Part XLVII
Jechałyśmy w nieznanym mi kierunku, ale nie chciałam wypytywać kobiety gdzie jedziemy.
-Mogę wiedzieć co ci się stało? - zapytała spoglądając na mnie kiedy zjechałyśmy z obwodnicy.
-Prawdę mówiąc mogę przyznać, że byłam przetrzymywana - przyznałam. -To znaczy nie bili mnie, ani nic takiego. Mogłam normalnie jeździć samochodem, ale byłam pod wiecznym nadzorem. Gdzie nie pojechałam to oni tam byli - wyjaśniłam zagryzając wargę.
-Co masz zamiar zrobić? - zapytała.
-Nie mam bladego pojęcia - przyznałam spoglądając na moje dłonie. -Zostać tutaj nie mogę, a wyjechać mi się nie uda. Kiedy próbowałam pierwszy raz uciec byłam już koło wejścia na pokład samolotu zgarnęli mnie z powrotem - powiedziałam ściszonym głosem.
-Gdzie się zatrzymasz?
-Jeszcze nie wiem, jakiś motel? - odpowiedziałam wzruszając rękami. Livia zaparkowała na jakimś parkingu i spojrzała na mnie.
-Byłabym zadowolona ze współlokatorki - przyznała uśmiechnięta. -Poza tym, zajmowałabyś się Victor'em jakbym była w pracy - dodała, a ja spojrzałam na nią z nadzieją.
-Na prawdę? - zapytałam niedowierzając, a dziewczyna pokiwała głową. Uśmiechnęłam się szeroko i odetchnęłam z ulgą.
-Nawet nie wiem jak ci dziękować - przyznałam. Przytuliłabym ją jakbym nie była cała ubrudzona krwią.
-Chodźmy - powiedziała odpinając pasy i wysiadając z samochodu, zresztą zrobiłam to samo. Przyglądałam się uważnie jak bierze Victor'a na ręce i wkłada go do wózka, a ja dopiero teraz rozejrzałam się dookoła.
Strzeżone osiedle i piękne nowe bloki, raj po prostu. Założyłam swój plecak na plecy i ruszyłam za nią. Weszliśmy do klatki II i dziewczyna wpisała kod, który zapisałam sobie w głowie. Weszłyśmy do windy i wjechałyśmy na 3 piętro. Livia sięgnęła po klucz i otworzyła mieszkanie z numerem 34.
-Zapraszam - powiedziała otwierając drzwi na oścież.
-No co ty, wchodź pierwsza - poprosiłam, a ona zaśmiała się pod nosem i wjechała wózkiem do środka. Zdjęłam buty i ułożyłam je równo w rządku. Jak się wyprostowałam poczułam jak adrenalina zaczęła spływać z mojego ciała, co oznaczało powrót bólu.
Dziewczyna zobaczyła moją marną minę i podeszła do mnie.
-Co cie boli? - zapytała.
-Trochę plecy - przyznałam, a dziewczyna bez uprzedzenia podwinęła moją bluzę na plecach i uwidocznił się ogromny siniak.
-Boże, kto ci to zrobił? - zapytała łapiąc się za usta.
-Nie chce do tego wracać, dobrze? - poprosiłam, a ona jedynie pokiwała głową i zaczęła rozbierać Victor'a.
-Tam jest łazienka - powiedziała wskazując dłonią na prawo, a ja podziękowałam ruszając w tamtym kierunku.
Położyłam plecak na dywanie i kucnęłam wyciągając z niego jakieś czyste ubrania. Zdjęłam brudne ubrania i dałam je do zimnej wody. Poprawiłam szarą bluzę, która sięgała mi przed pośladki i założyłam czarne rurki. Zmyłam z twarzy krew i odwiązałam opatrunki wyrzucając je do kosza.
Mimo nowych ran dłonie mniej już bolały, co było dużym plusem, ale za to plecy dawały o sobie znać. Pośpiesznie na twarz nałożyłam jeszcze podkład, który zakrył mi masakryczny stan twarzy. Wyszłam z łazienki i weszłam w głąb mieszkania. Livia przebierała Victor'a, więc powoli do niej podeszłam przyglądając się jak to się robi.
W sumie to chyba nic trudnego. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał równą 3.
-Głodna? - zapytała Livia, a ja pokiwałam głową uśmiechając się.
-Pójdę na zakupy i kupie coś - zaproponowałam, a dziewczyna się uśmiechnęła.
-W sumie, to możemy pójść z tobą, prawda Victor? - zapytała zwracając nie do synka, jaki to słodziak. Chłopiec uśmiechnął się na słowa mamy, a ja zachichotałam. Boże jaki on jest uroczy. -A teraz pozwolisz się mamie ubrać i pójdziesz na ręce do ciociu Nun - powiedziała, a ja otworzyłam szerzej oczy.
-Ale ja nigdy nie trzymałam dziecka na rękach - przyznałam spanikowana.
-Zawsze jest ten pierwszy raz - powiedziała uśmiechając się. Po chwili na moich obolałych rękach leżał Victor, który wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi oczkami. Kciukiem delikatnie nacinęłam jego nosek na co się roześmiał, a ja uśmiechnęłam.
Po chwili wróciła Livia i wzięła malca.
-Wiesz, że nie musisz się bać mówić do dziecka? - zapytała uśmiechając się. -Dzieci dzięki rozmowie z nim dowiaduje się nowych słów - wyjaśniła, a ja pokiwałam głową. Livia jest super mądra, ale co się dziwić, decydując się na dziecko musisz wydorośleć. -Idziemy? - zapytała patrząc na mnie.
-Tak, tak - powiedziałam pośpiesznie i ruszyłam do holu założyć buty. Prostując się ponownie poczułam nieprzyjemne uczucie wbijanych szpilek z plecy. Kiedy się wyprostowałam zobaczyłam chłopca bawiącego się grzechotką, ale ani śladu jego mamy.
-Livia? - zapytałam niepewnie, ale po chwili wychyliła się z kuchni podając mi szklankę wody i tabletki przeciwbólowe. Posłałam jej uśmiech i połknęłam je od razu. Kiedy przepiłam tabletki wodą ruszyłam do kuchni i odłożyłam szklankę do zlewu.
Po 5 minutach wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w stronę marketu. Po kilku minutach stanęłyśmy przed dużym marketem. Zaczęłyśmy kłaść różne rzeczy pod wózek i spacerowałyśmy między półkami.
-Wiem, że to problem, ale ja nie jadam mięsa - przyznałam po chwili. Dziewczyna popatrzyła na mnie marszcząc brwi i zaśmiała się.
-Też byłam wegetarianką, dopóki nie zaszłam w ciąże - powiedziała. -W mięsie jest dużo ważnych witamin dla dziecka, ale chce jeszcze jeść mięso dopóki nie skończę karmić piersią - wyjaśniła, a ja zaczęłam nie zastanawiać dlaczego mi zaufała? Jestem całkowicie obcą osobą, a ona w dodatku przyjęła mnie do domu gdzie jest małe dziecko.
-Chyba wszystko - przyznałam patrząc na dziewczynę, która posłała mi uśmiech i potwierdziła głową. Podeszłyśmy do kasy Livia zaczęła wypakowywać produkty, a ja te zeskanowane pakowałam ponownie do wózka.
Kiedy wszystko było naliczone szybko zapłaciłam za zakupy, a dziewczyna posłała mi nerwowy wzrok, a ja uśmiechnęłam się i wzięłam resztę.
-Przecież ja miałam zapłacić - powiedziała, a ja się zaśmiałam.
-Musisz ćwiczyć refleks - przyznałam jak wyszłyśmy na dwór. -Spacer? - zapytałam, a ona energicznie pokiwała głową. Weszłyśmy do ślicznego parku, w którym był ogromny plac zabaw gdzie bawiły się dzieci.
Przysiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy wpatrywać się w siebie.
-Jeżeli masz ochotę możesz się wygadać - rzekła dziewczyna uśmiechając się lekko.
-Prawdę mówiąc nie ma za bardzo co - przyznałam śmiejąc się nerwowo i mój wzrok poleciał na dłonie. -Ci którzy mnie uprowadzili zabili mi męża - powiedziałam na jednym wydechu. Zaśmiałam się smutno i poczułam łzy zbierające się w moich oczach. Dziewczyna pociągnęła mnie do uścisku, a ja nie uciekałam, chyba potrzebowałam.
Po policzku popłynęła mi pojedyncza łza, którą szybko starłam i pociągnęłam nosem. Livia podała mi paczkę chusteczek, za co podziękowałam i wysmarkałam nos.
-Może ty opowiedz coś o sobie? - zaproponowałam, a dziewczyna westchnęła.
-Jestem samotną matką, przelotny romans nie wypalił i tak o to jestem - powiedziała rozkładając ręce.
-Czuję, że to nie był przelotny romans - szepnęłam, a dziewczyna spojrzała na mnie. -Pomimo, że w ogóle cie nie znam, przypuszczam, że nie interesują cię takie rzeczy - dodałam, a w oczach dziewczyny zaświeciły się łzy.
-Uciekł jak się dowiedział, że jestem w ciąży - powiedziała drżącym głosem. -Uciekł jak pieprzony tchórz - przyznała jakby do siebie. Nie byłam w stanie się powstrzymać i po prostu przycisnęłam dziewczynę do siebie. Płakała mi w ramię, a ja pocierałam jej plecy.
Zagryzłam wargę i przytknęłam oczy. Nikt nie ma w życiu łatwo, ale żeby zrobić takie świństwo to trzeba nie mieć serca. Za plecami usłyszałam płacz Victor'a, więc delikatnie odsunęłam od siebie dziewczynę i wyciągnęłam malca z wózka.
Jego płacz nie był przyjemny, ale uspokoił się po dłuższej chwili. Wstałam z chłopcem na rękach i pchając wózek ruszyłam w stronę bawiących się dzieci, żeby skupił swoją uwagę na czymś innym. Przeszliśmy koło wielu atrakcji i przyglądaliśmy się bawiącym dzieciom.
Uśmiechnęłam się smutno do dziewczynki, która spojrzała na mnie swoimi ogromnymi oczkami, była na prawdę śliczna, miała może z 4-5 lat. Nim się zorientowałam dziewczynka spadła z huśtawki i zaczęła płakać. Dałam Victor'a pod lewą rękę, tak żeby miał wygodnie i kucnęłam obok dziewczynki.
-Wszystko w porządku? - zapytałam, a ona pociągnęła nosem. Sięgnęłam do kieszeni spodni i wyciągnęłam chusteczkę. Podeszłam do kranika i namoczyłam ją wracając do zapłakanej dziewczynki. -Choć, usiądziesz sobie na trawce - zaproponowałam, a ona pokiwała głową i usiadła na kępie trawy.
Przyłożyłam do jej kolana mokrą chusteczkę, a ona zaczęła płakać. Kiedy było po wszystkim uśmiechnęłam się do dziewczynki i nakleiłam jej na kolanie plasterek z Kubusiem Puchatkiem. Zaśmiała się kiedy zobaczyła, że na plasterku są zwierzątka.
-Charlie, co się stało? - zapytał jakiś mężczyzna, a ja spojrzałam na niego.
-Spadłam z huśtawki - zasepleniła dziewczynka, a ja wstałam otrzepując kolana z piasku. -Ale pani mi pomogła - powiedziała spoglądając na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłam.
-Dziękuję pani bardzo - powiedział facet, a ja przyjrzałam się mu uważnie. Wysoki blady blondyn z lokami na głowie i z kilku dniową brodą.
-Nie ma sprawy - zapewniłam wkładając Victor'a do wózka.
-Tato, zaprosisz miłą panią do nas? - zapytała dziewczynka, a mężczyzna spalił buraka, na co lekko się uśmiechnęłam.
-Kochanie, pani ma pewnie inne plany - powiedział pośpiesznie mężczyzna.
-Ale ta pani jest ładniejsza i fajniejsza niż ta z wczoraj - powiedziała zła, a mężczyzna zrobił się już całkowicie czerwony na twarzy.
-Charlie cicho - powiedział podnosząc dziewczynkę. -Przepraszam - powiedział zwracając się tym razem do mnie i szybko odszedł, a ja się zaśmiałam pod nosem. Spojrzałam na Victor'a który rozglądał nie dookoła, a ja dostrzegłam, że słońce zaczęło powoli zachodzić, więc ruszyłam w kierunku ławki gdzie siedziała jego mama.
-Przystojniak - przyznała z łobuzerskim uśmiechem, a ja przewróciłam oczami.
-Faceci mi nie w głowie, na szczęście - wyjaśniłam. -Wracamy? - zapytałam, a Livia wstała z ławki i złapała za rączkę od wózka pchając go w stronę bloku.
Kiedy weszłyśmy do mieszkania od razu ruszyłyśmy do kuchni. Wyciągnęłyśmy zakupy i zaczęłyśmy je rozpakowywać. Zaczęłyśmy gotować obiado-kolacje zerknęłam na Victor'a, który usnął.
-Victor śpi - szepnęłam, a Livia spojrzała za siebie i uśmiechnęła się na widok śpiącego synka. Odwiozła go do salonu i wróciła z powrotem.
Kiedy dziewczyna zaczęła kroić cebulę odwróciłam się w jej stronę.
-Dlaczego mi zaufałaś? - zapytałam, a ona spojrzała na mnie.
-Nie mam bladego pojęcia - przyznała. -Ale dobrze ci z oczu patrzeć - dodała niepewni, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Wiem, że po tym mnie wywalisz z mieszkania, ale nie chce mieć przed tobą tajemnic - westchnęłam i spuściłam wzrok. -Mam przy sobie broń - przyznałam.
-Wiem - powiedziała wracając do krojenia cebuli, a ja zmarszczyłam brwi.
-Co? Jak to? - zapytałam pośpiesznie.
-Wystawała ci jak siedziałaś w samochodzie - powiedziała wrzucając cebulę do miski.
-To tym bardziej nie rozumiem, czemu zgodziłaś się, żebym narażała Victor'a i ciebie? - rzekłam opierając się o blat.
-Może to głupie, ale Victor zawsze płacze przy obcych - zaczęła dorzucając pomidory do miski. -A ty byłaś pierwszą osobą, przy której nie płakał - dodała, a ja otworzyłam szerzej oczy. -On ci zaufał, więc mi nie zostało nic innego niż zrobić to samo - wzruszyła ramionami i wrzuciła liście sałaty lodowej do szklanego naczynia. -Gotowe - przyznała z uśmiechem i zaczęła mieszać warzywa drewnianą łyżką.
Ruszyłyśmy do salonu i zaczęłyśmy jeść przy okazji opowiadając swoje historie. Przyznałam, że miałam wypadek i nic nie pamiętam, a dziewczyna w skrócie opowiedziała mi o swoim ciężkim dzieciństwie. Dowiedziałam się również, że ma 24 lata, a Victor 9 miesięcy. Livia pracuje jako asystentka w dużej korporacji, dlatego nie może narzekać na mały zarobek. Pomimo tego, że znam tą dziewczynę zaledwie kilka godzin jestem w stanie dostrzec wiele podobieństw między nami.
Kiedy chłopiec obudził się z drzemki dziewczyna zmieniła mu pieluchę i zaczęłyśmy się z nim bawić. Kiedy Livia dostrzegła, że chłopiec usypia wzięła go szybko do łazienki i zaczęła kąpać w wanience. Po krótkiej kąpieli chłopiec został ubrany w niebieskie śpioszki w czerwoną straż pożarną i położony do łóżeczka.
Nagle Livia zdjęła z siebie koszulkę i odpięła ramiączko od stanika. Na wierzch wyleciała jej pierś, a ja speszona odwróciłam wzrok.
-Spokojnie, możesz patrzeć, sama nie raz widziałaś jakiegoś cycka - powiedziała ze śmiechem. Niepewnie spojrzałam na chłopca, który pił mleko matki, a dziewczyna bujała go przy okazji. Kiedy malec się najadł został odłożony do łóżeczka i w mig usnął.
-Na którą jutro jedziesz do pracy? - zapytałam szeptem.
-Na 8 - powiedziała, a ja pokiwałam głową. -Jak chcesz możesz spać tutaj - dodała wskazując na wolne miejsce na łóżku małżeńskim.
-No co ty - powiedziałam od razu. -Masz bardzo wygodną kanapę - przyznałam, a dziewczyna się zaśmiała.
-No dobrze, ale jak zmienisz zdanie miejsce nie będzie okupowane - zaśmiała się smutno, a ja ją przytuliłam.
-Dobranoc Nancy - powiedziała jak oderwałyśmy się od siebie.
-Dobranoc Livia - pożegnałam się. -Nie wiem jak ci się odwdzięczę za to wszystko - przyznałam, a ona uśmiechnęła się szeroko.
-Bądź matką chrzestną Victor'a - powiedziała z nienacka.
-Ale my się nawet nie znamy doby - powiedziałam prostując się.
-Ale ja już wiem, że nie znajdę lepszej osoby - przyznała z uśmiechem, a ja ją ponownie uściskałam.
-Dziękuję ci za wszystko. Szczególnie za zaufanie - szepnęłam.
-To ja dziękuję - wyszeptała dziewczyna.
Odsunęłam się i wyszłam z jej pokoju zamykając za sobą drzwi i położyłam się na kanapie. Coś czuję, że to początek pięknej i bezpiecznej przyjaźni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro