Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part XXI

Obudziłam się i rozejrzałam się dookoła. Z westchnięciem położyłam się na plecach i patrzyłam w sufit. Dzisiaj wyjeżdżamy, to znaczy wracamy do normalności, co w ogóle ciężko mi jest powiedzieć, bo w towarzystwie rodzeństwa Brown byłam niecałą dobę.

Sięgnęłam po Iqos'a i zaciągnęłam się. Bardzo możliwe, że to mój ostatni czas na cieszenie się nikotyną. Kiedy zaciągnęłam się wróciłam do wspomnień z przedwczoraj.

Nigdy nie zapomnę reakcji pani Noord na nowiutką bramę, którą może otwierać nawet ze swojego łóżka. Ze łzami w oczach podziękowała nam i powiedziała, że mamy dożywotnie noclegi u niej.

Nie wiem czy kiedyś coś sprawiło mi większą przyjemność niż zrobienie niespodzianki pani Noord. W ramach podziękowania dała nam drugi pilot do bramy, żebyśmy zawsze mogły do niej przyjechać. Prawdę mówiąc czułam się z nią trochę tak jak z własną babcią.

Wstałam z łóżka i ruszyłam pod prysznic. Wykonałam poranne czynności i przyjrzałam się sobie w lustrze. Moja szyja wyglądała już o wiele lepiej, ale w dalszym ciągu były widoczne cztery czerwone ślady. Ariana kilka dni temu zdjęła mi szwy z łydki i dłoni, co nie było zbyt przyjemne, ale kiedy poczułam, że już nie mam na sobie tych cholernych drutów było czymś cudownym. Już prawie w ogóle nie kuleje, ale jak ktoś się przyjrzy to widać, że jednak nie mam całkowicie zdrowej nogi.

Ubrałam na siebie czarne dresy i tego samego koloru bluzę, a na szyi zawiązałam beżową apaszkę. Związałam włosy w niskiego kucyka i wyszłam z łazienki wpadając na zaspaną Arianę. Złożyła mi szybkiego buziaka i weszła pod prysznic.

Rozejrzałam się po naszej sypialni i kucnęłam powoli pakując nasze rzeczy. Moich nie było za dużo, bo mnóstwo ich zostało w hotelu gdzie zostałam postrzelona, ale ważniejsze jest życie niż ubrania, prawda?

Za to Ariana miała jeszcze więcej ubrań niż początkowo je wzięła. Musiałam jej oddać moje 2 torby żeby się zmieściła, czyli podsumowując ona miała 5 toreb, a ja 1, ale mniejsza z tym, wrzuciłam nasze torby do samochodu, lecz nagle błysnęło się na niebie i zaczęło lać.

Dzień nie zapowiadał się na słoneczny, ale na burzowy również nie.

Wróciłam szybko do domu i od razu poczułam parę rąk oplatających moją talię.

-Ariana co się dzieje? - zapytałam szybko. -Ari? - szepnęła.

-Tak bardzo się boję - powiedziała dygocząc, a ja zaczęłam głaskać ją po plecach.

-Spokojnie, nic ci nie grozi - powiedziałam i ruszyłam z nią w stronę kanapy.

-Ja nie chcę jechać w burzy - szepnęła dalej się trzęsąc.

-Nie musisz, ja poprowadzę - powiedziałam na co ona zaczęła kręcić głową.

-Nie proszę nie, ja nie chcę jechać w burzy - błagała, a ja westchnęłam.

-Ale przecież pisząc im kartkę powiedziałaś, że wrócimy dzisiaj - powiedziałam dalej ją przytulając.

-Kurwa, ale nie przypuszczałam burzy - warknęła, ale kiedy usłyszała mocny trzask grzmotu ponownie się skuliła piszcząc.

-W porządku, przeczekamy burzę, ale zaraz po tym jak się skończy wracamy - powiedziałam i pstryknęłam ją w nos chichocząc, ale dziewczynie najwyraźniej nie było do śmiechu.

Burza trwa już 2 godziny i wcale nie przestaje przechodzić, tak jakby zawisnęła nad nami. Ja już przyzwyczaiłam się do grzmotów, ale Ariana nie.

Nagle zobaczyłyśmy przez okno ogromną błyskawice, która uderzyła w ziemię obok naszego domku, a po sekundzie zgasło światło, a grzmot był tak głośny, że aż poczułam jak serce mi zawibrowało.

Dziewczyna krzyknęła i zaczęła przepotwornie płakać.

-Spokojnie - szepnęłam. -Ciiiiiii - mówiłam uspokajająco nas bujając. -Jesteś bezpieczna - dodałam. -Pójdę zapalić w kominku - powiedziałam, ale dziewczyna jeszcze bardziej zaczęła się trząść, tym razem to było połączenie zimna i strachu.

-Proszę cię nie zostawiaj mnie - wyszeptała drżącym głosem.

-Napalę tylko w kominku, żeby było ci cieplej - powiedziałam wstając i kucając koło kominka.

Złapałam za zapalniczkę i podpałkę. Podpaliłam podpałkę i rozłożyłam ją po całej szerokości, właśnie sięgnęłam po kawałek drewna, kiedy poczułam przeciąg, który zgasił podpałkę jak świeczkę urodzinową. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że Ariana wpatruję się w jeden punkt i zaczęła się trząść.

Spojrzałam w tamtym kierunku i poczułam jak odpłynęła mi krew z twarzy. Przy wejściu stały dwie sylwetki, dwie pierdolone dwumetrowe, męskie sylwetki.

W przypływie instynkt zachowawczego złapałam za pogrzebacz.

Kiedy nieznajomi ruszyli w naszym kierunku, Ariana zaczęła dusić się łzami, a ja podbiegłam do niej zakrywając ją moim ciałem. Krzyki dziewczyny można było usłyszeć w LA, a ja przełknęłam ślinę i mocniej zacisnęłam dłoń na metalowej części pogrzebacza.

Kiedy byli wystarczająco blisko nas zamachnęłam się i uderzyłam jednego mężczyznę, który jęknął z bólu i upadł na ziemię, łapiąc powietrze. Teraz jeszcze drugi. Już chciałam się zamachnąć, ale została mi wyrwana broń i odrzucona dalej, no to jesteśmy w dupie.

Kiedy mężczyzna był oddalony ode mnie o niecały metr błyskawica rozświetliła jego twarz, a ja dostrzegłam białe włosy i zimne niebieskie oczy. I nagle przy kolejnym grzmocie wszystkie światła się włączyły, a ja zdałam sobie sprawę, że przede mną stoi przemoczony Vin, a na podłodze leży mokry William zwijający się z bólu.

Ariana zawyła żałośnie, a ja poczułam jak serce mi staje i pojawiają się mroczki przed oczami, więc szybko usiadłam.

-Ja pierdolę - sapnął Will wstając cały czas trzymając się żeber. -Gdzieś ty kurwa była!? - krzyknął wpatrując się wściekły na Arianę.

Zerknęłam na reakcje dziewczyny, kiedy z jej twarzy zniknęło przerażenie, pojawiła się złość, a tak na prawdę wściekłość. Nim się spostrzegłam dziewczyna podeszła do mężczyzny i uderzyła go w policzek. William się tego w ogóle nie spodziewał, więc jego głowa poleciała w bok.

-Nie masz prawa się do mnie tak zwracać - krzyknęła. -Chuj cie obchodzi co i gdzie robie, sam mi to wykrzyczałeś, więc dotrzymuj swoich słów - powiedziała i wybuchnęła płaczem, a ja poczułam jak cała adrenalina spływa z mojego ciała i poczułam, że zaraz się pożygam.

-Obiecywałem również, że będę przy tobie nieważne co - powiedział spokojnym tonem i złapał jej dłoń.

-To było dawno i nie prawda - warknęła i starała się wyrwać z jego uścisku. -Poza tym to ty wybrałeś tą ścieżkę, nie ja - powiedziała i pociągnęła nosem, a ja już byłam pewna, że nie wytrzymam i że zaraz się pożygam.

Wyminęłam wszystkich i pobiegłam na górę.

-Sheila - krzyknął Vincent, ale ja dalej biegłam. Poczułam jak słone łzy zaczynają spływać mi po twarzy, a do tego poczułam, że już nie wytrzymam i w ostatnim momencie moja głowa zawinęła nad toaletą zwracając zawartość żołądka.

-Zostaw ją Vin! - krzyknęła Ariana na cały głos na pewno zdzierając go sobie. -Ona się ciebie boi - dodała, a ja usłyszałam jak ktoś przestał wchodzić po schodach. -A ty mnie puść - warknęła, pewnie dalej się szarpiąc z Will'em.

Kiedy zwróciłam wszystko co zjadłam dzisiejszego popołudnia, wstałam i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam jak śmierć. Cała blada, na czarno i w dodatku z przewiązką przy szyi. Wypłukałam usta z reszty soków żołądkowych i wyszłam z łazienki.

-Proszę puść mnie - błagała Ariana, a we mnie wzrosła złość.

-Nigdy już cię nie puszczę, to był mój największy błąd życiowy - powiedział łagodnie dalej trzymając Arianę.

-Zostaw mnie w końcu w spokoju - warknęła zaczynając się mocniej szarpać.

-Chciałbym, ale nie umiem - wyjaśnił. -Za bardzo cię kocham - wytłumaczył i wbił się Arianie w usta.

Na początku dziewczyna chciała uwolnić się z objęć ukochanego, ale po chwili przestała walczyć sama ze sobą. Zdałam sobie sprawę z tego, że ona ciągle go kocha i mimo tej ala separacji łączy ich miłość, możliwe że nawet silniejsza.

Spojrzałam za okno i zobaczyłam, że przestało się błyskać, tylko deszcz popadywał. Rozejrzałam się po salonie i nie zobaczyłam nigdzie Vin'a. Przełknęłam ślinę na samą myśl, co on ze mną zrobi. Para zakochańców wyszła przez drzwi i ruszyła do mercedesa, a ja zgasiłam światło i zamknęłam drzwi na klucz.

Powolnym krokiem ruszyłam w stronę domku pani Noord starając się ominąć kałuże wody.  Kiedy stanęłam na werandzie otrzepałam buty, które były całe w błocie i zapukałam. Odsunęłam się trochę od drzwi i poczułam jak wpadam na czyjąś sylwetkę. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam, że to Vin, więc szybko spojrzałam na moje brudne buty.

Po chwili drzwi otworzyła pani Noord i posłała mi uśmiech dopóki nie zauważyła, że za mną stoi 2 metrowy mężczyzna.

-Kim jesteś młodzieńcze? - zapytała przyglądając się mu uważnie.

-Nazywam się Vincent Brown i jestem przyjacielem Sheilii - wyjaśnił i pocałował jej dłoń. - Miło mi panią poznać - przyznał, a kobieta uśmiechnęła się szerzej.

-To może wejdziecie na herbatkę? - zapytała.

-Niestety musimy się już zbierać, ale następny razem bardzo chętnie - powiedział, aż mi było głupio że nie odezwałam się ani słowem.

-No dobrze, ale następnym razem koniecznie musicie przyjść - powiedziała i spojrzała na mnie. -Złotko prawie zapomniałam - powiedziała i złapała mnie za rękę ciągnąc do środka zamykając drzwi Vin'owi przed nosem. Bardzo zdziwiłam się na ten uczyn zawsze miłej kobiety.

-Słoneczko, wszystko w porządku? - zapytała łapiąc mnie za brodę. -Jak nie znasz tego mężczyzny to mogę zadzwonić na policję - szepnęła.

-Dziękuję pani bardzo, ale znam go i faktycznie jest moim przyjacielem - skłamałam całkowicie nie wiedząc dlaczego. -Po prostu jest mi smutno, że muszę opuszczać to miejsce - przyznałam, a po policzku popłynęła mi łza, którą kobieta szybko starła.

-Nie płacz złotko, na pewno jeszcze tutaj przyjedziesz - zapewniła i poprawiła mi apaszkę na szyi.  -A teraz uśmiechnij się - powiedziała z uśmiechem.

-Oddaje pani klucz - powiedziałam jak wróciłyśmy do korytarza.

-Zatrzymaj go Słońce, ten domek jest wasz - przyznała.

-Ale to za dużo - powiedziałam kręcąc głową.

-To za mało właśnie - powiedziała. -Traktuję ciebie i Ariankę jak wnuczniki, których nigdy nie miałam i chce was rozpieszczać - dodała, a ja poczułam kolejną łzę na policzku, którą sama starłam.

-Nawet nie wiem jak pani dziękować - powiedziałam i przytuliłam kobietę.

-Mów mi "Babciu" - szepnęła i po jej policzku również popłynęła łza.

-Dobrze babciu - potwierdziłam i przytuliłam ją ponownie. - Do zobaczenia - pożegnałam się z nią i wyszłam na zewnątrz gdzie czekał Vin z poważnym wyrazem twarzy.

-Trzymaj ją mocno, bo taka kobieta nie trafia się drugi raz w życiu - powiedziała "babcia", a ja spaliłam ogromnego buraka.

-Dobrze, zapamiętam - powiedział. -Do widzenia - pożegnał się ponownie całując kobietę w dłoń.

-Szerokiej drogi dzieci - krzyknęła kiedy wsiadaliśmy do samochodu.

Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie tej podróży, pomimo tego, że trwa ona tylko godzinę. Vin ruszył, a ja spuściłam wzrok na moje dłonie, w których ściskałam pilota do bramy. Zerknęłam w tylne lusterko i zobaczyłam roześmianą Arianę i po raz pierwszy roześmianego Will'a. Ile ja bym dała za takie traktowanie przez Calum'a...

Vin zatrzymał się przed bramą, a ja nacisnęłam pilota, co przedarło się przez atmosferę, którą można było ciąć nożem.

Kiedy zobaczyłam, że mercedes również wyjechał z ośrodka nacisnęłam guzik, który zamknął bramę. Trzęsącymi się dłońmi schowałam pilota do kieszeni moich spodni i nie odrywałam wzroku od moich dłoni.

Po 40 minutach jako pierwszy odezwał się Vin.

-Przepraszam, za tą sytuację koło burgerowni - powiedział mocnym głosem i włączył migacz zjeżdżając z obwodnicy. -Nie wiedziałem, że uciekałaś przed niebezpieczeństwem, myślałem, że ponownie chcesz uciec - przyznał i westchnął spoglądając na mnie, a ja pokiwałam głową na "tak". W sumie to sama nie wiem co chciałam przez to pokazać, chciałam powiedzieć, że nic się nie stało, ale nie byłam w stanie, gula w moim gardle nie pozwalała mi nawet przełknąć śliny.

Po kilku minutach Vin zaparkował samochód na parking, a ja niesamowicie bałam się wysiąść, więc wgapiałam się w moje ręce.

-Nie chcę żebyś się mnie bała - powiedział spokojnie, ale w dalszym ciągu mocnym głosem. Bardzo chciałam zaprzeczyć jego słowom, ale nie byłam w stanie.

-Proszę cię, powiedz coś - poprosił cicho, a ja pokiwałam głową otwierając usta żeby coś powiedzieć, ale mój głos wyparował. Czułam się w tym momencie jak Arielka, której Urszula zabrała głos.

Pokiwałam tylko głową i poczułam zbierające się łzy w moich oczach, ale za cholerę nie mogłam utrzymać ich w oczach, a mężczyzna idealnie w tym momencie złapał moją szczękę każąc spojrzeć na mnie.

Po moim prawym policzku popłynęły dwie łzy, a po lewym jedna. Vin jak to zobaczył odpiął swój i mój pas bezpieczeństwa. Obkrążył samochód dookoła i wyciągnął mnie z niego niosąc do środka domu.

Po chwili znaleźliśmy się w moim pokoju, mężczyzna położył mnie na łóżku i sam położył się obok mnie przyciągając mnie do siebie.

-Spokojnie - szepnął, kiedy zaczęłam drżeć od nadmiaru strachu. -Nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuje - szepnął.

-Ciekawe czy obietnic dotrzymujesz tak jak brat - powiedziałam drgającym głosem i dopiero zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Już chciałam wstać i go przepraszać, ale usłyszałam jak zaczął się śmiać, tak melodycznie.

-Niestety nie mam wpływu na rozum brata, ale ja dotrzymuje obietnic - przyznał i podniósł dłoń, więc skuliłam się szykują się na cios, ale nic takiego się nie stało. Sekundę później Vin posadził mnie i kazał spojrzeć w swoje oczy. Okropnie przeraziłam się tego co zaraz ma nastąpić.

-Sheila, nigdy, ale to nigdy cię nie uderzę - powiedział poważnym głosem. -Rozumiesz? - zapytał puszczając moją twarz. Pokiwałam głową pokazując, że rozumiem. Po chwili znowu wróciliśmy do przytulania się, które trwało tak długo, dopóki się uspokoiłam i usnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro