą się, za nic, w tak banalny sposób, mi nie pomagała.

- Daj spokój – usłyszałem. – Drobne sprzeczki są wskazane w związku, to dodaje pikanterii - -przewróciłem oczami. - Ale serio... musicie się czasem pokłócić, dziwne by było jakbyście tego nie robili – stwierdziła Su.

- O co w ogóle poszło? – zapytał Ashton.

- O wyjście.

- Ignorowaliście nas przez ostatni czas, więc raz możecie wyjść.

- Mówiła to samo.

- A tak naprawdę chodzi o Aarona – wtrąciła Su. – Jest zazdrosny – szturchnęła mnie, na co blondyn się zaśmiał.

- To oczywiste. Jego wcześniej nie złamane serce, może w końcu doigrać się pierwszego zawodu miłosnego, jeśli coś pójdzie nie tak. Nie żebym życzył wam źle, bo naprawdę się kochacie*, a ona Cię uszczęśliwia, stary. Wszystko będzie dobrze, trochę zaufania.

- Ufam jej.

- Więc w czym problem? – wzruszyłem ramionami. Sięgnąłem po szklaneczkę z whisky i upiłem łyka. Naprawdę sam nie wiedziałem już o co mi chodzi. Przecież jej ufałem, kochałem ją, nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Może bałem się, że znajdzie sobie kogoś lepszego? Może...

- Ona też jest szczęśliwa, Calum. W zasadzie jest chodzącym szczęściem odkąd Cię poznała – znów spojrzałem w stronę stolika, który zajmowaliśmy. Patric mówił coś do niej, na co ta się zgadzała i wstała, rzucając kilka słów do Luke'a.

- Gdzie jest Michael? – zapytałem.

- W kiblu – usłyszałem. Aaron pojawił się obok nas.

- A ty wiesz to skąd? – Su spojrzała na niego znacząco, starając się ukryć swoje rozbawienie.

- Minęliśmy się, głupia – pstryknął ją palem w nos, na co ta fuknęła zła. – Nie wiem co rodzi się w tej twojej porypanej główce – zaśmiał się.

- Wracam do stolika – powiedział Ashton, na co dziewczyna mu przytaknęła i poszła za nim. Chciałem zrobić to samo, żeby tylko nie musieć zostawać z nim sam na sam, ale jego pytanie mnie zatrzymało.

- Pokłóciliście się? – odwróciłem się lekko w prawo, aby stanąć z nim twarzą w twarz i uniosłem jedną brew. – Z Leen.

- Wiem o co Ci chodzi. Nie wiem do czego Ci ta wiadomość – odpowiedziałem i opróżniłem do końca szklaneczkę. Zawołałem barmana, jeszcze raz prosząc o to samo.

- Akurat przed twoim wyjazdem – westchnął. – Spokojnie, zajmę się nią, kiedy Ciebie nie będzie – posłał mi bezczelny uśmieszek. Wziąłem głęboki wdech, muszę zachować spokój. – Nie mogę się doczekać aż wyjedziesz, wiesz? W końcu przestaniesz się koło niej kręcić.

- Gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, moja pięść nie mogłaby się doczekać spotkania z twoją twarzą – warknąłem.

- Przejebane jest takie życie, nie? Nie możesz nic zrobić, bo to wywoła skandal. Na szczęście ja nie mam takiego problemu.

- O co Ci chodzi?

- O Leen, oczywiście. Myślisz, że będzie grzecznie siedzieć w domu i czekać kilka miesięcy, aż wrócisz? – zapytał z kpiną. – Za bardzo lubi ostre rżnięcie, żeby być grzeczną, chyba o tym wiesz? – złapałem go za koszulę. – Osobiście miałem przyjemność się o tym przekonać, czego pewnie Ci nie powiedziała i uwierz mi...

- Jeszcze jedno słowo... - warknąłem, szarpiąc nim.

- Ej, stary... co ty robisz? – zapytał, całkowicie zmieniając swoją postawę. Zmarszczyłem brwi.

- Calum? – usłyszałem. Spojrzałem w bok, gdzie blondynka przyglądała się nam z niedowierzaniem. – No po prostu, nie wierzę... jesteś niemożliwy! – puściłem szatyna, odpychając go lekko. – Nic Ci nie jest? – podeszła do niego.

- Nie, nic – odpowiedział. Prychnąłem.

- Co ty odwalasz, Calum? – odwróciła się w moją stronę. – To, że go nie lubisz, nie oznacza, że masz prowokować bójkę – warknęła.

- Nie uderzyłem go, jakbyś nie zauważyła, ale pewnie bym to zrobił, gdybyś tu nie przyszła – zamrugała kilkukrotnie. – Należy mu się.

- Niby co takiego zrobił?

- Sprowokował mnie.

- Czym? – bo na pewno chcesz usłyszeć, że, delikatnie mówiąc, nazwał Cię dziwką. Milczałem. – Tak myślałem. Wracam do domu, bez Ciebie – odwróciła się na pięcie.

- Nie wiem czy wiesz, ale jeden z jej byłych podniósł na nią kiedyś rękę, od tamtej pory jest wyczulona i negatywnie nastawiona do wszelkiego rodzaju przemocy. Ups. Chyba właśnie sobie nagrabiłeś – sięgnął po mój alkohol. – Dzięki za ułatwienie sprawy – upił łyka i poklepał mnie po ramieniu. Straciłem jego dłoń i wziąłem głęboki wdech.

- Posłuchaj mnie uważnie, bo więcej tego nie powtórzę – starałem się zachować spokój. Spojrzałem mu prosto w oczy i byłem pewien, że morduję go wzrokiem. – Nie waż się zbliżać do Leen, a te gierki zachowaj dla siebie. Nie zniszczysz tym naszego związku. Ona nigdy nie będzie twoja, a o przespaniu się z nią, możesz sobie pomarzyć. Chociaż to żałosne – zakpiłem i odszedłem od niego, udając się za dziewczyną.





* w "oryginalnej" (czyli jak napisałam za pierwszym razem i poprawiłam dopiero przy sprawdzaniu) wersji było "naprawdę Cię kocham" i miałam takie Whaaaat? Co ja tu z Cashtonem wyskakuję..? xD Zwyłam sobie xD

Jakiś dłuższy wyszedł ten rozdział...

Porobiło się... xD Calum powinieneś mu przywalić! xD

Nie wiem czy jeszcze coś dziś dodam, nie obiecuję i nie zaprzeczam :D

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro