Prolog
Ciche skrzypienie bujanego fotela rozbrzmiewało w niewielkim pokoju. Starszy mężczyzna patrzył przed siebie, zupełnie nieświadomie ciągnąc za krótkie sznureczeki swojego swetra. Uśmiechał się delikatnie, kiedy od czasu do czasu ogień syczał w kominku, a iskry strzelały na boki. Za oknem padał śnieg, tworząc na ziemi kolejne warstwy białego puchu. Starzec uwielbiał zimę. Kojarzyła mu się z czystością i niewinnością, z mocnym zapachem czekolady, długimi wieczorami, a przede wszystkim z tymi utęsknionymi oczami, które miały w sobie coś z zimowego nieba, pomimo swojego ciemnego koloru.
- Ile to już lat minęło, Kookie? - mężczyzna uśmiechnął się do czarnego kota, który leniwym korokiem zmierzał w jego stronę. Nie oczekiwał odpowiedzi, w końcu nie był szalony i wiedział, że i tak by jej od kota nie otrzymał. Mimo to lubił do niego mówić.
Zanim zwierzak wskoczył mu na kolana, mężczyzna sięgnął do jednej z szuflad szafy, która stała obok. Były w niej tylko dwie rzeczy, więc bez problemu wyjął tę odpowiednią. Pomarszczoną dłonią dotknął niewielkiej fotografii, przypominające sobie chwilę, w której była zrobiona. Wtedy czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i chyba nim był.
- To były piękne czasy - szepnął, wolną dłonią gładząc grzbiet swojego kota. Wyblakła, poniszczona fotografia i zapisana kartka były dla niego w szczególny sposób ważne. Symbolizowały zarówno tygodnie jego szczęścia, jak i miesiące cierpienia i bólu, spowodowane ogromną stratą. Symbolizowały uczucia, które nadal w nim tkwiły i nigdy nie wyblakły, które obudził w nim młody, czarnowłosy chłopak.
Mężczyzna często zastanawiał się, czy wszystko mogło potoczyć się inaczej i mieć inne zakończenie, ale dochodził do wniosku, że nie.
- Czasem za nim tęsknię, wiesz? - ponownie odezwał się do kota, który od kilku minut mruczał na jego kolanach. - Właściwie, jak mógłbym nie tęsknić? Dał mi wszystko, stworzył mnie na nowo, a później... Tak po prostu zostawił. Był egoistą, pieprzonym egoistą i jedynie tego mu nie wybaczę.
Cichy jęk frustracji wyrwał się spomiędzy popękanych i suchych warg, a powieki same opadły. Taehyung oddał się swojemu ulubionemu zajęciu, chociaż już dawno tego nie robił. Myślami powrócił do dnia, w którym wszystko się zmieniło, a na jego drodze stanął chłopak z zadziornym uśmiechem i tym specyficznym błyskiem w oku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro