Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part XI

Obudziłam się zalana potem. Przecież ja zabiłam tego mężczyznę i obrabowałam kilku innych. Wyrzuty sumienia to ostatnie czego się teraz bym spodziewała, ale najwyraźniej tak już jest, jak nie ta zmora to ta. Eh, szkoda gadać.

Wstałam okropnie zmęczona i rozejrzałam się dookoła no tak, dzień mojego wyjazdu. Uczesałam moje włosy i zrobiłam perfekcyjny makijaż, który zakrył resztki z moich siniaków, czyli ostatnie pamiątki po mężu.

Ubrałam na siebie czarną bluzę i tego samego koloru spodnie. Złapałam za rączkę od walizki i skierowałam się w stronę recepcji. Oddałam mój klucz i podziękowałam za noclegi. Ruszyłam do zamówionej przeze mnie taksówki i wsiadłam do środka.

Podróż zajęła nam jakieś 40 minut, ponieważ zaczęła się już godzina szczytu. Zapłaciłam kierowcy należną sumę i wysiadłam z pojazdu. Ruszyłam do terminalu oddawania bagaży i stanęłam w kolejce.

Wszystkie przeprawy zajęły mi około godzinę i 30 minut przed otwarciem gatu dotarłam przed wejście. Nie miałam nawet torebki tylko pieniądze schowane w lewej kieszeni, a lewy paszport w prawej. Stanęłam przed szybą i zaczęłam oglądać startujące i lądujące samoloty przy wschodzie słońca.

Poczułam obecność kogoś po lewej stronie, ale nie przejęłam się tym, w końcu dużo ludzi chce pooglądać płytę startową.

Ale kiedy poczułam w tej samej chwili obecność za plecami i po prawej stronie poczułam pewien niepokój.

Kątem oka popatrzyłam na prawo i zobaczyłam wpatrującego się w pas startowy jednego z bliźniaków, a po lewej drugiego. Już się domyślałam, kto stał centralnie za mną.

-Nie ładnie jest tak podróżować z nieprawdziwym paszportem - odezwał się mężczyzna, który zabił Bill'a i Calum'a. -A teraz bez scen pójdziesz z nami - dodał twardo, a ja odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę, który wpatrywał się centralnie we mnie. -Panie przodem - powiedział i wskazał dłoniom kierunek.

No i chuj, po nowym życiu.

Wiedziałam, że ucieczka teraz absolutnie by nic nie dała, no poza narobieniem sobie wstydu, no ale co zrobiłam źle? Jakim cudem mnie znaleźli?

-Nigdy nie używaj kogoś urządzenia w miejscu gdzie jest monitoring - szepnął i puścił mi oczko, a ja zastanawiałam się skąd on wiedział o czym myślę.

Mniejsza o to, jeszcze nie odezwałam się do nich ani razu i nie zamierzam tego zmieniać. Wyszliśmy z lotniska i wsiedliśmy do czarnego vana, w właśnie takim dowieźli mnie na lotnisko na Filipinach.

Nie śmiałam się nawet odezwać, więc całą drogę wgapiałam się w moje dłonie, które z nerwów zaczęłam drapać paznokcie.

Nie wiem ile tak jechaliśmy, ale w końcu wyczułam, że podłoże, po którym jedziemy stało się bardziej wyboiste. Jeden skręt w prawo uświadomił mnie, że jesteśmy na miejscu.

Zdruzgotana wysiadłam z samochodu i stanęłam przed wejściem do ogromnego domu, z którego uciekłam miesiąc temu.

Już chciałam się wycofać i mimo braku planu uciec gdzie pieprz rośnie, ale poczułam mocny uścisk na łokciu, który pchał mnie w stronę budynku.

Weszłam po kamiennych schodach do ogromnego domu, którego prędzej idzie nazwać fortem i zdjęłam z moich stóp za małe buty, które pewnie należą do tej Ariany. Schowałam buty na miejsce i ruszyłam do pokoju, w którym się obudziłam.

Usiadłam na łóżku i podkurczyłam nogi. Boże co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie każesz.

Usłyszałam jak ktoś wchodził po schodach, ale nie ważyłam się nawet podnieść wzroku. Jestem skazana na przebywanie z nimi do końca życia?

Jak mam być szczera to przeraża mnie ta wizja. Bez żadnego pukania do pokoju wszedł jeden z bliźniaków i obojętnym tonem kazał mi zejść na dół.

Zeszłam na dół jak na ścięcie i zobaczyłam przede mną stoją nieznani mi mężczyźni i ta jedna dziewczyna.

-Jestem Andrew, ale mów mi Andy - przedstawił się chyba najstarszy o brązowych włosach i tego samego koloru oczach. - Mam 24 lata - dodał i posłał mi uspokajający uśmiech.

-Ja jestem William i mam 23 lata - przedstawił się od niechęci, okey czyli zabójca mojego męża i ochroniarza nazywa się Will, na przyszłość będę wiedziała kogo najbardziej omijać.

-Dylan 22 lata - powiedział i uśmiechnął się zalotnie, ale przy okazji też miło.

-A to Ethan i Grayson - pokazał dwudziesto dwu latek. -Najgorsze dwa ogniwa rodziny - przedstawił ich, a reszta roześmiała się poza mną i samymi bliźniakami. -Mają po 21 lat.

-A ja jestem najmłodszy - odezwał się najniższy z nich. -Jestem Mike i mam 20 lat - powiedział i uśmiechnął się nieśmiałe, ale i uroczo.

W salonie nastała nieprzyjemna cisza, której nikt chyba nie chciał przerwać.

-To usiądziemy? - zapytał Andy pokazując na stolik.

Pokiwałam głową i usiadłam najbliżej rogu przyglądając się nieufnie nieznajomym ludziom.

-Nie wiem nawet od czego zacząć - powiedział zmieszany mężczyzna, a ja przyglądałam się mu z obojętnym wyrazem twarzy. -Może przedstawisz się? - zapytał, a bracia posłali mu zdezorientowane spojrzenia, ale on uciszył ich jednym skinięciem ręki.

-Nazywam się Nancy - powiedziałam i spojrzałam mu głęboko w oczy. -Nancy Hood - dodałam i poczułam nagły wzrost gniewu we mnie. -I zabiliście mojego męża - warknęłam, a Ethan prychnął.

-To nie był twój mąż - powiedział Dylan prostując się. -To był zwyczajny oszust - dodał, a tym razem ja prychnęłam.

-Był dobrym człowiekiem - powiedziałam starając się utrzymać moje nerwy na wodzy, ale dobiegł mnie śmiech Will'a, więc posłałam mu morderczy wzrok, ale nie przejął się tym za bardzo.

-Czy dobrym człowiekiem można nazwać można damskim bokserem? - zapytał chamsko się uśmiechając.

-Nie jesteś odpowiednią osobą do mówienia, kto jest dobrym, a kto złym człowiekiem. Zabiłeś na moich oczach dwie osoby i jestem niemalże pewna, że nie raz uderzyłeś kobietę - wysyczałam. Jego wyraz twarzy od razu zmienił się na zdenerwowany, a wręcz kipiał złością. -Mam rację? - zapytałam nie wiedząc skąd tutaj moja pewność siebie, ale chyba pogodziłam się z tym, że za chwilę mnie zabiją.

Mężczyzna wstał ze swojego miejsca i zaczął niebezpiecznie zbliżać się w moim kierunku, ale został w ostatniej chwili odepchnięty przez brata, bodajże Dylana.

-Straciłaś pamięć - powiedział Andy, a ja prychnęłam na co mężczyzna zmarszczył brwi.

-Myślicie, że tego nie wiem? - zapytałam patrząc nienawistnie na wszystkich lecz mój wzrok zatrzymał się na dziewczynie, która miała łzy w oczach.

W salonie zawisła głucha cisza, a ja poczułam, jak cała złość ze mnie wyparowywuje, a pojawił się smutek. Nienawidzę poruszać tematu mojej pamięci, a tak na prawdę jej braku.

Okropne jest nie wiedzieć nic, całkowicie nic ze swojej przeszłości, nawet małych urywków. Nie znasz swoich przyjaciół, nie masz wspomnień ze szkoły i jeszcze w dodatku jacyś nieznajomi zabijają ci jedyną bliższą rodzinę.

Wstałam od stołu tracąc kontakt wzrokowy z dziewczyną i ruszyłam w kierunku schodów, kiedy nagle w oczach błysnęło mi przeznaczenie.

Na komodzie leżał glock, który miał w środku amunicję. Doskoczyłam do broni i odblokowałam ją szybko przykładając sobie do głowy. Metalowy koniec lufy zetknął się z moją skronią i poczułam jak zaczęłam cała drżeć.

Wszyscy szybko wstali i patrzyli na mnie uważnie. Brunetka zapłakała, a rodzeństwo patrzyło na mnie poważnym wzrokiem.

-Zabijecie mnie czy sama mam to zrobić? - zapytałam desperacko i przeleciałam po wszystkich wzrokiem. -Wiem, że chcecie mnie zabić, więc zróbcie to jak najszybciej - powiedziałam starając się trzymać twardy głos.

-Nikt nie chcę cię zabić - powiedział jeden z braci.

-Proszę cię Sheila, odłuż broń - załkała dziewczyna, a ja położyłam palec na spust.

-Jestem Nancy - powiedziałam złamanym głosem i nie obchodziło mnie, że w taki sposób okazuję im słabość. -Nie wiem kim jest Sheila - warknęłam i westchnęłam.

-Sheila wróć do nas - odszepnęła zapłakana dziewczyna.

-O czym ty teraz mówisz? - zapytałam coraz bardziej się denerwować. -Nie wiem kim jest ta twoja "Sheila" - powiedziałam i poczułam bolesne, kołatanie serca. - Nie jestem Sheila, jestem Nancy i zrozumcie to wreszcie, macie złego człowieka - syknęłam wściekła.

-Ty jesteś Sheilą - powiedziała dziewczyna. - Jesteś naszą Sheilą - szepnęła.

-To niemożliwe - warknęłam coraz bardziej wystraszona tą sytuacją. Już nigdy nie dowiem się co było kiedyś, ale to nie ważne, bo zaraz będę przy Calum'ie. -Błagam was, wypuście mnie, nikomu nie powiem co tutaj się wydarzyło, obecuje - szepnęłam wystarczająco głośno, żeby usłyszeli i przymknęłam oczy.

-Nie ma takiej opcji - warknął jeden z bliźniaków, a ja zacisnęłam mocniej dłoń na pistolecie i zacisnęłam oczy.

Od spotkania z moim mężem dzieliły mnie sekundy, to było jedyne czego chciałam, chciałam wreszcie umrzeć.

-Nie! - krzyknęła dziewczyna i tak jakby jej słowa stały się rzeczywistością, bo po sekundzie poczułam ból w nadgarstku i brak broni.

Popatrzyłam na osobę za sobą i zobaczyłam mężczyznę, który spał przy mnie pierwszej nocy.

Już chciałam się od niego odsunąć, ale przyciągnął mnie do siebie. Starałam się mu wyrwać, ale kiedy przez dłuższy czas dalej stałam w tym samym miejscu przytulana przez mężczyznę poddałam się. Po prostu się poddałam. Przestałam się wierzgać i położyłam głowę na jego piersi pociągając nosem.

-Zrobię wszystko żebyś odzyskała pamięć - szepnął mi do ucha, a ja poczułam jak po policzku w ciągu dalszym płyną mi łzy. - Nie mogę cię znowu stracić - dodał, a ja poczułam jak robi mi się słabo i miałam przeczucie, że zaraz zemdleje. I wcale się nie myliłam, bo po chwili straciłam przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro