Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

- Billie Jean is not my lover, she's just a girl who... - obudziła mnie piosenka Michaela Jacksona. Chyba nie wspomniałam o tym, że Janet jest jego psycho-fanką, prawda?

Jestem torturowana przez nią od rana do nocy. Ile można tyle o nim gadać.

- Wyłącz to! - zakryłam się poduszką.

- Daj jej spokój. Ciebie najwięcej tutaj słychać. - odparła Gaby. Od kiedy jej tak broni?

- Masz coś do mnie?! - wstałam i usiadłam na łóżku i posłałam jej zabójcze spojrzenie.

- Zamknijcie się! - wtrąciła Victoria.

Przykryłam się bardziej kołdrą i zamilkłam. Próbowałam usnąć, ale następna piosenka dobiegająca z telefonu Janet kompletnie wytrąciła mnie z równowagi. Ubrałam kapcie i szlafrok. Wyszłam z pokoju i zaczęłam spacerować po korytarzu.

Chodziłam w tę i z powrotem, z początku do końca korytarza, aż wpadłam na jakiegoś wysokiego chłopaka. On leżał na podłodze, a ja na nim.

Wtedy spojrzałam na jego twarz. Kurwa, to Matthew. Chłopak, który podobał mi się od początku gdy tutaj trafił.

- Boże, przepraszam... - wyjąkałam zarumieniona. Wstałam i pobiegłam do pokoju.

Dziewczyny spojrzały na mnie jak na wariatkę.

- Co ty taka czerwona? - zaśmiała się Marilyn.

- Matt na mnie wpadł! Albo ja na niego... albo... nie wiem! Tak czy siak, zderzyłam się z nim! - westchnęłam.

Dziewczyny zaczęły się śmiać. W tej chwili weszła do nas opiekunka naszej grupy, Becky. Wysoka, szczupła blondynka koło czterdziestki.

- Witajcie dziewczęta! Mam dla was ważną informację.

- Zamieniamy się w słuch. - odparłam opierając się ręką o stolik.

- Jutro któraś z was zostanie adoptowana.

To nie możliwe...

- Jedna z was pewnie się ucieszy.

- Powiedz, kto to? - zapytała Victoria.

- Jutro się dowiecie...

Posłała nam uśmiech i wyszła z pokoju.

- Ciekawe kto to... - odparłam. Położyłam się na łóżku i włożyłam słuchawki. Włączyłam piosenkę zespołu Queen, Don't Stop Me Now. Zasnęłam.

***

Spojrzałam na zegarek. Widniała na nim godzina 15.

Cholera. Przegapiłam obiad. - pomyślałam. Wstałam z łóżka i przetarłam oczy. Na stoliku zauważyłam talerz ze schabowym i ziemniakami. Mniam. Obok była karteczka.

Poszłyśmy na salę. Wrócimy niedługo.


Aha.


Nie mając zamiaru na nich czekać, pospiesznie zjadłam pyszny obiad i się przebrałam. Miałam na sobie czarną bluzkę i legginsy o tym samym kolorze. Wyszłam z pokoju i szłam w stronę sali, w której odbywały się wszystkie zebrania i uroczystości. Już z daleka słyszałam głośne śmiechy.

Otworzyłam drzwi i ujrzałam dziewczyny na drabinkach. Zawieszały jakieś ozdoby na ścianie.

- Z jakiej to okazji? - zapytałam. Dziewczyny najwyraźniej się przestraszyły.

- Becky kazała nam ozdobić tą salę, bo ten ktoś, kto jutro ma zaadoptować którąś z nas, ma być bardzo wyjątkowy.

- Oh, nie mogę się doczekać! - wykrzyczała Gabriele.

- Pomóc wam?

- Jeszcze się pytasz? - zaśmiała się Janet.

Uśmiechnęłam się i pomogłam dziewczynom.

***

Efekty naszej pracy były zachwycające. Potwierdziła to nawet nasza opiekunka.

Poszłyśmy do pokoju i zmęczone poszłyśmy spać. Bo przecież jutro miał być ten niezapomniany dzień...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro