PROLOG
Siedziałam przy sztaludze, wpatrując się w płótno, które od kilku godzin pozostawało puste. Pędzel delikatnie spoczywał w mojej dłoni, a farba już dawno wyschła na palecie. Byłam gdzieś indziej, daleko stąd, pogrążona w myślach, które krążyły wokół jednej osoby – Jungkooka. Każda chwila spędzona z nim, każdy jego uśmiech, każde spojrzenie, które rzucał na mnie przelotnie... To wszystko wypełniało mój umysł, nawet wtedy, gdy próbowałam się na chwilę oderwać.
Jungkook.
Był przy niej Seo Hae-jin, jego dziewczyna. Zawsze tak piękna, perfekcyjna, chłodna jak marmur, ale równie niedostępna. Czasami, gdy widziałam ich razem, czułam, że powinnam się odwrócić, zniknąć z ich świata. Przecież on nie należał do mnie, nigdy nie należał. Ale moje serce nie chciało tego zrozumieć. Za każdym razem, gdy był w pobliżu, czułam, jak coś we mnie drży. Próbowałam to zepchnąć gdzieś głęboko, ale z każdym dniem było coraz trudniej.
Kochałam go, choć wiedziałam, że nie mam prawa. Był jak zakazany owoc, o którym mogłam jedynie marzyć, ale nigdy go nie dotknąć. Malowałam go w moich obrazach nieświadomie, za każdym razem. Czasami to były tylko zarysy sylwetki, czasami detale jego dłonie, oczy, czy sposób, w jaki na mnie patrzył. Nikt tego nie wiedział, nikt nie rozumiał. A ja? Ja nie potrafiłam wyznać tego, co tkwiło we mnie od miesięcy.
„Musisz to wyznać. Albo przestać malować go w swoim sercu,” słowa mojej siostry, Eun, wciąż dźwięczały mi w głowie. Miała rację. Wiedziałam, że miała rację, ale jak miałam to zrobić? Jak powiedzieć coś, co mogłoby zniszczyć wszystko? Jak mogłam wyjawić swoje uczucia, wiedząc, że nigdy nie będę jego pierwszym wyborem?
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale nie mogłam. Opierałam się temu tak długo, za długo. Płótno przede mną było jak moje życie puste, bezbarwne, bez cienia nadziei. A jednak, gdzieś głęboko, chciałam wierzyć, że może, kiedyś, będzie inaczej. Może znajdę w sobie odwagę, by mu powiedzieć. Albo przynajmniej przestanę żyć z tym ciężarem w sercu, który coraz bardziej mnie przygniatał.
Jungkook nigdy nie zobaczyłby we mnie kogoś więcej niż znajomą, kogoś, kto był gdzieś obok, ale nigdy w centrum jego świata. Widział tylko Hae-jin, a ja... ja musiałam się z tym pogodzić. Ale ile można tłumić własne uczucia? Jak długo można udawać, że to, co czuję, nie ma znaczenia?
Czułam, że zbliżam się do punktu, w którym coś musi się zmienić. Albo powiem mu, co naprawdę czuję, albo zostawię te emocje za sobą. Ale wiedziałam jedno ta cisza we mnie nie mogła trwać wiecznie.
Było późno, ale ja wciąż siedziałam w swojej pracowni, wpatrując się w to puste płótno, które nie chciało przyjąć na siebie moich emocji. Ostatnio moje prace nie były tak żywe jak kiedyś. Kolory wydawały się bledsze, linie bardziej niepewne. Wydawało mi się, że wraz z uczuciami, które tłumiłam, również moja sztuka traciła swój blask. Odkąd Jungkook pojawił się w moim życiu, choć sam o tym nie wiedział, nic nie było takie samo.
Zabawne, że człowiek, który nigdy nie zamienił ze mną słowa, zdołał zawładnąć każdą moją myślą. Był w mojej głowie każdego dnia, a on nawet nie wiedział, że istnieję. Spotkałam go tylko kilka razy, przelotnie, na ulicy, w kawiarni... Obserwowałam go z daleka, wiedząc, że nigdy nie przekroczę tej niewidzialnej granicy między nami.
Jungkook. Niesamowity, tajemniczy, zawsze otoczony ludźmi, ale jednocześnie wydawał się być gdzieś daleko, niedostępny. Czasami wydawało mi się, że patrzył w moją stronę, jakby zauważał mnie w tłumie, ale szybko dochodziłam do wniosku, że to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle. Dla niego byłam niewidoczna, jak cień, który przechodzi obok niego bezszelestnie.
Znałam go tylko z opowieści, z tych kilku chwil, kiedy mijałam go przypadkiem na ulicy, i oczywiście z internetu. Był typem człowieka, który zdawał się przyciągać uwagę wszędzie, gdziekolwiek się pojawiał. Był z Hae-jin od jakiegoś czasu, i choć z zewnątrz wyglądali na idealną parę, ja widziałam więcej. W jego oczach kryło się coś, czego Hae-jin nigdy nie dostrzegała – samotność, może tęsknota za czymś, czego nigdy nie zdołała mu dać.
A ja? Ja byłam po prostu Caroline. Malarka z marzeniami, która skrywała swoje uczucia za pędzlami i farbami. Wiedziałam, że Jungkook nigdy się nie dowie, że istnieje ktoś taki jak ja. Byłam tylko tłem jego życia, częścią świata, którego nigdy nie zauważył. Ale mimo wszystko, nie potrafiłam przestać o nim myśleć.
Pamiętam pierwszy raz, gdy go zobaczyłam. Stał przed kawiarnią, z kubkiem kawy w dłoni, a jego wzrok błądził gdzieś w oddali. Wyglądał jak ktoś, kto nie do końca pasuje do tego świata, jakby myślami był daleko stąd. Był nieco rozczochrany, w czarnej kurtce i szarym szaliku, a mimo to wyglądał tak idealnie, że serce zaczęło mi bić szybciej. W tamtej chwili coś we mnie pękło. Jakbym wiedziała, że od tego momentu nie będę potrafiła go wymazać z pamięci.
Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Każdy mój krok, każdy wybór kręcił się wokół nadziei, że może kiedyś zauważy mnie w tłumie. Ale teraz, po tylu miesiącach, zaczynałam tracić wiarę. Jak mogłabym konkurować z kimś takim jak Hae-jin? Była piękna, pewna siebie, miała wszystko, czego ja nie miałam.
Z westchnieniem odłożyłam pędzel, czując, że tej nocy nie namaluję już niczego, co mogłoby przynieść mi ulgę. Moje serce ciążyło mi w piersi, a każdy oddech stawał się coraz trudniejszy do złapania. Tego nie dało się po prostu wymazać. Moje uczucia do Jungkooka były jak farba, która z czasem zaschła na płótnie niemożliwe do zmycia.
Może kiedyś on mnie zauważy. Może kiedyś będzie mógł zobaczyć coś więcej niż tylko cień, który czasem przemknie obok. Ale wiedziałam, że to tylko marzenie. I w tych marzeniach żyłam każdego dnia, zamknięta w świecie, który istniał tylko dla mnie.
Do zobaczenia w rozdziale 1
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro