Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❧ Rozdział 08.


Gdy otworzyła powieki, od razu ujrzała siedzącego naprzeciwko Himchana. Chłopak trzymał w dłoni broń, a na stoliku po jego prawej stronie widniało mnóstwo narzędzi, którymi mógł zadać jej ból. Próbowała wejść do jego umysłu, by dowiedzieć się, co planował, ale nie była w stanie tego zrobić. Nie wiedziała, czy miał na to wpływ nagły atak nieprzyjemnych wspomnień, który zadał jej ból, czy chłopak w jakiś sposób zdołał zablokować swój umysł na jej moc.

Jednego była pewna: nic dobrego jej nie czekało. W dodatku znajdowała się w mieszkaniu, a nie w bezpiecznej piwnicy, co mogło skutkować atakiem ze strony mutantów. Zaczynało się ściemniać, co zwiastowało niedalekie przybycie Kosiarza.

Zmarszczyła gniewnie brwi, zamierzając udawać silną kobietę, gdy ukradkiem dostrzegła Hongbina. Jego widok złamał jej serce, ponieważ był jedyną osobą, której zaufała. Nawet Wonho próbował ją zdradzić, choć znała jego sekret. Myślała, że zdobędzie w nim sojusznika, gdy zrozumie, że nie był jedynym przemienionym, ale się pomyliła.

Teraz stała się zakładnikiem ludzi, którzy mieli ją dobrze traktować.

– Dlaczego od razu mnie nie zabiłeś? – zwróciła się do Hongbina z wyrzutem. Nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. – Nie prosiłam cię o pomoc. Sam mnie tu zabrałeś, a teraz stałam się więźniem.

– Chcemy tylko wiedzieć, co cię łączy z Jonghyunem i Life Pill – zapewnił Hongbin, niespokojnie poprawiając się na drewnianym krześle. – Nic o tobie nie wiemy. Nie mamy pojęcia, czy możemy ci ufać. Czy... nie skrywasz jakichś brzydkich sekretów.

Z jej ust wydobyło się parsknięcie.

– Każdy skrywa jakieś sekrety. Ktoś, kto jest płatnym zabójcą, z pewnością ma ich mnóstwo – zauważyła, zaciskając dłonie, które zostały przywiązane do krzesła.

Mogła spróbować zawładnąć umysłem Hongbina i kazać mu zabić brata, ale wiedziała, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Dopóki nie będą próbowali jej zabić, dopóty zniesie wszystkie tortury i odpowie na pytania, na które będzie chciała udzielić odpowiedzi. Jeśli przekroczą granicę, zabije ich. Naprawdę nie chciała tego robić, ale jeśli nie będzie miała innego wyboru, zrobi to. Przetrwaniem na wyspie pomartwi się później.

– Jeżeli będziesz grzecznie odpowiadała na pytania, nic ci się nie stanie – zapewnił Himchan ze sztucznym uśmiechem. – Pytanie numer jeden: kim jesteś?

– Nazywam się Han Jiah. Tylko tyle wiem.

– Rodzina? Przyjaciele? Gdzie się urodziłaś?

Zacisnęła zęby, odczuwając coraz większą złość. Nienawidziła, gdy ktoś o to pytał, ponieważ nie miała pojęcia, jak wyglądało jej życie przed dostaniem się do Life Pill. Mogła przypuszczać, że została porwana albo nawet sprzedana, ale nie mogła być tego pewna.

– Nie wiem – odpowiedziała, ku niezadowoleniu chłopaka.

Himchan milczał dłuższą chwilę, mierząc się z nią na spojrzenia. Jako płatny zabójca wiedział, gdy ktoś próbował go oszukać. Jiah była z nim szczera, dlatego przeszedł do kolejnego, bardzo istotnego pytania.

– Dlaczego Jonghyun zlecił mojemu bratu, by się ciebie pozbył? Co cię z nim łączy?

Nie zamierzała odpowiedzieć. Wiedziała, że jeśli Himchan pozna prawdę, wścieknie się i nawet nie zdąży się obronić, gdy właduje jej kulkę w łeb. Wówczas myślała, że śmierć była jej wyzwoleniem, ale teraz nie chciała umierać. Nawet jeśli z jednej klatki wpadła w drugą, w końcu zdobyła towarzyszy. Choć nie ufali jej w stu procentach, rozmawiali z nią jak z człowiekiem i nie wyrządzali jej krzywdy.

Hongbin patrzył na dziewczynę z przerażeniem. Nie rozumiał, dlaczego nie odpowiadała i prowokowała jego brata do użycia siły. Himchan potrafił w każdym ujrzeć wroga, dlatego nie będzie miał problemu z pozbawieniem jej życia. W tej kwestii bardzo się od siebie różnili.

– Myślę, że trzeba będzie ci trochę pomóc. – Himchan uśmiechnął się tajemniczo.

Odłożył na stolik broń i wziął do ręki obcęgi. Osobiście nie żywił do Jiah żadnych uczuć i uważał ją za zbędną kulę u nogi, która w żaden sposób nie była w stanie pomóc im przetrwać, dlatego pozbycie się jej, nie sprawi mu trudności. Od początku jej nie ufał, ale musiał patrzeć na brata, który zabrał ją na wyspę. Jak zwykle próbował udawać obrońcę uciśnionych, jakby fakt, iż był płatnym mordercą skutecznie nie wykluczył go z tej roli.

Obszedł dziewczynę od tyłu i kucnął, przykładając obcęgi do jej paznokcia.

– Będę wyrywał jednego po drugim, dopóki nie powiesz prawdy – oznajmił. – Potem zostanę zmuszony do użycia innych sposobów.

Hongbin z przerażeniem podszedł do dziewczyny, kładąc dłonie na jej ramionach. Nie dostrzegając strachu na jej twarzy, poczuł się zdruzgotany.

– Proszę, powiedz nam, co cię łączy z Jonghyunem! – błagał, nie spuszczając wzroku z jej obojętnych oczu. – Obiecuję, że jeśli będziesz z nami szczera, nic ci się nie stanie. Masz na to moje słowo!

– Czy Wonho dobrze się czuje? – spytała, zbijając go z pantałyku.

– T-tak...

– A co z Jaejinem i jego bratem?

– Jeszcze nie wrócili, ale co to...

– Wyjdź, jeśli nie chcesz słyszeć jej wrzasków! – wtrącił Himchan, posyłając bratu groźne spojrzenie. – Mam w dupie to, że jest ci jej szkoda! Dopóki nie mówi prawdy, jest dla nas zagrożeniem, a zagrożenie się eliminuje! – Gdy Hongbin nie poruszył się z miejsca, ponownie nachylił się nad dłonią Jiah i zacisnął obcęgi na jej paznokciu. – Co cię łączy z Jonghyunem?

– Spytaj go. Może ci odpowie.

Krzyk dziewczyny momentalnie rozniósł się po pomieszczeniu, wprawiając Hongbina w ogromne poczucie winy. Chłopak odwrócił wzrok od szatynki, czując napływające do oczu łzy.

– Nie chcę tego robić, ale nie zostawiasz mi wyboru. – Himchan przyłożył obcęgi do drugiego paznokcia. – Co cię łączy z Jonghyunem?

– Odpowiedz mu! – krzyknął błagalnie Hongbin, odwracając się do niej twarzą. Nawet na niego nie spojrzała. Jej usta wykrzywiał grymas bólu. – Błagam cię, Jiah! Jeśli będziesz z nami szczera, może zdołamy ci pomóc!

– Znajdujemy się na wyspie, z której nie ma drogi ucieczki – zauważyła dziewczyna, powstrzymując łzy od spłynięcia. Myślała, że tortury, jakim ją poddano w Life Pill, przyzwyczaiły ją do bólu, ale wcale tak nie było. Wyrwany paznokieć bolał jak cholera, a na samą myśl, że zostało ich jeszcze dziewięć, nie licząc tych u nóg, mimowolnie drżała ze strachu. Najgorsze było to, że nie zdołała dostać się do umysłu Hongbina, co oznaczało, że atak bolesnych wspomnień ją osłabił. Gdyby tylko w pełni poznała swoją siłę i wiedziała, jak ją odpowiednio wykorzystać, taka sytuacja z pewnością nie miałyby miejsca.

Niespodziewanie w pomieszczeniu pojawił się Wonho. Widząc ból wymalowany na twarzy Jiah oraz łzy w oczach Hongbina, dotarło do niego, że Himchan rzeczywiście był gotów ją zabić.

– Jeśli będzie tak krzyczeć, zainteresuje mutanty, które krążą wokół chatek – odezwał się Wonho, odczuwając niespodziewaną potrzebę ocalenia jej. Fakt, iż wciąż nie powiedziała chłopakom o tym, czym się stał, nie pozwolił mu uważać jej za wroga. Była w stanie umrzeć na tym drewnianym krześle, nie wyjawiając przy tym jego tajemnicy.

A przecież w ogóle go nie znała. Nie była mu nic winna.

Himchan posłał blondynowi znudzone spojrzenie.

– Wtedy zostanie zamordowana przez mutanta, a my schowamy się w piwnicy. Co to za różnica, w jaki sposób umrze?

– Gdyby stanowiła dla nas zagrożenie, już dawno by nas zabiła! – zaoponował Hongbin, czując coraz większą złość na starszego brata. – Może po prostu potrzebuje czasu, by się do nas przekonać? Może wtedy powie prawdę?!

– Tutaj każda minuta się liczy – mówiąc to, Himchan oderwał drugiego paznokcia, a w pomieszczeniu ponownie rozległ się dziewczęcy krzyk.

Wonho ledwie zdołał stłumić gniew, który nakazywał mu rzucić się na Himchana i obić mu twarz. W ogóle nie przejmował się cierpieniem Jiah, której pot zaczął pojawiać się na twarzy. Starała się nie płakać, ale widział, że przychodziło jej to z trudem. Nie chciał nawet wyobrażać sobie, jak się obecnie czuła.

Widział, że nie zamierzała niczego powiedzieć i poniekąd ją rozumiał. Wiązałoby się to z tym, iż wszyscy poznaliby prawdę o jej mutacji i mogliby połączyć wszystko w taki sposób, iż zostałaby obwiniona o to, co stało się w Misty Island. On z początku również odebrał jej osobę w taki sposób, ale gdy został sam na sam ze swoimi myślami, zrozumiał, iż się pomylił. W końcu ta dziewczyna również mogła stać się obiektem jakiegoś brutalnego eksperymentu. Jej pojawienie się na wyspie było powiązane z Hongbinem, który ją tu przyprowadził. Ona nie miała nawet pojęcia o jej istnieniu.

Jiah próbowała wkraść się do umysłu któregoś z chłopaków, by uwolnić się od tortur, ale była na to zbyt słaba. Przy oderwanym czwartym paznokciu, nie wytrzymała. Zwyzywała Himchana od bydlaków i obiecała, że powie mu prawdę.

Chociaż Hongbin przez cały ten czas stał i przyglądał się wszystkiemu z boku, nie zamierzając uratować ją z opresji, wciąż widziała w nim nadzieję na swoje przetrwanie. Dlatego też poprosiła, by rozwiązał jej dłonie i kucnął przed nią tuż obok brata.

– Masz mnie za idiotę? – warknął Himchan, z niedowierzaniem patrząc na Hongbina, który spełnił polecenie dziewczyny. – Prędzej cię zabiję, jak sam umrę!

– Jeżeli chcesz dowiedzieć się prawdy, klękaj! Nie musiałbyś tego robić, jakbyś odwiązał mi nogi! – odparła, starając się nie myśleć o bólu, który z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy.

Hongbin chciał opatrzyć jej dłoń, ale się nie zgodziła. Czuła się coraz słabsza, ale była w stanie za pomocą umysłu ukazać im swoje przeżycia z Life Pill.

– Zanim poznacie prawdę, chcę, byś złożył mi obietnicę – zwróciła się do Hongbina ze łzami w oczach.

– Żadnych obietnic składał ci nie będzie!

– Zamknij się, Himchan! – warknął Hongbin, mierząc brata nienawistnym spojrzeniem. Gdy ten już więcej się nie odezwał, z troską spojrzał na Jiah. – Jaką obietnicę?

– Jeśli zdecydujecie się mnie zabić, zróbcie to szybko. Bezboleśnie – poprosiła drżącym głosem, mimowolnie zerkając na Wonho, który wciąż wszystkiemu przyglądał się z przerażeniem. Chciała wejść do jego umysłu, by zapewnić go, iż zabierze jego tajemnicę ze sobą do grobu, ale nie mogła tego zrobić. Dlatego też ponownie skupiła wzrok na Hongbinie. – A jeśli uda wam się wydostać z wyspy, znajdź Jonghyuna i go zabij. Ten śmieć nie zasługuje, by żyć, po tym, co wam zrobił.

– Nam zrobił?

– Obiecaj.

Hongbin niepewnie skinął głową.

– Obiecuję.

Przyłożyła dłoń do czoła Hongbina, od razu robiąc to samo z jego bratem. Przymknęła powieki, by przekazać im swoje wspomnienia.

Wonho z przerażeniem patrzył, jak ciała braci Kim niespokojnie drżą, ale powstrzymał się przed atakiem na Jiah, wierząc, iż nie robiła im nic złego.

W chwili, gdy dziewczyna pokazała im wszystko, uwolniła ich, zaciskając zdrową ręką dłoń, z której wyrwano cztery paznokcie.

– To wszystko przez ciebie! – krzyknął Himchan i rzucił się na dziewczynę w taki sposób, że runęła z krzesłem na podłogę, czując jego palce na swojej szyi. – To ty to wszystko zaczęłaś! To przez ciebie moja rodzina i przyjaciele nie żyją!

Hongbin kopnął brata w brzuch i odsunął go od dziewczyny, zwinnie blokując jego ręce oraz nogi w taki sposób, że nie mógł się poruszyć, choć bardzo chciał.

– Zabiję ją! – wrzeszczał Himchan ze wzrokiem szaleńca. – To ona była Pacjentem Zero! To przez nią wirus został rozprzestrzeniony na naszej wyspie! To wszystko jej wina!

Hongbin zignorował krzyczącego brata i spojrzał na Wonho, który nie miał pojęcia, co ze sobą począć. Nie widział bowiem tego, co oni i wciąż nie miał pojęcia, kim tak naprawdę była Jiah.

– Zabierz ją w bezpieczne miejsce.

– Piwnica jest bezpiecznym miejscem – zauważył Wonho, unosząc wysoko brwi. – Na wyspie nie ma innego bezpiecznego miejsca.

– To zabierz ją do piwnicy, opatrz rany i zamknij się w taki sposób, by nikt nie był w stanie się do niej dostać, rozumiesz?! – krzyknął, nie spuszczając wzroku z brata. – Dopóki cię nie poproszę, nie otwieraj ich!

– A co z Jaejinem i Tanem? Wciąż nie wrócili, a zaczyna się ściemniać...

– Zajmę się tym, Wonho! Teraz rób to, o co cię poprosiłem!

Blondyn podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny, odruchowo sprawdzając jej puls. Żyła, dlatego jednym szarpnięciem pozbył się węzła na jej nogach i biorąc ją na ręce, czym prędzej ruszył w stronę piwnicy. Starał się nie słuchać wrzeszczącego Himchana, który obiecywał, że ją zamorduje, ale dopóki nie znalazł się pod ziemią, dopóty nie było to możliwe.

Mam nadzieję, że się nie pozabijają, myślał, kładąc Jiah na materacu i szybko wrócił do metalowych drzwi, by zamknąć je na wszystkie zamki i na wszelki wypadek podłożył pod nie lodówkę.

Krzyk Himchana ucichł, ale to wcale nie sprawiło, że poczuł się spokojniejszy. Nad jego głową mogło dojść do tragedii, Jaejin i Tan wciąż znajdowali się na dworze, co mogło świadczyć o tym, że potrzebowali pomocy, a on musiał zająć się nieprzytomną dziewczyną, która zdołała poróżnić braci Kim. Choć byli różni i mieli inne poglądy, jeszcze nigdy się nie zdarzyło, by ze sobą walczyli.

Wonho aż bał się pomyśleć, co Jiah im pokazała. Himchan z pewnością miał powód, by oskarżać ją o to, co stało się na wyspie. Co takiego widział? Dlaczego chciał ją zabić?

Sięgnął po wódkę z górnej półki i rozerwał jedną z koszulek, kładąc ją pod dłoń nieprzytomnej dziewczyny. Wiedział, że ból ją obudzi, ale nie mógł nic na to poradzić. Musiał czym prędzej oczyścić ranę, by nie wdało się zakażenie.

Gdy dziewczyna próbowała zerwać się do ucieczki wraz z przerażającym krzykiem, zatrzymał ją w niedźwiedzim uścisku. Płakała, przeklinając go na milion sposobów, ale nie brał sobie tego do serca. Wiedział, że próbowała dać w ten sposób sobie ukojenie i nie miał jej tego za złe.

– Przepraszam, ale musiałem to zrobić. Inaczej wdałoby się zakażenie – próbował się tłumaczyć, gdy zdołała się uspokoić.

Odsunął ją od siebie i z troską odgarnął ciemne kosmyki włosów z jej twarzy. Zawsze wydawała mu się krucha, ale teraz nie miał pojęcia, jak poskładać ją do kupy. Była blada jak kreda, a pot spływał po całym jej ciele. Ból bez wątpienia ciągle jej towarzyszył i raczej wątpił, żeby szybko zniknął.

– Dlaczego mnie nie zastrzelił? – spytała, patrząc na niego z wyrzutem. – Poprosiłam o szybką śmierć. Hongbin mi obiecał...

– Hongbin nie pozwoli cię skrzywdzić – wszedł jej w słowo. Widząc niezrozumienie wymalowane na jej twarzy, dodał: – Walczy teraz z bratem, chcąc utrzymać cię przy życiu. Nie wiem, co ujrzeli, ale sprawiłaś, że Hongbin będzie się o ciebie troszczył. Znam go, więc uwierz, że nie masz czego się obawiać.

Po policzkach Jiah spłynęły łzy.

– Ty nic nie rozumiesz! – Kręciła głową, chcąc za wszelką cenę zapomnieć o bólu, który przeszywał ją na wskroś. – Wirus znalazł się tutaj przez to, że mój organizm zmutował dzięki niemu w taki sposób, że nie zamieniłam się w potwora. Przez długi czas eksperymentowano na mnie, chcąc odnaleźć sposób na ulepszenie człowieka oraz nieśmiertelność. Zginęło wielu ludzi! Jedynie ja nie zamieniłam się w potwora, ale to wystarczyło, by Jonghyun chciał przetestować wirusa w miejscu, które nie jest światu zbyt znane. Myślę, że dlatego wybrał tę wyspę. Nikt się nią nie zainteresuje, dzięki czemu odpowiednie służby nie dowiedzą się o tym, co tu się stało. Gdybym wtedy zamieniła się w potwora, prawdopodobnie ten psychol nie zdecydowałby się podjąć takiego ryzyka!

– Dlaczego nie zmutowałaś w taki sposób, jak reszta? – spytał, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Dlaczego ja również nie jestem taki jak oni? Przemieniam się jedynie wtedy, gdy czuję gniew, ale wyglądem w ogóle nie przypominam mutantów z wyspy.

– Nie mam pojęcia, dlaczego – przyznała szczerze, przymykając powieki. – Wiem tylko tyle, że nasza dwójka jest najbardziej ludzka ze wszystkich, którzy zmutowali. Mutant, który ożywa, również jest inny, ale bez wątpienia nie ma w nim już człowieczeństwa. To samo tyczy się Kosiarza, prawda? On też nie wygląda jak reszta?

Skinął głową, zerkając na zakratowane okno. Dostrzegając mrok, pospiesznie sięgnął po koszulkę i zakrył je w taki sposób, by nikt nie mógł ich ujrzeć.

– Nikt z nas nie wie, jak wygląda – przyznał. – Nie mieliśmy odwagi, by to sprawdzić. Jestem jednak pewien, że jest tysiąc razy groźniejszy od innych mutantów. No i pozostają jeszcze podwodne mutanty, które nie wychodzą z morza. Wydaje mi się, że one przypłynęły tu razem z ludźmi ubranymi w mundury.

– Z jakiegoś powodu jesteśmy wyjątkowi, ale wirus potrafi przejąć nad nami kontrolę. Ty przemieniasz się w bestię, której nie potrafisz kontrolować, a ja mogę kazać robić ludziom straszne rzeczy i potem tego nie pamiętam. Może jednak istnieje jakiś sposób, byśmy przejęli całkowitą kontrolę nad swoim umysłem?

– Myślę, że nie będzie na to czasu ani okazji.

Jiah wzdrygnęła się, słysząc charakterystyczne powarkiwania Kosiarza. Momentalnie przypomniała sobie o tym, że tylko oni byli w bezpiecznym miejscu. Hongbin i Himchan wciąż znajdowali się u góry, gdzie mogli zostać dostrzeżeni przez mutanty.

Jaejin i Tan wciąż nie wrócili.

Zerwała się do biegu, próbując odsunąć ciężką lodówkę, która zagracała drzwi. Palce bolały ją przy tym okropnie, ale nie odpuszczała, myśląc o Hongbinie i niebezpieczeństwie, w jakim się znalazł.

– Hongbin kazał mi nie otwierać drzwi, dopóki mnie o to nie poprosi. – Wonho niepewnie podszedł do dziewczyny, próbując ją uspokoić. – Himchan może cię zabić.

– Kosiarz ich zabije, nie rozumiesz?! – krzyknęła, wpatrując się w niego szklanymi oczami. – Otwieraj te przeklęte drzwi!

Nie miał pojęcia, skąd miała tyle siły, pomimo bólu, jaki odczuwała, ale robiła na nim wrażenie. W dodatku martwiła się o kogoś, kto nie stanął w jej obronie, gdy Himchan ją torturował.

Z niebywałą lekkością przesunął lodówkę i przekręcił zamki, otwierając drzwi. Do środka momentalnie wbiegli bracia Kim, zatrzaskując za sobą drzwi i naciskając guzik, który zakrywał je od drugiej strony, tworząc iluzję kolejnej ściany.

Widząc Himchana, stanął przed dziewczyną, chcąc uchronić ją przed ewentualnym atakiem z jego strony. Chłopak jednak nawet nie spojrzał w jej stronę i skulił się na materacu, odwracając się do nich plecami.

Hongbin poklepał go radośnie po plecach i oznajmił z uśmiechem:

– Nie dość, że w ostatniej chwili ukryliśmy się przed Kosiarzem, to jeszcze zdołałem przemówić bratu do rozsądku. Zdolny jestem, co?

Nie było mu wcale do śmiechu, ale musiał grać, by rozluźnić nieco atmosferę. Szarpanina oraz rozmowa z Himchanem go wykończyły, a fakt, iż Jiah wciąż cierpiała z bólu, a Jaejin i Tan nie wrócili do schronienia, strasznie go dołował. Było jednak zbyt późno i niebezpiecznie, by ich szukać.

– Z rana pójdziemy szukać chłopaków – postanowił, gdy nikt się nie odezwał. – Teraz odpocznijcie. Nie jesteśmy w stanie zrobić nic innego.

Jiah patrzyła, jak Hongbin siada na materacu i opiera się o ścianę. Gdy dostrzegł jej spojrzenie, uśmiechnął się.

– Chodź. Moje nogi posłużą ci za poduszkę.

Dlaczego nie chciał jej zabić i był taki miły? Przecież wiedział, że zmutowała i potrafiła wejść do jego umysłu. Mogła go skrzywdzić, a mimo to próbował traktować ją normalnie. Nie spodziewała się tego.

Hongbin nie pozwoli cię skrzywdzić", przypomniała sobie słowa Wonho.

Nerwowo spojrzała w stronę blondyna, a gdy ten skinął jej z uśmiechem głową, niepewnie podeszła do materaca i położyła się na nim w taki sposób, że głowę trzymała na kolanach Hongbina. Czuła się przez to nieco niezręczne, ale na myśl, iż nie widział w niej potwora po tym, co ujrzał, z jej oczu mimowolnie spłynęły łzy.

– Przepraszam, że musiałaś przez to wszystko przechodzić. – Usłyszała nad uchem szept chłopaka. – Obiecuję, że z naszej strony nie spotka cię już nic złego. Wspólnie zemścimy się na Jonghyunie za to, co zrobił tobie i mieszkańcom tej wyspy. Gdy odnajdziemy sposób na ucieczkę, wszystko się jakoś ułoży.

Nie musiał mieć dowodów na to, że Jonghyun stał za tym, co się stało w Misty Island. To, co ujrzał we wspomnieniach Jiah, zdecydowanie mu wystarczało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro