12. Zerwanie, nietrzeźwy Alex i zaproszenie
Środa 20.12.1780
Laurens
Na obiad zrobiliśmy makaron. Był smaczny, ale nie tak dobry jaki by był u Hamiltona. Jak jedliśmy to bestia próbował doskoczyć do stołu. Kot zjadł już całą rybę. Lafayette czasami dawał mu coś ze swojego talerza.
- Przestań go tak karmić, bo będzie gruby - powiedziałem nie przerywając jedzenia.
- Nie daję mu dużo, mon cher - odpowiedział.
Po jedzeniu i umyciu talerzy usiedliśmy w salonie razem z bestią. Kot dalej miętolił moje spodnie.
- Znajdź mu jakąś zabawkę - poradziłem - bo jak tak dalej pójdzie to mi całe spodnie zje.
- Nie mam nic czym mógłby się pobawić - odpowiedział.
- Daj mu jakiś sznurek czy coś - wziąłem kota na kanapę. Zaczął gryźć moją rękę - Czy ty nie umiesz chwilę posiedzieć bez niczego w gębie?
Lafayette podszedł do jakiejś szafy i wyjął z niej sznurek. Kiedy bestia go zauważyła potuptała bliżej. Lafayette zaczął się bawić z kotem. Wyglądało to tak słodko.
- Jak Mulligan przyjdzie to się zdziwi - zacząłem rozmowę - Jakbym ja do ciebie przyszedł i zobaczyłbym bestię to też bym się zdziwił.
- Nie jest bestią - odpowiedział Lafayette nie przerywając zabawy - Jest jeszcze mały. Chciał się bawić.
- Ale czemu mną? Zamiast gryźć rybę wolał mnie.
- Może pachniesz jakimś jedzeniem?
- Ciebie nie gryzł jak mu dawałeś jedzenie.
Przypomniał mi się rudowłosy anioł ze snu.
- Wiesz, jak się kłóciliśmy - położyłem się - to śnił mi się bardzo dziwny sen. Był w nim taki rudowłosy anioł. Był taki... znajomo nieznajomy.
- Miał zielone oczy? - zapytał Laf.
- Tak i był taki uroczy. Stop, skąd wiesz? - spojrzałem na niego poważnie.
- Mi też się śnił. Był podobny do ciebie, ale bardziej uroczy.
- Nie znamy go, ale nam obu się śnił. To nie jest normalne. Myślisz, że Alexowi i Mullganowi też się śnił?
- Możemy się tylko domyślać.
Spojrzałem na zegar.
- Jeszcze godzina - jęknąłem.
- Chcesz się pobawić z twoją bestią? - zapytał Lafayette.
- Nie, dzięki. Zagryzie mnie - odpowiedziałem.
- Boisz się go, mon cher? - uśmiechnął się Lafayette.
- Nie boję - odparłem - Po prostu on mnie nie lubi.
- Jak się z nim pobawisz to może cię polubi.
- Dobra.
Powoli podszedłem do bestii. Kot znowu na mnie prychnął.
- Widzisz? Nie lubi mnie - usiadłem obok Lafayetta na podłodze.
Kot znowu targał moje spodnie.
- Puść to - próbowałem odciągnąć kota od nogawki.
- Jeśli będziesz go traktował jak bestię on będzie się tak czuł - Lafayette odczepił kota od moich spodni.
- Ja go nie traktuję jak bestię. On sam się tak zachowuje.
Kot poszedł pod stół i zaczął coś obwąchiwać. Lafayette udał się zobaczyć co znalazł. Była to bransoletka.
- Pewnie Adrienne nie zauważyła, że jej spadła. Jak ja jej to oddam? Nie wiem gdzie ona... - przerwał kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Poszedł otworzyć.
- Oh, mon bracelet! - wzięła biżuterię od Lafayetta i go przytuliła - Merci.
- De rien - odwzajemnił uścisk.
Słyszałem jak ktoś do nich podchodzi.
- Nie przeszkadzam? - zapytała Beth.
Adrienne od razu puściła Lafayetta.
- Pani nie rozumie... - lepsza dziewczyna Francuza próbowała się wytłumaczyć - To był tylko przyjacielski uścisk...
- Wybaczyłeś mi zdradę, a teraz sam mi to robisz?! - Beth uderzyła Lafayetta "z liścia".
- Daj mi to wytłumaczyć... - mówił.
Podszedłem do nich.
- Ty niby jesteś bez winy? - zapytałem Beth.
- Żałuję, że go zdradzałam - odpowiedziała.
- To czemu z szpitalu też mnie podrywałaś?
- Nie wiem o czym mówisz - kłamała - Ta rozmowa nie ma sensu.
Beth poszła dalej.
- Pardon - powiedział Lafayette do Adrienne po czym też wyszedł z domu.
Bestia chciała pójść za nim, ale ją wziąłem. Kot gryzł mój palec, aż nie zamknąłem drzwi i go nie puściłem. Adrienne poszła do salonu i usiadła na kanapę. Z bestią zrobiliśmy to samo. Kot usiadł na kolanach blondynki.
- Głupio to wyszło... - powiedziała trochę do mnie i trochę do siebie.
- A najgorsze, że to nie pierwsza taka akcja w tym tygodniu - dodałem.
- Adrienne - przedstawiła się.
- Wiem - odpowiedziałem - John Laurens.
- Wiem - pogłaskała bestię - Myślisz, że się zejdą?
- Mam nadzieję, że nie.
- Ja też... Znaczy... Uch...
Adrienne się zaczerwieniła.
- Spoko, rozumiem - uśmiechnąłem się - Wolałbym, żeby Lafayette chodził z tobą niż z Beth. Ona jest strasznie fałszywa. To znaczy nie chodzi o to, że ja nie mam nic na sumieniu.
Wziąłem głęboki oddech.
- Całowałem się z nią. Tak właściwie to przeze mnie mają kłopoty w związku.
Opowiedziałem jej o zajściach ostatnich dni. Skoro i tak będzie dziewczyną Laffa, to czemu nie? Kot cały czas spał.
- Skoro tego nie chciałeś to czemu mówisz, że to twoja wina? - zapytała kiedy skończyłem opowiadać.
- Mam wyrzuty sumienia - odparłem.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć. To byli Alexander i Lafayette.
- I jak? - zapytałem.
- Beznadzieja - westchnął Francuz - Później wrócę jej to wszystko wytłumaczyć. Musi trochę ochłonąć.
Weszliśmy do domu. Kiedy Adrienne zobaczyła chłopaków od razu do nich podeszła.
- Tak mi przykro - przeprosiła Lafayetta - Nie chciałam, żeby tak wyszło...
- To nie twoja wina - odpowiedział Francuz.
- Nie powinnam cię obejmować, przecież wiedziałam, że kogoś masz...
- Chodź, Laurens - szepnął do mnie Alexander.
Poszliśmy do kuchni. Zdałem Hamiltonowi raport co się dziś wydarzyło. W tle było słuchać jak Lafayette i Adrienne rozmawiają po francusku.
Usłyszeliśmy kolejne pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć. Bestia tuptała za mną.
- Siema - przywitał się Mulligan - Skąd masz kota?
- Ta bestia należy do Lafayetta - spojrzałem na kota.
Mulligan się zaśmiał.
- Bestia?
- Gdybyś poczuł w sobie jego kły to jużbyś się nie śmiał - odpowiedziałem.
Mulligan spojrzał w głąb domu, gdzie Lafayette rozmawiał z Adrienne.
- Widzę, że już zacząłeś swatanie - uśmiechnął się - Czyli moja kartka zadziałała. Mówiłem, że na siebie lecą.
- Wejdź to wszystko ci opowiem - pokazałem ręką żeby wszedł.
Poszliśmy do kuchni. Zdałem mu raport z dzisiejszych wydarzeń.
- Alex, mamy taki plan - zaczął Mulligan - Pójdziemy do Beth. My schowamy się w krzakach, a Laurens będzie ją podrywał. Jeśli Lafayette to zobaczy to od razu ją rzuci.
- To jest szalone - skomentował Hamilton - Podoba mi się.
Usłyszeliśmy otwieranie drzwi. Szybko poszliśmy podglądać co się dzieje. Widzieliśmy tylko jak Adrienne całuje Lafayetta w policzek i wychodzi. Kiedy były zamknięte drzwi uśmiechnęliśmy się zalotnie.
- Uuuuuuuu!
- Przestańcie - Laf się zarumienił - My jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Po jednym dniu? - mówił Mulligan - Jeśli tak szybko będzie się rozwijać wasza relacja to pojutrze się pobierzecie.
- Mam inną dziewczynę... Właśnie, muszę już iść. Wy zostajecie z kotem.
Alexander złapał go za rękę.
- Idziemy z tobą.
- Nie idziecie - Lafayette wyrwał się z uścisku.
- A co z planem, który ci przedstawiłem? - przypomniałem - Już jest po siedemnastej.
Lafayette westchnął.
- Bien, ale co zrobię z kotem?
- Możemy go wziąć - zaproponował Mulligan.
- Gdzie on jest? - zapytał Alexander.
Odwróciliśmy się w stronę salonu. Na brzegu dywanu stała bestia. Na około była żółta plama.
Lafayette poszedł do łazienki. Kot nie odstępował go na krok. Za chwilę wrócili do salonu. Kiedy Lafayette przeprał dywan poszliśmy całą paczką (nie wykluczając bestii) do domu Beth.
Kot znowu spał w ramionach Lafayetta.
- Nadal nie wiem po co to robimy - wątpił Lafayette.
- Po to żebyś zobaczył jaka ona jest naprawdę - odpowiedział Alexander.
- I żebyś umówił się z tą twoją Adrienne - dodał Mulligan.
- Nie będę się z nią umawiał - zaprzeczył Lafayette.
- Niedługo zmienisz zdanie - zapewniał Mulligan.
- Wiem, że to ty dałeś jej mój adres.
- Nie ma za co.
- Ciesz się, że trzymam kota. Inaczej już bym cię udusił.
- Chciałem ci tylko pomóc. Sam byś do niej w życiu nie zagadał.
- Bo mam już dziewczynę.
- Zaraz nie będziesz jej miał.
Doszliśmy do domu Beth.
- Schowajcie się gdzieś - rozkazałem.
Chłopacy poszli za jakiś budynek. Wziąłem głęboki oddech. Zapukałem do drzwi.
- Cześć - przywitała mnie - Jesteś sam?
- Nie potrzebuje nikogo do kochania ciebie - położyłem dłoń na jej policzku.
Pocałowaliśmy się. Nie odrywając swoich ust weszliśmy do jej pokoju. Jej pocałunek był taki namiętny, taki... stop! O czym ja myślę?!
Usiedliśmy na łóżku. Zastanawiałem się gdzie są chłopacy. Czemu jeszcze nie ma?
- Kocham cię - powiedziała na chwilę przerywając pocałunek.
Zdjęła moją kurtkę. Zamknąłem oczy. Znowu poczułem się okropnie...
- Dobrze się bawisz, Beth? - usłyszałem głos Lafayetta.
Kobieta przerwała nasz pocałunek.
- Mówiłeś, że jesteś sam - powiedziała do mnie.
- Zrobiłem to co ty: kłamałem - uśmiechnąłem się.
- Mi wytykałaś zdradę przy zwykłym uścisku. Ja przyłapałem cię na całowaniu się - mówił Lafayette - Swa razy.
- To nie był mój pomysł - próbowała się bronić.
- Nie dam się już nabrać na żadne twoje kłamstwo.
Wziąłem kurtkę i poszedłem z Lafayettem do wyjścia. Drzwi były zamknięte.
- Co jest? - szarpał - Przecież były otwarte.
- Daj, ja spróbuję - ciągnąłem z całej siły, ale nie mogłem otworzyć.
Lafayette upadł na ziemię. Odwróciłem się. Stał za mną jakiś umięśniony gość z patelnią w ręku. Kiedy chciał mi zadać cios zrobiłem unik.
- Pomocy! - zawołałem.
Mężczyzna zaczął mnie dusić.
- Pomocy! - krzyczałem - Pomocy!
Usłyszałem wywarzanie drzwi. Przed domem stał Mulligan z nożem.
- Puść go! - podszedł do mężczyzny.
- Po co ci nóż? Mieliśmy normalnie wyjść na miasto - mówiłem.
- Moja sprawa co przy sobie noszę - odpowiedział i ugodził mężczyznę w nogę.
Od razu mnie puścił. Upadłem na ziemię. Próbowałem złapać oddech.
- Weź Lafayetta i spadamy - wstałem.
Pociągnęliśmy Lafayetta za budynek za którym chłopacy się ukryli. Siedział tam Alexander z kotem.
- Co się stało? - zapytał gdy nas zobaczył.
- Nie widziałeś? - Mulligan oparł Lafayetta o ścianę.
- Kot mi prawie uciekł - odpowiedział Alex.
Opowiedziałem co się stało.
- Szkoda, że tej pielęgniarki nie ma. Mogłaby go obudzić - mówił Mulligan.
- Nie wygłupiaj się - zganiłem go - Co teraz zrobimy?
- Kiedy Lafayette się obudzi to zwiewamy.
- Pytałem co zrobimy z nim - pokazałem głową na nieprzytomnego Francuza - Jak go obudzimy?
- Sam się obudzi - odparł Mulligan - Swoją drogą nieźle grałeś. Nawet trochę za dobrze.
- Chciałem zagrać wiarygodnie.
Mulligan spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Myślisz, że chciałbym być z kimś takim? - zapytałem.
- Być może nie, ale chciałbyś ją jeszcze pocałować, co? - powiedział to tak kpiąco, że aż musiałem go uderzyć.
Mulligan mi oddał. Zaczęliśmy się bić.
- Przestańcie, bo ktoś przyjdzie! - Alexander chciał nas rozdzielić. Bestię położył na kolanach Lafayetta.
Hamilton stanął pomiędzy nami.
- Stop! Nie zachowujcie się jak dzieci. Laurens, chcesz znowu trafić do szpitala?
- Słyszałeś o co on mnie posądza? - awanturowałem się - Nie mogłem tak tego zostawić!
- Moja głowa... - Lafayette jęknął - Co się ze mną stało?
- Dostałeś od jakiegoś gościa - powiedziałem.
- Patelnią - dodał Alexander.
- I musiałem was ratować - uzupełnił Mulligan.
Lafayette wziął bestię na ręce i wstał.
- Chodźmy stąd.
Wróciliśmy z chłopakami do domu Lafayetta. Nie wydawał się być tak przybity jak za wcześniejszymi razami. Kiedy siedzieliśmy na kanapie Alexander powiedział do Lafayetta:
- Nie łam się.
- Nie łamię się. Po prostu nie mogę uwierzyć, że jestem taki naiwny... - odpowiedział.
- Skoro już jesteś wolny to umówisz się z Adrienne? - zapytał Mulligan.
- Znowu zaczynacie, mon ami? - westchnął.
- Teraz już nie masz żadnej wymówki - uśmiechnąłem się zalotnie.
- Przestań się tak na mnie patrzeć. Znam się z nią tylko dzień - odparł.
- Jak będziecie się znać tydzień to się z nią umówisz? - zapytał Alexander.
- Dzisiaj zerwałem z Beth, a w ten sam dzień mam się umawiać z inną? Mam być taki sam jak ona?
- Każdy wie, że na siebie lecicie - mówił Mulligan - Widzieliśmy jak cię pocałowała.
Lafayette oblał się rumieńcem.
- Tylko w policzek... To nic nie znaczy...
- To czemu się rumienisz? - zapytałem.
Kot na mnie skoczył i znowu zaczął gryźć moje włosy. Chłopacy się zaśmiali.
- No naprawdę zabawne - wywróciłem oczami - Może go ktoś wziąć?
Alexander odczepił ode mnie kota.
- Ała! - puścił czworonoga.
- A nie mówiłem, że bestia? - poprawiłem fryzurę.
- Masz coś do picia, Laf? - zapytał Mulligan.
- Nie chcę się dzisiaj upijać - odparł.
- Twoja Adrienne już raczej dziś nie przyjdzie. Możesz spokojnie się schlać.
- Ona nie jest moja.
- Jeśli nie chcesz się upijać, to nie musisz, ale nam coś daj - próbowałem go przekonać.
- Bien.
Lafayette niechętnie poszedł po alkohol. Nie byłem u Alexandra, więc mogłem spokojnie balować. W końcu Lafayette nie spodziewał się gości. Nikt nie powinien przyjść i nas znaleźć.
- A ty będziesz pił? - zapytałem Alexandra.
- Trochę się napiję - odpowiedział Hamilton.
- Tylko żebyśmy nie musieli cię odstawiać do domu - mówił Mulligan.
Za chwilę przyszedł Lafayette z alkoholem.
- Tylko tyle? - zdziwił się Mulligan.
- Nie chcę żebyście się upili, mon ami - odparł Lafayette - Jeszcze coś rozwalicie i...
- I obniżysz swoje szanse u Adrienne? Spokojnie, nieważne jaką masz chatę i tak się jej podobasz.
- Możemy już o tym nie mówić?
- Bo skończyły ci się argumenty?
- Bo nie będzie alkoholu.
Nikt z nas się nie odezwał. Każdy z nas nalał sobie jakiegoś trunku. Po wzniesieniu toastu zaczęliśmy pić. Oczywiście, Mulligan upił się najszybciej.
- Wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł... - westchnął Lafayette i wziął łyk piwa.
- Jeden odpadł, pozostało trzech - odpowiedziałem - Mamy przewagę liczebną. Jakby co to go przywiążemy.
- Dwóch odpadło - Lafayette wskazał Alexa.
- Daj spokój, przecież się nie upiłem - powiedział jakby był pijany.
- Na kilometr od ciebie jedzie.
- Jestem trzeźwy!
- Nie drzyj się tak - zganiłem Hamiltona.
- Nie drę się. Masz może jeszcze coś do picia? - zapytał Alexander.
- Ty chyba już masz dość - odpowiedziałem za Lafayetta.
Francuz wyszedł z pokoju.
- No coś ty? To dopiero była rozgrzewka - Hamilton przewrócił się na mnie, aż upadliśmy na podłogę.
- Złaź ze mnie - rozkazałem.
Poczułem ciepło na szyi. To było okropne.
- Złaź ze mnie, geju! - próbowałem wstać - Odczep się! Masz żonę! Odwal się do $@#$#@# jasnej!
Hamilton nie przestawał.
- Lafayette, błagam przyjdź! - krzyknąłem - Alex chce ze mnie zrobić geja!
Lafayette przyszedł do pokoju. W pierwszej chwili się zdziwił. Podszedł i odczepił ode mnie Alexandra.
- Dzięki - wstałem.
- Następnym razem jak chcecie pić to idźcie na miasto - Lafayette spojrzał mi na szyję - Wiesz, że on...
- Domyślam się - zaczerwieniłem się - Mogę dziś zostać u ciebie na noc? Jak ktoś mnie zobaczy na mieście, to po mnie.
- Bien. Pomożesz mi przywiązać Alexandra do krzesła? - zapytał.
- Z przyjemnością - odpowiedziałem - A co jeśli Eliza po niego przyjdzie? Albo Angelica? Jak mnie z czymś takim zobaczą to nawet nie chcę wiedzieć co by o mnie pomyślały...
- Ja otworzę drzwi, a ty będziesz zwyczajnie siedział w kuchni, mon ami. Tak jak wtedy z Adrienne.
- Laurens nie chciał wam przeszkadzać w całowaniu - Alexander chodził po całym domu.
- Jeśli ktoś jeszcze raz powie coś takiego to go uduszę! - zagroził Lafayette - Laurens, pójdź po krzesło.
Szybkim krokiem udałem się do kuchni. Kiedy wróciłem widziałem jak Lafayette trzyma Alexandra. Udało nam się go przywiązać. Poszedłem do łazienki. Na szyi miałem czerwony ślad od pocałunku Alexa... Jak to źle brzmi...
Wróciłem do salonu. Przez całą akcję kot spokojnie leżał na kanapie i spał. Lafayette siedział przy nim.
- Co ja teraz zrobię? - zająłem miejsce przy nich - Za ile to zniknie?
- Raczej za tydzień. Poza tym niepierwszy raz masz coś takiego. - odpowiedział Lafayette.
- Ale pierwszy raz Alex zrobił mi to jak byłem trzeźwy!
- Nie panikuj, mon cher.
- Jak mam nie panikować?!
- Kiedy mnie rozwiążecie? - zapytał pijany Alex.
- Kiedy otrzeźwiejesz - odpowiedział Lafayette - I nie będziesz się rzucał na Laurensa.
- Tylko się na niego przewróciłem - wywrócił oczami - Możecie chociaż zluźnić?
- Nie - zaprzeczyłem - bo uciekniesz i znowu się na mnie rzucisz.
- Tylko się przewróciłem - powtórzył - Wielkie mi rzeczy.
Poszedłem do kuchni. Nie chciałem nawet na niego patrzeć. Co on ma w głowie?! Wszyscy chcą ze mnie zrobić geja! Najpierw Lafayette, teraz Alexander! Hamilton ma przecież żonę, a ja wolę kobiety! To że jest pijany nie usprawiedliwia jego obrzydliwego zachowania!
- Masz dzisiaj wzięcie - Lafayette poszedł za mną.
- Ta, tylko czemu u takich osób? Wczoraj rano ty, dzisiaj Beth i Alexander! Jakby tego było mało Mulligan myśli, że podobam się Peggy! - wymieniałem - U wszystkich mam wzięcie tylko nie u tego kogo bym chciał!
- Tego wczorajszego to ja nie chciałem, a co do Beth to udowodniłeś jaka jest naprawdę - usiadł na krześle.
- Nie całowałaby się ze mną gdybym jej się nie podobał. Ty masz fajnie, bo tylko Adrienne na ciebie leci.
- Nie leci na mnie, mon ami.
- Już ja widziałem jak ona na ciebie patrzy.
- Nie odwracaj kota ogonem.
- A właśnie, gdzie jest bestia?
- Żadna bestia, tylko kot. Leży w salonie na kanapie.
- Dla mnie bestia.
Mulligan przyszedł. Szybko zasłoniłem ręką czerwone miejsce na szyi.
- Bonjour - przywitał się Lafayette - Otrzeźwiałeś?
- Raczej tak - zwrócił się do mnie - Co ci?
- Nic - starałem się brzmieć normalnie.
- Przecież widzę - przysiadł się do nas.
Westchnąłem i wziąłem rękę.
- Kto ci to zrobił? - zapytał Mulligan.
- Alex... - odwróciłem wzrok.
- Całowałeś się z nim na trzeźwo? - zaśmiał się.
- To nie jest zabawne! Jeśli Angelica to zobaczy...
- Po co miałaby do ciebie przyjść?
- No nie wiem... Mogłaby tu przyjść po Alexandra...
- Trzeba przyznać, że masz wzięcie.
Wyszedłem z kuchni. Chciałem być sam. Najchętniej poszedłbym do domu, ale ktoś mógłby mnie zobaczyć. Byłem na nich skazany. Udałem się do salonu i usiadłem obok śpiącej bestii. Na szczęście Alexander też miał zamknięte oczy. Zacząłem głaskać kota. Tym razem mnie nie gryzł.
Była już dziewiętnasta, a mi nie chciało spać. Mulligan i Lafayette rozmawiali w kuchni. Usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko poszedłem do kuchni. Laf udał się do drzwi. Ja usiadłem obok Mulligana.
- Idziesz jutro do pracy? - zapytałem go.
- Tak - powiedział z niechęcią - Wracasz dziś do domu?
- No coś ty? Jakby ktoś mnie zobaczył miałbym przesrane - odpowiedziałem szczerze.
Lafayette przyszedł do nas.
- Laurens, możesz podejść do drzwi?
- Po co? - zdziwiłem się.
- Peggy przyszła po Alexandra i chce ci coś powiedzieć, mon ami.
- Co mi chce powiedzieć?
- Skąd mam wiedzieć?
- Przecież nie mogę do niej podejść.
- To po co ciągniesz temat? Co mam jej powiedzieć?
- Że nie mogę gadać.
Lafayette znowu poszedł do drzwi. Alex przyszedł do kuchni. Tym razem nie zasłoniłem szyi.
- Siema - przywitał się.
- Siema - odpowiedział Mulligan.
Nic nie mówiłem.
- Czemu mnie nie powstrzymaliście przed upiciem się? - usiadł przy nas.
- Peggy po ciebie przyszła - powiedziałem cicho.
- Źle to brzmi - uśmiechnął się Mulligan.
- Wiem, ale chciałem z wami jeszcze chwilę pogadać - spojrzał na mnie - Coś ty taki niemrawy?
Zerknął na moją szyję i się zdziwił.
- Kto ci to zrobił?
- Ty... - odwróciłem wzrok.
- Ja?! - prawie krzyknął.
- No przecież nie ja - wtrącił Mulligan.
Hamilton zaczerwienił się ze wstydu.
- To wy sobie wszystko wytłumaczcie, ja muszę spadać - Herc wstał i wyszedł z pomieszczenia.
- Przepraszam... - zaczął Alexander - Ja nie wiedziałem co robię...
- Wiem, tylko że przez tydzień nie mogę się ruszyć z domu - odparłem.
- Może byś to jakoś zasłonił włosami? - zaproponował.
- Ostatnio ciągle wieje.
- Ale na porozmawianie z Peggy by wystarczyło.
- A jakby zauważyła i powiedziała Angelice? Już bym życia nie miał...
- Nie zauważy.
Alexander przełożył mi włosy na bok.
- Idź z nią pogadaj.
- No nie wiem...
- Idź.
Niechętnie podszedłem do drzwi.
- Hej - uśmiechnęła się Peggy.
Lafayette udał się do kuchni.
- Cześć - przywitałem się.
- Może miałbyś ochotę... kiedyś przyjść do nas... albo... - jąkała się - albo... wyjść gdzieś...
- Z tobą na randkę? - zapytałem obawiając się odpowiedzi.
- No... - próbowała coś powiedzieć - Nie na randkę...
- Coś jak kumpelski wypad? - podsunąłem.
- Tak... coś w tym stylu... - mówiła w stresie.
- Możemy pójść, ale nie w tym tygodniu, bo nie mam zbytnio czasu.
- Naprawdę?
- Jasne.
Wiedziałem, że Peggy w duszy była przeszczęśliwa.
- To ja już idę - odwróciłem się i wróciłem do kuchni.
Kiedy Alexander mnie zobaczył od razu wyszedł z pomieszczenia i udał się do drzwi.
- Co od ciebie chciała, mon cher? - zaciekawił się Lafayette.
- Chciała ze mną pójść na randkę... - odpowiedziałem - Znaczy, mówiła, że bardziej jako kumple, ale ja wiem o co jej chodziło...
- I co? Zgodziłeś się? - pytał dalej.
- Nie umiałem jej zranić i powiedzieć, że mi się nie podoba - mówiłem dalej - Gdyby nie to, że podoba mi się jej siostra to bym potrafił odmówić.
- To się nieźle wkopałeś - skomentował Laf - Pomyśli, że ty też coś do niej czujesz.
- Tak myślisz?
- Poczekaj.
Lafayette wyszedł z kuchni. Za chwilę wrócił.
- Musiałem zamknąć drzwi - wytłumaczył.
- Gdzie jest bestia? - zapytałem.
- Śpi na moim łóżku - odpowiedział Lafayette.
- Kiedy kupisz mu kuwetę?
- Pewnie jutro.
- Do jutra może ci się zeszczać na łóżko.
- Możemy o tym jutro porozmawiać? Jestem zbyt śpiący żeby dłużej ciągnąć tę rozmowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro