twenty two → truth
━━━━━ 🌕 ━━━━━
TRUTH
twenty two
━━━━━ 🌕 ━━━━━
– Gdzie idziesz skarbie? – Donna spojrzała na Alex, która zbiegła po schodach na dół. Nastolatka miała na sobie ciepłą kurtkę i w dodatku futerał na aparat, ale to akurat była zwykła przykrywka do tego, co tak naprawdę zamierzała zrobić.
– Chyba pójdę zrobić jakieś zdjęcia – przyznała, kłamiąc w dosyć zręczny sposób. – Mogę zabrać samochód czy będzie wam potrzebny? – dodała, unosząc brew. Miała nadzieje, że mama nie będzie za bardzo wypytywać odnośnie tego, gdzie konkretnie chciała pojechać, bo nie chciała jej tego mówić. Zresztą nie była w nastroju na jakieś pogaduszki.
– Nie, myślę, że nie. Nie wybieramy się nigdzie z tatą – Donna uśmiechnęła się, a później wzruszyła ramionami i okryła się dokładniej kocem. Siedziała pod nim na kanapie i była zajęta czytaniem książki, gdy córka zjawiła się na dole. – Długo cię nie będzie?
– Sama nie wiem – przyznała i westchnęła cicho, a później wsunęła dłonie do kieszeni kurtki. – Teraz jeszcze jest dobre światło, ale nie wiem, gdzie dokładnie pojadę, więc ciężko mi powiedzieć, ile mi zejdzie – dodała, tak jakby faktycznie chciała robić zdjęcia. W rzeczywistości miała tylko jedno w planie - pojechać do domku nad jeziorem, aby w końcu dowiedzieć się prawdy od Red, Louisa i Michaela.
– No dobrze, ale uważaj na siebie, dobrze? – Donna poprosiła jeszcze, a później westchnęła cicho. Jak to matka, czuła, że coś było nie tak, ale nie mogła nic zrobić, bo dopóki blondynka milczała, to miała związane ręce, a nie chciała się narzucać nastolatce. Miały bardzo dobre stosunki i wolała, aby tak zostało.
– Będę – Alex skinęła głową, po czym zgarnęła kluczyki do samochodu z blatu w kuchni i już jej nie było. Nie miała pojęcia czy miała dość siły, aby temu wszystkiemu sprostać, ale wiedziała, że jeśli nie pojedzie to będzie tak jak teraz, a tego już nie mogła znieść.
━━━━━ 🌕 ━━━━━
Droga niemiłosiernie jej się dłużyła, bo wcale tak naprawdę nie wiedziała, czego mogła się spodziewać ani co zostanie nad jeziorem. W dodatku przypominał jej się każdy szczegół randki, pocałunek z szatynem i to jak było tam miło oraz przyjemnie. Bolało ją przez to serce, chociaż wcale nie chciała tego powiedzieć i w jakiś sposób pokazać, bo wiedziała, że jeśli to zrobi, to stanie się jeszcze bardziej bezradna niż była, a tego nie chciała. Chciała po prostu, aby było jak dawniej. Aby nikt jej nie omijał i nie zapominał o niej. Przeżyła już coś takiego w Los Angeles i to nie było miłe.
Gdy znalazła się na miejscu i zostawiła samochód przed drewnianym domkiem, nie wiedziała, co zrobić dalej. Udała się na pomost, ale było pusto i uznała, że chyba musi wejść do środka i tam poczekać na resztę, bo była przed czasem, w dodatku wieczór zapowiadał się na naprawdę chłodny, a wolała nie marznąć, bo nie chciała chorować. I tak nie czuła się najlepiej po tym wszystkim i w zasadzie marzyła o tym aby wrócić do domu i położyć się do ciepłego łóżka. Nie miała pojęcia, że Louis czekał już na nią w środku tylko dobrze się ukrył.
– Jesteś – przyznał w końcu, a przez co blondynka podskoczyła ze strachu i odwróciła się przez ramię. Czuła jak jej oddech przyśpieszył.
– L-Louis... - pisnęła tylko. – Wystraszyłeś mnie. A gdzie Michael i Red? - dodała, zaciskając dłonie na rękawach kurtki. Poczuła jak przez spojrzenie szatyn przebiegł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie patrzył się na nią jak zawsze tylko jak na jakąś... ofiarę.
– Zaraz przyjdą – przyznał chłodno. – Wiesz dlaczego tu jesteś?
– Nie mam pojęcia, ale przyjechałam, żeby się dowiedzieć – przyznała, gdy zapanowała nad swoim głosem. – O co w tym wszystkim chodzi?
– Chodzi o to, abyś poznała prawdę. W końcu – Red zjawiła się jakby znikąd i wyszła zza ściany, po czym przełknęła nerwowo ślinę. – Długo myśleliśmy z Louisem jak ci o tym powiedzieć, bo wcale nie jesteśmy... tacy normalni jak to mogłoby się wydawać - dodała z wahaniem w głosie i spojrzała na Michaela, który zjawił się niedługo po niej.
– Co macie przez to na myśli?
– Wierzysz w duchy?
– Nie, to głupie – prychnęła, zdając sobie sprawę, że robiła się coraz bardziej zdezorientowana. Nie wiedziała, o co chodziło w tych podchodach. – Zjawiska nadprzyrodzone są tylko w książkach albo filmach – dodała jeszcze. Jako córka biologów powinna jednak wiedzieć, że czasem zdarza się coś lub ktoś, kto wykracza poza normę.
– Nie do końca to tak wygląda – przyznał ostrożnie Michael. – Słyszałaś coś kiedyś o wampirach? Albo o wilkołakach?
– Przecież jest pełno o tym filmów, seriali czy jakiś książek – Blondynka przewróciła oczami. – O co wam chodzi? Jeśli chcecie zrobić sobie ze mnie żarty, to przestańcie, bo to nie jest śmieszne, a głupie i nudne – dodała zła. Robiła się bardzo szybko zirytowana, gdy nie wiedziała, o co chodziło.
– O to, że... tak naprawdę wilkołaki i wampiry istnieją, mała – Louis podjął głos, a później zacisnął swoje dłonie w pięści i podgryzł swoje wargi. – Nie interesowało cię nigdy dlaczego jestem taki blady? Dlaczego mam takie zimne ręce? Dlaczego Red i Michael nie przychodzili co jakiś czas do szkoły albo byli w niej bardzo niewyspani? Nie wiesz dlaczego?
– N-nie chcesz chyba p-powiedzieć, że wy...
– Tak, Alex. Właśnie to chcemy powiedzieć – przerwała jej Red. – Louis to wampir. A ja jestem wilkołakiem. Michael również – dodała, wyrzucając to z siebie i spojrzała ostrzegawczo na Louisa, aby w razie czego spróbował zapanować nad blondynką. W końcu prawie byli razem.
– J-jak to?
– Po prostu – Szatyn wzruszył ramionami. – Posłuchaj, to naprawdę długa historia i najlepiej byłoby, jeśli dałabyś nam to wszystko wytłumaczyć, bo wiem, że pewne rzeczy będzie ci ciężko zrozumieć czy zaakceptować.
– Chcecie mnie zabić, tak? – pisnęła spanikowana i pokręciła głową. Wiedziała po części czym żywią się wampiry bądź wilkołaki i wiedziała, że ludzie odgrywali znaczącą rolę w ich pokarmie. Nie miała jednak zamiaru stać się byle jaką przekąską dla tej trójki. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że jej najlepsza przyjaciółka oraz jej chłopak i facet, który jej się spodobał są takimi wybrykami natury.
━━━━━ 🌕 ━━━━━
i jak rozdział??
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro