Rozdział 1
- Billie Jean is not my lover, she's just a girl who... - obudziła mnie piosenka Michaela Jacksona. Chyba nie wspomniałam o tym, że Janet jest jego psycho-fanką, prawda?
Jestem torturowana przez nią od rana do nocy. Ile można tyle o nim gadać.
- Wyłącz to! - zakryłam się poduszką.
- Daj jej spokój. Ciebie najwięcej tutaj słychać. - odparła Gaby. Od kiedy jej tak broni?
- Masz coś do mnie?! - wstałam i usiadłam na łóżku i posłałam jej zabójcze spojrzenie.
- Zamknijcie się! - wtrąciła Victoria.
Przykryłam się bardziej kołdrą i zamilkłam. Próbowałam usnąć, ale następna piosenka dobiegająca z telefonu Janet kompletnie wytrąciła mnie z równowagi. Ubrałam kapcie i szlafrok. Wyszłam z pokoju i zaczęłam spacerować po korytarzu.
Chodziłam w tę i z powrotem, z początku do końca korytarza, aż wpadłam na jakiegoś wysokiego chłopaka. On leżał na podłodze, a ja na nim.
Wtedy spojrzałam na jego twarz. Kurwa, to Matthew. Chłopak, który podobał mi się od początku gdy tutaj trafił.
- Boże, przepraszam... - wyjąkałam zarumieniona. Wstałam i pobiegłam do pokoju.
Dziewczyny spojrzały na mnie jak na wariatkę.
- Co ty taka czerwona? - zaśmiała się Marilyn.
- Matt na mnie wpadł! Albo ja na niego... albo... nie wiem! Tak czy siak, zderzyłam się z nim! - westchnęłam.
Dziewczyny zaczęły się śmiać. W tej chwili weszła do nas opiekunka naszej grupy, Becky. Wysoka, szczupła blondynka koło czterdziestki.
- Witajcie dziewczęta! Mam dla was ważną informację.
- Zamieniamy się w słuch. - odparłam opierając się ręką o stolik.
- Jutro któraś z was zostanie adoptowana.
To nie możliwe...
- Jedna z was pewnie się ucieszy.
- Powiedz, kto to? - zapytała Victoria.
- Jutro się dowiecie...
Posłała nam uśmiech i wyszła z pokoju.
- Ciekawe kto to... - odparłam. Położyłam się na łóżku i włożyłam słuchawki. Włączyłam piosenkę zespołu Queen, Don't Stop Me Now. Zasnęłam.
***
Spojrzałam na zegarek. Widniała na nim godzina 15.
Cholera. Przegapiłam obiad. - pomyślałam. Wstałam z łóżka i przetarłam oczy. Na stoliku zauważyłam talerz ze schabowym i ziemniakami. Mniam. Obok była karteczka.
Poszłyśmy na salę. Wrócimy niedługo.
Aha.
Nie mając zamiaru na nich czekać, pospiesznie zjadłam pyszny obiad i się przebrałam. Miałam na sobie czarną bluzkę i legginsy o tym samym kolorze. Wyszłam z pokoju i szłam w stronę sali, w której odbywały się wszystkie zebrania i uroczystości. Już z daleka słyszałam głośne śmiechy.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam dziewczyny na drabinkach. Zawieszały jakieś ozdoby na ścianie.
- Z jakiej to okazji? - zapytałam. Dziewczyny najwyraźniej się przestraszyły.
- Becky kazała nam ozdobić tą salę, bo ten ktoś, kto jutro ma zaadoptować którąś z nas, ma być bardzo wyjątkowy.
- Oh, nie mogę się doczekać! - wykrzyczała Gabriele.
- Pomóc wam?
- Jeszcze się pytasz? - zaśmiała się Janet.
Uśmiechnęłam się i pomogłam dziewczynom.
***
Efekty naszej pracy były zachwycające. Potwierdziła to nawet nasza opiekunka.
Poszłyśmy do pokoju i zmęczone poszłyśmy spać. Bo przecież jutro miał być ten niezapomniany dzień...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro