Rozdział 17
Idk polecam puścić piosenkę na zapętleniu czy coś
***
Taehyung czuł się, jakby przebudził się z bardzo długiego snu pełnego strasznych wizji i zmor. Długo leżał na łóżku, patrząc w sufit i stopniowo uświadamiając sobie, że te wszystkie koszmary naprawdę miały miejsce w jego życiu. Nie pamiętał dokładnie, jak znalazł się we własnym pokoju, jednak podejrzewał, że Jeongguk go przeniósł, gdy zasnął w drodze powrotnej. Nie potrafił określić, czy ból, jaki odczuwał był bardziej psychiczny, czy fizyczny. Nadmiar uczuć go przytłaczał, nie potrafił sobie z nimi poradzić, a jednak nawet jedna łza nie chciała spłynąć po jego policzku.
Leżał tak, niemal przypominając sobie każdy fragment swojego życia. Zastanawiał się, w którym jego momencie zasłużył na wszystko to, co go do tej pory spotkało. Czy naprawdę był aż tak złym człowiekiem? Czy w swoim wcześniejszym wcieleniu popełnił jakiś ciężki grzech?
- Taehyung... - jego rachunek sumienia przerwała młoda dziewczyna, która niepewnie zajrzała przez uchylone drzwi. Oczy miała lekko zapuchnięte, zupełnie jakby płakała, a Kim z całą nienawiścią do samego siebie musiał przyznać, że w tamtym momencie nie obchodziło go to ani trochę. - Zejdziesz do nas na dół? Tata przygotował obiad.
Chłopak nie miał pojęcia, że była już tak późna godzina. Najprawdopodobniej kilka godzin po prostu przeleżał, budząc się o wiele wcześniej. Beznamiętnie spojrzał na swoją siostrę, której ponownie napływały do oczu łzy, gdy widziała, w jakim stanie znajdował się chłopak. Nie potrafiła zrobić nic, żeby mu pomóc, bo sama potrzebowała kogoś, kto by jej pomógł. Nie wytrzymała tej ciszy, jaka panował w pokoju i po prostu wyszła, nie dostając odpowiedzi.
A Taehyung nadal patrzył na drewniane drzwi, jakby te miały być rozwiązaniem jego problemów. Po prostu leżał i obserwował, kolejne minuty marnując na bezsensowną walkę z własnymi myślami, od których zdążyła rozboleć go głowa.
- Weź się w garść... - warknął pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Musiał zrobić cokolwiek, żeby tylko dalej nie leżeć bezczynnie. Nie chciał jeszcze schodzić na dół, nie czuł potrzeby rozmawiania z ojcem, a tym bardziej z Seolhyun. W tamtym momencie tylko jedna osoba przychodziła mu do głowy, gdy myślał o pocieszeniu.
Musiał spotkać się z Jeonggukiem.
***
Niemal każdy ruch sprawiał mu fizyczny ból, który rozchodził się z jego dolnych partii ciała. Dopiero on przypomniał mu o tym, co stało się wcześniejszego wieczoru na tylnych siedzeniach czarnego auta. Gorąca woda spływała wzdłuż jego ciała, zmywając niewidzialne ślady po ustach Jeongguka. Sunąc mydłem po ciele niemal czuł, jakby to znów brunet go dotykał. Nie żałował tego, co się stało. Prawdopodobnie podjąłby tę samą decyzję po raz drugi, gdyby mógł cofnąć się w czasie.
Nie spieszył się z szykowaniem. Starannie dobierał strój, jakby szedł na wystawę w muzeum, a nie do swojego przyjaciela, którego w myślach nazywał swoim chłopakiem. W końcu miał chyba takie prawo? Brunet pozostał jedyną osobą, która była dla niego podporą. Wszyscy inni stanowili tylko szare tło, które uzupełniało jego beznadziejne życie.
Nic nie zjadł, po prostu wyszedł z domu bez słowa, wkładając czarne słuchawki do uszu i puszczając muzykę na maksymalnej głośności. Nie dzwonił do Jeona, żeby poinformować go o swoim przyjściu. Miał nadzieję, że chłopak po prostu będzie w domu. Panował już półmrok, gdy Taehyung przemierzał miastowe chodniki, a w jego wnętrzu zaczęło kiełkować uczucie niepokoju. Miał złe przeczucie, że wiszące nad nim fatum jeszcze nie zniknęło. Pożałował, że postanowił pójść na pieszo, jednak nie było sensu czekać na kolejny tramwaj. Przyspieszył kroku, równocześnie wyjmując z kieszeni telefon, który zawibrował.
Od: Yoongi
Musimy się spotkać, to pilne
Do: Yoongi
Nie mogę, właśnie idę do Kooka
Kim zmarszczył brwi, przez chwilę zastanawiając się, czy nie powinien mimo wszystko spotkać się ze starszym albo do niego zadzwonić, żeby dowiedzieć się, co się stało. Miał już wybierać odpowiedni numer, gdy na ekranie pojawiła się kolejna wiadomość. Jednak tym razem nie była od Yoongiego.
Od: nieznany
Ja zawsze dotrzymuje obietnic.
Cztery słowa wystarczyły, żeby serce Taehyunga na chwilę przestało bić. Czerwona lampka zapaliła się w jego głowie, a on sam rzucił się biegiem przed siebie, przeczuwając najgorsze. Nienawidził tego, że jego przypuszczenia zazwyczaj były słuszne. Nienawidził tego, że jego najgorsze scenariusze zazwyczaj się sprawdzały.
Zapomniał o bólu i o Yoongim, liczyło się dla niego tylko to, żeby dotrzeć jak najszybciej do celu, którym był dom Jeongguka. Niemal pożałował każdej godziny wychowania fizycznego, którą przesiedział na ławce, bo gdy wbiegał na odpowiednią ulicę ledwo był w stanie oddychać, a po skroniach spływały mu strużki potu. Z daleka widział postacie w czarnych strojach, które stały przed białym domem, trzymając coś w dłoniach. Prawdopodobnie gdyby światło latarni było mocniejsze, rozpoznałby kwadratowe kanistry.
Chciał krzyknąć, jednak czyjaś dłoń skutecznie mu to uniemożliwiła. Silne ramiona zatrzymały go w miejscu, boleśnie zaciskając się wokół jego pasa. Taehyung zaczął się wyrywać, chociaż doskonale wiedział, że jego szanse były zerowe w starciu z Namjoonem, którego rozpoznał po charakterystycznym zapachu i dużej dłoni.
- Nie sądziłem, że się tu pojawisz, ale może to i lepiej. Będziesz mógł oglądać z bliska, jak kończę z Jeonem. - gardłowy głos rozbrzmiał tuż przy uchu Taehyunga, przez który chłopak się wzdrygnął. Ponownie próbował kopnąć starszego, jednak ten skutecznie mu to uniemożliwiał, ciągnąc wgłąb cienia. Nie był idiotą i wiedział, że prawdopodobnie sąsiedzi niedługo zainteresują się tym, co dzieje się na ulicy. Na szczęście jego już wtedy tam nie będzie. - Oboje zasługujecie na taki sam koniec, ale chyba bardziej satysfakcjonujące będzie zniszczenie cię psychicznie. Chce, żebyś nigdy nie mógł się już pozbierać, żebyś stał się wrakiem człowieka, bo i tak nie ma tu miejsca dla takiego śmieci. I ty i Jeongguk jesteście tak samo obrzydliwi i nic nie warci. A teraz lepiej się skup, bo ominie cię zaraz najciekawsza część.
W tym samym momencie jeden z grupy stojącej przed domem rzucił czymś w jego stronę, a Taehyung poczuł pierwsze łzy napływające mu do oczu, gdy wysoki płomień uniósł się ku niebu. Sens tego, co się działo docierał do niego w zwolnionym tempie. Oprzytomniał dopiero wtedy, gdy czerwone płomienie zaczęły obejmować ściany domu i rozprzestrzeniać się po nich.
W końcu wyrwał się starszemu, który zupełnie przestał zwracać na niego uwagę. Taehyung spojrzał na niego i od razu tego pożałował, bo satysfakcja jaką ujrzał w oczach Namjoona, gdy patrzył na płonący budynek była pełna szaleństwa. Przerażało go to szaleństwo, bo przez chwilę miał wrażenie, że i on tak wyglądał. Chciał rzucić się na chłopaka, sprawić, żeby cierpiał tak samo mocno, jak on w tamtym momencie, jednak nie zrobił tego. Ważniejszy od zemsty był Jeongguk, który potrzebował jego pomocy.
Taehyung nie myślał o tym, co robi. Po prostu rzucił się przed siebie, potykając się o własne nogi. Obraz rozmazywał mu się przez łzy, które mimowolnie spływały po policzkach chłopaka i nie zwracał uwagi na ludzi, którzy wychodzili przed swoje domy. Grupa Namjoona już dawno zdążyła zniknąć, jednak Taehyung nie myślał o tym w tamtym momencie. Wymierzanie sprawiedliwości i szukanie winnych pozostawił na później.
Przepychał się wśród tłumu, który z każdą chwilą był coraz gęstszy, czując, że serce chce wyrwać się z jego klatki pięściowej. Nie przejmował się krzykiem ludzi, którzy kazali mu się zatrzymać, ani przypadkowymi dłońmi, które łapały go za nadgarstek. Oni wszyscy nie rozumieli, jak wiele do stracenia miał. Nie rozumieli, że właśnie tracił kolejną miłość, jaka zawitała w jego życiu.
Był już niemal na trawniku, a dym drażnił jego nozdrza, gdy ktoś ponownie złapał go w pasie, odciągając do tyłu. Tym razem był to ktoś o wiele niższy i drobniejszy od Namjoona.
- Nie możesz tam wejść! - stanowczy głos Yoongiego ledwie do niego docierał. Szarpali się ze sobą, każdy chcąc iść w inną stronę.
- Muszę mu pomóc! Puść mnie, on mnie potrzebuje! - walka, jaką między sobą toczyli w każdej innej sytuacji mogłaby rozbawić nawet ich, jednak nie wtedy, gdy Yoongi próbował uratować życie Taehyunga, a ten tak usilnie starał się je stracić, próbując wbiec do zadymionego budynku. Nie myślał już racjonalnie, jakaś ściana w jego głowie została zburzona, uruchamiając lawinę sprzecznych emocji. Kotłowała się w nim złość na wszystkich, którzy bezczynnie stali, na Yoongiego i na samego siebie. Nienawidził tego, że znów tylko patrzył, że nie mógł nic zrobić. Przed oczami miał obraz szpitalnej sali i bladego ciała leżącego na łóżku, od którego odciągany był siłą, tak samo, jak teraz od gorących płomieni pokrywających cały dom. Wraz z czarnym dymem unoszącym się w górę, jego ciało opadało w dół. Nie miał sił już walczyć, choć pragnął tego każdym kawałkiem swojego serca pokruszonego na drobne części.
- Tae, proszę uspokój się - słowa, które zaledwie dzień wcześniej słyszał z ust Jeongguka znowu rozbrzmiały blisko jego ucha. Yoongi wciąż mocno obejmował wątłe ciało Taehyunga, klęcząc na mokrej ziemi tuż przy nim. - To koniec, wiesz o tym. Nic nie zrobisz.
- Nie mów tak! - chłopak pragnął go odepchnąć, jednak nawet to było dla niego czymś niewykonalnym. Nie potrafił kontrolować własnego ciała, które odmówiło mu posłuszeństwa w takim momencie, jakby i ono chciało powstrzymać go od zrobienia głupstwa. Kolejne fale złości i smutku atakowały jego umysł, a pojedyncze strużki łez spływały po policzkach. Nie potrafił zrozumieć, jak Yoongi mógł być spokojny w takim momencie, dlaczego sam nic nie robił, żeby uratować Jeongguka, który w końcu był jego przyjacielem. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego chronił jego, a nie swojego przyjaciela.
Min już nic nie powiedział. Zamiast tego patrzył na kilkoro ludzi smutnym wzrokiem, którego Taehyung nie mógł dostrzec, którzy w specjalnych strojach biegli w stronę palącego się domu. Słyszał syreny strażackie zanim jeszcze wozy dojechały na miejsce, wiedział, że tylko oni mogą coś zrobić, ale młodszy chłopak wydawał się tego nie zauważać, wciąż oskarżając go o bezczynność. W tamtym momencie musiał zachowywać się tak, jak zawsze, czyli udawać niewzruszonego i pomóc komuś innemu. Nie winił Taehyunga za jego zachowanie ani nie miał za złe słów, które wypowiadał. Nie miał prawa być na niego zły, bo Kim po prostu jeszcze wielu rzeczy nie wiedział.
W pewnym momencie poczuł delikatne szarpnięcie, a kiedy spojrzał do góry zobaczył jednego z kilku ratowników, którzy przyjechali zaraz po straży pożarnej. Wiedział, że nie mogli zostać w tym miejscu, gdzie klęczeli, bo jedynie przeszkadzali. Szybko zapewnił, że nic im nie jest i postawił Taehyunga na nogi, który znów się opierał, gdy chciał odciągnąć go na bezpieczną odległość. Kim jak zahipnotyzowany patrzył na płomienie powoli gaszone przez grupę dorosłych mężczyzn. Chociaż wiedział, że to głupie, to miał nadzieję, że nagle na trawnik wyjdzie cały i zdrowy Jeongguk, żeby go przytulić.
Ponieważ sam Yoongi nie był w stanie sobie poradzić musiał mu pomóc jeden z funkcjonariuszy policji, którzy również pojawili się na miejscu. Zdawał sobie sprawę, że czekają ich ciężkie godziny i masa pytań, jakie będzie miała do nich policja. Zwłaszcza do Taehyunga.
***
Choć Taehyung nie chciał opuszczać wciąż zatłoczonej i zadymionej ulicy, to nie miał wyjścia, bo został zmuszony do wejścia do policyjnego samochodu. Rozdzielili go z Yoongim, co dodatkowo sprawiło, że strach kłębiący się wewnątrz niego wzrastał z każdą chwilą. Nie chciał nic mówić, nie odpowiadał na pytania i nawet nie patrzył na twarze ludzi, którzy wypytywali go o to, co chłopak widział lub wiedział. On po prostu się nauczył, że o złych rzeczach nie powinno się mówić, bo to jedynie wszystko pogarsza. Nauczył się też, że nie warto otwierać się przed ludźmi, bo wtedy znacznie szybciej odchodzą.
Kim przechodził fazę wyjątkowo silnego wyparcia, gdy siedział już w jednej z komisariatowych sal. To były te minuty, podczas których wciąż sobie powtarzał, że to wszystko, to przecież nie prawda. Już przez to przechodził i wiedział, że gdy bolesna prawda znów w niego uderzy, to ze zdwojoną siłą i tym razem nie będzie przy nim nikogo, kto pomoże mu to przetrwać.
Nie docierały do niego żadne odgłosy z wnętrza pomieszczenia ani słowa funkcjonariusza. Ten paraliżujący strach i smutek, które się w nim mieszały nie potrafiły znaleźć ujścia, wciąż potęgując swoją moc. Dlaczego jeszcze się nie obudził, chociaż tak bardzo tego pragnął? Dlaczego zły sen wciąż trwał, skoro myślał jedynie o jego zakończeniu?
Nawet nagłe pojawienie się jego rodziców nie sprawiło, że Taehyung wyszedł z przerażającego transu. Wciąż patrzył tępo przed siebie, nerwowo skubiąc koniec swojej brudnej bluzy. Czasem tylko wycierał pojedyncze łzy spływające po policzkach, nie reagując na niczyj dotyk. Gdyby był w stanie myśleć, zastanawiałby się pewnie, co jego matka robiła w tym pomieszczeniu i dlaczego tak mocno przytulała go do swojej piersi, dłońmi gładząc jego potargane włosy. Przecież wyparła się go, nie uważała za swojego syna... A jednak z jakiegoś powodu tam przyszła, razem z jego ojcem. Nie miałoby to dla niego najmniejszego sensu, gdyby tylko potrafił się tym przejmować.
- C-czy nic mu się nie stało? - jej roztrzęsiony głos przerwał ciszę, jaka w pomieszczeniu gościła już od kilku minut. Patrzyła na policjanta pytająco, wciąż nie wypuszczając swojego syna z objęć.
- Nie odniósł żądnych ran, fizycznie wszystko z nim w porządku, ale... Chłopak nie powiedział nic, odkąd tylko wsiadł do samochodu. Nie odpowiada na żadne pytania, nie reaguje na nic - mężczyzna wydawał się być równie zaniepokojony, co zmęczony. Miewał już kiedyś takie przypadki i wiedział, jak wiele trudu trzeba było sobie zdać, żeby dotrzeć do osób w takim stanie, w jakim był Taehyung. - Państwa syn musiał przeżyć naprawdę dużą traumę. Próbujemy ustalić, czy ma to związek tylko z pożarem, jednak uważamy, że musiało stać się coś jeszcze, że wywołało u niego tak silny szok.
- To dom pani Jeon został podpalony, tak? - tata chłopaka zrobił krok w ich stronę, patrząc na swojego syna ze zrozumieniem.
- Nie wiadomo jeszcze, czy ktoś celowo podłożył ogień, ale tak, to ten dom.
Cała rozmowy odbywała się dla Taehyunga za swego rodzaju kotarą, która doskonale uniemożliwiała mu jej zrozumienie. Zapach perfum kobiety, która go obejmowała wciąż mieszał mu się ze swądem dymu, jaki utrzymywał się w jego nozdrzach, a właściwie na całym ciele.
Dopiero pojawienie się jednej osoby sprawiło, że chłopak odwrócił głowę w jej stronę, mrugając wielokrotnie powiekami. Starsza kobieta ubrana w strój komendanta trzasnęła drzwiami, stanowczy krokiem podchodząc do niewielkiego stolika, przy którym Kim siedział. Pani Jeon oddychała ciężko, patrząc na niego zmęczonym wzrokiem wewnątrz którego Taehyung mógł też dostrzec cień strachu.
- Taehyung, natychmiast masz mi powiedzieć, gdzie jest Jeongguk.
To jedno zdanie wystarczyło, aby świat zatrzymał się na chwilę w miejscu, a wraz z nim serce chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro