Epilog
Polecam posłuchać piosenki podczas czytania
***
Taehyung nie potrafił funkcjonować. Kilka tygodni snuł się między ludźmi, jak duch, który zabłądził w świecie żywych. Z każdym kolejnym dniem stawał się cieniem samego siebie, którego nikt nie poznawał. Nie wiedział, w jakim stanie dokładnie się znajdywał, ale nie widział w tym nic złego.
Uważał, że miał do tego prawo.
Często zamykał się w swoim pokoju, który był jego małym azylem. Lubił wieczorami wychodzić na spacery, ale nie potrafił podziwiać piękna zimy, jak kiedyś. Wszędzie dostrzegał jedynie nieszczęście innych ludzi. Czuł, jak bardzo się z nimi utożsamiał.
Faza wyparcia minęła tak szybko, jak się pojawiła. W ciemnym stroju stał na mokrym trawniku, pustym wzrokiem patrząc na trumnę z dębowego drzewa. Z każdą kolejną warstwą ziemi uświadamiał sobie, że to naprawdę się działo. Żegnał swojego przyjaciela razem z resztą jego bliskich, chociaż wewnątrz wciąż czuł, że ten jest blisko niego. Widział szeroki uśmiech Hoseoka podczas każdej rozmowy z innymi ludźmi. Jego cichy śmiech odbijał się echem w głowie Taehyunga, gdy tylko zostawał sam.
Później było głównie poczucie winy. Przeświadczenie, że wszystkie złe rzeczy działy się przez niego. Cierpieli ci, którym na nim zależało. Czuł, jak bardzo brakowało mu Jeongguka, który mógłby trzymać go za rękę właśnie wtedy, gdy nadszedł dzień pogrzebu. Wtedy po raz pierwszy dotarło do niego, że on naprawdę uciekł. Ale czy to też nie było jego wina? Czy gdyby odepchnął go od siebie zanim jeszcze dobrze się poznali, to chłopak zostałby w mieście?
Coraz gorsze myśli nawiedzały go nocami, gdy dawał upust łzom, które powstrzymywał wciągu dnia. Coraz bardziej odsuwał się od ludzi i coraz bardziej przybliżał do ciemnej strony życia, która przyciągała go silniej niż kiedykolwiek. Nie chciał rozmawiać z nikim. Odpychał rodzinę i ludzi, którzy podawali się za jego przyjaciół. Nie chciał nawet słuchać Yoongiego. Szkoła stała się mniej ważna, po prostu chodził tam, chcąc zająć sobie jakoś czas, chociaż w domu nie siadał do książek i prac domowych. Uważał, że nie potrzebuje pomocy, bo jemu po prostu nie dało się pomóc, a bynajmniej tak uważał. Brakowało mu czegoś bardzo ważnego, czego nic nie było w stanie zastąpić. Nawet wieść o aresztowaniu i ukaraniu Namjoona nie wywołała żadnej żywszej reakcji.
Dopiero pewnego wieczoru, gdy siedział na szerokim parapecie oglądając spadający śnieg, naprawdę zapragnął poczuć cokolwiek poza żalem i poczuciem winy. Zerkał co jakiś czas na błyszczącą żyletkę, leżącą przy jego udzie i w końcu wziął ją do ręki. To było zaledwie kilka sekund, parę mrugnięć i głębokich wdechów, a ciemna ciecz zdążyła ubrudzić nieskazitelną skórę nadgarstków chłopaka. Zacisnął powieki, rozkoszując się bólem, który był tak bardzo zły, a za razem przyjemny. Przypominał mu miesiące, gdy jeszcze żył. Jakiś cichy głos szeptał mu, że to złe, ale tłumił go i odrzucał poczucie winy na bok. Cieszył się tamtą chwilą tak długo, jak mógł.
Tych kilka cienkich ran zadecydowało o przekroczeniu niebezpiecznej granicy. Nie widział już zza niej powrotu i upajał się słodkimi chwilami bólu, które serwował sobie coraz częściej. Godzinami odrzucał na bok myśli, że to, co robi jest złe. Z resztą, kogo to obchodziło? Było dobrze, dopóki nikt nie wiedział dokąd doprowadziły go wszystkie wydarzenia sprzed tygodni.
Nie pamiętał ile dni i nocy to trwało, ale raz posunął się za daleko i z przerażeniem patrzył na zbyt głębokie rany, których było więcej niż zazwyczaj. Wtedy po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczął się bać.
To właśnie tamtego wieczoru zgodził się przyjąć pomoc. Nie chciał więcej uciekać do takich sposobów, żeby uświadamiać sobie, że wciąż żyje. Nie chciał być taki sam, jak Jeongguk, który potrafił jedynie udawać, że wszystko było w porządku. Nie miał wątpliwości, że jego siostra była równie przerażona, jak on, gdy zobaczyła czerwone ślady na jasnej koszulce. Dopiero w ramionach matki uświadomił sobie, jak bardzo potrzebował bliskości, a po słowach swojego taty w końcu poczuł nadzieję, że może kiedyś będzie znowu dobrze. Po raz kolejny czuł się winny, że znów ktoś przez niego cierpiał, ale wiedział, że szczera rozmowa potrzebna była im wszystkim. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że przerwał im w ubieraniu choinki i że święta miały być już niedługo.
Obiecał sobie wtedy, że postara się naprawić wszystko, co zdążył do tamtej pory zepsuć. Nie robił tego tylko dla siebie, ale i dla Hoseoka. Chciał, żeby przyjaciel mógł być z niego dumny, gdyby tylko był przy nim. Chciał pokazać wszystkim, że był silny.
Nie mógł zmienić tylko jednego. Wciąż nienawidził Jeongguka tak samo mocno, jak za nim tęsknił.
***
Yoongi z delikatnym uśmiechem ewakuował się z salonu, gdy między Seokjinem, a Taehyungiem rozpoczęła się kłótnia o wybór odpowiedniego filmu do oglądania. Wiedział, że niedługo dołączy do niej Jimin i powstanie ogromne zamieszanie, ale nie dbał o to. Wiedział, że Taehyung i tak wygra walkę, bo tamci mu ustąpią, jak to często robili. Wolał mimo wszystko nie być w środku tej kłótni i wybrał najlepszą z możliwych opcji - przyniesienie jedzenia i picia.
Yoongi cieszył się, że chłopak postanowił się z nimi spotkać. Zapraszali go na imprezę sylwestrową, ale mówił, że wciąż nie czuje się na siłach, a jego psycholog też nie uważał tego za dobry pomył. Czymś zupełnie innym było spokojne spotkanie w gronie przyjaciół przy filmie. To miało pomóc wrócić Taehyungowi do normalności. Oczywiście przez ostatnie pół godziny Seokjin zdążył zapytać go już kilka razy, czy aby na pewno wziął leki przed przyjściem, co ostatecznie skończyło się poduszką na jego twarzy.
Yoongi planował zabrać się ze wszystkim na raz, co szło mu całkiem dobrze, dopóki nie zadzwonił jego telefon, który trzymał w kieszeni. Z cichym westchnieniem odłożył napoje na blat i szybko sięgnął po komórkę. Przez chwilę patrzył na ekran ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się, co powinien zrobić, aż w końcu odebrał.
- Co chcesz?
- Ciebie też miło słyszeć - w głosie rozmówcy usłyszał cień smutku, ale zignorował go.
- Dzwonisz już trzeci raz, Jeongguk. Czy uciekanie i zapominanie o przeszłości nie zawiera w sobie przypadkiem braku kontaktu ze znajomymi?
- Yoongi... Wiesz, że nie jesteś jakiś tam znajomym, tylko moim przyjacielem. Chciałem się dowiedzieć, co u... No wiesz.
- Ah mogłem się domyślić. Przecież tylko po to do mnie dzwonisz - Yoongi nie potrafił ukrywać, że czuł się zraniony zachowaniem chłopaka. - Taehyung wciąż żyje.
- A jak się czuje?
- Mówi, że lepiej, ale uczył się od mistrza, jak dobrze udawać, więc nigdy nie wiadomo, co chodzi mu po głowie.
- Dlaczego jesteś taki niemiły? Wiesz przecież, że nie chciałem, żeby tak to wszystko wyszło.
- Co mnie to, kurwa, obchodzi? Naprawdę oczekujesz, że tak po prostu będę z tobą rozmawiał po tym, jak uciekłeś? Nie ważne, jak według ciebie miało to wyglądać. Zachowałeś się, jak egoistyczny dupek, którym jesteś.
- Proszę cię, nie mów tak. Znałeś moje powody, nie chciałem, żeby Tae cierpiał przeze mnie jeszcze bardziej.
Yoongi nie mógł się powstrzymać przed głośnym prychnięciem. Tak, Jeongguk zawsze potrafił znaleźć odpowiednią wymówkę.
- Oboje wiemy, że to nieprawda i że zrobiłeś to tylko i wyłącznie dla siebie, żebyś to ty nie musiał cierpieć - Min powoli przestawał panować nad sobą. Gdy pierwszy raz chłopak do niego zadzwonił był zdziwiony, nawet poczuł coś w rodzaju ulgi, że nic mu nie jest. Za drugim razem domyślał się już, czemu się z nim kontaktuje i już wtedy zaczynał być na niego ponownie zły. - Ciągle mówisz tylko o Taehyungu, a w dupie masz to, że nie jest jedynym, który cierpiał po twojej uciecze. Nie pomyślałeś ani raz, żeby spytać mnie o Jimina, czy Seokjina. Dla nich to było równie ciężkie, ale interesuje cię tylko Tae.
- Wy jesteście silniejsi od niego i wiem, że dacie sobie radę.
- Jesteś beznadziejny.
- Ale wciąż mi na was zależy.
- To wróć tutaj.
- Wiesz, że nie mogę.
- Tak myślałem. Nie dzwoń do mnie więcej, Jeon. Nie tylko Taehyung chce się jakoś pozbierać.
- Yoongi, proszę poczekaj - desperacja w głosie chłopaka powstrzymała go przed rozłączeniem się. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że może jednak zmienił zdanie i postanowił do nich wrócić. Niestety ta nadzieja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. - Nie zadzwonię już więcej, obiecuję. Tylko proszę, dbaj o Taehyunga. On cię potrzebuje tak samo, jak kiedyś ja.
- Na razie, Jeongguk.
Yoongi szybko nacisnął czerwoną słuchawkę i schował telefon do kieszeni. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że kilka pojedynczych łez spłynęło po jego policzkach. Znów zaczął zbierać wszystkie rzeczy z blatu i ruszył z powrotem do salonu. Przed wejściem do niego wziął głęboki wdech i otrząsnął się po bolesnej rozmowie. Życie toczyło się dalej, a żaden Jeongguk nie mógł tego znów zepsuć.
- I jaka decyzja? - spytał na wstępie Jimina, ale nie od niego uzyskał odpowiedź. To Taehyung spojrzał na niego z dumnym uśmiechem, a w jego oczach tańczyły wesołe iskierki, gdy się odezwał.
-Czeka nas długi seans z Piratami z Karaibów.
Całą czwórką usiedli na swoich ulubionych miejscach, które zajmowali na każdym spotkaniu w domu Yoongiego. Chłopak rozdał każdemu po piwie i chwile poczekał, żeby mogli napić się wspólnie. Żaden nie odważył się powiedzieć, że dziwnie było patrzeć na dwa wolne miejsca, które jeszcze niedawno zajmowały pewne osoby.
- Za Hoseoka - powiedział Jin, unosząc swoją puszkę piwa z lekkim uśmiechem.
- I za Jeongguka, który spierdolił - dodał nieoczekiwanie Yoongi. Równie nieoczekiwanie Taehyung uniósł swój napój i również się odezwał, patrząc na nich wzrokiem pełnym dziwnego rozbawienia i smutku za razem.
- Tak, za Jeongguka, który spierdolił.
***
I to już koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro