Rozdział 18
Mogłam tylko sobie pomarzyć o utajnieniu moich prywatnych spraw. Byłam taka zła, kiedy dwa dni później przed moimi drzwiami zjawił się ojciec. Miałam ochotę wydrapać oczy temu, kto go poinformował o zaistniałej sytuacji i przy okazji jemu. Dosłownie. Czułam obrzydzenie, wściekłość, a do tego mój humor się zepsuł. Wszystko przez tę wizytę. Świetnie.
– Co ty tu robisz? – Miałam ochotę zamknąć drzwi przed jego twarzą, lecz znając mojego ojca, to się nie uda. On użyje wszystkich środków, by zrobić to, co naprawdę chce, więc jeśli zamknęłabym mu drzwi, wszedłby oknem.
– Dostałem wezwanie.
Nie miał na sobie munduru, dlatego też nie miałam pojęcia, iż pojawił się tu czysto zawodowo. Stał przede mną w idealnie wyprasowanej niebieskiej koszuli i czarnych spodniach. Pewnie matka z rana przejechała żelazkiem po górze jego stroju - w końcu od zawsze lubiła prasować. Dopiero teraz dostrzegłam na pasku jego jeansów przewieszoną odznakę.
– Ja ciebie nie wzywałam. – Zamierzałam go jakoś spławić, ale widząc jego surowy wzrok oraz pewną siebie pozę, szybko z tego zrezygnowałam. Nie dało się go przechytrzyć. Nie wiem, czy był taki jeszcze w czasie swoich młodzieńczych lat, czy nauczył się tego w pracy, ale odkąd pamiętałam, zawsze taki był.
– Wiem – westchnął – Dlatego chciałem z tobą o tym porozmawiać. Mogę wejść? – zapytał nieśmiało, co mnie zdziwiło.
Stałam w bezruchu, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Najchętniej wykrzyknęłabym mu, aby zniknął i nigdy więcej się nie pojawiał, ale wiedziałam, że to w niczym by nie pomogło. Jeżeli już, to poskutkowałoby o wiele gorzej.
W chwili, kiedy zamierzałam coś zrobić, Margaret wpadła jak burza, dołączając do nas. W jej oczach pojawił się błysk, gdy ujrzała mojego ojca. Od razu się uśmiechnęła w jego kierunku, na co mężczyzna uniósł lekko kącik ust.
– Kupiłam ci telefon! – wykrzyknęła uradowana, a ja miałam ochotę udusić ją za to, co zrobiła. To na pewno ona zadzwoniła do mojego ojca i wszystko mu wypaplała. Plotkara jedna.
– Kurwa Margaret! – wymsknęło mi się. – Dlaczego to zrobiłaś?!
Kobieta, korzystając z okazji, weszła głębiej do mieszkania, ciągnąc za sobą mojego ojca. Niczego nie mówiąc, wepchnęła mi w dłoń pudełko z nowym smartfonem.
– Jak miło, że w końcu mam okazję poznać tatę mojej współlokatorki. – Popatrzyła na mnie znacząco, co oczywiście zignorowałam. – Jestem Margaret. – Wyciągnęła rękę w stronę mojego ojczulka.
– To ona cię tu przysłała, prawda? – Założyłam ręce na piersi, pomijając moment, w którym uścisnęli sobie dłoń.
– Co? Skąd niby mogłam wiedzieć, w którym komisariacie pracuje twój tata? – Margaret nie dała dojść do słowa mojemu rodzicielowi, który już otwierał usta w celu wypowiedzenia czegokolwiek.
– To nie była twoja przyjaciółka. – Słysząc, jak nazwał Margaret, aż się wzdrygnęłam. Miałam go za to zbesztać, lecz mój ojciec był szybszy: – Przyszedł do mnie Rhys z Keithem. – Chwycił się za boki. – Rhys go przyprowadził do mnie, a Keith poprosił o poradę i pomoc. Powiedział ogólnikowo, o co mu chodzi, dodał, że nie chciał się wtrącać, ale to podchodzi pod stalking, prześladowanie i...
– Co ten leszcz zrobił?! – wykrzyknęłam, wytrącona z równowagi. Nie obchodziło mnie, że ojciec chciał coś jeszcze dodać, że leszcz przepraszał, ale to już kurwa było świństwo z jego strony!
Miałam ochotę w tej chwili pobiec do mieszkania tego debila i udusić go gołymi rękami! Jak on mógł się wpieprzać w moje życie; w moje sprawy?! Tak się nie robi! Byłam dorosła, potrafiłam sama funkcjonować w moim życiu: samodzielnie umiałam rozmawiać z ludźmi, chodziłam na własnych nogach bez żadnej pomocy, może byłam głupia, ale nie aż tak. Nie byłam ułomna czy zacofana!
– Jane, uspokój się. – Ojciec złapał mnie za rękę, tym samym zatrzymując mnie w mieszkaniu. Jego uścisk był tak silny, że nie dałam rady się od niego uwolnić. Przez niego nie mogłam się gdziekolwiek przemieścić. A chciałam pójść do tego idioty.
– Jak niby mam się uspokoić? – Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, mając nadzieję, że to coś da i mężczyzna mnie w końcu puści. Niestety to nic nie dało. Miałam wręcz wrażenie, iż wzmocnił uścisk. Super, teraz będę miała siniaki! – Nie po tym, co ten idiota zrobił! I to za moimi plecami... – Skrzywiłam twarz ze zdenerwowania.
– To nie było do końca tak, jak ty myślisz... – Jego spokój podnosił mi ciśnienie. – Rzeczywiście przyszedł i naprawdę powiedział mi, o co mu chodzi, ale długo musiałem czekać na jego odpowiedź. – Jego oczy przeszywały mnie na wylot. Tylko przez niego czułam się taką malutką osóbką. – Długo się wahał, miał już wychodzić, chyba w ostatniej chwili chciał zrezygnować, aż w końcu Rhys wytłumaczył mi, dlaczego się u mnie pojawili. Resztę dopowiedział twój sąsiad. – Uformował usta w wąską linię.
– I co? To miało mnie uspokoić? – Zmarszczyłam czoło. – Najlepiej będzie, jak po prostu wyjdziesz i zapomnisz o jego wizycie – warknęłam, wciąż starając się od niego uwolnić. – I o mnie – dodałam cicho. Nie chciałam, by mężczyzna usłyszał te słowa, lecz po raz kolejny się przeliczyłam.
– Udam, że nie słyszałem tych trzech ostatnich słów. – W jego oczach widziałam jakąś emocję, lecz nie wiedziałam, co to dokładnie było, ponieważ jak szybko się to pojawiło, tak szybko znikło. – Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść i o wszystkim opowiedzieć. – Uścisk na moim nadgarstku zelżał.
– Znasz moje zdanie na ten temat.
– Córeczko... – przeciągnął, na co zgromiłam go wzrokiem. – Dlaczego nie chcesz się z nami spotkać? Porozmawiać? Po prostu spędzić z nami czas...
– Jeśli to wszystko, to możesz już wracać na komisariat.
– Może zrobię panu kawy? – Z kuchni wyszła moja współlokatorka. Nosz kurwa mać!
– Nie, dziękuję... – Odwrócił głowę, wpatrując się na Margaret. Nie zamierzał mnie puszczać ani na krótką chwilę. Tak, jakby bał się, że gdy to zrobi, ucieknę mu. – Jane, może mógłbym ci jakoś pomóc. Podobno tamten wypadek nie był przypadkowy. – Na ostatnie słowa moje oczy się rozszerzyły.
– Skąd...? – Z tego wszystkiego nie mogłam ułożyć prostego pytania. – On ci to powiedział tak?
– Uspokój się, proszę. To tylko jego podejrzenia. Sam się długo nad tym zastanawiałem. – Spuścił wzrok wprost na podłogę. – Zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby sprawdzić kamery na terenie tamtego miejsca, może udałoby się sprawdzić, jakie to było dokładnie auto, a może nawet rejestrację...
– I co? – ponownie weszłam mu w zdanie. – Zrobiłeś to bez mojej zgody, prawda? – Wpatrywałam się prosto w jego oczy, kiedy ten wrócił wzrokiem na mnie.
– Chciałem i wciąż chcę, ale... – urwał, widząc, jak mój wyraz twarzy złagodniał. – Choć jestem policjantem i co najważniejsze, twoim ojcem i pragnę twojego bezpieczeństwa, nie potrafię zrobić tego wbrew tobie. Wiem, że powinienem coś z tym zrobić, zemścić się za to, że przez tego kogoś musiałaś cierpieć, leżeć w szpitalu i czuć ból, ale...
– No nie przesadzaj – po raz kolejny weszłam mu w słowo. – Może byłam w szpitalu i cholernie bolała mnie głowa, ale zawsze mogło być gorzej. – Przewróciłam oczami. – Wyolbrzymiasz.
Szczerze mówiąc, jego wcześniejsze słowa trochę mnie uspokoiły. Ulżyło mi to, iż chociaż on nie robił niczego za moimi plecami. Jednak to niczego nie zmienia. Ojciec dla mnie zawsze będzie osobą, z którą nie chciałam się spotykać, a już w ogóle rozmawiać. Wolałam go ignorować tak jak resztę mojej cudownej rodzinki.
– Chcę dla ciebie jak najlepiej i nie wiem, co bym zrobił, gdyby ci się coś stało... – jego głos się załamał. Czy on zamierzał teraz płakać? Na szczęście w jego oczach nie dostrzegłam żadnych łez. – Chciałbym ci pomóc, bo to o czym opowiadał mi Keith, nie jest normalne i radzę ci zgłosić to szybciej niż później. I jeśli chcesz, możesz powiedzieć to mnie, twojemu ojcu, a nie komendantowi – spoważniał. – Kwiatuszku...
– I zniszczyłeś tę chwilę – wróciłam na ziemię. – Zapamiętaj sobie coś: nigdy więcej nie nazywaj mnie tak. Kwiatuszkiem jest twoja córeczka Rose, nie ja. Ja jestem... Jestem tylko Jane i gdyby babcia miała inne nazwisko, zmieniłabym je. A teraz wyjdź i nigdy nie wracaj. – Zbliżyłam się do drzwi, otwierając je na oścież, wypraszając stąd mężczyznę.
– Przepraszam cię Jane. – Posmutniał. – Miło mi było cię poznać. – Podał dłoń Margaret, która bez wahania odwzajemniła gest. Spojrzał ponownie w moje oczy: – Niepokoi mnie ten list...
Nie no naprawdę? Ojciec, mówiąc o „ogólnikach", miał na myśli, że wiedział o wszystkim. Leszcz powiedział mu o wszystkim. Kurwa mać, byłam taka na niego zła... Miałam ochotę mu wygarnąć. Zacisnęłam ręce w piąstki, nie przejmując się mocnego nacisku, który powodował ból po wewnętrznej stronie moich rąk.
– Wiesz o wszystkim, prawda? – warknęłam, patrząc wszędzie, byle nie na niego. Nie chciało mi się już na niego nawet patrzeć.
– O wszystkim nie, ale...
– Dobra, weź, już wyjdź stąd! – Wystawiłam rękę na korytarz. Chciałam mu przypomnieć, gdzie dokładnie ma się znaleźć.
Zrezygnowany wyszedł z mieszkania. Bez słowa wpatrywał się we mnie, tocząc walkę sam ze sobą. Nie miałam pojęcia, czego ona dotyczyła, ale gołym okiem mogłam dostrzec, że chciałby coś zrobić, powiedzieć czy w jakiś sposób zareagować, lecz nie mógł. Albo nie potrafił.
– Zapomnij, gdzie mieszkam i daj mi wreszcie spokój – powiedziałam na koniec.
Ojciec chyba chciał mnie dotknąć, bo wyciągnął rękę w moim kierunku. Zrobił to bardzo powoli i z wyraźnym zawahaniem. Bał się mojej reakcji, ale zaryzykował. Już poczułam, jak muska mnie dłonią za moje ramię, kiedy odruchowo się od niego odsunęłam. Zrobiłam to tak gwałtownie, iż o mało nie uderzyłam plecami o drzwi jakiegoś sąsiada z naprzeciwka. Zrobiłam jeden krok do przodu, by w razie czego ich nie uszkodzić.
Byłam zdziwiona swoją reakcją. To było natychmiastowe, jakiś odruch, którego nie kontrolowałam. Wpatrywałam się w mojego ojca, który jakby tego oczekiwał, jakby wiedział, że właśnie tak postąpię. Westchnął zrezygnowany, ponownie opuszczając głowę w dół. Chyba w głębi serca miał nadzieję, że zachowam się inaczej.
Mój rodzic miał wykonać krok w stronę schodów, jednak w tym samym czasie usłyszeliśmy jakieś stłuczenie. To wszystko stało się tak szybko i gwałtownie, że nie udało mi się zidentyfikować, co wydarzyło się najpierw: czy to była grawitacja kamienia, czy krzyk ojca, czy popchnięcie mnie wprost w ścianę przez mojego rodzica. Czułam jego oddech i jego zapach, a jego ramiona obejmowały moje ciało. Na ułamek sekundy poczułam nostalgię, lecz zniknęła tak szybko, jak ona do mnie przyszła. To był tylko jakiś głupi wymysł; moja wyobraźnia. Ja taka nie byłam, nie lubiłam wspomnień, a już w ogóle, jeśli dotyczyły one moją chorą rodzinę.
– Czy wciąż myślisz, że dasz sobie z tym wszystkim radę? – Patrzył w moje oczy poważnym, a jednocześnie zmartwionym wzrokiem. – Teraz już chyba masz pewność, że ktoś chciałby zrobić ci krzywdę. Daj sobie pomóc, Jane. – W jego oczach mogłam zauważyć błaganie.
*****************
Jakież zdziwienie ogarnęło całą moją osobę, kiedy ojciec zatrzymał się przed swoim domem, a nie przed komisariatem. Nic się tu nie zmieniło, dom stał wciąż na swoim poprzednim miejscu, tuż obok znajdował się mały ogródek, w którym posadzone były różne kwiaty, których nazw nie znałam i szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. W końcu nie lubiłam kwiatów.
– Co my tu robimy? – zapytałam, mając nadzieję, że mężczyźnie się coś pomyliło i zaraz się wrócimy przed komisariat.
– Korzystam z okazji. – Zdjął nogę z gazu, oznajmiając koniec wycieczki. – Skoro udało mi się zabrać cię do mojego samochodu i zgodziłaś się na rozmowę o twoich ostatnich problemach, lepiej będzie, jak porozmawiamy w naszym domu. Następnym razem nie będzie na to szansy. Musimy w końcu ze sobą porozmawiać.
Naszym domu - odbijało mi się echem w głowie.
„To nigdy nie był mój dom, tylko wasz."
– Nie możesz mnie do niczego zmuszać! – wykrzyknęłam, gdy mężczyzna wychodził z auta. – Albo mnie zawieziesz na komisariat, albo pójdę tam pieszo. – Odwrócił głowę w moją stronę. Wpatrywałam się w jego oczy, czekając na jego reakcję.
– Christopher, a ty już w domu? – Brat mojego ojca pojawił się nie wiadomo skąd. Zatrzymał się przy samochodzie. Po chwili poczułam jego wzrok na sobie. Był zaskoczony, widząc mnie w towarzystwie policjanta, jakby tego było mało, znajdowaliśmy się właśnie przed domem, do którego chcąc nie chcąc należałam. – Jane, czy to ty?
Nie zamierzałam odpowiadać na jego pytanie, tym bardziej, kiedy tak szeroko się do mnie uśmiechał. Poprawiłam się na fotelu: założyłam ręce na piersi, wyprostowałam nogi na tyle, ile pozwalał mi pojazd, krzyżując je w kostkach. Chciałam się schować głęboko na tym miejscu, by nikt mnie nie zauważył.
– Dobra, miejmy już to za sobą – westchnęłam zrezygnowana. Miałam już otworzyć drzwiczki, kiedy odwróciłam głowę w stronę ojca: – Ostrzegam cię, że to ma być czysto zawodowa rozmowa. A! I chciałam cię poinformować, że nie mam zamiaru rozmawiać, a już w ogóle z resztą rodziny na tematy poza tą sprawą – powiedziałam dobitnie.
Mój tata patrzył się na mnie z lekkim przerażeniem - albo to ja chciałam, by tak na mnie patrzył - co musiało oznaczać, że musiałam mieć taki wyraz twarzy, który nie aprobował żadnej odmowy z jego strony. Po chwili niezauważalnie kiwnął głową. Dopiero wtedy mogłam wyjść z samochodu.
Szłam mozolnym krokiem za ojcem, mając nadzieję, iż dzięki temu coś się wydarzy i ostatecznie nie będę musiała tam wchodzić. Nie chciałam, naprawdę nie chciałam tu być, ale wyszłam z tego przeklętego auta tylko dlatego, że każdy tak czas inaczej mógł mnie w nim zobaczyć. Jedna osoba już mnie tam widziała, a plotki w tym miejscu się szybko rozchodziły...
Ale to było nierealne!
Ja w domu rodzinnym.
Już dawno obiecałam sobie, że nigdy nie przekroczę progu ich drzwi. Do tej pory mi się to udawało, ale dzisiejszy dzień był naprawdę nienormalny. Czułam się, jakbym nie była sobą albo raczej jakbym była w swoim ciele, może nawet była sobą, ale robiła rzeczy, których w życiu bym nie wykonała. Wszystko na opak.
Nie pamiętałam, ile lat temu ostatni raz przekraczałam próg tych drzwi. Chyba odwiedzałam ostatni raz moją rodzinkę, kiedy miałam kilka lat, razem z babcią. Potem bardzo długo się nie widzieliśmy, pamiętam tylko telefony do mojej opiekunki, lecz sama nie zamieniłam z nimi słowa. Babcia nie przyjeżdżała już więcej do rodziców, bo miała swoje lata, a co za tym szło - nie miała już takiego zdrowia. Rodzice nigdy do niej nie przyjeżdżali, nie odwiedzali jej, nawet kiedy była jeszcze bardziej chora.
Trudno.
Było, minęło.
To historia.
– Zapraszam cię do gabinetu. – Tata pokazał ręką na pomieszczenie, znajdującej się niedaleko wejścia. Dzięki temu mogłam pójść tam, nie martwiąc się, że ktoś mnie zauważy. To miało pójść gładko i szybko niczym zdejmowanie plastra.
– Poczekaj na mnie, dobra? – ojciec zwrócił się do mojego wujaszka. – Tylko nie mów o Jane – dodał smutnym głosem. Wywróciłam oczami - to na pewno mi się wydawało.
Nie usłyszałam odpowiedzi od jego rozmówcy, gdyż stałam odwrócona od nich plecami. Pewnie w odpowiedzi kiwnął głową czy coś.
– Kochanie, chcesz... – głos mojej matki się zawiesił, a ja już przeczuwałam, co było tego przyczyną. Kurwa mać! Przymknęłam oczy, słysząc dźwięk stłuczonego szkła. – Jane...
No po prostu czułam, że to się tak skończy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro