Rozdział 15
Każdemu zdarzało się mieć w życiu gorszy okres. Jedni radzili sobie z nim lepiej, inni potrzebowali pomocy ze strony najbliższych. Ostatecznie zawsze pojawiały się pojedyncze promyki nadziei, jednak Taehyung miał wrażenie, jakby coraz więcej burzowych chmur zbierało się nad jego głową.
Krążył pustymi uliczkami kompletnie bez celu, właściwie nie mając gdzie iść. Ta myśl jeszcze bardziej go dobijała, bo naprawdę chciał znaleźć się w jakimś ciepłym pomieszczeniu, w którym nie byłoby dużej ilości osób, a jedynie on sam. Ręce schowane w kieszeniach drżały mu od zimna, a nos był cały czerwony. Czuł ciągle obecność Jeongguka, który chodził parę kroków za nim, co musiało wyglądać podejrzanie dla osób trzecich.
W ostatnich dniach ciągle tak było, że szatyn robił za jego cień. Ich relacja całkowicie się zmieniła, doszła do pewnego momentu, w którym przez jakiś czas trwali, żeby zacząć się cofać. Zupełnie, jakby w pewien sposób oddalali się od siebie, z czego doskonale zdawali sobie sprawę, jednak nic z tym nie robili.
Taehyung w ostatnich dniach wiele raz myślał, że gorzej już nie będzie, a chwilę później kolejne problemy niszczyły jego niepoukładany świat. Tak samo było wtedy, gdy usłyszał gdzieś z boku głośne krzyki i śmiechy. Nieświadomie wędrował między alejkami w parku, zapędzając się w coraz to odleglejsze jego zakamarki i nawet nie dostrzegł grupki osób stojącej parę metrów dalej. Dopiero ten znienawidzony głos, którego już długi czas nie słyszał, przywołał go na ziemię.
- A kogo my tu mamy... Tęskniłeś za nami, Tae? - Namjoon patrzył na niego kpiąco, trzymając w ręku puszkę po piwie. Reszta jego ekipy jedynie zaśmiała się na słowa ciemnowłosego. Nie trzeba było być zbyt spostrzegawczym, żeby dostrzec, że alkohol zdążył już na nich zadziałać. - Dawno już z nami nie rozmawiałeś, ale chyba byłeś zbyt zajęty dawaniem dupy, prawda?
- Odpierdol się - jedynie to było wstanie przejść przez gardło chłopakowi, gdy rękawem ocierał mokre pozostałości po łzach. Nie chciał, wręcz nie miał siły wysłuchiwać gadek Namjoona, chociaż dobrze wiedział, że te słowa mogły go jedynie zdenerwować. Nie zdążył nawet przejść paru kroków, gdy poczuł mocne szarpnięcie za ramię.
- Nie zapominasz się? - jego głos stał się ostrzejszy, a po wcześniejszej wesołości nie było śladu. Przewyższał Taehyunga wzrostem, co zawsze chłopaka jeszcze bardziej przerażało, jednak nie tym razem. Wyszarpnął się z uścisku Kima i cofnął o krok, patrząc mu w oczy.
- Nie mam, kurwa, nastroju na twoje chore zabawy, więc po prostu pójdź dalej chlać z kolegami, bo nic pożyteczniejszego nie będziesz w stanie zrobić.
Gdyby nie gniew, jaki kotłował się wewnątrz niego po całej sytuacji z mamą, to prawdopodobnie nie postawiłby się starszemu. Nie bał się tego, co może mu zrobić, bo właściwie było mu to w tamtym momencie cholernie obojętne.
- Przegiąłeś. Czas chyba znowu pokazać ci, gdzie twoje miejsce - Namjoon odrzucił pustą puszkę na bok i skinął głową na swoich znajomych, którzy ruszyli w ich stronę z nieprzyjemnymi uśmiechami.
- Zostaw go, Namjoon - spokojny głos dobiegł tuż zza pleców Taehyunga, a już po chwili Jeongguk stał przy jego boku, trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Czerwonowłosy zupełnie o nim zapomniał i o tym, że cały czas chłopak był blisko nich.
- No proszę... Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się do mnie odezwiesz - ciemne oczy starszego obserwowały każdy ruch nowo przybyłego. - Nic się nie zmieniłeś, nadal bronisz ciot i bezwartościowych śmieci.
- A ty nadal uważasz się za lepszego od wszystkich.
- Nie od wszystkich, ale akurat od niego tak - wzrokiem ponownie wrócił do Taehyunga, ale tylko na chwilę, bo postać Jeona interesowała go o wiele bardziej. - Nie sądziłem, że upadniesz tak nisko i zaczniesz się zadawać z ludźmi takimi, jak on.
- No tak, zapomniałem, że ty i banda przygłupów stojąca za tobą reprezentujecie o wiele wyższy poziom. Kilku na jednego, uczciwe i sprawiedliwie - ciche prychnięcie wyrwało się z usta szatyna, a wszyscy wspomniani zaczęli mówić na raz, ze złością skierowaną w jego stronę. Dopiero Namjoon ich uciszył gwałtownym ruchem ręki.
- Nie zapominaj, kto się tobą przez lata zajmował. Kto był twoim przyjacielem, zanim wszystko spierdoliłeś.
Jeongguk nie potrafił powstrzymać kpiącego śmiechu, gdy usłyszał słowa chłopaka. Przez chwilę patrzył na niego, jak na chorego psychicznie, jednak zaśmiał się jeszcze bardziej, widząc, że ten mówił poważnie.
- Trzymanie twojej głowy nad kiblem, żebyś nie utopił się we własnych rzygach, nazywasz przyjaźnią? Czy może te wszystkie razy, gdy ratowałem ci dupę, bo nic nie potrafiłeś zrobić porządnie?
Szatyn całkowicie spoważniał, bo wiedział już, że to nie była zwykła dyskusja tylko coś o wiele poważniejszego. Nawet nie patrzył na Taehyunga, który w tamtym momencie był zdezorientowany i nie miał pojęcia, co powinien robić. Całą uwagę skupił na Namjoonie, jakby nic poza nimi nie istniało.
- A co niby teraz robisz? Ten twój Yoongi wcale nie jest lepszy, pakuje cię w takie samo gówno, w które wchodziłeś razem z nami. Ciekawe tylko, jak długo jeszcze wytrzyma z tobą i twoim beznadziejnym pierdoleniem o sensie całego istnienia.
- Tylko tobie ono przeszkadzało, Namjoom - to proste stwierdzenie złamało wszelkie granice, jakie jeszcze między nimi panowały. Doskonali zdawali sobie sprawę, że to był ten czas, w którym musieli powiedzieć sobie wszystko i wyjaśnić.
- Tylko mi? Przeszkadzało nam wszystkim, kurwa! - starszy wskazał ręką grupę stojącą zanim, która nagle straciła całą odwagę i nie miała zamiaru wchodzić między nich. Nawet na Jeongguka nie patrzyli, zbyt zajęci byli obserwowaniem swoich stóp. - Wszystko było zajebiście, mieliśmy swoją paczkę, trzymaliśmy się razem i wszystkim nam na tobie zależało. Dopiero, kiedy pojawił się twój ojciec, zacząłeś się zmieniać. Stałeś się przez niego żałosną ciotą, z którą już nic nie dało się zrobić. Spierdoliłeś wszystko.
- I dlatego postanowiłeś zabić mojego tatę - głos, jakim powiedział to jedno zdanie był całkowicie pozbawiony uczuć, jakby ten jeden fakt wcale nie był dla niego tak ważny. Przez paręnaście sekund jedynie wiatr zakłócał ciszę, jaka zapanowała między nimi. - Dobrze wiedziałeś, jak ważny dla mnie był. Zaplanowałeś wszystko prawie perfekcyjnie. Gdyby nie Yoongi, nigdy nie dowiedziałbym się, kto go zbił. Nie przemyślałeś chyba tylko tego, że ja też prawie mogłem tam umrzeć. Jaki był w tym twój cel?
- Miałeś się ogarnąć, z powrotem zacząć zachowywać normalnie - Namjoon odpowiedział dopiero po pewnym czasie i ciężko było stwierdzić, co mógł czuć w tamtym momencie.
- Jesteś naprawdę skończonym kretynem. Nie wiem, jak bardzo posranym trzeba być, żeby zrobić coś takiego - Jeongguk pokręcił głową ze zrezygnowaniem, gdy patrzył na chłopaka niemal z litością. Natomiast w Namjoonie coś zaczęło się zmieniać, uczucia zaczęły wychodzić na wierzch. Z początku Taehyung mógł przysiąc, że coś na kształt smutku i bólu pojawiło się na jego twarzy, jednak szybko zamieniło się to w płonącą w jego oczach nienawiść.
- Nie, Jeon. To ty jesteś skończonym kretynem, bo mnie nie doceniasz, a powinieneś. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się cieszę, że dojrzałem Taehyunga rok temu na korytarzu. Nie dość, że był idealną osobą do wyżywania się, to również ciebie zainteresował. Już od dawna widziałem, jak mu się przyglądasz i wiedziałem, że prędzej czy później zbliżycie się do siebie. Teraz zniszczę i ciebie i jego, bo oboje jesteście tak samo beznadziejnymi śmieciami.
Chociaż Taehyung bardzo chciał zrozumieć coś z ich rozmowy, to nie potrafił. Wszystkie fakty i informacje, jakie do niego dotarły były zbyt przytłaczające. Poczuł nagle mocne szarpnięcie i został pociągnięty w kierunku, z którego wcześniej przyszedł. Jeszcze bardziej oszołomiony patrzył to na Jeongguka, to na jego rękę, która coraz mocniej zaciskała mu się na nadgarstku.
- To boli... - odezwał się cicho, jakby w obawie, że szatyn zaraz wybuchnie. Już w następnej sekundzie uścisk się poluźnił, ale Kim dalej był prowadzony alejkami, żeby znalazł się jak najdalej od Namjoona i jego przyjaciół. Odgłosy kroków ucichły dopiero niedaleko wyjścia z parku, kiedy Jeongguk przyciągnął do siebie chłopaka, zatrzymując się.
- Przepraszam, nie chciałem cię skrzywdzić - mruknął w jasne włosy Taehyunga, obejmując go w pasie i trzymając blisko siebie. - Powinieneś zadzwonić do swojego taty. Zabrałem twój telefon zanim za tobą wybiegłem, dzwonił już chyba dwadzieścia razy.
- J-ja... -Kim czuł się, jakby kompletnie zapomniał, jak się mówi. Stał przez chwilę nieruchomo i milcząco, aż w końcu wtulił się w większe ciało szatyna. - To wszystko, co powiedziałeś ty i Namjoon, czy to prawda? O twoim ojcu, o waszej przyjaźni?
- To skomplikowane, Tae. Nie powinieneś się tym zadręczać tylko wrócić do domu i załatwić swoje sprawy.
- Żartujesz sobie? -spojrzał na Jeona z niedowierzaniem i odsunął się od niego kawałek. - Zaufałem ci, a ty ukrywałeś przede mną fakt, że byłeś kiedyś z Namjoonem przyjaciółmi. Tak naprawdę ukrywałeś przede mną wszystko, co najważniejsze i każesz mi się teraz nie zadręczać? Chce w końcu poznać całą prawdę.
Niezręczna cisza nastała między nimi, a każdy odczuwał jej ciężar równie mocno. Taehyung patrzył z upartością na Jeongguka, a ten dobrze zdawał sobie sprawę, że chłopak nie odpuści. Sam nie wiedział, co przez cały ten czas blokowało go przed wyjawieniem mu prawdy. ale było to coś na kształt obawy, że przez to wszystko runie. On nie chciał współczucia z niczyjej strony, a to zapewne dostałby od Kima.
- Pójdźmy w jakieś wygodniejsze miejsce - ciche westchnienie ulgi wyszło z ust Taehyunga, gdy usłyszał te słowa. Posłusznie ruszył za szatynem, nie odzywając się więcej. Mógł się w tym momencie zgodzić na wszystko, byle tylko poznać całą historię.
Po parunastu minutach spaceru dotarli do kawiarni niedaleko parku. Niewielu było w niej ludzi, zazwyczaj przychodzili tam licealiści lub studenci, jednak w środku tygodnia za dużo mieli nauki. Jeongguk wybrał dla nich dwuosobowy stolik w rogu pomieszczenia, a po chwili ponownie odszedł, żeby złożyć zamówienie. Nie rozmawiali za wiele, dopóki dwie filiżanki nie pojawiły się przed nimi, a oni nie mieli pewności, że już nikt im nie przeszkodzi.
- Poznałem Namjoona jeszcze w podstawówce. Zawsze był inny, uważał się za lepszego, bo rzeczywiście taki był. Wszystko wychodziło mu idealnie, grał nawet w reprezentacji szkoły w koszykówce - cień uśmiechu pojawił się na ustach szatyna, gdy zaczął swoją opowieść. - Coś sprawiało, że widziałem w nim kogoś, kto będzie dla mnie idealnym wzorem do naśladowania. Gdy miałem osiem lat, tata opuścił mamę. Zawsze miałem z nim świetny kontakt, traktował nas chyba nawet zbyt dobrze, jednak widać było, że się męczył. Kochał wolność, podróże, medytacje i te wszystkie inne, dziwne dla mnie wtedy, rzeczy. Nie pokłócił się z matką, po prostu pożegnał się i wytłumaczył, że nie potrafi już tak żyć, po czym nas zostawił. Bardzo za nim tęskniłem i może gdyby nie jego odejście, to Namjoon nigdy by mi tak nie zaimponował. W każdym razie trwałem przy jego boku, przed dobrych sześć lat i dopiero z biegiem czasu byłem w stanie zauważyć, jak toksyczna to była relacja. Nie pasowałem do niego i jego paczki, a jednak coś nas trzymało razem. Zazwyczaj kończyło się na tym, że musiałem po nich sprzątać, kiedy znów coś spierdolili. Namjoon zaczął coraz bardziej wchodzić w swoje narkotykowe biznesy i coraz mniej zwracał uwagę na innych. Uwielbiał się rządzić bardziej niż kiedyś. Parę miesięcy przed rozpoczęciem liceum wrócił mój tata. Oczywiście nie do mamy, ale do miasta i nawiązał ze mną kontakt. Wtedy zacząłem widzieć coś więcej poza Namjoonem. Zaczęło mi zależeć na przyszłości i na mnie samym. Ojciec nauczył mnie wielu rzeczy, w końcu miał za sobą sporo wypraw, ale przede wszystkim nauczył mnie żyć w zgodzie z samym sobą i moją naturą. Dzięki niemu nauczyłem się dostrzegać ważniejsze rzeczy, niż do tamtej pory. To było, jak odkrywanie nowego świata. Spędzałem z nim wiele czasu, mamie się to nie podobało, ale w końcu nie mogła mi zabronić. Niestety nie podobało się to też Namjoonowi, bo właśnie wtedy zacząłem kwestionować pewne jego zachowania, starłem się mu pokazać, że powinien się zmienić.
Taehyung uważnie słuchał każdego słowa chłopaka, który wpatrzony był gdzieś w odległy punkt za oknem. Nawet kiedy przerwał swój monolog, Kim nie ośmielił się nic powiedzieć. Doskonale wiedział, że to nie był koniec historii. Jeongguk przygotowywał się do jej dalszej części, jakby dopiero wtedy zaczęły docierać do niego jakiekolwiek uczucia. Taehyung dostrzegł, że jego leżąca na stole dłoń drżała, a same Jeon przygryzał niespokojnie wargi.
- W wakacje przed liceum wyjątkowo dużo spotykałem się z tatą, często zostawałem u niego na noc. Późnymi wieczorami biegaliśmy, kiedy powietrze nie było aż tak gorące, a ludzi rzadko spotykało się na ulicach. Zaczynał się sierpień, jak zawsze biegliśmy tą samą drogą, kiedy pojawiła się piątka chłopaków. Nawet nie zdążyłem zareagować, a już leżałem na szorstkim asfalcie i patrzyłem, jak również ojca przewrócili. Chyba nie muszę ci mówić, co działo się przez następne minuty, dopóki nie straciłem przytomności... Nie wiem, co by się stało, gdyby Yoongi mnie wtedy nie znalazł. Po przebudzeniu nie chciałem go puścić, musiał ze mną jechać nawet do szpitala - chłopak w końcu odwrócił wzrok od okna i ciemnymi oczami zaczął przyglądać się Taehyungowi, jakby chciał dokładnie poznać jego reakcje. - Nie udało się nigdy znaleźć tamtych chłopaków, nie widziałem ich twarzy, w pobliżu nie było kamer. Dopiero parę dni później dowiedziałem się, że to wszystko było zaplanowane przez Namjoona i że to on ich wynajął. Zdążyłem się już dowiedzieć, że Yoongi też siedział w narkotykach, chociaż niekoniecznie dobrowolnie. Pewnego dnia, jak poszedł spotkać się z Minhyukiem, jakimś tam ważnym klientem, podsłuchał jego rozmowę z Namjoonem, który wszystko mu opowiedział. Od razu wszystko mi przekazał, ale nie mogłem z tym nic zrobić. Jeśli powiedziałbym o tym mamie, sprawa rozeszłaby się na policji, a wtedy i Yoongiego by sprzątnęli za handel. Nie mogłem też jego stracić, bo był wtedy jedyną osobą, która tak naprawdę przy mnie była... Pozostawiłem całą sprawę w spokoju, starałem się zapomnieć i całkowicie odciąć od Namjoona i chociaż z początku było ciężko, to w końcu się udało.
- Więc przez cały ten czas musiałeś patrzeć na niego, wiedząc, że to on był odpowiedzialny za śmierć twojego taty? - Jeongguk jedynie pokiwał głową twierdząco w odpowiedzi na pytanie chłopaka, ale nic nie powiedział. Po prostu patrzył na Taehyunga, jakby wszystko co powiedział chwilę wcześniej było czymś zwyczajnym. - Kookie... Tak bardzo mi przykro.
- A nie powinno. Ludzie zawsze tak mówią, chociaż nawet nie mieli wpływu na to, co się stało - szatyn poprawił się na swoim fotelu, wzdychając pod nosem. Nie żałował tego, że powiedział o wszystkim Taehyungowi. Po prostu nie chciał właśnie tego współczucia, jakim chłopak w tamtym momencie go obdarowywał. - Jedyną osobą, której powinno być przykro jest Namjoon.
- Tak, wiem i rozumiem to. J-ja po prostu nie potrafię sobie wyobrazić, jak musiałeś się wtedy czuć, jak czujesz się przez cały ten czas. Pomagałeś mi, a ja nawet nie przypuszczałem, że mogłeś przejść przez coś takiego. Nie zasłużyłeś na to.
- Większość nie zasługuje na zło, jakie nas spotyka, Tae - Jeongguk uśmiechnął się smutno do chłopaka, sięgając do kieszeni po jego telefon i wyciągając przed siebie rękę z urządzeniem. - Możesz mnie nie posłuchać, ale na twoim miejscu oddzwoniłbym do taty i porozmawiał z nim. Powinniście sobie wszystko wytłumaczyć, na pewno się o ciebie martwi.
Taehyung zawahał się przez moment. Nie był pewien, czy da radę stanąć z nim twarzą w twarz, żeby porozmawiać. Z pewnością nie wytrzymałby widoku matki, która w tamtym momencie była już dla niego kimś zupełnie obcym. Bał się tego, że natknie się na nią, gdy wróci do miejsca, w którym teoretycznie powinien czuć się najbezpieczniej na całym świecie. W końcu sięgnął po swój telefon, który Jeongguk położył na stole pomiędzy nimi. Może to historia chłopaka sprawiła, że chciał spróbować naprawić to, co się zepsuło?
Wpatrywał się w ciemny wyświetlacz, dopóki nie przyszła do niego kolejna wiadomość. Jak się okazało jedna z piętnastu. Wszystkie były od tej samej osoby, tak samo, jak dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń.
Drżącymi dłońmi odblokował komórkę i od razu wszedł w wiadomości, które zaczął czytać po kolei. Czuł łzy, które ponownie zaczęły gromadzić mu się pod powiekami, jednak nie pozwolił im wypłynąć. Obiecał sobie, że to już koniec jego, że weźmie się w garść i zacznie działać. Musiał w końcu wziąć się w garść.
- Masz rację, muszę z nim porozmawiać. Nawet jeśli się pokłócimy, to nie będę później żałował, że nie zrobiłem nic, kiedy miałem okazję. Pisze, że się martwi i szuka mnie po całym mieście, powinienem wrócić do domu.
Nie dostał odpowiedzi. Jedynie ledwie zauważalne skinięcie głową i delikatny, pełen zrozumienia uśmiech Jeongguka. Kim wstał od ich stolika, zostawiając nietkniętą i zimną herbatę w tym samym miejscu, w którym postawiła ją kelnerka i wyszedł z kawiarni. Dopiero, gdy myślał trzeźwo uświadomił sobie, jak daleko zaszedł od swojego domu. Nie miał innego wyjścia, jak dojechać tam taksówką, bo nie kojarzył nawet tej okolicy, a musiał dotrzeć tam, jak najszybciej.
Odpisał ojcu krótką wiadomość i schował praktycznie rozładowany telefon do kieszeni, siadając na tylnim fotelu taksówki. Miał nadzieję, że starczy mu pieniędzy na kurs przez prawie połowę miasta. Ignorował kierowcę, który parę razy starał się zainicjować z nim rozmowę, zbyt zajęty własnymi myślami. Czas płynął mu powoli, jakby nawet i on był przeciwko niemu i wydłużał mu drogę w nieskończoność.
- Reszty nie trzeba - pospiesznym ruchem podał kierowcy wszystkie pieniądze, jakie miał, wiedząc, że nie było tam o wiele więcej od ceny, jaką musiał zapłacić. Niezbyt przejmował się w tamtym momencie takimi sprawami, czy uprzejmościami. Wziął głęboki oddech i ruszył w stronę drzwi wejściowych do swojego domu.
Nie wiedział, czego się spodziewać, ale to wcale nie sprawiało, że chciał to mieć szybciej za sobą, wręcz przeciwnie. Gdy sięgał dłonią do klamki, ponownie dopadły go wątpliwości, czy słusznie robił. Wahał się przez parę sekund, aż w końcu nacisnął na nią niepewnie i wszedł do mieszkania, od razu czując bijące z jego wnętrza ciepło. Nie zdążył nawet zdjąć butów, bo wysoki mężczyzna pojawił się w przedpokoju i od razu zamknął go w szczelnym uścisku, a Taehyung nie był w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jego ojciec go przytulił.
~
Tęskniliście trochę za tym ff?
Przepraszam was, że tak długo nie było rozdziału, ale kompletnie nie miałam czasu oraz siły, żeby pisać, ale w końcu się do tego przyłożyłam, bo ostatecznie zbliżamy się już ku końcowi i fajnie by było jeszcze w tym roku to skończyć :')
Dajcie dużo komentarzy, bo to mocno motywuje do pisania mordki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro