Part XXI
Obudziłam się i rozejrzałam się dookoła. Z westchnięciem położyłam się na plecach i patrzyłam w sufit. Dzisiaj wyjeżdżamy, to znaczy wracamy do normalności, co w ogóle ciężko mi jest powiedzieć, bo w towarzystwie rodzeństwa Brown byłam niecałą dobę.
Sięgnęłam po Iqos'a i zaciągnęłam się. Bardzo możliwe, że to mój ostatni czas na cieszenie się nikotyną. Kiedy zaciągnęłam się wróciłam do wspomnień z przedwczoraj.
Nigdy nie zapomnę reakcji pani Noord na nowiutką bramę, którą może otwierać nawet ze swojego łóżka. Ze łzami w oczach podziękowała nam i powiedziała, że mamy dożywotnie noclegi u niej.
Nie wiem czy kiedyś coś sprawiło mi większą przyjemność niż zrobienie niespodzianki pani Noord. W ramach podziękowania dała nam drugi pilot do bramy, żebyśmy zawsze mogły do niej przyjechać. Prawdę mówiąc czułam się z nią trochę tak jak z własną babcią.
Wstałam z łóżka i ruszyłam pod prysznic. Wykonałam poranne czynności i przyjrzałam się sobie w lustrze. Moja szyja wyglądała już o wiele lepiej, ale w dalszym ciągu były widoczne cztery czerwone ślady. Ariana kilka dni temu zdjęła mi szwy z łydki i dłoni, co nie było zbyt przyjemne, ale kiedy poczułam, że już nie mam na sobie tych cholernych drutów było czymś cudownym. Już prawie w ogóle nie kuleje, ale jak ktoś się przyjrzy to widać, że jednak nie mam całkowicie zdrowej nogi.
Ubrałam na siebie czarne dresy i tego samego koloru bluzę, a na szyi zawiązałam beżową apaszkę. Związałam włosy w niskiego kucyka i wyszłam z łazienki wpadając na zaspaną Arianę. Złożyła mi szybkiego buziaka i weszła pod prysznic.
Rozejrzałam się po naszej sypialni i kucnęłam powoli pakując nasze rzeczy. Moich nie było za dużo, bo mnóstwo ich zostało w hotelu gdzie zostałam postrzelona, ale ważniejsze jest życie niż ubrania, prawda?
Za to Ariana miała jeszcze więcej ubrań niż początkowo je wzięła. Musiałam jej oddać moje 2 torby żeby się zmieściła, czyli podsumowując ona miała 5 toreb, a ja 1, ale mniejsza z tym, wrzuciłam nasze torby do samochodu, lecz nagle błysnęło się na niebie i zaczęło lać.
Dzień nie zapowiadał się na słoneczny, ale na burzowy również nie.
Wróciłam szybko do domu i od razu poczułam parę rąk oplatających moją talię.
-Ariana co się dzieje? - zapytałam szybko. -Ari? - szepnęła.
-Tak bardzo się boję - powiedziała dygocząc, a ja zaczęłam głaskać ją po plecach.
-Spokojnie, nic ci nie grozi - powiedziałam i ruszyłam z nią w stronę kanapy.
-Ja nie chcę jechać w burzy - szepnęła dalej się trzęsąc.
-Nie musisz, ja poprowadzę - powiedziałam na co ona zaczęła kręcić głową.
-Nie proszę nie, ja nie chcę jechać w burzy - błagała, a ja westchnęłam.
-Ale przecież pisząc im kartkę powiedziałaś, że wrócimy dzisiaj - powiedziałam dalej ją przytulając.
-Kurwa, ale nie przypuszczałam burzy - warknęła, ale kiedy usłyszała mocny trzask grzmotu ponownie się skuliła piszcząc.
-W porządku, przeczekamy burzę, ale zaraz po tym jak się skończy wracamy - powiedziałam i pstryknęłam ją w nos chichocząc, ale dziewczynie najwyraźniej nie było do śmiechu.
Burza trwa już 2 godziny i wcale nie przestaje przechodzić, tak jakby zawisnęła nad nami. Ja już przyzwyczaiłam się do grzmotów, ale Ariana nie.
Nagle zobaczyłyśmy przez okno ogromną błyskawice, która uderzyła w ziemię obok naszego domku, a po sekundzie zgasło światło, a grzmot był tak głośny, że aż poczułam jak serce mi zawibrowało.
Dziewczyna krzyknęła i zaczęła przepotwornie płakać.
-Spokojnie - szepnęłam. -Ciiiiiii - mówiłam uspokajająco nas bujając. -Jesteś bezpieczna - dodałam. -Pójdę zapalić w kominku - powiedziałam, ale dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się trząść, tym razem to było połączenie zimna i strachu.
-Proszę cię nie zostawiaj mnie - wyszeptała drżącym głosem.
-Napalę tylko w kominku, żeby było ci cieplej - powiedziałam wstając i kucając koło kominka.
Złapałam za zapalniczkę i podpałkę. Podpaliłam podpałkę i rozłożyłam ją po całej szerokości, właśnie sięgnęłam po kawałek drewna, kiedy poczułam przeciąg, który zgasił podpałkę jak świeczkę urodzinową. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że Ariana wpatruję się w jeden punkt i zaczęła się trząść.
Spojrzałam w tamtym kierunku i poczułam jak odpłynęła mi krew z twarzy. Przy wejściu stały dwie sylwetki, dwie pierdolone dwumetrowe, męskie sylwetki.
W przypływie instynkt zachowawczego złapałam za pogrzebacz.
Kiedy nieznajomi ruszyli w naszym kierunku, Ariana zaczęła dusić się łzami, a ja podbiegłam do niej zakrywając ją moim ciałem. Krzyki dziewczyny można było usłyszeć w LA, a ja przełknęłam ślinę i mocniej zacisnęłam dłoń na metalowej części pogrzebacza.
Kiedy byli wystarczająco blisko nas zamachnęłam się i uderzyłam jednego mężczyznę, który jęknął z bólu i upadł na ziemię, łapiąc powietrze. Teraz jeszcze drugi. Już chciałam się zamachnąć, ale została mi wyrwana broń i odrzucona dalej, no to jesteśmy w dupie.
Kiedy mężczyzna był oddalony ode mnie o niecały metr błyskawica rozświetliła jego twarz, a ja dostrzegłam białe włosy i zimne niebieskie oczy. I nagle przy kolejnym grzmocie wszystkie światła się włączyły, a ja zdałam sobie sprawę, że przede mną stoi przemoczony Vin, a na podłodze leży mokry William zwijający się z bólu.
Ariana zawyła żałośnie, a ja poczułam jak serce mi staje i pojawiają się mroczki przed oczami, więc szybko usiadłam.
-Ja pierdolę - sapnął Will wstając cały czas trzymając się żeber. -Gdzieś ty kurwa była!? - krzyknął wpatrując się wściekły na Arianę.
Zerknęłam na reakcje dziewczyny, kiedy z jej twarzy zniknęło przerażenie, pojawiła się złość, a tak na prawdę wściekłość. Nim się spostrzegłam dziewczyna podeszła do mężczyzny i uderzyła go w policzek. William się tego w ogóle nie spodziewał, więc jego głowa poleciała w bok.
-Nie masz prawa się do mnie tak zwracać - krzyknęła. -Chuj cie obchodzi co i gdzie robie, sam mi to wykrzyczałeś, więc dotrzymuj swoich słów - powiedziała i wybuchnęła płaczem, a ja poczułam jak cała adrenalina spływa z mojego ciała i poczułam, że zaraz się pożygam.
-Obiecywałem również, że będę przy tobie nieważne co - powiedział spokojnym tonem i złapał jej dłoń.
-To było dawno i nie prawda - warknęła i starała się wyrwać z jego uścisku. -Poza tym to ty wybrałeś tą ścieżkę, nie ja - powiedziała i pociągnęła nosem, a ja już byłam pewna, że nie wytrzymam i że zaraz się pożygam.
Wyminęłam wszystkich i pobiegłam na górę.
-Sheila - krzyknął Vincent, ale ja dalej biegłam. Poczułam jak słone łzy zaczynają spływać mi po twarzy, a do tego poczułam, że już nie wytrzymam i w ostatnim momencie moja głowa zawinęła nad toaletą zwracając zawartość żołądka.
-Zostaw ją Vin! - krzyknęła Ariana na cały głos na pewno zdzierając go sobie. -Ona się ciebie boi - dodała, a ja usłyszałam jak ktoś przestał wchodzić po schodach. -A ty mnie puść - warknęła, pewnie dalej się szarpiąc z Will'em.
Kiedy zwróciłam wszystko co zjadłam dzisiejszego popołudnia, wstałam i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam jak śmierć. Cała blada, na czarno i w dodatku z przewiązką przy szyi. Wypłukałam usta z reszty soków żołądkowych i wyszłam z łazienki.
-Proszę puść mnie - błagała Ariana, a we mnie wzrosła złość.
-Nigdy już cię nie puszczę, to był mój największy błąd życiowy - powiedział łagodnie dalej trzymając Arianę.
-Zostaw mnie w końcu w spokoju - warknęła zaczynając się mocniej szarpać.
-Chciałbym, ale nie umiem - wyjaśnił. -Za bardzo cię kocham - wytłumaczył i wbił się Arianie w usta.
Na początku dziewczyna chciała uwolnić się z objęć ukochanego, ale po chwili przestała walczyć sama ze sobą. Zdałam sobie sprawę z tego, że ona ciągle go kocha i mimo tej ala separacji łączy ich miłość, możliwe że nawet silniejsza.
Spojrzałam za okno i zobaczyłam, że przestało się błyskać, tylko deszcz popadywał. Rozejrzałam się po salonie i nie zobaczyłam nigdzie Vin'a. Przełknęłam ślinę na samą myśl, co on ze mną zrobi. Para zakochańców wyszła przez drzwi i ruszyła do mercedesa, a ja zgasiłam światło i zamknęłam drzwi na klucz.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę domku pani Noord starając się ominąć kałuże wody. Kiedy stanęłam na werandzie otrzepałam buty, które były całe w błocie i zapukałam. Odsunęłam się trochę od drzwi i poczułam jak wpadam na czyjąś sylwetkę. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam, że to Vin, więc szybko spojrzałam na moje brudne buty.
Po chwili drzwi otworzyła pani Noord i posłała mi uśmiech dopóki nie zauważyła, że za mną stoi 2 metrowy mężczyzna.
-Kim jesteś młodzieńcze? - zapytała przyglądając się mu uważnie.
-Nazywam się Vincent Brown i jestem przyjacielem Sheilii - wyjaśnił i pocałował jej dłoń. - Miło mi panią poznać - przyznał, a kobieta uśmiechnęła się szerzej.
-To może wejdziecie na herbatkę? - zapytała.
-Niestety musimy się już zbierać, ale następny razem bardzo chętnie - powiedział, aż mi było głupio że nie odezwałam się ani słowem.
-No dobrze, ale następnym razem koniecznie musicie przyjść - powiedziała i spojrzała na mnie. -Złotko prawie zapomniałam - powiedziała i złapała mnie za rękę ciągnąc do środka zamykając drzwi Vin'owi przed nosem. Bardzo zdziwiłam się na ten uczyn zawsze miłej kobiety.
-Słoneczko, wszystko w porządku? - zapytała łapiąc mnie za brodę. -Jak nie znasz tego mężczyzny to mogę zadzwonić na policję - szepnęła.
-Dziękuję pani bardzo, ale znam go i faktycznie jest moim przyjacielem - skłamałam całkowicie nie wiedząc dlaczego. -Po prostu jest mi smutno, że muszę opuszczać to miejsce - przyznałam, a po policzku popłynęła mi łza, którą kobieta szybko starła.
-Nie płacz złotko, na pewno jeszcze tutaj przyjedziesz - zapewniła i poprawiła mi apaszkę na szyi. -A teraz uśmiechnij się - powiedziała z uśmiechem.
-Oddaje pani klucz - powiedziałam jak wróciłyśmy do korytarza.
-Zatrzymaj go Słońce, ten domek jest wasz - przyznała.
-Ale to za dużo - powiedziałam kręcąc głową.
-To za mało właśnie - powiedziała. -Traktuję ciebie i Ariankę jak wnuczniki, których nigdy nie miałam i chce was rozpieszczać - dodała, a ja poczułam kolejną łzę na policzku, którą sama starłam.
-Nawet nie wiem jak pani dziękować - powiedziałam i przytuliłam kobietę.
-Mów mi "Babciu" - szepnęła i po jej policzku również popłynęła łza.
-Dobrze babciu - potwierdziłam i przytuliłam ją ponownie. - Do zobaczenia - pożegnałam się z nią i wyszłam na zewnątrz gdzie czekał Vin z poważnym wyrazem twarzy.
-Trzymaj ją mocno, bo taka kobieta nie trafia się drugi raz w życiu - powiedziała "babcia", a ja spaliłam ogromnego buraka.
-Dobrze, zapamiętam - powiedział. -Do widzenia - pożegnał się ponownie całując kobietę w dłoń.
-Szerokiej drogi dzieci - krzyknęła kiedy wsiadaliśmy do samochodu.
Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie tej podróży, pomimo tego, że trwa ona tylko godzinę. Vin ruszył, a ja spuściłam wzrok na moje dłonie, w których ściskałam pilota do bramy. Zerknęłam w tylne lusterko i zobaczyłam roześmianą Arianę i po raz pierwszy roześmianego Will'a. Ile ja bym dała za takie traktowanie przez Calum'a...
Vin zatrzymał się przed bramą, a ja nacisnęłam pilota, co przedarło się przez atmosferę, którą można było ciąć nożem.
Kiedy zobaczyłam, że mercedes również wyjechał z ośrodka nacisnęłam guzik, który zamknął bramę. Trzęsącymi się dłońmi schowałam pilota do kieszeni moich spodni i nie odrywałam wzroku od moich dłoni.
Po 40 minutach jako pierwszy odezwał się Vin.
-Przepraszam, za tą sytuację koło burgerowni - powiedział mocnym głosem i włączył migacz zjeżdżając z obwodnicy. -Nie wiedziałem, że uciekałaś przed niebezpieczeństwem, myślałem, że ponownie chcesz uciec - przyznał i westchnął spoglądając na mnie, a ja pokiwałam głową na "tak". W sumie to sama nie wiem co chciałam przez to pokazać, chciałam powiedzieć, że nic się nie stało, ale nie byłam w stanie, gula w moim gardle nie pozwalała mi nawet przełknąć śliny.
Po kilku minutach Vin zaparkował samochód na parking, a ja niesamowicie bałam się wysiąść, więc wgapiałam się w moje ręce.
-Nie chcę żebyś się mnie bała - powiedział spokojnie, ale w dalszym ciągu mocnym głosem. Bardzo chciałam zaprzeczyć jego słowom, ale nie byłam w stanie.
-Proszę cię, powiedz coś - poprosił cicho, a ja pokiwałam głową otwierając usta żeby coś powiedzieć, ale mój głos wyparował. Czułam się w tym momencie jak Arielka, której Urszula zabrała głos.
Pokiwałam tylko głową i poczułam zbierające się łzy w moich oczach, ale za cholerę nie mogłam utrzymać ich w oczach, a mężczyzna idealnie w tym momencie złapał moją szczękę każąc spojrzeć na mnie.
Po moim prawym policzku popłynęły dwie łzy, a po lewym jedna. Vin jak to zobaczył odpiął swój i mój pas bezpieczeństwa. Obkrążył samochód dookoła i wyciągnął mnie z niego niosąc do środka domu.
Po chwili znaleźliśmy się w moim pokoju, mężczyzna położył mnie na łóżku i sam położył się obok mnie przyciągając mnie do siebie.
-Spokojnie - szepnął, kiedy zaczęłam drżeć od nadmiaru strachu. -Nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuje - szepnął.
-Ciekawe czy obietnic dotrzymujesz tak jak brat - powiedziałam drgającym głosem i dopiero zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Już chciałam wstać i go przepraszać, ale usłyszałam jak zaczął się śmiać, tak melodycznie.
-Niestety nie mam wpływu na rozum brata, ale ja dotrzymuje obietnic - przyznał i podniósł dłoń, więc skuliłam się szykują się na cios, ale nic takiego się nie stało. Sekundę później Vin posadził mnie i kazał spojrzeć w swoje oczy. Okropnie przeraziłam się tego co zaraz ma nastąpić.
-Sheila, nigdy, ale to nigdy cię nie uderzę - powiedział poważnym głosem. -Rozumiesz? - zapytał puszczając moją twarz. Pokiwałam głową pokazując, że rozumiem. Po chwili znowu wróciliśmy do przytulania się, które trwało tak długo, dopóki się uspokoiłam i usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro