Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13


Cała piątka czuła już palący ból w nogach, jednak żaden nie przerwał wielogodzinnej wycieczki. Sami nie wiedzieli, gdzie dokładnie zmierzali. Po prostu błądzili po tych ruchliwych, jak i niebezpiecznie cichych ulicach, zahaczając o różne miejsca. Seokjin z Yoongim stali głównymi sponsorami ich całonocnej wycieczki, bo jako jedyni zabrali portfele, co bardzo pozostałych ucieszyło. 

Zrezygnowali z picia, postanawiając zapamiętać wszystko z tamtej nocy, jakby więcej miała się nie powtórzyć. Taehyung wyczuwał lekko dziwną atmosferę, która mimo wszystko nie przeszkadzała im w dobrej zabawie. To było coś w rodzaju... Sam nie wiedział czego. Jakby niedługo miało wydarzyć się coś złego, co mogłoby zepsuć wszystko. Coś co kazało im nie marnować ani minuty i pozwoliło zasnąć dopiero późnym rankiem, gdy normalni ludzi powinni już wstawać. 

Przespali pół dnia, każdy w innym miejscu w domu Yoongiego i dopiero po przebudzeniu uderzyła w nich smutna prawda, że to był czas, w którym musieli się rozstać. Każdy musiał zająć się swoimi sprawami, głównie tymi szkolnymi. Chyba żaden z nich nie lubił niedzielnych popołudni, bo zbytnio kojarzyły im się właśnie z tym smutnym nadejściem poniedziałkowego horroru. 

Może gdyby wiedzieli, że to były ich ostatnie chwilę lepiej by je wykorzystali? Bo te ostatnie minuty, które były obietnicą kolejnego spotkania, stały się dla nich nieświadomym pożegnaniem. 

***

   Trzask drzwi, krzyki, szybkie kroki po schodach, kolejne trzaśnięcie. Taehyung nie chciał nawet wiedzieć, dlaczego jego rodzice się ze sobą kłócili, czuł się, jakby te sprawy już zupełnie go nie dotyczyły. W tym domu tylko ten pokój zaliczał się do jego "małego świata" w jakim żył. Gdy chodził korytarzem lub brał coś z lodówki czuł się po prostu obco, jakby nie było już tam dla niego miejsca. 

Ten brak zrozumienia i akceptacji ze strony rodziców dobijał go bardziej, niż Kim zdawał sobie sprawę. Podświadomie pragnął móc schować się w ramionach matki, żeby ta uchroniła go przed całym złem świata. Kiedy był mały, to ona pozbywała się za niego problemów. Obmywała małe zadrapania, rysowała rysunki na plastykę, czy przytulała, gdy bał się zasnąć. Niestety dorósł, a wraz z nim jego problemy, których matczyna miłość nie mogłaby już rozwiązać. Wiedział, że nie byłby w stanie otworzyć się całkowicie przed kobietą, bo zbyt wiele się wydarzyło, żeby mógł jej to wszystko opowiedzieć. Stawała się dla niego tak samo obca, jak ten dom. 

Czasem nawet tęsknił za ojcem. Nigdy nie mieli aż tak dobrych kontaktów, ale zawsze dostawał od niego dobre rady i wiedział, że mężczyzna starał się rozumieć jego problemy. Podchodził do wszystkiego z większą powagą niż mama, jakby każde najmniejsze działanie Taehyunga, czy jego siostry było czymś cholernie ważnym. To sprawiało, że w pewien sposób stawał się tym "gorszym" i mniej czułym rodzicem, który chłodnym wzrokiem obserwował poczynania swoich dzieci. Kim czuł do niego szacunek, ale głównie wynikający ze strachu przed kimś takim, jak on. Zimnym, praktycznie nieosiągalnym i surowym człowiekiem. Taehyung postawił mu się i zbuntował tylko dlatego, że przestał się go bać. Cały respekt nagle prysł, ukazując mu, że tyle lat żył w strachu tak naprawdę przed niczym, bo mężczyzna potrafił na niego jedynie krzyczeć, ale nigdy nie posunąłby się o krok dalej.

Zazdrościł Hoseokowi tej więzi z rodzicami, która też miała gorsze chwilę, ale jednak pozostała tak samo mocna, jak przed laty. Kim nie wiedział, czy w jego relacjach rodzinnych, to on jakoś zawinił, czy strona przeciwna, ale w którymś momencie coś poszło nie tak. Pewnie z ich punktu widzenia, to on stał się tym złym, który wszystko zepsuł, bo to w końcu on podważył ich autorytet, prawda? Oni byli bez winy, tak samo święci, jak przez lata. Nie dostrzegali, że miesiącami coś działo się z czerwonowłosym, nie widzieli, jak wewnętrznie usychał. Dla nich coś złego zaczęło się dziać dopiero w momencie, kiedy on zaczął ożywać. 

Z jednej strony chciał zostać już na zawsze u Hoseoka, do którego poszedł najpierw po rzeczy, ale z drugiej miał nadal cichą nadzieję, że może coś się jednak zmieni. Może wejdzie do przedpokoju, a mama przywita go z uśmiechem mówiąc, że tęskniła. Liczył na ojca, który poklepałby go po ramieniu, ale niestety zastał tylko krzyki, które zdawały się nie cichnąć przez wiele godzin. 

***

   Droga do szkoły była dla niego wyjątkowo okropna. Pierwszy raz w życiu deszcz irytował go tak bardzo, że chciał, jak najszybciej znaleźć się już w budynku. Chciał w ogóle mieć już z głowy ten dzień. Rano omal nie wyszedł z domu bez plecaka i parasola, bo atmosfera była tak napięta, że pragnął stamtąd biegiem uciec. Jedynie mama posłała mu nikły uśmiech, widocznie bardzo zmęczona, ale on go po prostu zignorował, czując się przez to później źle. 

Fakt, że w szkole znów nie było Jeongguka wcale mu nie pomógł. Mimo wszystko nie napisał do niego, jak początkowo miał w planie i postanowił poczekać. Tak jak podejrzewał, chłopak pojawił się następnego dnia i dzięki temu Taehyung czuł się w pewien sposób bezpieczniej. Cały czas nie dawała mu spokoju sprawa z Namjoonem, bo starszy zachowywał się, jakby ciągle się czaił, czekał na odpowiedni moment, żeby go dobić. Starał się ignorować wszystkie obraźliwe karteczki, jakie znajdywał w swojej szafce, czy miejscach, gdzie łatwo mógł je znaleźć. Wydawało się to dziecinne, ale Namjoon musiał zdawać sobie sprawę, jak bardzo osłabiał tym psychikę młodszego, który ponownie zaczął dusić wszystko w sobie, nawet przed Jeonggukiem się zamykając. Mimo tego wolał go mieć przy sobie, bo był jego osłoną przed zagrożeniem, jakie wytwarzał starszy. 

Dni płynęły mu wolno, stanowczo za wolno. Był dopiero czwartek, a on czuł się, jakby latami nie miał dnia wolnego. Skupiał się na testach i kartkówkach, nie chcąc myśleć o niczym innym. Nawet z Jeonggukiem się nie spotykał, bo szatyn nie miał czasu po szkole. Mówił coś o swojej mamie, że musi jej pomagać w różnych sprawach, ale Kim nie dopytywał się w czym konkretnie. Pozostawił tę sprawę w spokoju i na szczęście jego zbawieniem okazał się być Hoseok. 

Umówili się na wyjście do kina, czego dawno już nie robili i tym spotkaniem czerwonowłosy żył cały dzień. Rodzice pieniędzy by mu nie dali, więc musiał zacząć brać ze swoich oszczędności, których miał całkiem sporo. Przed galerią był nawet za wcześnie i zniecierpliwiony kopał kamień, opierając się o suchy kawałek oparcia ławki. Miał nadzieję, że Jung również przyjdzie za wcześnie, ale to się nie stało. Chłopak nie przyszedł w ogóle. Mijały minuty, a jego nie było. Nie pisał, nie dzwonił, nawet nie obierał telefonu, włączała się jedynie poczta głosowa. Już wtedy Taehyung miał złe przeczucia, a kiedy zobaczył na wyświetlaczu numer Jimina przełknął głośno ślinę.

- H-halo? - spytał drżącym głosem, samemu nie wiedząc dlaczego się stresuje.

- Tae... - głos Jimina się załamał, a jego następne słowa sprawiły, że cały świat czerwonowłosego nagle legł w gruzach. - Hoseok... On...  Miał wypadek, właśnie go operują, jest bardzo źle. 

***

   Następne minuty Taehyung pamiętał, jak przez mgłę. Nie był w stanie myśleć o niczym innym, poza dotarciem do szpitala. Dowiedział się jedynie do jakiego zabrali jego przyjaciela i wsiadł w pierwszą taksówkę, jaka stałą przy ulicy. Przygryzał dolną wargę, nerwowo ruszając nogą. Nie dopuszczał nadal do siebie tej myśli, że Hoseok właśnie w tamtym momencie walczył o swoje życie, a raczej inni o nie walczyli. To było dla niego czymś zupełnie nierealnym, czymś w rodzaju złego snu, z którego powinien się zaraz obudzić. 

Dopiero, kiedy wszedł do dużego budynku, poczuł nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Te przytłaczające, jasne kolory przyprawiały go o ból głowy, kiedy bardzo opornym krokiem szedł do recepcji. Kątem oka widział wejście na izbę przyjęć i miał wrażenie, że zaraz zemdlej i sam się tam znajdzie. Nie zawracał sobie głowy uprzejmościami i od razu zapytał, gdzie znajdzie Jung Hoseoka. Recepcjonistka posłał mu współczujące spojrzenie, przy okazji tłumacząc, jak dojść na blok operacyjny. Ale Taehyung nie chciał współczucia, bo to nie jego w tym samym momencie operowali, on był cały i zdrowy. 

Momentami zapominał, że powinien oddychać, kiedy winda powoli wjeżdżała na kolejne piętra. Musiał odliczyć do dziesięciu zanim odważył się z niej wyjść i skierować w odpowiedni korytarz. Z daleko dostrzegł kilka sylwetek, które znajdowały się parę kroków od dużych, groźnie wyglądających drzwi. 

Rodzice Hoseoka siedzieli najbliżej nich, zaraz obok jego brat. Musieli usłyszeć kroki, bo spojrzeli w stronę Taehyunga, a on poczuł kolejne mocne ściśnięcie, ale tym razem w gardle. Nie potrafił patrzeć na tę kobietę, która zawsze uśmiechnięta, nagle oczy miała pełne smutku, a pliczki mokre od łez. Odwrócił wzrok, tym razem skupiając się na pozostałej trójce przyjaciół. Yoongi niespokojnie wyginał swoje palce, niemal od razu wstając, kiedy Kim pojawił się niedaleko. Seokjin jedynie na niego zerknął, dłonią ciągle gładząc po plecach drżącego Jimina. 

- Jak to się stało? Kiedy? - czerwonowłosy sam nie rozpoznawał swojego głosu, który wydawał się być zbyt obojętny. 

- Pani Jung u nas była, kiedy zadzwonili ze szpitala około godzinę temu - Park spojrzał na niego przekrwionymi od płaczu oczami. Nie talko ciało, ale również głos mu drżał. Taehyung wyglądał przy nich wszystkich na kogoś, kogo zupełnie to wszystko obeszło, chociaż w rzeczywistości przeżywał okres wyparcia, nadal wmawiając sobie, że to wszystko nie prawda. - Nie wiem, jak to dokładnie było. Szedł gdzieś, padał deszcz i kierowca chyba nie zauważył go na pasach. 

Niestety Kim doskonale wiedział, gdzie Hoseok szedł. Zalała go ogromna fala poczucia winy wraz z narastająca paniką, bo sen nadal się nie kończył, a on tak bardzo chciał już się obudzić. Zamrugał parę razy, siadając na jednym z wolnych krzesełek. Nieznośna cisza przerywana była tylko częstymi pociągnięciami nosa. 

Nikt nie odważył się odezwać, jakby bojąc się, że zburzy jakiś niewidzialny mur w głowie Taehyunga. Coraz bardziej widać po nim było, że wewnętrznie toczył walkę z samym sobą. Nie miał pojęcia, co robić, co mówić i jak się zachowywać. Nagle wszystko stało się zbyt nieodpowiednie, a uczucia zbyt przytłaczające.

I właśnie w tym odpowiednim momencie pojawił się Jeongguk. Szedł szybkim krokiem w ich stronę, jakby wiedział, że jest potrzebny. Nie miał przy sobie kurtki, po prostu wybiegł z domu w samej bluzie zaraz po wiadomości od Yoongiego. Był już blisko nich, kiedy Taehyung zerwał się z miejsca i praktycznie wbiegł w niego, obejmując szatyna w pasie. Poczuł, jak tamten otoczył go ramionami, mocno obejmując i dopiero wtedy Kim pozwolił łzom płynąć. Dopiero w jego objęciach był w stanie całkowicie przyjąć do świadomości wydarzenia z ostatnich minut. 

Jeongguk nieznacznie zaczął się przesuwać, aż w końcu swobodnie mógł osunąć się plecami po ścianie. Trzymał drobniejszego między nogami i pozwalał mu moczyć swoją bluzę, wciąż do siebie przytulając. 

- Spokojnie, jestem z tobą - szepnął cicho, gładząc delikatnie tył jego głowy. Wiedział, że nie mógł w tamtym momencie zrobić nic więcej. Zamknął oczy, dalej sunąc po mokrych od deszczu kosmykach włosów Kima i czekając cierpliwie, aż się wypłacze.

Na korytarzu nie panowała już nieprzyjemna cisza. Teraz całkowicie zagłuszał ją szloch młodego chłopaka, który czuł się, jakby ktoś chciał zabrać kawałek jego duszy. 

***

Więc zanim napiszecie, jak bardzo mnie za ten rozdział nienawidzicie, to mam dla was propozycję.
Widziałam już przy paru ff takie zadawanie pytań dowolnym postaciom i pomyślałam, że czemu by nie, warto spróbować. Więc jeśli tylko chcecie, to pod tym rozdziałem zadawajcie pytania (pamiętajcie napisać do jakiej postaci) i jeśli będzie ich wystarczająco dużo, to dodam specjalny rozdział poświęcony im w całości :D
Mam nadzieję, że jakieś mieć będziecie 
I ustalmy, że pytanka można będzie zadawać do piątku (czyli do 1 września heh:))

Ale pamiętajcie, że nie obrażę się też za komentarze odnośnie tego wspaniałego rozdziału 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro