Part XLV
-Biegnij za nim! - krzyknęła dziewczyna między napadami wymiotów.
Drugi raz nie musiała powtarzać. Stanęłam na równe nogi i ruszyłam biegiem za Ben'em.
-Ben! - krzyknęłam jak zobaczyłam, że wsiadł do samochodu.
Ruszył z piskiem opon, a ja przeklęłam pod nosem. Wskoczyłam do samochodu i nawet nie zapięłam pasów tylko ruszyłam za chłopakiem. Co ja mam zrobić?! Ani nie jestem w stanie nikogo powiadomić, ani odciągnąć od siebie bijących się mężczyzn.
Wybrałam powiadomienie kogoś, więc zaczęłam wypatrywać budkę telefoniczną. Zajechałam na chodnik prawie rozjeżdżając ludzi, ale nikomu na szczęście nic nie zrobiłam. Jak dopadłam do budki telefonicznej od razu wykręciłam numer do Vin'a.
-No odbierz - warknęłam, ale po chwili połączenie zostało zrzucone. Próbowałam jeszcze 2 razy, ale poddałam się i wybrałam numer Andrew. Odbierz.
-Słucham - odezwał się poważny ton.
-Andy, słuchaj czemu Vin nie odbiera? - zapytałam pośpiesznie.
-Jest na spotkaniu, a coś się stało? - zapytał.
-Potrzebuje pomocy - przyznałam.
-Co się dzieje? - zapytał szybko.
-Błagam cię przyjedź do kancelarii Eversheds Sutherland - poprosiłam. -Jak najszybciej - dodałam i odłożyłam słuchawkę wybiegając z butki. Wsiadałam do samochodu i odjechałam z piskiem opon.
Po 10 minutach stanęłam koło samochodu Ben'a i wyskoczyłam jak poparzona z Jaguara zatrzaskując drzwi. Wbiegłam do środka i zobaczyłam ogromne pobojowisko oraz dźwięk tłuczonego szkła. Pobiegłam do pomieszczenia i zobaczyłam ogromnego czarnoskórego mężczyznę, który bił Ben'a. Kurwa miało być na odwrót.
-Puszczaj go! - krzyknęłam i złapałam za jakąś z nagród rozwalając ją o głowę prawnika.
Nagroda pękła w drobny mak, a mężczyzna spojrzał na mnie zawistnym wzrokiem, ale jak zobaczył, że jestem kobietą w jego oczach zabłysnęło coś, a mój wzrok mimo wszystko poleciał na jego spodnie, w których coś drgnęło, a ja poczułam jak zasycha mi w gardle.
Podniósł swoją ogromną łapę i uderzył Ben'a z całej siły. Po pokoju rozległ się trzask łamanej kości, a ja patrzyłam otępiała na nieprzytomnego Ben'a całego we krwi. Czarnoskóry mężczyzna strzelił palcami i odwrócił się w moją stronę uśmiechnięty.
On jak nic ma 1,90 m, więc ma przewagę 30 centymetrów, co oznacza, ze jestem w głębokiej czarnej dupie.
Zaczął się zbliżać do mnie, a ja powoli odsuwałam się dopóki nie trafiłam na ścianę. Sekundę później doskoczył do mnie jak jakieś dzikie zwierze i przyparł mocno swoim ciałem do mnie. Jego penis mocno napierał na moje żebra, a ja odwróciłam wzrok patrząc na Ben'a.
No błagam cię wstawaj - powiedziałam w myślach, ale kiedy poczułam jego dłonie na moich piersiach, które ścisnął mocno, wiedziałam, że jeżeli przyjdzie pomoc to i tak będzie za późno, ale mimo to zaczęłam się szarpać i starać odepchnąć, na co usłyszałam rechot.
-Nikt nam nie przeszkodzi słonko - szepnął chylając się, a ja wykorzystałam ten moment odchylenia się i z całej siły przyłożyłam mu kolanem w kutasa, na co mężczyzna jęknął i skulił się, a ja drugim kolanem strzeliłam go w nos, w którym chrupnęło.
Odskoczyłam od mężczyzny i podbiegłam do Ben'a.
-Obudź się - warknęłam łapiąc za jego ramiona. -Kurwa Ben - szepnęłam, ale usłyszałam za sobą jak mężczyzna wstaje, więc spojrzałam w tamtym kierunku.
Cały kipiący od złości napastnik wyprostował się i przeskanował mnie wściekłym wzrokiem. Czas na plan B. Spierdalam po pomoc.
Ruszyłam biegiem w stronę wyjścia, ale poczułam kurewsko mocny uścisk na moich biodrach, który pociągnął mnie z powrotem. Złapałam się za framugę drzwi, co nie było dobrym wyborem, bo mężczyzna przytrzasnął mi palce w drzwiach na co okropnie krzyknęłam. Ja pierdole. Po dłoniach płynęła mi krew, a pulsowanie doprowadzało mnie do szału.
Lecz po chwili przestałam czuć ból dłoni, bo mężczyzna z impetem rzucił mnie na dębowe biurko, które pękło na pół, a mi przez całe plecy przeleciał kurewski nerw. Ból jaki odczułam w tym momencie był nie do opisania.
Sapnęłam kiedy znowu mogłam oddychać. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i złapał na moją bluzę rozdzierając ją.
Popatrzył wygłodniałym wzrokiem na moje piersi i po chwili przywarł do nich językiem. Czułam jak jego zęby wbijały mi się w skórę koło prawego sutka, a lewą pierś tak mocno mi ściskał, że aż syknęłam z bólu.
Nie byłam w stanie poruszyć dłońmi, a co dopiero odepchnąć go, co i tak dałoby mizerny skutek. Poddanie się w tej chwili było najsłuszniejszą opcją. Nagle drzwi wejściowe poszły w drobny mak, a ja resztką siły zasłoniłam strzępkiem bluzy moje odkryte piersi.
Nieznani mężczyźni wbiegli do środka i powalili mężczyznę na ziemię, a do mnie podszedł jakiś młody blondyn z lokami i spojrzał na mnie przerażony. Od razu złapał za spód od swojej bluzy i spojrzał na mnie.
-Nie sądziłem, że nasze następne pierwsze spotkanie po twoim powrocie będzie tak wyglądać - przyznał i już chciał założyć mi bluzę, ale pośpiesznie się odsunęłam od niego. -No tak, przepraszam - przyznał i po prostu podał mi bluzę odwracając się. Już chciałam ją złapać, ale krew, która lałam mi się z dłoni i brak czucia spowodowany ogromnym bólem szybko uświadomił mi, że jednak będę potrzebowała jego pomocy.
-Nie dam rady - przyznałam, a chłopak odwrócił się w moim kierunku, a ja powoli chciałam wstać, ale nie dałam rady, więc westchnęłam. -Dobra kurwa, na pewno widziałeś cycki kobiety, więc po prostu załóż mi bluzę, proszę - powiedziałam, a chłopak pokiwał głową i zaczął mi zakładać bluzę. Oczywiście moje piersi wyskoczyły ze strzępka bluzy, co nie uszło uwadze chłopaka, który zawiesił na nich wzrok i gapił się na nie.
-Ubierz że mnie - zażądałam, a on zawstydzony naciągnął bluzę na moje ciało. -Dziękuję - szepnęłam, a chłopak pomógł mi wstać, co wcale nie było przyjemne, przez pulsujące plecy. -A tak w ogóle to kim jesteś? - zapytałam.
-No tak, Luke jestem - przedstawił się, a w tym samym czasie do środka wbiegł zdyszany Andy i jak mnie zobaczył od razu do mnie podszedł i przytulił mocno, a ja upadłam na kolana.
Ból jaki mi sprawił nieświadomy niczego Andy odciął mi normalne funkcjonowanie organizmu. Zimny paraliżujący pot zaczął mi się lać po plecach, a ja myślałam, że zaraz oszaleje.
-Co się dzieje Sheila? - zapytał Andy kucając obok mnie, a ja oparłam głowę o jego bark.
Po chwili jak poczułam przypływ siły podniosłam głowę i zobaczyłam pogotowie, które wynosiło na noszach nieprzytomnego Ben'a. Zerknęłam na prawnika, który posyłał mi złowrogi uśmieszek.
-Jeszcze nie skończyliśmy słonko - powiedział, a Andy spojrzał na czarnoskórego mężczyznę. -Do zobaczenia - powiedział namiętnie i przelizał językiem wargi w obrzydliwy sposób. Andy tak strzelił mężczyznę, aż mu szczęka odleciała.
-Coś ty jej zrobił skurwielu?! - krzyknął ponownie uderzając. Już chciał ponownie wymierzyć cios, ale Luke odciągnął go do tyłu.
-To nie jest sposób - powiedział spokojnie Luke, a Andy aż dyszał ze złości. Po chwili wrócił do mnie i klęknął koło mnie.
-Coś ci zrobił? - zapytał pośpiesznie.
-Nie - szepnęłam wzdychając. Spojrzał na Luke'a, który odwrócił wzrok i westchnął wpadając papierosa między wargi.
-Wracamy do domu - powiedział podnosząc mnie delikatnie, na co skwasiłam minę. Wyszliśmy na zewnątrz, a Nick był prowadzony do czarnej furgonetki, przygryzłam wargę kiedy mój wzrok spotkał się z jego.
Andy posadził mnie w swoim BMW i przypiął mnie pasami. Rękawy od bluzy Luke'a powoli zaczynały nasiąkać moją krwią, więc schowałam je do kieszeni.
Całą podróż milczałam i skupiałam się, żeby czasami nie jęczeć z bólu, przy mocniejszym manewrze. Jechaliśmy obwodnicą, kiedy poczułam jak szara bluza Luke'a całkowicie przemokła od krwi na co zaczęłam się stresować. Nie dość, że tracę dużo krwi, to jeszcze nie daj boże pobrudzę tapicerkę.
Andrew zauważył, że zaczęłam się nerwowo poruszać, więc włączył światło w środku samochodu, które ukazały dużą czerwoną plamę na szarej bluzie.
-Sheila, co się dzieje? - zapytał zjeżdżając na pobocze.
-Nic - szepnęłam znużona.
-To skąd ta krew? - dopytał, a ja westchnęłam.
-Nie wiem - odpowiedziałam pośpiesznie.
-Ja chce ci pomóc - przyznał. -Nie jestem twoim wrogiem - dodał, a ja spojrzałam na niego. -Powiedz mi - poprosił, a ja przygryzłam wargę. Wyciągnęłam z kieszeni rękawy, z których aż kapała krew.
-Nie dam rady podwinąć rękawów - szepnęłam, żeby nie usłyszał że głos mi drży.
Złapał za lewy rękaw i podwinął mi go powoli. Jak zobaczył moje dłonie, które były całe we krwi spojrzał na mnie ze współczuciem i ruszył z piskiem opon.
Zaczął klikać coś na wyświetlaczu samochodu i po chwili pokazało się połączenie do Ariany.
-Co tam Andy? - zapytała radosnym głosem dziewczyna.
-Przygotuj miskę z zimną wodą i gazy lub bandaże - poprosił Andy.
-Dobrze - tylko tyle? Zero pytań?
-Będziemy za 3 minuty - dodał Andy i zjechał z obwodnicy.
Tak jak powiedział tak było. Po równych 3 minutach zaparkował w garażu i wysiadł z samochodu szybko go obchodząc. Otworzył mi drzwi i już chciał mnie podnieść, ale pokręciłam głową.
-Pójdę sama - szepnęłam, a w moich oczach zaczęły mienić się łzy.
Mam nadzieję, że mężczyzna tego nie zobaczył. Weszliśmy na górę, a w holu stała Ariana ze zmartwioną miną, lecz jak zobaczyła mnie z Andy'm po jej policzku spłynęła łza. Podeszła do mnie i przytuliła się mocno, a ja poczułam ból, znowu ten kurewski ból.
-Ariana proszę cię, puść mnie - szepnęłam głosem pełnym bólu.
Dziewczyna od razu odsunęła się ode mnie i popatrzyła z bólem na moją twarz, która była wykrzywiona w wielki grymas bólu.
-Chodź - powiedziała drżącym głosem wchodząc do salonu, w którym były 3 miski z wodą i gazy, ręczniki i bandaże. -Co się stało? - zapytała jak usiadłyśmy na kanapie. Wyciągnęłam zakrwawione rękawy, a dziewczyna zrobiła szerokie oczy. Spojrzałam na Andy'ego, a on podszedł do mnie i powoli podwinął mi rękawy do łokci.
Moje sparaliżowane dłonie wyglądały okropnie, zwłaszcza kiedy kapała z nich krew. Włożyłam je do pierwszej miski, która niemalże od razu przybrała kolor mocnego czerwonego. Potrzymałam je chwilę w wodzie, a potem Ariana delikatnie mi je osuszyła.
Moje dłonie całe drżały i wyglądały okropnie. Sine z ogromnymi rozcięciami. Kiedy krew ponownie zaczęła mi lecieć włożyłam je do kolejnej miski i tym razem trzymałam je dłużej w wodzie. Miska leżała na podłodze, a ja z niemocy oparłam głowę o szklany stolik.
-Co ci się kurwa stało? - zapytał Will, który wyszedł niewiadomo skąd.
Spojrzałam na niego, ale kiedy spotkałam jego brązowe oczy, od razu uciekłam wzrokiem i wpatrywałam się w coraz bardziej mętną wodę.
Nie odpowiedziałam William'owi, tylko wyciągnęłam dłonie z wody, a Ariana ponownie mi je osuszyła. Włożyłam je do ostatniej zimnej wody, a Ariana zaczęła wynosić miski i wylewać je do zlewu. Kiedy już ostatecznie wyciągnęłam dłonie z wody, dziewczyna zawinęła mi je najpierw gazą, a potem bandażem. Może nie było to przyjemne, ale dłonie już mnie mniej bolały.
-Dziękuję - przyznałam, a dziewczyna oparła się o zagłówek i spojrzała na mnie delikatnie głaszcząc mnie po ramieniu.
-Sheila, muszę powiedzieć Vin'owi o tym co się stało - powiedział cicho Andy, a ja szybko skierowałam głowę w jego kierunku, stanowczo za szybko, bo poczułam trzask kości w szyi.
-Nie - powiedziałam twardym głosem.
-Muszę - powiedział zrezygnowanym głosem.
-Błagam cię, nie mów nic Vin'owi - powiedziałam kruchym głosem.
-Czego ma mi nie mówić? - zapytał Vin, który wszedł akurat do salonu, a obok niego stanął Mike, który patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem. -Coś się stało? - zapytał Vincent, a ja poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.
Mężczyzna podszedł do mnie i kucnął na przeciwko mnie spoglądając mi głęboko w oczy. Te jego zasrane niebieskie chłodne oczy wypalały we mnie ogromną dziurę.
Poczułam jak emocje zgromadzone z tego całego wydarzenia zaczęły się wydostawać przez jego wzrok, więc przygryzłam wargę starając się powstrzymać.
-Sheila, co się stało? - zapytał spokojnym, ale zarazem twardym głosem, a ja poczułam, że nie wytrzymam już dłużej tej presji, więc pomimo bólu uciekłam z salonu i ruszyłam biegiem na górę, nie zważając na wołania z dołu.
Zamknęłam drzwi nogą i poczułam jak po policzkach płynęły mi wrzące łzy. Weszłam do łazienki i usiadłam na zimnych płytkach. Nie byłam w stanie powstrzymać się od uwolnieniem prawdziwych emocji, które mną po prostu szarpały.
Cały czas miałam przed sobą posturę czarnoskórego mężczyzny, który patrzył na mnie obrzydliwym wzrokiem, od którego chce mi się żygać. Wszystko co dzisiaj się wydarzyło latało mi przed oczami, a ja jedyne co chciałam to zniknąć, albo ponownie stracić pamięć.
Nagle poczułam na sobie dłonie, a kiedy się otrząsnęłam zobaczyłam przed sobą Vin'a, który patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Odsunęłam się od niego pośpiesznie i pociągnęłam nosem.
-Nie dotykaj mnie - powiedziałam drżącym głosem. - Wiem, że brzydzisz się mnie dotykać, więc po prostu tego nie rób - dodałam pośpiesznie ponownie pociągając nosem.
-To nie prawda - powiedział, a ja się zaśmiałam bez grama radości.
-Jestem nic nie wartą szmatą, dziwką, puszczalską kurwą - wykrzyczałam całkowicie złamanym głosem.
-Nie jesteś - zaprzeczył, a ja prychnęłam.
-Zapomniałam o jakiejś nazwie? - zapytałam piskliwym głosem spowodowanym płaczem.
-Tak - przyznał.
-Dawaj, oświeć mnie - powiedziałam i załkałam.
-Jesteś miłością mojego życia - powiedział zbijając mnie całkowicie z tropu. -Nie ważne co się stanie, zawsze będę cię kochać - dodał zbliżając się do mnie.
Między nami zapanowała cisza, a ja poczułam jak mężczyzna przyciąga mnie do siebie i sadza sobie na kolanach. Jego ruchy były stanowcze, ale zarazem bardzo delikatne. Położył mi moją głowę w zagięciu jego szyi i tulił mnie do siebie.
-Jakim cudem możesz na mnie patrzeć? - zapytałam patrząc na kafelki. -Jestem obrzydliwa - powiedziałam z niesmakiem.
-To nie jest twoja wina - powiedział łapiąc mnie za żuchwę nakazując spojrzeć na swoją twarz. -Ten skurwiel zapłaci za to wszystko - obiecał.
-Nie zasługuje na ciebie - szepnęłam.
-To ja nie zasługuje na ciebie - wyszeptał. -Tak bardzo cię kocham maleńka - dodał opierając swoje czoło o moje.
-Nie wiem, jak można kochać potwora - przyznałam.
-Jesteś najcudowniejszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem i wszystkie wyzwiska jakimi siebie nazwałaś są nie prawdziwe. Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie - powiedział, a ja wybuchnęłam płaczem.
Nikt jeszcze nie powiedział do mnie takich pięknych słów. Jedyne co mi zostało, to wierzyć, że są prawdziwe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro