13. Policja i tym razem Laurens psuje
Czwartek 21.12.1780
Lafayette
Obudziłem się. Spałem z kotem. Kiedy mnie zobaczył podszedł do mnie.
- Bonjour, jak dzisiaj spałeś? - pogłaskałem go - Nie zeszczałeś się nigdzie?
Wstałem i poszedłem do salonu. Laurens jeszcze spał leżąc pod kocem. Jak najciszej zrobiłem wszystkie poranne czynności i wyszedłem z domu kupić dla kota kuwetę. Gdyby nie Adrienne oddałbym go komuś. Mówiła, że jest słodki. Tylko, że po tej akcji z Beth powiedziała, że nie powinniśmy się na razie spotykać. Ja nie mogę do niej pójść, bo nie wiem gdzie mieszka.
Sam nie wiem co czuję do Adrienne. Mam mieszane uczucia. Jest naprawdę miła, piękna i przede wszystkim szczera. Z drugiej strony nie jestem pewien czy mogę jej zaufać. Boję się, że znowu miłość mnie zaślepi. Problem w tym, że chłopacy mają rację. Ja się podobam Adrienne. Nie chciałbym jej zranić. Jest naprawdę wspaniała i gdyby przeze mnie była tak smutna, jak ja po zerwaniu z Beth nie wybaczyłbym sobie tego. Dlaczego to musi być takie trudne?!
Po skończeniu zakupów wróciłem do domu i sprawdziłem czy przyszły do mnie listy. Był tylko jeden. Laurens nadal spał, a za chwilę miała być dziesiąta. Kot siedział na nim i patrzył się na mnie z wykrzywioną główką. Sprawdziłem od kogo jest list. Od Adrienne. Było tam napisane:
"Przyjdź jak najszybciej możesz.
Adrienne"
Rzuciłem wszystko i pobiegłem na podany numer domu. Co się mogło stać? Bałem się, że może jej coś grozić.
Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi Adrienne. Miała zasłonięte włosami prawe oko.
- Co się stało? - zapytałem po francusku.
- Wejdź - powiedziała cicho.
Była smutna jakby coś się stało. Wzięła włosy z twarzy. Miała siniaka pod okiem.
- Kto ci to zrobił? - zmartwiłem się.
- Wczoraj wieczorem jak byłam w szpitalu przyszedł jakiś mężczyzna. Szukał ciebie i twoich kolegów - opowiadała - Groził, że jeśli nie przyprowadzę cię na czas to zniszczy mi życie.
- Zgłosiłaś to gdzieś?
- Za bardzo się bałam.
Rozpłakała się.
- Spokojnie - przytuliłem ją.
- Przestań - odepchnęła mnie - Przecież masz dziewczynę.
- Zerwaliśmy ze sobą.
- Tak mi przykro...
- Ja z nią zerwałem.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Ponownie ją przytuliłem. Adrienne odwzajemniła uścisk.
- Dziękuję, że przyszedłeś - szepnęła.
- Gdzie on kazał ci mnie przyprowadzić? - zapytałem.
- Nie idź tam.
- A jak znowu do ciebie przyjdzie?
- Nie chcę żeby ci się coś stało...
- Ten sam mężczyzna napadł mnie przed wczoraj. Dlatego byłem w szpitalu.
- Przecież nie mówiłam ci jak wyglądał.
Opowiedziałem jej o tym jak wczoraj byliśmy u Beth.
- Czyli myślisz, że oni ze sobą współpracują? - zapytała jak skończyłem mówić.
- Jestem pewien - odpowiedziałem - Może na jakiś czas zamieszkaj u mnie?
- Nie, to nie jest dobry pomysł. Co jak ktoś nas razem zobaczy? I przecież ja muszę jeszcze iść do pracy... - martwiła się.
- Możemy tam razem pójść. Załatwisz sobie wolne.
- A jak on tam wróci?
- Przy mnie nic ci nie grozi.
- Dziękuję.
Adrienne wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i wyszliśmy z domu. Była naprawdę wystraszona.
Po krótkiej wizycie w szpitalu wróciliśmy do mojego domu. Na kanapie po Laurensie został tylko koc. Kot przyszedł do nas od razu.
- No cześć, śliczny - Adrienne kucnęła przy nim i go pogłaskała - Stęskniłeś się za mną?
Pokazałem jej gdzie co jest. Laurensa znaleźliśmy w kuchni. Spał na krześle z kubkiem kawy w ręku. Czy on zawsze musi tyle spać?
- Laurens, wstawaj - próbowałem go obudzić.
- Przecież nie śpię - przetarł oczy i spojrzał na Adrienne - Cześć.
- Cześć - uśmiechnęła się.
Poszedłem z Adrienne dalej.
- Jak chcesz możesz spać w moim pokoju. Ja mogę spać na kanapie - zaproponowałem.
- Nie, nie trzeba - odpowiedziała.
Laurens
Skończyłem kawę i ogarnąłem się. Nie mogłem znaleźć Lafayetta i Adrienne. "Pewnie są w pokoju Lafayetta" - pomyślałem. Stwierdziłem, że nie będę im przeszkadzać w tym co tam robią.
Dzisiaj uczesałem kitkę z boku żeby zakryć czerwony ślad. Wyglądałem dość dziwnie, ale Adrienne nie mogła tego zobaczyć. Co by sobie o mnie pomyślała? Nie chciałem wypaść źle przed przyszłą dziewczyną Lafayetta. A może nawet teraźniejszą. Kto wie co oni tam robią w tym pokoju?
Siedziałem na kanapie przy bestii, który się mył. Nudziło mi się. Wyszedłbym na miasto, ale samemu to nie to samo co w czwórkę czy piątkę. Po za tym nikt nie mógł mnie zobaczyć. Byłem skazany na siedzenie w domu.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć. Po co miałem przeszkadzać Lafayettowi i Adrienne? Kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem Angelicę.
- Cześć - przywitałem się.
- Cześć - odpowiedziała.
- Lafayette nie może podejść - powiedziałem.
- Jestem tu do ciebie - mówiła - Chciałbyś do nas dzisiaj przyjść?
- No... Nie mam za bardzo dzisiaj czasu, ale jeśli to coś pilnego to mogę przyjść...
- Nie masz czasu, ale przyjść do Lafayetta to możesz?
- Jestem tu od wczoraj...
- Dlaczego nie możesz przyjść?
Doszło do mnie co ja robię. Angelica zaprasza mnie do siebie, a ja odmawiam. Jaki idiota...
- Skoro to takie pilne to przyjdę - mówiłem.
- Dziś o dziewiętnastej - powiedziała i chciała odejść.
- Może chciałabyś zostać na chwilę? - zapytałem.
- Jeśli chcesz - weszła do domu.
Zamknąłem za nią drzwi. Po co ja ją zaprosiłem?! Jak zobaczy co Alex mi zrobi to co o mnie pomyśli?! Uch... co za idiota... Czemu ja nie potrafię myśleć?
Kot przyszedł do nas.
- Nie wiedziałam, że Lafayette ma kota. Cześć, śliczny - pogłaskała bestię.
- Właściwie to ma go od wczoraj - odparłem.
- Gdzie on jest? - zapytała.
- U siebie w pokoju. Rozmawia z przyjaciółką - usiedliśmy na kanapie z bestią - Chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki.
Kot zaczął gryźć mój rękaw. Angelica się zaśmiała. Chwilę później Adrienne wyszła z pokoju z Lafayettem.
- Cześć - Angelica podeszła do nich i wyciągnęła rękę do Adrienne - Jestem Angelica.
- Adrienne - uścisnęła jej dłoń - Miło mi cię poznać.
- Wzajemnie - Angelica się uśmiechnęła - Ja już muszę iść. Pa.
Wyszła z domu. Nie chciała im przeszkadzać czy chciała przede mną uciec w łagodny sposób? Lafayette i Adrienne naprawdę wyglądali jak para, więc może to pierwsze... Oby...
Chciałem udać się do kuchni, ale...
- Laurens, zostań - poprosił Lafayette.
Powiedział to tak jakby był moim ojcem. Czułem się jakbym coś zbroił.
- Co się stało? - odwróciłem się.
- Ten mężczyzna, który wczoraj był u Beth groził Adrienne - zaczął opowiadać - Przyszedł do niej do pracy i kazał jej nas przyprowadzić.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Wie, że chcemy brać udział w wojnie. Groził Adrienne, że jeśli nas nie przyprowadzi to zniszczy jej życie. Dlatego zamieszka na jakiś czas u mnie.
- Zgłosiliście to na policję?
- Jeszcze nie - odpowiedziała Adrienne.
- Powinniście pójść. Co jeśli on przyjdzie tutaj? Złapie nas wszystkich. Po pracy przyjdzie Mulligan i go też dorwie - mówiłem.
- Pójdę na policję - zadecydował Lafayette - Wy zostaniecie w domu.
- Nie ma mowy. Co jeśli go spotkasz? - martwiła się Adrienne - Co jeśli on ci coś zrobi?
- Właśnie - poparłem ją - Nie możesz pójść sam.
- Dam sobie radę - zapewniał Lafayette.
- Pójdę z tobą - skrzyżowałem ramiona.
- Nigdzie nie idziesz, mon ami.
- Albo idziesz ze mną albo wcale.
- Nie będę cię narażał!
- Nie jestem dzieckiem!
- Przestańcie się kłócić! - Adrienne nam przerwała - Laurens ma rację. Albo idziecie razem albo wcale.
- Bien... - westchnął Lafayette. Nie sądziłem, że tak szybko da się przekonać. Widać Adrienne ma na niego dobry wpływ - Ale co jeśli on przyjdzie tu?
- Nie przyjdzie. Chce złapać was, nie mnie - odparła.
- To idziemy? - zapytałem.
- Oui... - powiedział Lafayette.
Kiedy staliśmy już przy drzwiach Adrienne podeszła do nas.
- Uważajcie na siebie - przytuliła Lafayetta.
- Będziemy - odwzajemnił uścisk.
Poczułem się jak piąte koło. Ruszyliśmy w stronę posterunku policji.
- Co robiliście w tym pokoju? - uśmiechnąłem się zalotnie.
- Zwyczajnie rozmawialiśmy - odpowiedział Lafayette.
- Poszedłeś do jej domu - ciągnąłem temat - Teraz zamieszkacie razem. Przestań mówić, że ci się nie podoba.
- To jest zwykła, przyjacielska troska - odparł.
- A ten uścisk kiedy wychodziliśmy?
- Laurens, zęby trzy razy nie rosną.
- Widziałem jak na nią patrzysz.
Lafayette się zarumienił.
- Rumienisz się - oznajmiłem.
- Po co Angelica przyszła, mon cher? - zapytał.
- Zaprosiła mnie do siebie. Mam dziś przyjść do niej o dziewiętnastej - rozmarzyłem się.
- Nie chcę psuć ci radości, ale...
- Więc nie mów - przerwałem mu.
- Masz jeszcze to od Alexandra - przypomniał mi.
- Nie mogę przez tydzień siedzieć w domu. Po za tym to ona zaprosiła mnie do siebie. Mnie! Wreszcie mnie zauważyła - cieszyłem się.
- Jak zauważy co ci Alexander zrobił to nie będzie ci tak wesoło.
- Nie zauważy. Przecież zasłoniłem włosami. Adrienne też nie zobaczyła.
- Wyobrażasz sobie, żeby przyszła do ciebie i powiedziała żebyś bardziej zasłonił szyję?
- Możesz mi nie psuć humoru? Przecież to Alexander mi to zrobił, a nie ja mu.
- W tej sytuacji obaj wychodzicie na gejów.
- Nie moja wina, że się na mnie rzucił.
- To i tak wygląda dwuznacznie.
- To jak przed wczoraj rano...
- Nie kończ. Nie mówmy już nigdy o tym.
Przewróciłem się.
- Nie wstawaj jeśli życie ci miłe - usłyszałem zza pleców.
Odwróciłem się. To był ten sam mężczyzna co u Beth. Stał obok prawie identycznego faceta. Tego od Beth nazwijmy A, a tego drugiego B.
- Gdzie to się wybieracie? - powiedział A.
Nie odpowiedzieliśmy.
- Na policję wam się zachciało iść? - mówił B.
Nadal nic. A podszedł do Lafayetta.
- Najpierw zabijemy Adrienne, później ciebie - złapał go za bluzkę i wyciągnął w jego stronę nóż.
- Zostaw go - wstałem.
- Coś ty powiedział, dzieciaku?
- Zostaw go - powtórzyłem.
B uderzył mnie w twarz. Prawie upadłem, ale utrzymałem się na nogach.
- Tylko na tyle cię stać? - prowokowałem go.
- Dzieci się nie bije, James - powiedział A - Daj mu trochę fory.
Uderzyłem go.
- Nie wychylaj się, szczeniaku, bo poderżnę gardło twojemu koledze - przyłożył Lafayettowi nóż do szyi.
- Mówiłeś, że najpierw zabijesz jakąś Adrienne - przypomniałem.
- Zawsze mogę zmienić plany i zabić najpierw ciebie.
Bałem się jak $#@#@$@. Miałem ochotę uciec, ale nie mogłem zostawić Lafayetta. Musiałem coś wymyślić, tylko co? Dwóch napakowanych gości z nożem kontra dzieciak z Francuzem.
- Śmiało - powiedziałem.
Mężczyźni znowu się zaśmiali. Mieli rację, w tej walce nie mam szans. Postanowiłem jednak się nie poddawać.
- Jesteś poważny dzieciaku? - zapytał James.
- Nie jestem dzieciakiem! - zdenerwowałem się.
Znowu mieli rację. Byli ode mnie wyżsi co najmniej o głowę. Mimo to znowu uderzyłem A. Niezbyt go to ruszyło.
- Sam tego chciałeś - wbił Lafayettowi nóż w rękę.
Francuz jęknął przeraźliwie. A puścił mojego przyjaciela. Kucnąłem obok Laffa.
- Uciekaj... - szepnął.
- Nie zostawię cię - powiedziałem cicho - Dasz radę biec?
- Dostałem w rękę nie w nogę, mon cher. Dam radę - jęknął - Idź na policję.
- Nie zostawię cię.
Pomogłem Lafayettowi wstać. Nie mogłem pójść na policję. Posterunek był daleko. Szybko pobiegliśmy do domu Lafayetta. Oglądnąłem się. Nie szli za nami. To mnie jeszcze bardziej przeraziło.
Zobaczyliśmy już dom Lafayetta. Szybko weszliśmy. Francuz od razu usiadł na podłodze i złapał się za rękę. Adrienne podeszła do nas. Kot szedł za nią.
- Zdążyliście dojść na policję? - zapytała.
- Nie - zaprzeczyłem - Lafayette dostał.
- Jak się czujesz? - kucnęła przy nim.
- Beznadziejnie - odpowiedział - Chociaż teraz trochę lepiej.
- Ty i te twoje żarty - pokręciła głową.
Poszli do salonu. Ja zamknąłem drzwi i udałem się do kuchni. Bestia poszła za mną.
- Nawet nie wiesz w jakie bagno wdepnęliśmy - pogłaskałem go.
Kot ugryzł mnie lekko w rękę jakby chciał mi pokazać, że może być jeszcze gorzej. Miał rację. Zawsze może być gorzej.
Lafayette
- Przepraszam, że nie doszliśmy - powiedziałem po francusku do Beth.
- To nie wasza wina - odpowiedziała kiedy wychodziła z pokoju.
Po chwili wróciła z "zestawem pierwszej pomocy". Usiadła obok mnie. Dostałem mniej więcej tam gdzie jest kość ramieniowa.
- Mógłbyś... - zaczęła nieśmiało - zdjąć koszulkę?
Wykonałem prośbę. Adrienne wydawała się być onieśmielona. Zaczęła mnie opatrywać. Kilka razy przeszył mnie okropny ból, ale nie powiedziałem jej tego.
- Masz szczęście, że nie trafił cię w kość - powiedziała kiedy owijała mi rękę bandażem.
Nieustannie wpatrywałem się w nią. Z twarzy wydawała się być spokojna, ale widziałem, że tak tylko wygląda. Ręce lekko jej się trzęsły.
Kiedy skończyła spojrzała mi się prosto w oczy. Powoli zbliżyła swoje usta do moich. Zdziwiłem się. Adrienne szybko odsunęła się ode mnie.
- Przepraszam, nie powinnam - zawstydziła się - Znamy się zbyt krótko. Może lepiej...
Nie dokończyła, bo wpiłem się w jej usta. Miała rację, znamy się za krótko, ale ja również nie mogłem się jej oprzeć. Była o wiele lepsza od Beth. Szczera, bezinteresowna. Była po prostu wyjątkowa.
Oboje zamknęliśmy oczy. Usłyszeliśmy jak Laurens przechodzi przez salon. Szybko przerwaliśmy pocałunek.
- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział nie zwalniając kroku.
Za chwilę zniknął za rogiem. Adrienne zrobiła się czerwona na twarzy. Wstała i wyszła do kuchni. Kiedy się ubrałem, poszedłem za nią. Stała obok blatu. Objąłem ją.
- Za krótko się znamy - uwolniła się z mojego uścisku.
- To nie ma znaczenia - pogładziłem jej zarumieniony policzek.
- Dla mnie ma - odsunęła się.
- Daj mi szansę.
- To nie jest dobry pomysł. Może później.
- Adrienne...
- Wczoraj chodziłeś jeszcze z inną. Skąd mam wiedzieć, że jesteś tym jedynym?
- Bo cię kocham.
Adrienne spojrzała na mnie.
- Daj mi czas. Nie chcę się na razie z nikim wiązać...
- Nikt nie musi wiedzieć - starałem się ją przekonać.
- Twój przyjaciel wie.
- Przekonam go żeby nikomu nie mówił.
- Zrozum, że potrzebuję czasu - wyszła z pokoju.
Czemu ja mam takiego pecha w miłości? Poszedłem do swojego pokoju.
Laurens
Gdy wyszedłem z toalety zobaczyłem smutną Adrienne patrzącą w okno. Podszedłem do niej.
- Co się stało? - zapytałem.
- Nic - odpowiedziała.
- Widzę, że coś jest nie tak - nie poddawałem się.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziała ostro.
Postanowiłem nie ciągnąć tematu z Adrienne, więc poszedłem do Lafayetta. Drzwi do jego pokoju były przymknięte. Wszedłem bez pukania. Lafayette siedział przy biurku i pisał coś na kartce. Kiedy mnie zobaczył szybko schował przybory do szuflady.
- Nie nauczyli cię pukać, mon ami? - odwrócił się.
- Co się stało? - podszedłem bliżej.
- Nic - odpowiedział.
Westchnąłem.
- Jeśli przyszedłeś się ponabijać, że miałeś rację - odwrócił wzrok - to możesz sobie darować.
- Nie przyszedłem się ponabijać. Dlaczego się kłóciliście? - oparłem się o biurko.
- Nie wiem o czym mówisz, mon cher - kłamał.
- Nie udawaj. Słyszałem - nie odpuszczałem.
- Ciekawe, bo nigdy nie mówiłeś, że umiesz francuski.
- Słyszałem ton waszej rozmowy.
- No i co? I tak nie wiesz o czym mówiliśmy.
- Dlatego masz mi powiedzieć.
- Do niczego mnie nie zmusisz.
Lafayette zaczynał mnie denerwować. Zachowywał się jak zbuntowana nastolatka. Chciałem się tylko dowiedzieć o czym rozmawiali. To aż tak źle?
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? - zapytałem.
- Bo to nie jest twoja sprawa - odparł - A teraz wyjdź łaskawie, bo muszę coś dokończyć.
- Nie wyjdę póki mi nie powiesz co się stało - skrzyżowałem ramiona.
- Znowu to samo... - westchnął - Czemu wy jesteście tacy natrętni?
- Czemu ty jesteś taki uparty?
- To po prostu nie jest twoja sprawa, mon ami.
- Jednak trochę jest. Skoro jesteś moim przyjacielem.
Usiadłem na łóżku.
- Ja ci powiedziałem o sprawie z Peggy i Angelicą. W takim razie ty mi opowiedz o sprawię z Adrienne.
Lafayette podszedł do drzwi i je zamknął. Usiadł obok mnie. Zaczął mi opowiadać o rozmowie w kuchni. Widać było, że bardzo się przejął tym sporem.
Nie wiedziałem jak skomentować tą sytuację. Widać było, że Adrienne naprawdę lubi Lafayetta. Z jednej strony miała rację, znają się krótko, ale z drugiej widać było tą chemię pomiędzy nimi.
- Ja na twoim miejscu zrobiłbym coś romantycznego. Dał kwiaty, zaprosił na romantyczną kolację czy coś - radziłem.
- Ta, romantyczna kolacja z tobą pod dachem - wątpił - Wspaniała rada, mon ami.
- Ja dzisiaj wychodzę. Macie wolną chatę. Mogę przenocować u nich albo pójść do Mulligana - zaproponowałem.
- Jak chcesz przenocować u nich skoro Alexander...
- No tak... To pójdę do Mulligana.
- A co jeśli ona nie będzie chciała nawet ze mną gadać?
- To pogadaj z nią teraz. Ja zrobię obiad.
Wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju. Ja udałem się do kuchni. Lafayette poszedł ratować swoją relację z Adrienne.
Lafayette
Oparłem się o ścianę obok Adrienne.
- Będziesz mnie teraz unikać? - zapytałem po francusku.
- Najchętniej wróciłabym do domu... - odpowiedziała.
- Mogę cię odprowadzić jeśli chcesz - zaproponowałem.
- Dzięki, ale wolałabym już pójść sama. Wrócę do domu jak to wszystko się uspokoi.
- Będziemy się wtedy spotykać?
- Zależy jak szybko wrócę. Na razie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej.
- Najpierw mnie całujesz, a później mówisz, że nic między nami nie ma?
- Nie mogłam się powstrzymać... Znaczy... Dałam się ponieść emocjom... Nie chciałam ci robić fałszywych nadziei...
- Czyli jednak coś do mnie czujesz.
Pocałowałem ją. Przytuliła mnie. Zamknęliśmy oczy. Oparłem Adrienne o ścianę. Przerwałem na chwilę pocałunek.
- Nadal uważasz, że nic między nami nie ma?
- Nie rób tak więcej - rozkazała.
- Jak?
- Nie całuj mnie. Prosiłam żebyś dał mi czas. Uszanuj to.
Mimo to, znowu wpiłem się w jej usta. Nie mogłem się powstrzymać. Adrienne nie odepchnęła mnie. Sama sobie zaprzeczała. Nie mogłem jej zrozumieć. Właśnie dlatego nie dałem rady jej nie pocałować.
Adrienne przerwała nasz pocałunek.
- Przestań - poprosiła.
- Skoro mnie kochasz to czemu nie chcesz ze mną być? - położyłem dłoń na jej policzku.
- To długa historia... - spojrzała mi głęboko w oczy.
- Ciebie mogę słuchać godzinami...
- Przestań.
- Co mam przestać?
- Mnie kusić. Naprawdę cię lubię, ale nie chcę być z tobą teraz. Jakiś facet chce cię zabić, a ty zamiast myśleć jak wybrnąć z tej sytuacji zajmujesz się podrywaniem mnie. Najgorsze jest to, że wychodzi ci to skutecznie...
- Nie musisz się ich bać. Póki jesteś tutaj, nic ci nie grozi. Ja cię zawsze obronię.
W oczach Adrienne dostrzegłem dziwną iskierkę.
- Jesteś naprawdę kochany, ale lepiej by było jakbyśmy sobie dali czas.
- Lepiej dla kogo? - zapytałem.
- Dla nas obu... - odwróciła ode mnie wzrok.
- Nieprawda - nie zgodziłem się - Potrzebujemy siebie nawzajem.
Znowu pocałowałem ją. Odepchnęła mnie.
- Przestań - rozkazała - Mówiłam żebyśmy dali sobie czas.
- Dlaczego ciągle mnie odpychasz? - skróciłem dystans między nami.
- Bo za bardzo mi się podobasz żeby to było prawdziwe! Miałam niedawno chłopaka, który był taki jak ty: idealny. Jednego dnia przyłapałam go jak całował się z inną. Boję się, że ty też jesteś taki - zaczęła płakać - Faceci są zwykłymi świniami, którzy chcą mieć jak najwięcej dziewczyn, żeby później złamać ich serca. Nie chcę, żebyś był taki jak oni. Wczoraj zerwałeś z Beth, a dziś chcesz chodzić ze mną. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś taki jak oni?
- Nigdy nie zdradziłem żadnej swojej dziewczyny.
- Co to za różnica skoro mam być setną z kolei?
Adrienne miała rację. W moim życiu przewinęło się wiele kobiet. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jaki byłem okrutny.
- Masz rację, miałem dużo dziewczyn. Mimo to ty spośród nich jesteś najbardziej wyjątkowa - wytarłem jej łzę.
- Na pewno mówiłeś to każdej poprzedniej... - odwróciła wzrok.
- Tylko tobie to powiedziałem. Nie wszyscy są tacy sami.
Objąłem ją.
- A ten facet nawet nie wie jak wspaniałą kobietę stracił - pocieszałem ją.
Kolejny raz się pocałowaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro