Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26


Na miejscu, w którym przez lata znajdował się dom moich rodziców, wszystko wyglądało jak na jakimś pobojowisku. Nic nie przypominało domu, w którym jeszcze niedawno rozpatrywałam moją sprawę z ojcem. Przerażające jest to, jak w jednej chwili można stracić wszystko. Cały swój majątek, dokumenty, bibeloty, rzeczy, a nawet ubrania. A także wspomnienia oraz bezpieczeństwo, jakie się czuło w tamtym miejscu. W skrócie: możliwe było stać się bezdomnym w jedną krótką chwilę. Tak więc oto kolejny powód do stwierdzenia, iż życie było naprawdę złe, brutalne, okropne.

– Nic tylko się powiesić – szepnęłam do siebie, parkując między domem mojej ciotki a resztkami, jakie zostały z domu moich rodziców.

– Ty się przecież nie poddajesz – usłyszałam gdzieś obok.

Głos należał do mojego ojca, który jak się okazało, siedział w ogrodzie przy stoliku, czytając gazetę. Ubrany był w zwykłe domowe rzeczy, co świadczyło, iż nie szedł dzisiaj do pracy. Z tego, co mogłam zauważyć, jego usta lekko unosiły się, jakby w ledwo zauważalnym półuśmiechu. Udawałam, że niczego nie zauważyłam, ponieważ byłam pewna, iż spowodowane było to jakimś artykułem w czytanej przez niego prasie.

W ostatniej chwili powstrzymałam się przed odpowiedzią na jego słowa. Zbliżyłam się do ogrodzenia, biorąc głęboki oddech. Musiałam się przełamać. Nigdy o nic nie prosiłam moich rodziców, po prostu tego nie potrzebowałam ani nie chciałam. Dlatego też było to dla mnie dosyć trudne, tym bardziej że chodziło tu o moich rodziców.

– Słuchaj... – Starałam się, aby moja twarz była neutralna i nie zdradzała letargu, który zawitał w moim obliczu. – Nie wierzę, że to robię – mruknęłam pod nosem, poprawiając przy tym rozwiane przez wiatr kosmyki włosów. – Możesz przypilnować moich rzeczy? Tylko na kilka chwil – dodałam szybko. – Muszę zabrać jeszcze resztę pudeł, które czekają w domu. – Nie chciałam patrzeć w jego oczy, lecz musiałam. Ojciec nie musiał wiedzieć, jakie to było dla mnie niekomfortowe. Dziwna i nowa sytuacja, której jeszcze nigdy nie doświadczyłam. – Nie znam nikogo, nie ufam nikomu, nawet wam, ale trudno. – Mój głos był obojętny, może nawet trochę nazbyt, gdyż czuć było w nim niechęć, ale także lekkie zawahanie. Dlatego też odchrząknęłam, by się pozbyć tego ostatniego.

Zachowywałam się w tym momencie bardzo dziwnie. Jak nie ja. To wszystko dlatego, iż z niecierpliwości zaczęłam kołysać się na własnych nogach. Raz na lewej, raz na prawej. Jak jakaś mała znudzona dziewczynka. Coś okropnego!

Co ze mną, do cholery, było?!

Zdecydowanie musiałam się wyprowadzić.

– Gdzie się wyprowadzasz? – Mój rodziciel był bystrzy i o wiele inteligentniejszy niż myślałam. W tak krótkim czasie dodał dwa do dwóch i połączył fakty.

– Do hotelu, ale to nieważne. – Wzruszyłam ramionami. – To tylko chwilowe i tak wyjadę stąd i zacznę...

– Wprowadź się tu – wszedł mi w zdanie. Nie wiedziałam dlaczego, lecz chyba swoją powagą zamknął mi usta. – Nie szukaj żadnego hotelu, tu jest dużo miejsca, a ciocia na pewno ci pozwoli. – Wpatrywał się we mnie swoimi szarymi oczami. Nie dostrzegłam w nich drwiny ani żadnego błysku. Odkąd pamiętałam zazwyczaj, gdy żartował, w jego oczach pojawiał się jakaś iskra; łobuzerski błysk. To pewnie zostało mu z młodzieńczych lat, gdy był największym casanovą i urwisem z lat szkolnych. Myślałam, że mężczyzna żartował, że wcale nie był w tym poważny, jednak jak widać, nie miałam racji. Tym bardziej, jak patrzał się na mnie tym swoim błagającym wzrokiem.

Oczywiście, że nie miałam zamiaru tam zostawać. Nie dość, iż musiałabym przez dwadzieścia cztery godziny siedzieć w jednym budynku z moimi rodzicami, to jeszcze znajdowała się tu także moja ciotka z wujkiem i swoją własną rodzinką. Na domiar złego odwiedzała ich, chociażby raz w tygodniu moja siostrzyczka ze swoim mężem. To byłby koszmar! Dlatego wolałam hotel.

Wpatrywałam się w milczeniu w mojego ojca. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że to jest moja odpowiedź na jego wcześniejszą wypowiedź. Westchnął głośno, jednocześnie zmieniając wyraz swoich oczu. Dostrzegłam w nich ból, miłość oraz żal. Odkąd pojawiła się ta cała sprawa z Margaret w roli głównej i często się z nim widziałam, zdążyłam zauważyć, iż mężczyzna ciągle walczył sam ze sobą. Wyglądał, jakby żałować, jakby pragnął zmienić przeszłość, lecz w rzeczywistości niczego nie mógł już zrobić. To go męczyło. Mimo iż udawał, że było wszystko dobrze, tak naprawdę wszystko wyglądało inaczej. Szczególnie na mój widok w jego oczach natychmiast pojawiała się ta mieszanka i za każdym razem choćby na króciutki moment, mogłam dostrzec jego prawdziwe uczucia, bo potem jakby nagle z opóźnieniem sobie przypominał, że musi zmienić swoje odczucia na neutralne. Włożyć maskę. Mogłam sobie myśleć, iż skoro tak się działo tylko w mojej obecności, to być może miało to coś wspólnego z moją przeszłością oraz z tamtą durną bajeczką o mojej „chorobie", którą pewnego dnia opowiadali mi rodzice.

Nasze milczenie przerwał jakiś głośny łomot, dochodzący z tyłu domu. Jak na zawołanie oboje odwróciliśmy głowy w tamtą stronę, jednak niczego nie widzieliśmy, ponieważ coś musiało się wydarzyć za domem ciotki.

Mój rodziciel bez wahania ruszył w stronę miejsca, skąd usłyszeliśmy ów dźwięk, zostawiając mnie przed bramą pod budynkiem. Zawahałam się. Iść czy nie iść? Nie miałam ochoty pomagać, ale podobno za zignorowanie umierającego człowieka groziła kara pozbawienia wolności czy coś takiego. Nie lubiłam ludzi, lecz miałam plany na najbliższą przyszłość. Chciałam wyjechać i zacząć wszystko od nowa - mogłabym przez jakiś czas mieć wolność od ludzi i całej rzeczywistości, aczkolwiek jak na razie miałam dość całego tego aresztu. Nie chciałam codziennie widywać się z policjantami, patrzeć na te okropne puste i ciemne pomieszczenie, w którym siedziałam całymi dniami sama, wcale nie tęskniłam za wolno mijającym czasem, którego nie mogłam nawet w najmniejszym stopniu zagospodarować, nie wspominając już o tych okropnych daniach, które nie powinny nazywać się jedzeniem. Na samą myśl żołądek mi się skręcał.

Byłam suką.

Nie miałam ani serca, ani uczuć.

Nigdy nikomu nie pomagałam.

Więc dlaczego, do jasnej cholery, niespodziewanie moje nogi skierowały się w tamtą stronę?!

Trochę tak, jakby nie nie funkcjonowały w ogóle z moim ciałem ani mózgiem. Albo jakby ktoś za mnie kontrolował ruchy, a ja nie miałam nic w tej sprawie do gadania.

„Ja chyba naprawdę musiałam być jakaś chora."

Kiedy znalazłam się w gronie zmartwionych osób, stojących pod drzewem. Z początku nie rozumiałam, o co chodzi. Rozglądałam się ze zmarszczonymi brwiami dookoła najbliższej okolicy, dopiero po czasie na ziemi dostrzegłam drabinę, a tuż obok nieprzytomną Rose. W myślach uderzyłam się w twarz za moją głupotę i ślepotę jednocześnie.

Pani Milusińska próbowała ocucić moją młodszą siostrę, a matka właśnie przybiegła ze szklanką wody z dłoni. Razem z moim ojcem staliśmy, obserwując całą sytuację. Znaczy, bardziej ja wszystko obserwowałam, nie mając pojęcia co robić, jak się zachować w takiej sytuacji, za to mój tata przez większość czasu wymachiwał rękami i ciągle coś wykrzykiwał. Chciał jakoś pomóc, lecz nie wiedział dokładnie w jaki sposób. Był zdenerwowany sytuacją i ciągle coś proponował; z początku to on miał pójść po wodę, lecz matka była szybsza.

– Rose! Obudź się, kochanie! – Ciotka delikatnie poklepywała policzki czarnowłosej. Z każdym kolejnym jej ruchem, stawała się coraz brutalniejsza. Za trzecim albo czwartym razem zamachnęła się i uderzyła mocniej, niż powinna i po chwili dziewczyna uchyliła swoje powieki, patrząc na nas zamglonym wzrokiem swoich szarych tęczówek.

Obecni z ulgą wpatrywali się w kobietę, czekając na rozwój akcji. Mama podała mojej siostrze bezbarwną ciecz, którą Rose niemalże od razu zabrała w swoje ręce i upiła sporego łyka. Po chwili uspokoiła wszystkich delikatnym uśmiechem.

– Jak to się stało? – zapytał ojciec.

– Lepiej się już czujesz? – Kolejne pytanie padło z ust ciotki, która wciąż siedziała obok swojej chrześniaczki.

Przewróciłam oczami na całą tę scenę. Boże, jakie to było żałosne. Przecież ona się już obudziła, otworzyła oczy i żyje, a oni jeszcze przeżywają, jakby nie wiadomo co się stało... Było, minęło, już dobrze, nie powinni robić z tego jakiejś wielkiej afery. Ale przecież to ich księżniczka, oczko w głowie. Mieli tylko ją. Co byłoby, gdyby coś się z nią przypadkiem stało?

– Tak, tak, dziękuję. – Wciąż jeszcze była lekko zamroczona, a jej wzrok rozbiegany. Nie mogła się zdecydować, na kim utkwić wzrok na dłużej.

– Może zadzwonię na pogotowie? – zaproponowała moja matka. Mimo przywrócenia świadomości jej kwiatuszka ona cały czas wyglądała na przerażoną. Była zdruzgotana i chyba ręce jej się trzęsły.

– Nie chcę, jest już dobrze. – Upiła łyka wody, a potem powiedziała dalej: – Miałam ochotę na jabłko. – Uniosła wzrok ku górze, pokazując nam wszystkim swój wybrany czerwony owoc. – Myślałam, że zerwanie go nie będzie aż takie trudne. Dlatego zabrałam drabinę i weszła na nią. Miałam już go zerwać, kiedy nagle zakręciło mi się w głowie i upadłam. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało, tym bardziej że wcześniej nie czułam się źle. – Wzruszyła ramionami.

– Jadłaś dzisiaj coś? Może to z głodu? – Ciotka pomogła Rose wstać na równe nogi. Natarczywie wpatrywała się w jej twarz, czekając, aż czarnowłosa w końcu odwzajemni jej spojrzenie. Moja siostra kiwnęła twierdząco głową w odpowiedzi. – Chodź kochanie, usiądziesz w kuchni. Musisz chwilę odpocząć.

– Nie chcę, ciociu. – Posłała jej delikatny uśmiech. – Naprawdę już jest wszystko dobrze.

– Musimy wszyscy ochłonąć. – Mówiła tak, jakby nie wiadomo co się stało. Przecież wszystko było już dobrze. Po co ten problem? – Jane, słonko, ty też chodź, napijesz się czegoś. Na pewno jesteś spragniona.

– Nie mam ochoty na żadne picie i nie mów do mnie słonko – w końcu się odezwałam, naciskając na ostatnią część zdania. – Ojciec zgodził się popilnować moich rzeczy, dopóki wrócę. Muszę coś załatwić – odrzekłam z niechęcią.

– Zrobię ci Melisy, chodź. – Matka chwyciła mnie za ramię. Oczywiście od razu zaprotestowałam, lecz nic na nią nie działało. Bardzo się zdziwiłam, że kobieta miała aż tyle siły, ponieważ trzymała mnie kurczowo, bym jej nie uciekła. – Jane, pozwól nam w końcu z tobą pobyć i porozmawiać. – Moja matka pociągnęła mnie w stronę domu ciotki.

– Kurwa mać – sapnęłam, co moja rodzicielka zignorowała. Albo udawała, że tego nie usłyszała. – Czy ty nie rozumiesz, że nie chcę spędzać z wami czasu? Nienawidzę was i nie mamy o czym gadać.

– Jesteśmy rodziną i musimy w końcu zachowywać się jak rodzina! – niespodziewanie krzyknęła. Zatrzymała się i odwróciła na mnie wzrok spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. Była zdeterminowana, co mnie zdziwiło, ponieważ jeszcze chyba nigdy jej takiej nie widziałam. To dlatego, iż prawdopodobnie miała dość tej ciągłej walki, całego tego „konfliktu" oraz niezgody, która panowała między mną a resztą rodziny. Po prostu była już tym zmęczona i chciała wreszcie to zmienić. – Dajmy sobie szansę, córeczko. – Jej głos wrócił do swojego naturalnego tonu. Delikatnie czuć w nim było błaganie, którego chyba nie miałam usłyszeć.

Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, co by było, gdybym oszalała i kiedyś im wybaczyła. Zawsze powtarzałam, że wolałabym zrobić wszystko, byleby nie mieć niczego wspólnego z moją okropną rodziną. Naprawdę byłam szczęśliwa, żyjąc w samotności, nie musząc się martwić tą familią i nie myśleć o przeszłości. Po prostu zamknąć to za sobą i iść dalej bez nich. Moją jedyną rodziną była babcia, nikt inny.

– Czy nie możemy zapomnieć o tych wszystkich złych rzeczach? – Jej głos się załamał. Jeśli zaraz się rozpłacze, nie będę miała pojęcia co z nią zrobić.

Nikogo oprócz nas nie było, bo reszta szybciej weszła do domu, zostawiając nas na zewnątrz. Dlatego też nie mieliśmy świadków naszej rozmowy. Nikt się nie wtrącał i nie dodawał swoich trzech centów.

– Zostawiliście mnie, więc teraz ja zostawiam was – odrzekłam głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. – Macie swoją córeczkę, więc dajcie mi spokój. Ja nie mam już rodziny. Moja babcia, która była dla mnie... – zawiesiłam głos, by wziąć głęboki oddech i się w jakiś sposób ogarnąć. Nie byłam żadną miękką oraz płaczliwą dziewuchą. Musiałam dojść do siebie. Co mi było? Może zbliżał się okres? – Tak więc skoro babcia umarła, ja nie mam żadnej rodziny – podkreśliłam zirytowana.

Ile razy już to powtarzałam? Czy do nich nie dochodziło?

Głusi, czy co?

– Co mam zrobić, żebyś w końcu nam wybaczyła? Zrobię wszystko. – W oczach mojej matki pojawiły się łzy. Zbliżał się odpowiedni moment, bym w końcu opuściła to miejsce. Zaczynałam coraz bardziej żałować mojego pomysłu z poproszeniem ich o pomoc pilnowania moich rzeczy. Mogłam wykombinować coś innego. – Wiem, że nie robiliśmy z tatą wiele, by się z tobą spotykać, by cię widzieć, ale tyle się działo, a ty nie chciałaś wcale mieć z nami kontaktu, kiedy tu byłaś, nie chciałaś zostawać tu nawet na jedną noc, chciałaś ciągle wracać do babci. Nie masz pojęcia, jak mnie to bolało. – Z jej oczu poleciało kilka łez. Miałam ochotę stamtąd wyjść. – Ale mimo to zawsze staraliśmy się być blisko, pomagać ci i wspierać, czegokolwiek byś nie wybrała. – Jej wyraz twarzy mówił, że była we wszystkim szczera. – Zapłaciliśmy za twoje studia, chcieliśmy ci kupić samochód, ale babcia się na to nie zgodziła, mówiła, że lubisz jeździć autem babci.

– Jeśli myślisz, że wybaczę ci po tych słowach, to się grubo mylisz. Nie zamydlisz mi oczu! – Złapałam się za boki. – Skoro tak bardzo chciałaś być przy mnie, dlaczego nagle się poddałaś? Dlaczego zaprzestaliście mnie odwiedzać? Mieliście mnie w dupie przez tyle lat! Po co mi wasze pieniądze? Nie potrzebowałam litości, nie musieliście robić czegoś, bo musieliście z jakiejś głupiej i nic nieznaczącej potrzeby! – wykrzyknęłam jej prosto w twarz. – W moim mniemaniu rodzina to coś więcej. Babcia była zupełnie inna. – Ku mojemu zdziwieniu w moim głosie pojawiło się drżenie i lekkie załamanie, które pojawiło się we mnie po raz pierwszy.

Nie miałam uczuć, więc co mi do cholery było?!

– Nie masz pojęcia, jak bardzo pragnęłam, by wszystko wyglądało inaczej. – Patrzyła się na mnie smutnymi oczami.

– Dlaczego?! – Nie obchodziło mnie, co chciała, a czego nie. Czyny były ważniejsze, a ona nie robiła nic. – Nie byliście nawet na jej pogrzebie!

Matka momentalnie zbladła, jej wzrok padł na jakiś punkt za moim ramieniem. Przełknęła głośno ślinę. Wyglądała na zdenerwowaną. Długo milczała, jakby układając w swojej głowie słowa, by skleić jakoś zdania, które zamierzała mi przekazać. Jej wargi ukształtowały się w wąską kreskę.

– Babcia pewnego dnia zdecydowała się walczyć o prawo do opieki nad tobą – powiedziała to tak szybko, iż ledwo co ją zrozumiałam. Przypominało mi to jak zrywanie plastra. – Uznała, że skoro się do niej przyzwyczaiłaś, że nie chciałaś wracać do nas, lepiej będzie, jak babcia będzie twoim prawnym opiekunem. Oczywiście się na to nie zgodziliśmy, ale babcia nie dawała nam spokoju. Mówiła, że ty i tak nie chcesz wracać do nas, dobrze ci z nią, więc... – Wzruszyła ramionami, jakby to było coś łatwego, normalnego, coś, co wcale jej nie załamywało; raniło. Choć w rzeczywistości było odwrotnie. – Zdaję sobie sprawę, że to z naszej strony było okropne, jednak nie mieliśmy wyjścia. Babcia wysłała nam pismo, miała swojego adwokata, chciała rozstrzygnąć sprawę w sądzie, robić kłopoty tobie. Byłaś wtedy taka niewinna, taka głupiutka. – Uniosła dłoń w górę, chcąc mnie pogłaskać po policzku. W ostatniej chwili się powstrzymała i opuściła swoją rękę wzdłuż swojego ciała. – Nie chcieliśmy wplątywać cię w takie kłopoty, to wszystko dla twojego dobra. Z czasem zrozumieliśmy, że to mogło być coś dobrego. W końcu z nią myślałaś, w razie jakichś problemów lub nie daj Boże, nagle skończyłabyś w szpitalu, babcia byłaby bliżej od nas. To ona mogłaby udzielić zgody na leczenie lub operacje. W przeciwieństwie do nas. My byliśmy oddaleni od ciebie kilka godzin, więc koniec końców zrozumieliśmy, że to było o wiele lepsze dla ciebie.

Słuchałam jej w osłupieniu. Co? Jak babcia mogła zrobić coś takiego? Dlaczego ja nie miałam o niczym pojęcia? Dlaczego niczego nie wiedziałam? Nie wiedziałam o najważniejszych rzeczach? O mojej chorobie? O przekazaniu jej opieki? Z może po raz kolejny opowiadała mi bajeczki?

– Nie jestem aż taka głupia. Nie wierzę w twoje zmyślne historie! – wykrzyknęłam. – Babcia była kochana, ona jedyna mnie kochała i troszczyła się o mnie. Nie miała mnie w dupie jak wy. Ona była moją rodziną! – Nie miałam pojęcia, z jakiego powodu z moich oczu zaczęły spływać łzy: czy to przez mój gniew oraz złość, czy... Stop! – Ja nie mam uczuć – powiedziałam na głos, przypominając o tym sobie, ale także mojej matce.

– Słoneczko ty moje... – Mimo moich protestów wzięła moją twarz w dłonie. – Jesteś moją córeczką, zawsze nią byłaś i nawet ten głupi papierek prawny tego nie zmienił. Kocham cię, odkąd dowiedziałam się o ciąży, jesteś dla mnie wszystkim i nigdy o tobie nie zapomniałam. Nie masz pojęcia ile byśmy razem z tatą oddali, by tylko cofnąć czas i wtedy zachować się inaczej. Zostać z tobą... Nie żałuję, że mamy Rose, bo ona jest tak samo, jak ty naszą córeczką, którą kochamy nad życie, ale gdybyśmy zrobili wszystko inaczej, gdybym zamiast wrócić do domu, została w domu u babci, blisko ciebie. – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że z moich oczu spływał potok łez. Kurwa mać, przecież ja taka nie byłam! Co miałam z tym zrobić? – To wszystko nasza wina, wiem o tym i naprawdę z całego serca żałuję. – Kciukami starła z moich policzków zbędne łzy. To nie był płacz, oczy mi się pociły, okey?! – Pozwól nam... My wszyscy bardzo cię kochamy i chcemy zacząć od nowa. Proszę cię, daj nam szansę. Możemy ci dać tyle czasu, ile będziesz potrzebować – ostatnie słowa mówiła cicho, prawie że szeptem.

Kurwa jego mać! Nie wiedziałam co o tym myśleć, jak zareagować, co odpowiedzieć na te słowa. Czy ona kłamała? Dlaczego tak bardzo jej zależało? Czemu nie mogłam przestać płakać? I skąd ten uścisk w klatce piersiowej?!

Stałam w bezruchu jak jakiś słup. Tego było już za dużo. Za dużo jak na jeden dzień; na jeden tydzień. Najpierw ta dziwaczna sprawa z Margaret, a teraz to. Momentalnie aż głowa zaczęła mi pulsować z bólu, nagle nawet ramię, na którym wciąż widniał siniak, mnie zabolał. Co prawda już się prawie całkowicie zagoił, a wcześniej nie czułam żadnego bólu w tamtym miejscu i nagle nie wiadomo skąd poczułam to niekomfortowe uczucie.

Mimowolnie zacisnęłam zęby. Uwolniłam się od uścisku mojej matki i bez słowa opuściłam teren domu mojej ciotki. Naprawdę nie miałam pojęcia co powiedzieć, co zrobić i jak się zachować. Przez całe moje życie byłam twarda i niespodziewanie w jednej chwili stałam się miękka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro