Part XIII
Staliśmy tam aż godzinę podziwiając wschód słońca. Poczułam jak Vin odsuwa się ode mnie i spogląda mi w oczy.
-Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało - powiedział zakładając kosmyk mojej grzywki za ucho.
-Przecież nie jestem już tą samą osobą co kiedyś - powiedziałam smutno. -Jestem o wiele gorsza - powiedziałam bardziej do siebie, ale mężczyzna usłyszał to i złapał mnie za szczękę.
-Nie prawda, masz prawo czuć się sfrustrowana tym wszystkim, w końcu jestem dla ciebie całkowicie obcą osobą - powiedział gładząc mój policzek kciukiem. -Ale obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś przypomniała sobie przeszłość, która niestety nie była zbyt kolorowa - rzekł i spojrzał mi głęboko w oczy, a ja jak zaczarowana patrzyłam w jego lodowate jasno niebieskie oczy, w których pisała się troska.
Poczułam znowu to przyjemne uczucie w podbrzuszu, które szalało od kiedy zobaczyłam mężczyznę. Nie umiałam opisać tego uczucia, ale dobrze się czułam w jego towarzystwie.
-Jedziemy na śniadanie - powiedział wymijając mnie i wsiadł za kierownicę.
Spojrzałam ostatni raz na mural i wsiadłam do samochodu. Zapięłam pasy i popatrzyłam na Vin'a, który cały czas mi się przypatrywał, a na koniec posłał mi przepiękny uśmiech.
-Nie mogę uwierzyć, że żyjesz - szepnął i ponownie złapał mnie delikatnie za brodę przybliżając do siebie. -Cały czas wydaje mi się, że zaraz znikniesz i już nigdy nie wrócisz - dodał, a ja zobaczyłam w jego oczach ból i zawalanie się jednej z gór lodowych.
-Nie mam takiego zamiaru - odszepnęłam sama nie wiem dlaczego i posłałam mu pocieszający uśmiech.
Mężczyzna puścił moją szczękę i w zamian złapał moją dłoń. Pocałował jej wierzch, a ja poczułam jak na policzkach pojawił mi się ogromny rumieniec, na co mężczyzna się zaśmiał.
-Chcę, żebyś czuła się w moim towarzystwie swobodnie - poprosił, a ja pokiwałam głową, na znak że rozumiem. - Chciałbym, żebyś mówiła mi o wszystkim, nawet o największej pierdole - powiedział, a ja się zaśmiałam.
-Dobrze, poinformuję cię nawet jak ugryzie mnie komar - potwierdziłam, czym rozśmieszyłam białowłosego.
Mężczyzna nie puścił mojej dłoni, wręcz przeciwnie, trzymał ją mocno, a zarazem delikatnie. Mocno jakbym miała mu zaraz uciec, a delikatnie jakbym była jednym z najdelikatniejszych diamentów na świecie, to jest cudowne uczucie, takie inne.
Dosyć długo jechaliśmy, ale w końcu zatrzymaliśmy się przy jakimś fast food'zie. Vin zaparkował, a ja rozejrzałam się dookoła. Całkowite zadupie koło drogi szybkiego ruchu, która kierowała się w stronę Los Angeles.
-Czemu akurat tutaj? - zapytałam spoglądając na mężczyznę, który założył okulary przeciwsłoneczne.
-Kiedyś przyjechaliśmy tutaj kiedy mi uciekłaś - powiedział i na jego ustach pojawił się uśmiech.
-Jak to uciekłam? - zapytałam zaskoczona i zamknęłam za sobą drzwi od samochodu.
-Nie za dobrze dogadywałaś się z Ethan'em - przyznał i ponownie się zaśmiał. - To ten z bliźniaków, który ma tatuaż nad brwią - wyjaśnił, a mi przed oczami stanęła jego ponura twarz przy każdym spotkaniu, w parku kiedy bił Frank'a, na Filipinach, na lotnisku i wczoraj przy stole. Nie bił od niego ogromny entuzjazm do mojej osoby co dało się od razu wyczuć.
-Ile razy uciekłam? - nie wiem skąd wyrwało mi się takie pytanie, ale jak już zapytałam to dlaczego nie mogę dowiedzieć się prawdy.
-Nawet nie wiesz jak trudno zliczyć - przyznał z uśmiechem, a ja poczułam jak policzki zaczynają mi płonąć. -Ale tak odreagowywałaś, więc nie miałem nic przeciwko, dla mnie najważniejsze było, żebyś czuła się szczęśliwa i żebyś była bezpieczna - dopełnił, a ja spojrzałam na niego.
Nie kłamał. Odwróciłam wzroki i ruszyłam do burgerowni.
Zajęliśmy jakiś stolik, a ja zaczęłam rozglądać się po wnętrzu. Normalny fast food. Usiadłam przy stoliku i czekałam aż mężczyzna zrobi to samo.
-Co ci zamówić? - zapytał.
-Poproszę duże frytki i lemoniadę - powiedziałam. - Oczywiście jak to nie problem - dodałam od razu pesząc się trochę.
-Twoje życzenie rozkazem - powiedział i ruszył do kasy.
Przyglądałam się polom za oknem i uśmiechnęłam się. Czułam się tutaj tak jakbym była tutaj i to nie raz.
Czy ja byłam złym człowiekiem przed wypadkiem?
Czy robiłam to samo co Will?
Nieeee, to nie możliwe. Nie byłabym w stanie zabić człowieka, po prostu nie ma takiej opcji. To, że uderzyłam jakiegoś mężczyznę w tył głowy, to była tylko obrona jakiegoś chłopaka i samej siebie. W samoobronie... kogo ja próbuje oszukać?
Wstałam od stolika czując mocny nacisk na pęcherz i ruszyłam do łazienki.
Załatwiłam się i poczułam jak zostałam przygnieciona do ściany. Niekontrolowanie zaczęłam się trzęść ze strachu, miałam ochotę krzyczeć, ale oprawca zatkał mi usta i nos dłonią zaczynając mnie dusić.
Poczułam metalowe ostrze przy mojej lewej dłoni, a moim ciałem całkowicie zawładnęła panika i przestałam myśleć racjonalnie.
Odepchnęłam napastnika dupą co spowodowało nabicie się dłonią na ostrze noża co nie było zbyt przyjemne, ale nie będę się mazać. Nie teraz.
Odwróciłam się przodem do niego i uderzyłam go z pięści w twarz.
Przyparł mnie z powrotem do ściany, a ja przestałam panować nad swoim ciałem. Uderzyłam go w wątrobę, a on się zwinął z bólu, a ja uderzyłam go z całej siły kolanem w szczękę. Po pomieszczeniu rozległ się okropny trzask, który mnie ocucił i sprowadził ponownie na ziemię.
Otworzyłam szeroko oczy jak zobaczyłam co zrobiłam. Przede mną leżał cały we krwi mężczyzna, a na podłodze leżały jego zęby.
Przyjrzałam się jego nieprzytomnej twarzy i zobaczyłam wystającą kość. Odwróciłam wzrok i zaczęłam gorączkowo się rozglądać dookoła.
Przecież zaraz ktoś zadzwoni na policję i będę miała ogromne problemy. A co jak on wstanie i mnie zabije?!
W przypływie impulsu podeszłam do małego okienka nad ubikacją i otworzyłam je.
Nagle do drzwi zaczął się ktoś dobijać, a ja poczułam, że serce zaczęło mi okropnie mocno walić.
Stanęłam na desce i starałam się przecisnąć przez małe okienko, które było moim ratunkiem.
Przecisnęłam się jakimś cudem przez okno, ale nie przemyślałam jednego. Lądowanie z 3 metrów.
Upadłam na plecy, które jakoś nieprzyjemnie chrupnęły. Sapnęłam i skwasiłam minę, ale podniosłam się, bo wiedziałam że nie mogę tu zostać. Zaczęłam kuleć w stronę parkingu, ale usłyszałam, że ktoś się już dostał do toalety, bo usłyszałam krzyk. Zmiana planów.
Szybkim tępem zmieniłam kierunek i ruszyłam w stronę krzaków, akurat musiałam wybrać ten ciernisty, kurde.
Kiedy w miarę wygodnie usadziłam się w krzaku spojrzałam na moją dłoń, która bardzo bolała. Chuj przebił mi dłoń na wylot, ja pierdole!
Wepchnęłam się mocnej w krzaki chcąc stać się niewidoczną. Przyglądałam się uważnie budynkowi, z którego nagle wybiegł Vincent, więc jeszcze bardziej się skuliłam. Rozglądał się dookoła, lecz jego wzrok zatrzymał się na krzaku, a mianowicie na moich przerażonych oczach. Jestem w dupie.
Szybkim tępem kierował się w moją stronę, a ja zamknęłam oczy czekając aż mnie zdzieli, a może zabije, któż go wie.
Kiedy usłyszałam że jest blisko jeszcze bardziej zacisnęłam oczy czekając na cios, albo strzał, ale nic takiego się nie stało.
Poczułam jego dłonie na moich żebrach i wyciągnął mnie z krzaku jak małe dziecko, zupełnie tak jakbym nic nie ważyła.
Postawił mnie na ziemi i złapał mnie za żuchwę kierując w jego stronę, ale stawiałam opór, więc mocniej mnie złapał i uległam.
Mierzył mnie tymi lodowatymi tęczówkami, a ja myślałam, że zejdę na zawał. Przełknęłam ślinę i czekałam aż cokolwiek powie, ale milczał.
-Przepraszam - szepnęłam i chciałam się odsunąć, ale nie mogłam, za mocno mnie trzymał.
-Musisz być taka nieposłuszna? - zapytał ostro, ale odpowiedziała mu cisza. -Jakim cudem nic nie pamiętasz, a zachowujesz się tak samo - warknął zaciskając zęby cały czas patrząc na mnie. -Nie uda ci się przede mną uciec, nawet jak uciekniesz na Alaskę to cie tam znajdę - dodał sycząc i złapał mnie za łokieć ciągnąc do samochodu.
Bez sprzeciwu wsiadłam do samochodu i włożyłam lewą dłoń, która cały czas krwawiła między uda i zacisnęłam je.
Zapięłam pasy i zaczęłam wgapiać się w uda bojąc się spojrzeć na mężczyznę, którego się boję.
Ruszył z piskiem opon spod burgerowi, ale jestem kurwa głupia, co ja sobie myślałam? Że ucieczka będzie dobrym rozwiązaniem?!
Powinnam zostać w tym kiblu i być teraz zgwałcona, a potem zabita przez tego mężczyznę.
Patrzyłam się tępo w uda i zobaczyłam, że czarny materiał moich spodni zaczął być mokry od mojej krwi, obym tylko nie zabrudziła fotela.
Dojechaliśmy do domu po kilku godzinach i już chciałam wysiąść, ale nie mogłam otworzyć drzwi. Dłoń zdążyła mi już zsiwieć, a ja czułam jak było mi słabo i jeszcze te pieprzone wyrzuty sumienia.
-Spójrz na mnie - zażądał Vin, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię. - Spójrz na mnie - powtórzył, a ja spojrzałam na niego mimo sprzeciwów w mojej głowie. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył moją zmarnowaną. - Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem - przyznał i założył mi kosmyk grzywki za ucho.
-To ja przepraszam, nie chciałam uciekać, tylko jakoś tak wyszło - powiedziałam niemalże szeptem.
-Nic nie szkodzi - przyznał z lekkim uśmiechem i jego wzrok powędrował do moich spodni, a mianowicie do mokrej plamy, która wyglądała jednoznacznie. -Dostałaś okresu? - zapytał prosto z mostu. Na samym początku zaskoczyła mnie jego brak wstydu, ale w końcu odpowiedziałam szeptem:
-Nie - znowu pociągnęłam za klamkę, ale drzwi ani drgnęły. -Proszę cię możesz mnie wypuścić? - zapytałam wpatrując się w stojącego przed nami McLaren'a.
-Co to za plama na twoich spodniach? - zapyta znowu szorstkim i pewnym tonem. Odpowiedziała mu cisza, co chyba nie za bardzo go zadowoliło. -Pytam się ciebie o coś - warknął szarpiąc mnie za lewą dłoń, którą właśnie miałam między udami. Patrzył mi głęboko w oczy dopóki jego palce na natknęły się na moją otwartą ranę na dłoni. Od razu oderwał ode mnie wzrok, a przeniósł na moją dłoń, która łącznie już z jego była we krwi. -Kurwa mać - warknął i otworzył drzwi, dzięki czemu mogłam uciec i tak właśnie zrobiłam.
Minęłam na korytarzu Will'a, który patrzył mi się podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
Kiedy usłyszałam otwieranie się drzwi od garażu przyspieszyłam kroku i zaczęłam uciekać tak szybko jak mogłam.
-Łap ją! - krzyknął Vincent, a ja już za sobą mogłam usłyszeć bieg. Kurwa.
Ledwo dobiegłam do drzwi zamykając je na klucz w ostatnim momencie. Klamka zaczęła poruszać się do góry i do dołu jak nienormalna, więc odsuwając się do tyłu poczułam ulgę.
Odwróciłam się w stronę łóżka i ku mojemu zaskoczeniu siedziała na nim ta sama urocza dziewczyna, która ma arachnofobię.
Uśmiech zszedł jej z twarzy kiedy zobaczyła moją dłoń od razu spoważniała, lecz nic nie powiedziała tylko przyłożyła mi palec do ust nakazując być cicho. Pokiwałam tylko głową i milczałam. Kobieta wyciągnęła telefon z kieszeni swoich jeansów i napisała do kogoś.
Po chwili walenie do drzwi ustało, a ona posłała mi śliczny uśmiech.
-Chodź - powiedziała i pociągnęła mnie za zdrową dłoń w stronę łazienki. Kazała usiąść mi na rogu wanny i sama zaczęła wyciągać coś z dolnej szafki, jak się okazało to była apteczka. Podeszła do mnie z nią i zaczęła oglądać moją dłoń kwasząc minę.
-Kto ci to zrobił? - zapytała.
-Nie wiem kto - odpowiedziałam i poprawiłam grzywkę.
-Jak to nie wiesz kto? - zapytała i spojrzała na mnie otwierając apteczkę na oślep.
-No nie wiem, nie znam tego mężczyzny - przyznałam i westchnęłam kiedy poczułam pieczenie na całej dłoni.
-A gdzie to było? - zapytała i zaczęła mi zmywać krew.
-W łazience w burgerowni - odpowiedziałam, a dziewczyna pokiwała głową. Złapała za szwy i zaczęła zszywać mi dłoń.
Po 20 minutach moja dłoń była w idealnym sterylnym opatrunku, za co podziękowałam Arianie.
-Odśwież się, a ja wybiorę ci jakieś ubrania - zaproponowała, a ja skinęłam głową, dobry pomysł. Wzięłam prysznic i umyłam włosy.
Suszenie ich zajęło mi jakieś 30 minut, a kiedy skończyłam spięłam je w kucyka na czubku głowy.
Wyszłam z łazienki, a koło mnie wrosła Ariana z uśmiechem wielkości banana.
-Z czego się tak cieszysz? - zapytałam, a ona tylko zachichotała i pociągnęła mnie w kierunku łóżka, na którym usiadłyśmy. -Chcecie mnie wyrzucić, tak? - zapytałam będąc niemalże pewna tego, a dziewczyna zmarszczyła brwi i popatrzyła na mnie niezrozumiale, ale po chwili się rozpogodziła.
-No co ty głuptasie - powiedziała. - Przed tym jak miałaś wypadek ustaliłyśmy, że pojedziemy na wycieczkę i to właśnie zrealizujemy, super prawda? - powiedziała z iskierkami podniecenia w oczach, w sumie, ten wyjazd może mi wyjść na dobrze.
-Oczywiście, że tak - przyznałam niemalże od razu i uśmiechnęłam się do dziewczyny szeroko, na co ona pisnęła z radości.
-Jedziemy same, reszta jest nie wtajemniczona - szepnęła w śmieszny sposób. - Dlatego teraz póki nikogo nie ma w domu musimy się szybko wymknąć - dodała szeptem, a w jej głosie można było usłyszeć ogromną nutkę podniecenia tym wszystkim, co zaczęło też powoli mi się udzielać.
-Co mam wziąć? - zapytałam uradowana, a dziewczyna pokazała mi na 3 torby treningowe, a ja pokiwałam głową.
-Ja mam tyle samo, ale na pewno nam starczy na dwa tygodnie - powiedziała, a ja otworzyłam usta, aż dwa tygodnie? Tylko ja i Ariana?
To mogą być najlepsze 2 tygodnie mojego życia, którego pamiętam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro