Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


– Co ty robisz? – Zamrugałam szybko oczami z niedowierzaniem.

– Jesteś bardzo seksowna, gdy się tak wkurzasz. – Ponownie posłał mi swój uśmiech. – Nawet nie wiesz, że się wtedy rumienisz, czasami mimowolnie wzdychasz, a twoje włosy się puszą...

– Co?! – zawołałam, odpychając mężczyznę od siebie. Niemalże podbiegłam do drugiego końca pomieszczenia. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego człowieka. W co on sobie ze mną pogrywał? I że dałam się mu tak po prostu zwodzić... Sprawił, że przez tę krótką chwilę stałam się milcząca, patrzyłam się na niego jak w jakiś pieprzony obrazek, a on mówił, mówił i nagle ostatnimi słowami zniszczył tę chwilę. Co mi się stało? Dobrze, że w końcu wróciłam do rzeczywistości. – Ja się nie puszę. – Założyłam ręce na piersi.

Zaśmiał się głośno, co mi jeszcze bardziej podniosło ciśnienie. W tym momencie chyba moja twarz zrobiła się cała czerwona. A to wszystko przez tego leszcza.

– Nie powiedziałem, że się puszysz, tylko twoje włosy.

– Wiesz co? – spoważniałam. – Powiem ci coś... – Zbliżyłam się do niego. – Myślisz, że jesteś zabawny i pewny siebie? Powiem ci, jaka jest prawda. Jesteś... – Niestety nie było mi dane powiedzieć całkowitej prawdy na jego temat, ponieważ usłyszeliśmy trzask drzwi. Margaret musiała wrócić jak na złość do mieszkania właśnie w tej chwili.

Posłał mi szelmowski uśmiech, ilustrując moje ciało, jakby chciał mi tym pokazać, że na razie skończyliśmy rozmowę. Za kilka chwil w kuchni pojawiła się moja współlokatorka, a to oznaczało, iż temat właśnie się zakończył i od teraz mieliśmy udawać, że nic takiego się nie wydarzyło, a to dlatego, by dziewczyna niczego nie podejrzewała. Nie potrzebowałam rozmowy, dyskusji czy tłumaczenia się, szczególnie jej.

Spojrzałam na nią spod byka. Przez cały czas byłam na nią zła, co musiałam podkreślić. Musiała wiedzieć, że wciąż byłam na nią zła, choć tak naprawdę niczego złego nie zrobiła. Chciałam po prostu dać jej do zrozumienia, iż ja nigdy nie przepraszałam, nie nawracałam się, nie poprawiałam się ani nawet nie podawałam jako pierwsza ręki. Nie byłam miękką dziewuchą. Byłam twardą kobietą.

Miałam wrażenie, że chwila, podczas której staliśmy w bezruchu i wpatrywaliśmy się w siebie - razem z leszczem, który nie wiedział, na kogo powinien patrzeć czy na mnie, czy na nią - trwała całą wieczność. W pewnym momencie Margaret zawołała:

– Mięso się pali! – Odwróciła wzrok na patelnię.

Wcześniej jakoś nie czułam smrodu przypalonego mięsa, ale gdy moja współlokatorka przypomniała nam o jedzeniu, w tym samym momencie wyczułam ten brzydki zapach. Momentalnie aż się skrzywiłam. Nie myśląc nad niczym, ruszyłam do okna i go otworzyłam. W tym czasie Keith wyłączył gaz i wrzucił rondel do zlewu. Nie do końca byłam przekonana tym ruchem, ale to chyba było pierwsze, co przyszło mu do głowy.

– No i nici z obiadu... – Wyrzucił ręce w górę.

– Wiesz, że skoro nie zrobiłeś mi jedzenia, to ja nie przyjmuję przeprosin?

– A ty nigdy nie dasz za wygraną, co? – Margaret westchnęła głośno.

Pokiwała niewidocznie z dezaprobatą głową. Choć znała mnie naprawdę długi czas, to wciąż nie podobało jej się moje zachowanie, a najbardziej to, iż byłam taką dumnym, upartym, szczerym do bólu oraz wrednym człowiekiem. Czasami załamywała ręce na to, co mówiłam lub robiłam, ale cokolwiek by o mnie nie myślała, ja i tak nie miałam zamiaru się zmieniać, a już w ogóle dla kogoś. Byłam, jaka byłam i tyle. Można było mnie kochać lub nienawidzieć - jak kto wolał.

– A co powiesz na kurczaka curry z ryżem i warzywami bez kurczaka? – Keith chyba starał się coś zrobić, by sytuacja między nami się nie pogorszyła jeszcze bardziej.

Zachowanie z mojej strony było dość dziecinne i nienormalne, ale ja naprawdę nie lubiłam jako pierwsza doprowadzać do zgody. Nawet jeśli Margaret rzeczywiście niczego złego nie zrobiła. Chociaż... Może i zrobiła... Wpuszczała ciągle tego leszcza i utrzymywać z nim kontakt. Gdyby nie ona, na pewno nie musiałabym się tak często widzieć z Keithem. To było trochę, jakby robiła to przeciwko mnie - ale to naciągany występek.

– Ja nie będę wam przeszkadzać. – Zarobiła kilka kroków, chcąc wyjść z pomieszczenia. Już mi ulżyło, kiedy tylko dotarło do mnie, iż nie będę musiała się na nią patrzeć ani przebywać z nią w jednym pomieszczeniu i czuć jej oddech, kiedy leszcz nagle zawołał za nią:

– Zostań! – Gdy Margaret się odwróciła w naszą stronę, mówił normalnym głosem: – Pewnie jesteś głodna. – Wzruszył ramionami. – Dołącz do nas, zjemy razem.

Dziewczyna przez cały czas patrzyła się na mężczyznę, starając się ani na sekundę nie odrywać od niego wzroku, by przez przypadek nie spojrzeć na mnie. W przeciwieństwie do mnie - wpatrywałam się na nią morderczym wzrokiem. W tym momencie żałowałam, że nie miałam takiej zdolności, bo miałabym z nią spokój. Na pewno w ten sposób zabiłabym sporo osób.

– To chyba oznacza, że zostajesz – dodał leszcz, gdy Margaret długo nie odpowiadała. – Tylko musisz mieć świadomość tego, że będziecie musiały jeszcze chwilę poczekać na jedzenie.

– Mięso jest w zamrażarce. – Pokazała od niechcenia palcem na lodówkę.

– Specjalnie mi nie powiedziałaś? – Odwrócił głowę w moją stronę, rozbawionym głosem, a na jego twarzy znowu mogłam dostrzec uniesiony kącik ust.

– Nie pytałeś. – Wzruszyłam ramionami, niczego z tego nie robiąc. A skąd niby miałabym o tym wiedzieć? Przecież to nie ja robiłam zakupów ani nie przebywałam tak dużo czasu w kuchni, jak Margaret, a szczególnie teraz, przez te wszystkie dni, podczas których całymi dniami siedziałam w pokoju przykryta po uszy kołdrą.

– Najważniejsze, że mamy mięso i tym razem go nie przypalę – oznajmił z dumą, podchodząc do lodówki.

– Kucharze chyba potrafią gotować, prawda?

– Każdy popełnia błędy, nawet najlepszy matematyk. – Wyjął głowę z lodówki, by na mnie spojrzeć. – W końcu jesteśmy tylko ludźmi. – Mrugnął do mnie, przez co miałam ochotę wydrapać mu twarz.

– A ty co? Nadal będziesz się do mnie nie odzywać? – usłyszałam pytanie od mojej współlokatorki, które skierowała do mnie. – Będziesz mnie ignorować jak powietrze i udawać złość do mnie?

Wywróciłam tylko oczami na tę wypowiedź. Niczego nie powiedziałam, tylko minęłam ją w przejściu, kierując się do swojego pokoju. Zdecydowałam się przeczekać w swoim królestwie, by nie musieć ponownie długo czekać na moje wymarzone jedzonko ani patrzeć się na nich. W końcu się bardzo dobrze dogadywali, więc byłam tam zbędna.

Przez ten czas, kiedy leszcz zajmował się gotowaniem, postanowiłam zrobić małe porządki, o których od kilku dni zapominałam. Uchyliłam okno, aby wywietrzyć pokój - nie pamiętałam, kiedy ostatni raz to zrobiłam - poprawiłam poduszki oraz kołdrę, a rzeczy, które leżały tam, gdzie nie powinny, zabrałam do łazienki, gdzie wrzuciłam do kosza na pranie. Pod łóżkiem znalazłam kilka pustych opakowań po ciasteczkach, chrupkach, mleku oraz chipsów, a pod oknem znalazłam pudełko po jogurcie. Zabrałam wszystko i ruszyłam do kuchni, by je wyrzucić.

Gdy pojawiłam się w pomieszczeniu, leszcz z Margaret właśnie z czegoś rechotali. Zobaczyli mnie i od razu zrobiła się cisza. Boże, jakie to żałosne...

– Nie przeszkadzajcie sobie, ja i tak już znikam – powiedziałam.

– Zaraz będzie obiad, więc może zajmij miejsce przy stole czy coś.

– Nie lubię, gdy mnie się rozkazuje – warknęłam. – Nie jestem małym dzieckiem, zapamiętaj to sobie. – Miałam już wyjść z kuchni, kiedy odwróciłam głowę w ich stronę: – Jeśli chcecie zostać sami, wystarczy po prostu powiedzieć. – Przewróciłam oczami, powstrzymując się od wymiotów.

– Jane... – Margaret chciała coś powiedzieć, lecz przerwałam jej, unosząc w górę dłoń z wystawionym środkowym palcem. Nie wiedziałam, jak na to zareagowała, ponieważ nie widziałam jej twarzy. W sumie szkoda, bo wyraz jej twarzy mógł być bardzo zabawny.

Od razu odechciało mi się jeść. Nie miałam ochoty nawet przebywać z nimi w jednym mieszkaniu i słuchać ich śmiechów czy prześmiesznych rozmów. A to wszystko przez Margaret. Przyszła i od razu spieprzyła mi humor. To przez nią odechciało mi się jeść. Ona się pojawiła i zaczęła gadać sobie z leszczem. Na dodatek robili to przy mnie. To było tak ohydne...

Tylko dlaczego ja byłam taka zła na nich? Już wiem! Gruchali sobie jak jakieś gołąbki, jakby byli naprawdę blisko. A to wszystko robili przy mnie, co powodowało we mnie skok ciśnienia - naprawdę nie lubiłam patrzeć na pary, ich szczęście oraz podrywy.

Wszystkie te „pozytywne" uczucia, które ludzie uważają z cudowne, niesamowite i piękne, może przez chwilę naprawdę takie są, ale w rzeczywistości one potrafiły być tak okropne, że potem nie jest tak łatwo wrócić do normalności; wrócić do żywych. Jedno złamane serce sprawi, iż człowiek staje się wrakiem człowieka, zamyka się w sobie i nie potrafi później otworzyć się na kolejną; całkiem inną miłość. Właśnie tak było z innymi uczuciami tego typu. Te „piękne" uczucia tak naprawdę ukrywały w sobie fałsz i wielką, ciemną dziurę, która nie miała dna.

Dlatego wolałam być sama. Było mi tak dobrze i niczego nie zamierzałam zmieniać.

Rzuciłam się na łóżko, nie przejmując się tym, iż dopiero niedawno zrobiłam porządek. To nie było najważniejsze, więc było mi wszystko jedno. Coraz bardziej żałowałam, że wyszłam z pokoju i otworzyłam drzwi temu leszczowi. Gdybym wiedziała, że Margaret dzisiaj skończy szybciej pracę, wcale nie godziłabym się na to cholerne jedzenie.

Chciałam kupić sobie jakąś słoną lub słodką przekąskę i już miałam się przebrać, jednak niespodziewanie w mojej głowie pojawiła się sytuacja, która przytrafiła mi się w sklepie ostatnim razem, gdy znajdowałam się w sklepie. Otóż stałam sobie przed półkami z ciasteczkami, kiedy podeszła bliżej mnie jakaś staruszka. Miałam już wyciągniętą rękę do wybranych przeze mnie przekąsek, kiedy niespodziewanie ta stara baba zabrała mi moje zagryzki i to nie jedno opakowanie, ale prawie wszystkie. Miałam złapać ostatnie, jakie się tam znajdowały, lecz ta stara menda wyrwała mi ostatnie pudełeczko i bez słowa odeszła. Ja też byłam okropna, ale żeby tak zabrać wszystkie opakowania, które się znajdowały w sklepie w tym jedno, które już trzymała w dłoniach inna osoba? I to nie było wszystko! Bo kiedy stałam w kolejce, ta sama wredna baba chciała się wepchnąć przede mną i nie przeszkadzało jej to, iż to ja byłam pierwsza. Dlatego tym razem nie mogłam się powstrzymać i nakrzyczałam na nią. Przez tamtą debilkę wyrzucili mnie z supermarketu i mogłam tylko pomarzyć o moich ciasteczkach. Tacy byli ludzie - okropni i bezwstydni. Dlatego ich nie lubiłam. Całą sobą.

Moją samotność przerwało mi pukanie do drzwi. Przewróciłam się na drugi bok, by wchodzący do pokoju nie widział mojej twarzy, a może i nawet pomyślał, że śpię. Skoro tak miło im się ze sobą rozmawiało, nie musieli sobie wcale przeszkadzać. Potrzebowałam ciszy, spokoju i swojego towarzystwa.

– Jane, mogę wejść? – Głos należał do leszcza. Miałam ochotę rzucić w niego poduszką albo nią go udusić - w sumie to byłoby o wiele lepsze. Miałabym z nim spokój.

Nie odpowiedziałam. Udawałam, że śpię. Miałam nadzieję, że widząc mnie w tej pozycji, od razu da mi spokój i wyjdzie. Wróci do kuchni i razem z Margaret ponowią swoje pogaduchy. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, ponieważ nie usłyszałam nawet charakterystycznego dźwięku, który pojawiał się przy zamykaniu drzwi.

– Jane wiem, że nie śpisz – usłyszałam jego szept. Zamierzałam przemilczeć i tę wypowiedź i nie przestawałam udawać. – Widzę cię w lustrze. – W jego głosie wyczułam rozbawienie, co mogło oznaczać, iż mężczyzna się ze mnie śmiał. Kretyn jeden.

Zapomniałam o mojej toaletce, a raczej o czymś, co miało wyglądać jak toaletka. Lustro wisiało naprzeciwko mojego łóżka i było tak duże, że jednocześnie odbijało się na nim, kto wszedł do środka i łoże. Dlatego też Keith wiedział, co tak naprawdę robiłam - czy miałam zamknięte oczy, czy nie - tak samo ja widziałam gościa stojącego w drzwiach - tym razem odwiedzającym był największy leszcz, jakiego znałam.

– Mam wrażenie, że zachowujesz się jak dziecko – znowu ten jego głos. – Tak się złościsz, uciekasz do pokoju... – Zerknęłam na niego w lustrze. W jednej dłoni trzymał talerz, a w drugiej dłoni miał nóż i widelec. Przyszedł narobić mi zapachu czy spowodować głośne burczenie w moim brzuchu? – A może jesteś zazdrosna? – W odbiciu lustra zauważyłam, jak kącik ust leszcza delikatnie drgnął.

Na te słowa gwałtownie wstałam z łóżka. Stanęłam przed mężczyzną i chwyciłam się pod boki. Wpatrywałam się na niego z poważną miną, a moje usta uformowały się w wąską linię. Zmrużyłam oczy, mając ogromną nadzieję, że w końcu zabiję kogoś wzrokiem i tym kimś będzie akurat on.

– Masz mnie za głupią? – zapytałam w końcu.

– Nie, dlaczego? – Uśmiechnął się do mnie szerzej, na co westchnęłam. – Przyniosłem ci jedzenie, proszę. – Podał mi jedzenie, ale zignorowałam to. – Pamiętasz naszą umowę? Zrobię ci pyszne jedzenie, a ty mi wybaczysz i zaczniemy od nowa.

– Czego tak właściwie ode mnie chcesz?! – krzyknęłam. On jako jedyny podnosił moje ciśnienie. Wkurzał mnie niemiłosiernie! – Ciągle tylko oczekujesz ode mnie wybaczenia... Czystej karty... Nagle przez przypadek wprowadzasz się do bloku, w którym mieszkam, odwiedzasz nasze mieszkanie tak często, niby pomagasz, robisz obiadki, jesteś jak wrzód na dupie i jeszcze ciągle posyłasz ten charakterystyczny uśmiech – mówiąc te wszystkie słowa, gestykulowałam rękami. – Czego ty chcesz?! Nie dajesz spokoju?

– Do tej pory tylko ciebie kojarzyłem. – Odłożył salaterkę na komodę, stojącą tuż za mną. – Jeśli myślisz, że wprowadziłem się tu specjalnie, to się mylisz. Nie miałem pojęcia, że tu mieszkasz, a kiedy ciebie tu zobaczyłem, to szczerze mówiąc, trochę mi ulżyło. Nie znam okolicy, a widząc siebie tutaj, pomyślałem, że mi trochę pomożesz – spoważniał, a uśmiech znikł z jego buzi. – Chciałem się trochę z tobą podroczyć, pośmiać, ale okazałaś się zupełnie inna, niż myślałem.

– Czyli jaka?

– Fajnie się z tobą pije, myślałem, że jesteś urocza, no i często mnie rozbawiałaś... – Zaczął uważnie obserwować moją twarz, jakby chciał doszukać się czegoś. – Ale teraz wręcz jestem pewien, że taka nie jesteś... – Wrócił wzrokiem do moich oczu. – Jesteś zupełnie inna.

– Czyli jaka? – powtórzyłam pytanie.

Niczego mi nie powiedział. Zamiast tego podszedł bliżej mnie i pochylił się nade mną. Miałam ochotę uderzyć go w twarz, ale kiedy uniosłam rękę w górę, ten złapał mnie delikatnie za nadgarstek. Jego dotyk sprawił, że poczułam w tamtym miejscu mrowienie, a włoski na karku aż stanęły. Chciałam się wyswobodzić z jego uścisku, ale w jednej chwili - jakby ktoś rzucił na mnie urok - zmieniłam zdanie i pozwoliłam, aby ręka swobodnie opadła wzdłuż mojego ciała. W tej chwili czułam się, jakbym była w jakiejś pieprzonej bańce. Jak on to do cholery robił?!

– Tak strasznie wredna, złośliwa, okropnie zła i... – Położył mi nieśmiało dłoń na policzku, jakby się bał, że mnie tym odstraszy. Gdybym tylko mogła... Bo na razie autentycznie nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, nawet najmniejszego, co sprawiało, że wewnątrz mnie zbierało się coraz więcej i więcej czegoś na kształt rozgniewanych bomb, które tylko czekały na jeden wielki wybuch. – Jesteś sobą i nie przejmujesz się jak inne dziewczyny tym jaka jesteś... – Jego oddech owiał moją twarz. Głośno przełknęłam ślinę, widząc, jak jego zielone oczy z każdą chwilą robią się ciemniejsze.

– Wciąż jesteś tym samym chłopakiem na jedną noc – udało mi się z siebie wykrztusić. – I przestań to robić – chciałam krzyknąć, lecz coś koślawo mi to wyszło. To przypominało bardziej pisk niż pewny głos czy głośny krzyk. Kurwa mać, co on mi robił? Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam jeszcze raz: – Zniknij mi z oczu, leszczu!

Po raz kolejny mnie zignorował i uśmiechnął się szeroko. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, czując jego ciepło i miarowe bicie serca. Uspokajało mnie. Potrząsnęłam głową, pozbywając się tej myśli i starałam go od siebie odepchnąć. Włożyłam w to swoją całą siłę, jednak to nie pomagało, gdyż on miał jej o wiele więcej niż ja. Nawet jego mięśnie, które czułam pod palcami, mówiły o wszystkim. Leszcz skorzystał z okazji i mnie pocałował. Odpychałam go od siebie, ale to na nic. On przez cały czas był silniejszy. W momencie, gdy poczułam jego język, penetrujący wnętrze moich ust, zaprzestałam go odpychać. Objęłam go dłońmi za kark i odwzajemniłam pocałunek. To było mimowolne. Aż zadziwiająco niepodobne do mnie, bo nigdy w życiu bym się nie zachowała w ten sposób.

– Hej Jane – chrząknięcie Margaret przerwało mnie i leszczowi dzielenie się śliną. Jak poparzeni odskoczyliśmy nie od siebie. – Ktoś do ciebie.

Zaskoczyło mnie to, gdyż zazwyczaj do mnie nikt nie przychodził. W końcu nie miałam ani przyjaciół, ani znajomych. Szczerze mówiąc to, chyba nawet nie miałam wrogów, chociaż znając siebie, pewnie posiadałabym ich o wiele więcej niż zwykłych znajomych. Ale nagle w mojej głowie pojawiła się myśl: a co jeśli to ktoś z mojej rodziny? Jeśli to okaże się prawdą, to chyba zamorduję tego kogoś na miejscu i nie będę się martwić tym, co może mnie potem czekać - areszt lub więzienie - albo, że gdybym to zrobiła, nie mogłabym w żadne sposób tego cofnąć - po prostu zabiłabym tego kogoś. Czy to by coś zmieniło w moim życiu? Może i to byłby dobry pomysł? Może byłoby lepiej, gdybym się tam znalazła... No bo przecież gdybym przez całe dnie siedziała w czterech ścianach sama i nie musiała nic robić, nikogo słuchać ani widzieć. Sama w swojej samotni, bez obowiązków ani ludzi, których nie miałam ochoty widzieć. Pewnego dnia muszę się nad tym bardziej zastanowić.

Wyszłam szybkim krokiem z pokoju, otwierając przy tym buzię, by przygotować się na opieprz z mojej strony, jednak szybko ją zamknęłam, patrząc na mojego gościa. Chyba wywołałam wilka z lasu, ponieważ w wejściu stało dwóch policjantów. Rozpoznałam ich przez odznakę, wiszącą przy pasku od spodni.

– Pani Jane Roberts? – głos jednego z nich był bardzo niski. Spoglądał na mnie spod rzęs w oczekiwaniu na moją odpowiedź. Pokiwałam więc głową, odnosząc się do jego wcześniejszego pytania. – Pójdzie pani z nami. – I tyle. Żadnego wytłumaczenia, żadnego powodu.

– Mogę wiedzieć, co zrobiłam? – Uniosłam brwi ze zdziwienia. – Czy to przez tamtą babę z supermarketu? I właśnie tak jest, kiedy jest się miłym i olewa się wiele występków – mruknęłam pod nosem.

Jednak pomimo moich pytań, przez całą drogę na komisariat już niczego więcej się nie dowiedziałam. Niczego mi nie powiedzieli ani słowem się nie odezwali. A może się tak bardzo upiłam, że teraz niczego nie pamiętałam?


**************************************************************
Hejo! 😊
Czy w ogóle ktoś czyta moje opowiadanie?
Bo jeśli tak, to bardzo Was proszę o komentarze
Ciekawi mnie Wasza opinia ^^
Podoba się Wam?
Pozdrawiam cieplutko kochani! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro