°8°
— Najpierw pojedziemy na tomograf, a później spotkamy się z ortopedą — poinformowała mnie pielęgniarka, na którą patrzyli moi rodzice.
Schowałem przed nimi telefon, aby nie musieli się mną martwić. Wiedziałem, że urządzenia mobilne były tutaj niemile widziane, ale cóż mogłem poradzić? Teraz, gdy poznałem chłopaka, dzięki któremu po raz pierwszy się uśmiechnąłem od momentu przebudzenia, musiałem mieć się z nim kontakt. Polubiłem go i to on dawał tym chwilą o ciemnych barwach promyki słońca. Dał mi nadzieję na to, że powinienem walczyć o to, aby było dobrze.
Nie wiem tylko czy dobrze zrobiłem, że powiedziałam mu o badaniach... To było coś w rodzaju impulsu. Powinienem wymyślić jakąś bajeczkę o złamanej nodze, czy wyznać mu, że mam amnezje i nie jestem sobą? W sumie... I tak Hoseok będzie ze mną tylko pisać, więc nie ujrzy mojego kalectwa... Nie będzie mu ono przeszkadzać.
Yoona zdjęła z moich nóg oraz bioder lekką kołderkę, natomiast Hyesung ostrożnie, uważając na każdy centymetr mojego ciała przeniósł mnie na wózek inwalidzki. Dziwnie było mi patrzeć na wszystkich z dołu, ale taka była już moja rola. Czemu dawny ja musiał jechać wtedy tym głupim samochodem na ten urlop? Gdyby nie to... byłbym sobą, a teraz czuję się jak pusta dusza, która przejęła ciało bezbronnego człowieka.
Pielęgniarka pchała mój wózek przez jasny korytarz, na którym spotkałem się z Jungkookiem. Chłopak był bardzo zmęczony, chyba biegł z domu aż do samego szpitala.
— Yoongi! Gdzie ty jedziesz? — zapytał nastolatek, patrząc na mnie z żalem.
— Na badania — powiedziałem do chłopaka, którego wcale nie pamiętałem. Nie miałem nawet ochoty mu zbytnio odpowiadać...
Czy było ze mną coś nie tak?
— Mam nadzieję, że szybko wrócisz do sali, bo chciałem z tobą porozmawiać — odparł ucieszony.
Miałem ochotę na niego nakrzyczeć, ale to było niestosowne. Wiedziałem, że Jungkook chciał dla mnie jak najlepiej, lecz tymi swoimi chęciami jedynie mnie przytłaczał, a ja... Nie chciałem rozmawiać z kimś kto znał dawnego mnie. Bałem się, że swoimi słowami mógłbym go zranić...
Takiej sytuacji obawiałem się najbardziej.
— Badania potrwają około dwóch godzin — poinformowała brązowołosego pielęgniarka.
— Ojej... — wyrwało się z ust nastolatka. — Wtedy będę musiał już iść, bo szykuję z kolegami imprezę niespodziankę dla takiego jednego.
— To idź, skoro masz coś do załatwienia — wyznałem i trochę mi ulżyło, gdy dowiedziałem się o innych planach Jungkooka.
— Na pewno? Nie będziesz na mnie zły?
— Nie, jest w porządku — zapewniłem młodszego, który nie wyglądał na zadowolonego tym, że musiał mnie zostawić.
Przecież nie byłem sam. Miałem z kim porozmawiać. W szpitalu było mnóstwo ludzi, pielęgniarek, ale kogo ja chciałem oszukać? Mi wystarczał tylko Hoseok.
Jungkook pożegnał się ze mną, a ja ruszyłem z pielęgniarką do windy. Kobieta nacisnęła przycisk z numerem 5 i znaleźliśmy się obok sali. Musieliśmy trochę poczekać, bo inny pacjent był jeszcze w środku, ale to nie trwało długo. Po dosłownie ośmiu minutach już leżałem na płycie, a jeden z lekarzy zaczął mnie okrywać ciężkimi, czarnymi, gumowymi pasami. Pielęgniarka w tym czasie wstrzyknęła mi kontrast przez wenflon. Uczucie było bardzo dziwaczne i miałem wrażenie, że nasikałem trochę w bieliznę... Oby się tak nie stało, bo spaliłbym się ze wstydu.
Potem wjechałem do ciemnej komory. Miałem się kompletnie nie ruszać oraz mieć zamknięte oczy. Nie byłem w stanie określić ile tam leżałem, ale trochę to trwało.
Po wyjściu z ciemnego pomieszczenia, pojechaliśmy tym razem na 4 piętro do ortopedy. Tam było zupełnie inaczej, jakbym z podziemi znalazł się w niebie.
Lekarz siedzący za biurkiem przeglądał moją kartę pacjenta oraz wykonane dotychczas prześwietlenia oraz badania. Jego wyraz twarzy nie sugerował niczego pozytywnego i niestety tak nie było. Mężczyzna zdjął swoje okulary z nosa i popatrzył na mnie, po czym dłonią przetarł swoją zmęczoną twarz.
— Niech pan mi powie — odezwałem się jako pierwszy, co zdziwiło ortopedę. — Gorzej chyba i tak być nie może — wyznałem, ściskając z tych wszystkich emocji swoje prawe ramie.
Lekarz około pięćdziesiątki westchnął głęboko i zaczął pokazywać rękami jakieś dziwne kombinacje tłumacząc mi o chorobie rzepki, o tym, że moja kość nie jest na właściwym miejscu, mówił także o tym jak moja rzepka powinna się poruszać, a jak to robi w niewłaściwy sposób. W dodatku jakieś zwężenie kanalików bocznych. Do cholerny ja nawet nie wiedziałem co to jest...
— Mówiąc prościej... — ortopeda popatrzył znów na moje nogi, a zwłaszcza na lewe kolano i zaczął tłumaczyć ludzkim językiem. — Ma pan bardzo małe szanse na to, aby znów normalnie chodzić. Oczywiście nie będzie pan musiał jeździć całe życie na wózku, ale... przewiduje trwałe kalectwo i długą, mozolną rehabilitację.
Moje oczy w jednym momencie się zeszkliły, bo poczułem jak zwyczajny człowiek, ogromny smutek. Rozumiałem, że to coś strasznego, bo pamiętałem o tym, co potrzebne jest każdemu do szczęścia. Miałem na myśli zdrowie, które zostało mi odebrane.
Spuściłem swoją głowę w dół i popatrzyłem na moje niewładne nogi. Nie potrafiłem zejść z wózka i przejść się wzdłuż pokoju. Dla innych prosta sprawa, a dla mnie olbrzymie wyzwanie. Rehabilitacja była moim jedynym sposobem na to, aby uwolnić się od pojazdu na dwóch kółkach i chodzić przynajmniej o kulach.
Musiałem wstać! Chciałem tego!
Kim jest osoba, która wrzeszczy w moim wnętrzu?
To ja? Czy dawny ja...?
***
Ja już tak bardzo chce Wam opisać koniec tego opka! Jejuuuuu! Mogę Wam powiedzieć jak się skończy i wyjść? 😂😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro