1
🌿
Szedłem ulicami New Jersey. Dobrze jest być znowu w domu. Przez ostatnie pięć lat, praktycznie zapomniałem jak tu jest. Mieszkałem w Chicago, praca mnie do tego zmusiła. Ostatecznie się zwolniłem, wróciłem na stare śmieci, do matki. Muszę znaleźć nową prace, muszę mieć jakiś grosz przy dupie, aby znowu zamieszkać na swoim. Nie będzie raczej łatwo, no ale dla chcącego nic trudnego, prawda?
Przechodząc obok kawiarni, coś zwróciło moją uwagę. Plakat i to spory, o nagłówku:
„Poszukujemy gitarzysty"
W sumie, ciekawie. Myślałem kiedyś o zespole, ale były to raczej marzenia nierealne. A teraz? Chyba mogę spróbować. Na dole była zapisana data i miejsce spotkania oraz typ muzyki. Było to dzisiaj, dosyć niedaleko.
—Pracy można poszukać później. —Powiedziałem do siebie i poszedłem w miejsce spotkania. Było kilka osób w kolejce, nie było ich dużo. Może trzy? Ze mną cztery.
Po mnie już nikt nie przyszedł, więc byłem ostatni.
Wchodząc do sali, zatkało mnie. Dosłownie, stanąłem w miejscu i patrzyłem się w niego. W Gerarda. Tak bardzo się zmienił. Stał teraz odwrócony do mnie, rozmawiał z Mikey'em.
—Hej, ty do nas? —Powiedział chłopak w dużym afro.
—Ja... Tak, tak.
—Okej, świetnie. Chodź, widzę, że nie masz gitary ze sobą, ale to nic, dam ci moją, tylko nie zniszcz! —Mówił. Był pełny energii i szedł bardzo szybko. Za szybko jak na moje krótkie nogi.
—Okej, okej. —Mówiłem i patrzyłem na Way'a. Dalej nie zauważył mnie.
—Hej, Gerard, Mikey! —Zawołał ich, a chłopcy odwrócili się w naszą stronę.
—Co chcesz. —Powiedział Mikey, a Gerard patrzył się na mnie oczami jak pięciozłotówki. Był widocznie zszokowany, usta miał delikatnie otwarte.
—Jeszcze jedna osoba na przesłuchanie. Ja jestem Ray, to jest Mikey, obok jego brat - Gerard i mamy jeszcze Boba, ale nie ma go z nami dzisiaj. —Powiedział. Way'owie podeszli do nas i patrzyli na mnie wyczekująco.
—Jestem Frank. —Powiedziałem cicho.
—Świetnie, zagraj nam coś. —Powiedział Gerard, tak chłodno, że aż ciarki mnie przeszły. Położyłem palce na gryfie, myśląc co mógłbym zagrać.
Postanowiłem zagrać coś autorskiego. No może nie do końca. Wymyśliłem to z Gerardem, jak jeszcze byliśmy razem. Może było to trochę chamskie, ale lubiłem tę piosenkę, dosyć często ją grałem. Za każdym razem w głowie miałem głos Way'a, brzmiał wtedy tak smutno.
Spojrzałem na ich twarze, byli zadowoleni, oprócz Gerarda. Widziałem ból na jego twarzy, a w oczach łzy? Spojrzał w dół i pociągnął nosem. Przetarł twarz i spojrzał na mnie. Miał chłodny, martwy wzrok, czerwone policzki i oczy. Bolało.
Zagrałem jeszcze kilka, bardziej znanych kawałków i odłożyłem instrument.
—To było dobre. —Powiedział Ray. —Co myślicie? Mi się wydaje, że lepsze niż inni...
—Zastanowimy się. —Powiedział Gerard.
—Okej. To ja już pójdę. —Powiedziałem, zostawiłem swój numer i poszedłem w stronę drzwi. Zanim jednak przekroczyłem ich próg, poczułem rękę na ramieniu.
—Co ty tu kurwa robisz. —Powiedział, Gerard starając się nie krzyczeć.
—Wróciłem.
—Nie no, nie zauważyłem, serio? Kurwa Frank, dlaczego znowu się pojawiasz w moim życiu?
—Nie wiedziałem, że jesteś w tym zespole.
—Nienawidzę cię tak bardzo. —Powiedział i mnie przytulił. —Kurwa tęskniłem.
—Gerard, przestań. —Odsunąłem się od niego. —Udawajmy, że się nie znamy.
I wyszedłem. Znowu zjebałem.
🌿
***
Nie bijcie XD
16.03.2020
[Słów: 518]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro