Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part XXVII

-Nareszcie kurwa - westchnął, wstał i puścił moją szyję. Spojrzał w stronę chłopaków, co było ogromnym błędem.

Otworzyłam szybko oczy i wgryzłam mu się pod kolano na co ten potwornie krzyknął i upadł na podłogę. Złapałam jego twarz i postrzeloną nogą wymierzyłam mu cios prosto w nos rozkwaszając go.

Odepchnęłam się od niego i złapałam broń. Przeładowałam ją i wycelowałam we wstającego napastnika. Już nacisnęłam spust, ale nie zadziałał. Kurwa nie zadziałał.

-Myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby zostawić magazynek? - zapytał i zaśmiał się. Sięgnął do kieszeni, a mi w oczach błysnął srebrny scyzoryk. Kurwa tak dzielnie walczyłam i mam zginąć od jakiegoś głupiego nożyka?

Mężczyzna wziął zamach, a ja szykowałam się na najgorsze, ale po chwili ciało opadło bezwładnie na mnie. Popatrzyłam na osobę, która strzelała i okazało się, że to Ariana. Zepchnęłam z siebie trupa i westchnęłam.

Chciałam wstać, ale za cholerę nie mogłam, więc postanowiłam zostać na podłodze, która teraz była najwygodniejsza na świecie. Po pomieszczeniu rozległ się harmider, a ja spojrzałam na związanego Mike'a, który przypatrywał mi się przymroczonym wzrokiem. Nagle poczułam nad sobą obecność kogoś, więc spojrzałam w tamtym kierunku.

Przerażony Vin oglądał całe moje ciało, a ja westchnęłam. Już widziałam co zamierzał, więc niemalże krzyknęłam:

-Nie dotykaj mnie.

-Nie będziesz przecież leżała na ziemi - powiedział i już chciał mnie podnieść.

-Nie! - krzyknęłam czując jego rękę na moich poobijanych żebrach. -Wstanę, ale sama - szepnęłam, czując, że resztę sił wykorzystałam na krzyk. Will przytulał Arianę, która płakała mu w ramię, a nade mną zebrali się wszyscy, ten kadr był idealny tak jakby stali koło dołka na cmentarzu i zaraz mieli przysypać mnie ziemią.

-Nie stójcie nade mną jakbyście przyszli z ostatnią przysługą - poprosiłam szeptem i syknęłam czując kłujący ból w łydce.

-Co się tutaj do cholery stało? - zapytał Vin spoglądając na Ethan'a.

-Cholera wie skąd się tutaj wzięły przydupasy Charles'a - powiedział ścierając krew z twarzy.

Zaczęłam brać mocne wdechy oraz wydechy. Przy piątym spięłam brzuch i szybko wstałam, czego od razu pożałowałam, ponieważ poczułam ból całego ciała. Zrobiłam szybkie dwa kroki nim spostrzegli, że wstałam i runęłam na kanapę. Oczywiście zaryłam twarzą co wywołało cały ból ryja i pobrudzenie materiału sofy.

Warknęłam i przekrzywiłam twarz, tak żebym nie musiała miażdżyć jeszcze bardziej nosa.

-Ciebie pojebało do reszty - powiedział Ethan i pokręcił głową.

Po chwili przyszła Ariana i rzuciła na stół sprzęt chirurgiczny.

-Ja tego nie zrobię - powiedziała od razu i pociągnęła nosem.

-Dlaczego? - zapytał Ethan, a ona pokazała mu fuck'a trzęsącą się jak galareta dłonią.

-Bo zrobię jej krzywdę? - powiedziała dobitnie i schowała swoje dłonie we włosy, a Will kołysał ją delikatnie.

Po salonie krzątali się tylko ochroniarze zbierający ciała, gdzie oni kurwa byli jak potrzebowaliśmy pomocy?!

-Dawaj to - powiedziałam zła i wyrwałam Ethan'owi sprzęt. - Sama to zrobię - dodałam i zarzuciłam i tak rozwalony kucyk do tyłu. Złapałam za lusterko i położyłam je na ziemi, zaczynając wyciągać kulę, która była koło łokcia.

-Co ty robisz? - zapytał Ethan, a ja chyba zaczęłam rozumieć moją starą mnie, już go nienawidzę.

-Muszę najpierw wyciągnąć kulkę z łokcia, bo nie wyciągnę kuli z nogi lewą ręką - przyznałam i włożyłam cążki w dziurę na ręce. Poczułam jak robi mi się niedobrze, ale ciągnęłam dalej.

-Daj mi to - powiedział Grayson, a ja zrezygnowana podałam mu cążki. Chłopak złapał mnie za dłoń delikatnie kładąc na stole. -Jakby bolało to mów - powiedział i zaczął mi grzebać w ręce. Może bolałoby mnie to gdybym miała resztę ciała w porządku. Po chwili poczułam jak wyciąga pocisk z mojej ręki i odkaża ją. Zakleił ją jałowym opatrunkiem i teraz czas na to gorsze, lewa noga.

Usłyszałam cięcie materiału jeansów i po chwili poczułam kolejne pieczenie, oraz kogoś palca na mojej starej ranie postrzałowej.

-Co to kurwa jest? - zapytał zły Vincent.

-Zamknij się Vin - powiedziała Ariana zaskakując wszystkich swoim ciętym językiem.

Poczułam zimny cążki, które zaniżają się w mojej łydce, co za paskudne uczucie. Dźwięk dodawał pikanterii temu wszystkiego, szerze mówiąc, żeby ten dzień zaczął się jeszcze gorzej powinien mnie teraz ktoś zgwałcić i żeby kanibal opierdolił mi nogę do kości. Na to czekam.

Poczułam jak buszuje w mojej nodze szukając kuli, a mi robiło się coraz gorzej.

-Nie mogę jej znaleść - powiedział i starł pot ze swojego czoła. Ja pierdole, czy ja się teraz przesłyszałam? To halucynacje?

-Daj - powiedział Vin, a ja poczułam jak zostają mi wyciągane cążki z nogi.

Poczułam kolejne odkażanie i ponowne wchodzenie cążek do mojego ciała, ale tylko na chwilę, bo poczułam jak pocisk jest wyciągany, a po chwili skóra była zszyta i znajdował się na niej bandaż.

Odetchnęłam z ulgą i przewróciłam się na plecy, co nie było zbyt przyjemne.

-Nie rób tak gwałtownych ruchów - powiedział Vin łapiąc mnie za dłoń, a ja pokiwałam głową. Po chwili puścił moją dłoń i zaczął odlepiać moją grzywkę od zakrwawionego czoła.

-Ethan przynieś opaskę - powiedział Vin wpatrując mi się w oczy i delikatnie głaszcząc po policzku.

Wbrew pozorom chłopak ruszył do łazienki i przyniósł opaskę. Vin założył mi ją delikatnie na czoło. Przyjrzał się mojej ranie i skwasił minę.

-Wiem, że nie będzie to miłe, ale wytrzymaj, zrobię to jak najszybciej - powiedział i popsikał mi płynem do dezynfekcji czoło. Cholernie piekło, ale nie chciałam pokazać przed resztą słabości.

Poczułam pierwsze przebicie skóry, więc zacisnęłam zęby na wardze. Po 15 minutach męczarni miałam plaster na pół czoła. Odetchnęłam z ulgą, że nie będzie już żadnego szarpania mojej skóry, ale dopiero teraz zaczęłam odczuwać uderzenie o podłogę i szamotaninę. Westchnęłam i zamknęłam oczy.

-Sheila - powiedział szybko Vin, a ja spojrzałam na niego.

-Hmm? - zapytałam.

-Jak się czujesz? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się lekko. Powoli usiadłam przez co dostałam od niego zabójczy wzrok.

-Dobrze - skłamałam i przymknęłam ponownie oczy.

-Sheila - powiedział szybko Vin, a ja się zaśmiałam.

-Hmm? - zapytałam, dalej z zamkniętymi oczami.

-Otwórz oczy - szepnął, a ja otworzyłam zmęczone oczy.

-Co się dzieje? - zapytałam kiedy usiadł obok mnie.

-Przepraszam - powiedział spoglądając mi w oczy. -Przepraszam, że ci nie wierzyłem - dodał i westchnął. -Jakbym cię posłuchał nic by ci teraz nie było - powiedział i pociągnął za swoje włosy. -Nigdy sobie tego nie wybaczę - dalej drążył, a ja złapałam go za policzki ignorując ból ciała.

-Spokojnie, przecież nic mi nie jest - zapewniłam. -A teraz pomógłbyś mi wejść na górę? - zapytałam, a on energicznie pokiwał głową i nim zdążyłam coś powiedzieć byłam już na jego rękach. Przez całe ciało przeszedł ogromny nerw, który wywołał nawet ogromny ból w paznokciu.

Nie kontrolowanie poleciały mi łzy po policzkach, a ja zacisnęłam zęby na wardze, żeby nie zawyć z bólu.

Po chwili byliśmy w mojej sypialni, a mężczyzna położył mnie na materacu najdelikatniej jak umiał, a i tak wywołało to falę bólu nie do zniesienia. Po policzkach popłynęły mi kolejne łzy, tylko że tym razem Vin je zobaczył.

-Bardzo boli? - zapytał, a ja zaprzeczyłam.

-Nie - szepnęłam, lecz tym razem poczułam bolesny impuls na skroni i nie byłam w stanie utrzymać szlochu.

-Przecież widzę, że cierpisz - powiedział i wstał. -Zaraz przyjdę - rzekł na odchodne.

Złapałam się za obramowanie łóżka i usiadłam. Ból był nie do wytrzymania, więc otworzyłam usta w niemy krzyk i poczułam jak wszystko jest rozrywane w moim ciele.

Pociągnęłam nosem co spowodowało wbicie kolejnej szpilki w mózg. Zaczęłam głęboko oddychać, wdech i wydech, wdech i wydech. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął Vin. Kiedy zobaczył, że siedzę szybko do mnie podszedł.

-Co się dzieje? - zapytał, a ja zamknęłam oczy.

-Muszę pójść się umyć - wyszeptałąm i już chciałam wstać, ale mężczyzna wybił mi ten pomysł z głowy.

-Na razie to ty musisz się położyć - podsumował i położył mnie na materacu, a ja poczułam znowu ból, więc po policzkach popłynęły mi łzy. -Napij się - polecił i podał mi butelkę wody niegazowanej i do ręki 2 tabletki przeciwbólowe.

Połknęłam obydwie na raz i popiłam je wodą, mimo tego, że szyja niezmiennie mnie bolała od duszenia.

-Dziękuję - szepnęłam i oddałam mu wodę. -Ja na prawdę muszę się umyć, nie jestem w stanie wytrzymać będąc cała we krwi - wyszeptałam nie chcąc, żeby usłyszał mojego drżącego głosu.

-Nie ruszaj się - powiedział i już go nie było. Po chwili wrócił z jakimiś ubraniami i mokrymi chusteczkami. To bardzo kochane z jego strony.

-Dziękuję - szepnęłam i posłałam mu uśmiech, który pewnie wyglądał okropnie, ale odwzajemnił go. -Przebiorę się- szepnęłam i wzięłam od niego ubrania. -Nie patrz - wyszeptałam, a on się zaśmiał, ale zgodnie z moją prośbą odwrócił się.

Napięłam cały brzuch i już chciałam zdjąć koszulkę, ale nie miałam siły, a przez to, że znowu się ruszyłam poczułam natrętny ból.

-Nie mogę - szepnęłam i poczułam kolejne łzy spływające po mojej twarzy.

-Spokojnie nie płacz - szepnął zaczynają mnie kojąco bujać i ze zdziwieniem muszę przyznać, że w ogóle mnie to nie bolało, tak jakby miał magiczne dłonie. -Jak chcesz mogę ci pomóc - dodał, a ja zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Był moim bliskim przyjacielem i raczej jakby chciał mnie zgwałcić, to już dawno temu by to zrobił.

-Po proszę - szepnęłam i podniosłam ręce, aż coś mi strzeliło powodując kolejny strumień łez. Vincent delikatnie zdjął ze mnie golf, a potem spodnie i zaczął bezkarnie przyglądać się mojemu ciału.

-Dowiem się czego ten mężczyzna chciał - warknął i sięgnął po spodenki. Nałożył mi je delikatnie i poprawił je na moim brzuchu. Potem założył mi koszulkę nocną. -Mogę zdjąć ci biustonosz? - zapytał, a ja szybko zaprzeczyłam. -Będzie ci wygodniej - przekonywał. Zaczęłam analizować jego słowa i po dłuższym namyśle zgodziłam się.

Złapał za zapięcie od stanika i rozpiął go zwinnie wyplątując go spod koszulki.

-A teraz rozluźnij się - poprosił, a ja wykonałam jego prośbę. Poczułam jak zaczął delikatnie obmywać mi całe ciało. Po relaksacyjnej kąpieli mężczyzna wstał i wyrzucił zużyte opakowanie po mokrych chusteczkach do śmietnika.

-Dziękuję - szepnęłam. -Na prawdę - szepnęłam i spojrzałam na zegarek, żeby sprawdzić godzinę, ale miał całą pękniętą szybkę. -O nie - westchnęłam i przejechałam palcem po zbitej tarczy.

-Nie martw się, kupisz sobie nowy - zapewnił i uśmiechnął się.

-Ale ten był idealny - przyznałam zdejmując go i kładąc pod poduszkę. -Dziękuję za dzisiaj - szepnęłam i przymknęłam oczy.

-To ja dziękuję - odszeptał, a zaczęłam odlatywać do krainy snów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro