nineteen → torn
━━━━━ 🌕 ━━━━━
TORN
nineteen
━━━━━ 🌕 ━━━━━
– Nie wiem, dzieci, niestety wam nie pomogę – Faith westchnęła ciężko i pokręciła głową. Siedziała przy Red i Michaelu, a Louis kręcił się znowu po salonie, działając tym na nerwy nastolatce. Szatyna jednak za bardzo to nie obchodziło, bo był zajęty myśleniem o tym, co zrobić, aby Alex najłagodniej jak to możliwe przeszła przez dowiedzenie się prawdy o nim. O nim i o Red czy Michaelu. W końcu bycie wampirem i wilkołakami, to nie były przelewki, doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Ale cała trójka czuła, że Alex można było zaufać i coraz gorzej czuli się z tym, że musieli ją tak okłamywać.
– Ja się dowiedziałem przypadkiem i całkiem na dobre mi to wyszło – Michael wzruszył ramionami, po czym objął mocniej Red, a ona oparła swoją głowę u nasady jego szyi i westchnęła cicho. Blondyn zawijał na palec pasmo jej włosów, zabijając w ten sposób nudę.
– Ale ty to ty, a Alex to Alex – Brunetka przewróciła oczami i spojrzała na niego wymownie. – Zresztą ty i tak chciałeś być wilkiem, więc tylko ci to ułatwiłam – dodała i spojrzała na niego wymownie.
– I teraz się ze mną męczysz – Wyszczerzył się do niej, a Faith zachichotała i pokręciła głową.
– Niestety – Red przewróciła oczami, a później spojrzała na Louisa. – Ale wydaje mi się, że na razie możemy się jeszcze wstrzymać. Przynajmniej na razie. Alex chyba wciąż nie łączy faktów. Zresztą nie zwróciła uwagi na to, że jesteś zimny, blady i że unikasz Słońca. Na razie jesteśmy bezpieczni – dodała, wzruszając ramionami.
– Ale w końcu się domyśli. Przecież nie jest głupia – Louis spojrzał wymownie na brunetkę. – Red, myśl trochę. Jesteś w końcu jej przyjaciółką.
– Myślę. I uważam, że na razie nie musimy się z niczym śpieszyć. Też źle mi z tym, że okłamuje własną przyjaciółkę, ale co mam innego zrobić? Przecież nie przyjdę do jej pokoju jako wilk i się nie przemienię przed nią. – Wzruszyła ramionami, a po chwili westchnęła cicho i zaczęła obracać w palcach nieśmiertelnik blondyna, który nosił już od lat.
– Boje się, że kiedyś stracę przy niej kontrolę – Louis westchnął ciężko i pociągnął za końcówki swoich włosów, a następnie spojrzał na Faith. Chociaż nie była jego biologiczną matką, to jednak właśnie tak ją traktował. Ona wielokrotnie już potrafiła mu pomóc na tych życiowych zakrętach i był jej za to wdzięczny. Czasem miał wrażenie, że gdyby nie rodzina Davenportów, to byłoby z nim o wiele gorzej niż było wtedy.
– Jeśli polujesz przed spotkaniami z nią, to nie powinieneś. Znam cię, Louis. Wiem jaki jesteś. Nie potrafiłbyś jej skrzywdzić, skoro ci na niej zależy – Faith skrzyżowała dłonie na piersiach i westchnęła cicho. – Przecież widzę cię i wiem, ile dla ciebie znaczy ta znajomość. Alex sprawia, że się uśmiechasz i nie jesteś taki smutny jak zawsze – dodała i zmierzyła szatyna wzrokiem.
– Tak, to prawda – Pokiwał głową i westchnął ciężko, a później oparł się o parapet, aby zacisnąć na nim dłonie. – Nie zdawałem sobie nawet z tego sprawy, aż do teraz – dodał, wiedząc, że ktoś mu musiał to powiedzieć w twarz, aby w końcu przyjął to do wiadomości, że te wszystkie randki z Alex, ich pocałunki, trzymanie się za rękę czy przesiadywanie u niej, to nie było takie proste i zwykłe, ale znaczyło coś więcej. O wiele więcej. Przynajmniej dla niego.
– Widzisz? Dlatego jej nie skrzywdzisz – Faith uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę, że Tomlinson się zakochał, co uważała za urocze. Uważała, że każde stworzenie, niezależnie od tego czy ludzie, czy wilkołaki, czarownice, wampiry albo jeszcze inne strzygi, zasługują na szczęście. Bez względu na wszystko. – I myślę, że Red ma rację. Na razie nie powinieneś jej fundować takiego szoku. Nie wiadomo jak do końca zareaguje, a chyba lepiej abyście byli pewni swoich uczuć do siebie. Zresztą wiesz, że taki już nasz los. Po przemianie kłamstwo to już część nas samych - dodała, wzdychając przy tym ciężko.
– Pewnie tak, ale chyba jeszcze to przemyślę – Przeczesał palcami włosy, a później podszedł do drzwi wychodzących na taras. – Pójdę się przebiec, może zostanę na noc nad jeziorem, nie czekajcie na mnie z kolacją, okej?
– Tylko nie zrób żadnego głupstwa – Red spojrzała na niego i mimowolnie podgryzła swoją wargę.
– Nie zrobię, spokojnie – powiedział, uśmiechnął się nikle i już go nie było.
━━━━━ 🌕 ━━━━━
Alex spojrzała na swój telefon, zastanawiając się czy tego wieczora to Louis odezwie się pierwszy czy jednak ona to zrobi. Mimowolnie uśmiechnęła się, choć tylko o nim pomyślała i poprawiła się na łóżku. Była zajęta malowaniem paznokci u swoich stóp. Było to pracochłonne zajęcie i na pewno wiele kosztowało, jeśli chodziło o nerwy, ale blondynka to lubiła. Zawsze ją to odprężało. Wytknęła nawet końcówkę języka, gdy kończyła malować małego palca, po czym westchnęła z dumą i wyciągnęła stopę przed siebie, aby zobaczyć cały efekt. Po chwili jednak ktoś zapukał do jej pokoju, a była to Donna, która wsunęła do środka swoją głowę i uśmiechnęła się na widok córki.
– Nie rozmawiasz jeszcze z Louisem? – zaciekawiła się i weszła do środka z herbatą dla nastolatki. – Przyniosłam ci, abyś nie marzła. Tata powinien jutro naprawić ci ten kaloryfer – dodała i zerknęła na ową usterkę.
– Dobrze, dziękuje – Uśmiechnęła się do mamy i westchnęła po chwili. – Nie. Nie umówiliśmy się, kto dzisiaj ma zadzwonić i może ja to zaraz zrobię – dodała, zakręcając buteleczkę lakieru, aby nic się nie wylało na pościel czy materac.
– Pozdrów go ode mnie – Poprosiła i przysiadła na skraju łóżka blondynki. - Wszystko w porządku? – dodała i uniosła brew, widząc, że mina blondynki nie była zbyt wesoła.
– Po prostu martwię się o niego. Od popołudnia nie odpisał mi na żadnego SMSa i nie wiem, o co chodzi. Mam nadzieje, że odbierze – przyznała szczerze i pokręciła głową.
– To nie będę ci przeszkadzać, skarbie. Zadzwoń i zobacz, o co chodzi – powiedziała Donna, pocałowała ją jeszcze w czoło i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Alex sięgnęła po telefon, mając nadzieje, że szatyn w końcu się odezwie. Nie miała pojęcia, o co mu chodziło.
━━━━━ 🌕 ━━━━━
całkiem uroczy ten rozdział:")
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro