Part LII
Obudziło mnie szturchanie po ramieniu, więc leniwie otworzyłam oczy i przyjrzałam się bardzo młodej chłopięcej twarzy. Ma może z 15 lat, nie więcej.
-Wszystko w porządku? - zapytał, a ja usiadłam zasłaniając moje oczy przed promieniami słonecznymi.
-Masz może coś na ból głowy? - zapytałam ignorując jego pytanie
-Nie - odpowiedział, a ja pokiwałam głową i zacisnęłam oczy. -Niestety musisz wracać na brzeg - poinformował mnie.
-Nie moge tutaj zostać? - zapytałam uśmiechając się czarująco.
-Nie - prawdę mówiąc jego odpowiedz mnie zdziwiła, ale nie zamierzałam się z nim sprzeczać, w końcu przenocował mnie.
-Dobrze - powiedziałam i wstałam. -Dziękuję za wczoraj - podziękowałam i wyszłam z łódki, która była przy małym molo. Idąc po drewnianych deskach, każde skrzypnięcie podowało niepokój, lecz kiedy moje stopy natknęły się na parzący piasek odetchnęłam z ulgą.
Przysłoniłam lewą dłonią oczy, żeby rozejrzeć się dookoła. Słońce dopiero wstawało, czyli jest dopiero 3-4. Z racji tego, że nie mam przy sobie ani centa postanowiłam wrócić do domu tego skurwiela i znowu zabrać pieniądze.
Kiedy dotarłam pod domek było już tak cholernie gorąco, że po moim ciele lał się wodospad potu. Weszłam po drewnianych schodach i dostrzegłam, że nic się nie zmieniło od mojego wyjścia.
Pierwsze co zrobiłam to złapałam za szklankę wody i wypiłam całą jej zawartość. Następnie złapałam za dwie tabletki przeciwbólowe i popiłam kolejną szklanką wody. Wypadałoby się przebrać, ale to oznacza wejście do sypialni. Kurwa nie mogę chodzić drugi dzień w mokrych od potu ubraniach.
Na palcach ruszyłam po korytarzu i otworzyłam drzwi. Na sam widok spokojnie śpiącego Vin'a z dwiema ciziami po boku w oczach połyskiwały mi się łzy, ale po chwili zniknęły, kiedy pojwiło się obrzydzenie do mężczyzny.
Zaczęłam pośpiesznie przeglądać ubrania, a w oczach błysnął mi cudowny biały strój kąpielowy, w prawdzie to bikini. Zabrałam je i ponownie poszukiwałam jakiś fajnych ubrań. W końcu skończyło się na krótkich spodenkach, koszulce na ramiączkach i ostatecznie wzięłam jeszcze prześwitującą sukienkę, która odsłaniała praktycznie wszystko, bo była z siateczkowatego materiału.
Z uśmiechem wyszłam z sypialni nie zwracając uwagi na osoby leżące w łóżku. Zadowolonym krokiem weszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Po szybkim myciu nałożyłam na moje ogolone ciało bikini i uśmiechnęłam się. Pasował idealnie.
Założyłam jeszcze sukienkę i wyszłam z łazienki. Zabrałam trochę pieniędzy i włożyłam je do plażowej torby wraz z kremem, wodą, ręcznikiem, ubrania na zmianę, a na nos nałożyłam okulary przeciwsłoneczne.
Powolnym krokiem skierowałam się w stronę oceanu i tym razem ruszyłam w prawo. Okazało się, że już po niecałych 10 minutach spaceru dotarłam do jakiegoś miasteczka, restauracji i atrakcji turystycznych.
Naplaży latały dzieciaki, a ich rodzice krzyczeli, żeby się uspokoili. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Wpatrywałam się w ludzi odpoczywających dopóki do moich stóp nie doturlała się piłka od siatkówki. Schyliłam się aby podnieść piłkę i rozejrzałam się dookoła.
Po prawej stronie było wyznaczone pole do gry w siatkówkę. 5 młodych chłopaków patrzyła się w moją stronę. Odłożyłam torbę na piasek i odrzuciłam im piłkę. Kucnęłam na piasku i rozłożyłam ręcznik wygładzając go.
Poprawiłam okulary na nosie i wyciągnęłam mleczko. Już chciałam go nałożyć na dłoń, kiedy ktoś przysłonił mi słońce. Moja głowa powędrowała do góry i przeskanowałam chłopaków od góry do dołu. Siatkarze palce lizać.
-Chciałabyś z nami zagrać? - zapytał brunet z młodzieńczym uśmieszkiem, na co sama się uśmiechnęłam promiennie.
-Pewnie - potwierdziłam. -Ale musisz mnie najpierw posmarować - dodałam i podałam mu mleczko, a jego uśmiech się powiększył.
Zdjęłam z siebie sukienkę zostając w samym bikini. Czułam na sobie wzrok każdego chłopaka, co trochę mnie zawstydziło, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Odłożyłam sukienkę na piasku i położyłam się na ręczniku. Mężczyzna zaczął rozsmarowywać krem na moich plecach, a jego kumple wrócili na pole od siatkówki.
-Jak się nazywasz? - zapytał chłopak tuż nad moim uchem.
-Nancy - odpowiedziałam głupkowatym głosem.
-Ja jestem Brian - przedstawił się i położył mi dłonie na tyłku pod pretekstem wsmarowania kremu, ale jego dłonie pozostały tam na znacznie dłużej niż powinny, więc zachichotałam.
-Już wystraczy Brian'ku, poradzę sobie z resztą - rzekłam wstając "przypadkowo" wypinając tyłek w jego stronę, na co westchnął.
Chyba ktoś się tu podniecił, ponieważ poczułam coś wypukłego na udzie.
-Kurwa - szepnął chłopak, myśląc że nie słysze.
Odwróciłam się do niego momentalnie z przygryzioną wargą i zabrałam z jego rąk krem.
-Zaraz do was przyjdę - szepnęłam i w mało subtelny sposób nałożyłam sobie na dłoń krem ochlapując przez przypadek dekold, co oczywiście nie uszło uwadze Brian'owi, którego wzrok pałaszował moje kształty.
Od niechcenia chłopak wstał i ruszył do przyjaciół, a ja dokończyłam się smarować. Po chwili dołączyłam do chłopaków i podzieliliśmy się na drużyny. Ja byłam w drużynie ze Scott'em i Cody'm, a w przeciwnej był Brian, Dylan i Aaron.
Zaczynaliśmy i serw zaczynał Cody. Piłka przeleciała nad siatką, którą Aaron ładnie złapał i podał Dylan'owi, którą mocno przerzucił na nasze pole. Piłka była ewidentnie moja, więc przygotowałam się do odebrania jej, ale kiedy zaczęła tracić siłe w ostatniej chwili kucnęłam i rzuciłam ją do Scott'a, który chyba nie wierzył, że odbiję tę piłkę, więc odbił ją koślawo i trafiła w siatkę.
Cody jęknął niezadowolony, a Scott pokazał mu dwa środkowe pace, na co się zaśmiałam.
Pomimo ogromnego słońca graliśmy tak jeszcze 2 sety, które były remisem, teraz była złota piłka dla naszych przeciwników, więc z całej siły skupiłam się, żeby odebrać piłkę, którą serwował Brian. Kiedy piłka była już w powietrzu i zobaczyłam, że leci za mnie szybko cofnęłam się, ale nie zdawałam sobie sprawy, że Cody robi dosłownie to samo tylko, że do przodu.
Nim zdążyliśmy zareagować obydwoje leżeliśmy na piasku od siły naszego uderzenia, a piłka opadła idealnie na piasek obok nas. Usłyszałam jak Cody zaczął się śmiać, więc ja też zaczęłam. Przeciwnicy zaczęli się cieszyć z wygranego meczu, a ja dostrzegłam Scott'a, który stanął dokładnie nad nami.
-Przynajmniej nie ja zjebałem - przyznał, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Zaniepokoiło mnie kiedy przeciwnicy przestali się drzeć jak dzikie małpy i zaczęli podchodzić w naszą stronę.
-Przegraliście - powiedział Aaron uśmiechając się szeroko.
-No i co z tego? - zapytał Cody.
-To z tego bracie, że będzie kara - powiedział i przerzucił brata przez ramie jak worek ziemniaków. Po sekundzie poczułam jak unoszę się do góry, tak samo jak Scott.
-Nie kurwa! - pisnął Scott zaczynając wierzgać się na Dylan'ie, który żartobliwie klepnął go w dupe.
Zaczęłam bić Brian'a po plecach, na co on się tylko zaśmiał i zaczął biec ze mną w stronę molo.
-Nie! - pisnęłam kiedy poczułam, że lece do wody.
Kiedy moje rozgrzane ciało zderzyło się z taflą zimnej wody poczułam ogromny dreszcz na całym moim ciele. Wypłynęłam na powiedzchnie łapiąc łapczywie powietrze.
Przetarłam dłonią twarz i spojrzałam na górę gdzie szczerzył się Brian. Pokazałam mu tylko środkowego palca i zaczęłam płynąć w stronę brzegu.
Już chciałam położyłam się na ręczniku i czerpać radość ze słonecznych promieni, ale kiedy zobaczyłam kierującego się Vincent'a w kierunku plaży ekspresowo zawróciłam i zanurzyłam się cała pod wodą.
Otworzyłam oczy, które początkowo zaczęły mnie szczypać od nadmiaru słonej wody, ale kiedy już się w miare unormowało zaczęłam płynąć w kierunku beli od pomostu. Złapałam się drabinki i powoli wynurzyłam się. Zasłonięta belą zaczęłam wyglądać na plażę gdzie stał Vin i przyglądał się oceanowi wypatrując kogoś, najprawdopodobnie mnie.
Nagle poczułam dłonie na moich pośladkach, a potem natychmiastowo zostałam obrucona i oparta o bele. Przede mną pływał szczerzący się chłopak, który zarzucił swoimi brązowymi włosami.
Podpłynął do mnie bliżej i przycisnął mnie swoim ciałem bliżej drewna. Przygryzłam wargę i wpatrywałam się w jego brązowe oczy. Nim zdążyłam jakoś zareagować poczułam jego duże usta, które agresywnie haczyły moje.
Po chwili nasze języki toczyły między sobą wojnę, a ja czułam cały czas jakiś matal na języku.
-Masz kolczyk? - zapytałam odczepiając się od niego przy okazji dysząc. Chłopak z uśmiechem pokazał język gdzie była czarna kuleczka.
-Nawet nie wiesz co umie ten język - szepnął nad moim uchem przygryzając go lekko, na co sapnęłam, a on złapał mnie za pośladek i za pierś. -Naturalne? - zapytał, a ja pokiwałam głową czując się jak w niebie, był taki delikatny, a jego dotyk wręcz parzył. -Kurwa - jęknął wkładając mi dłoń w stanik zaczynając bawić się sutkiem.
Odepchnęłam go i posłałam anielski uśmiech poprawiając pierś, która była już niemalże na wierzchu. Odwóciłam się i zauważyłam, że Vincent zaczął kierować się w stronę miasteczka, a w naszą stronę zaczęło płynąć stado chłopaków, którzy uśmiechali się głupkowato.
-Co tutaj robicie? - zapytał Dylan posyłając nam dwuznaczne spojrzenie. Ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Brian'a.
-Mieliśmy się dobrze dopóki nie przypłynęliście - warknął, a ja wybuchnęłam śmiechem i wypłynęłam spod mola.
Dopłynęłam do brzegu i walnęłam się plackiem na ręczniku. Po niecałych 5 minutach koło mnie pojawiło się 5 ręczników, a ja podniosłam się na łokciach spoglądając się na szczerzących chłopaków.
-Macie obsesje na moim punkcje? - zapytałam marszcząc brwi w zabawny sposób.
-On na pewno - rzekł Aaron trącając ramieniem Brian'a, który oddał mu mocniej i położył się na ręczniku obok mnie.
Oczywiście nie było ani sekundy ciszy, bo co chwilę się kłócili, a ja za każdym razem wybuchałam śmiechem. Kiedy brzuch już mnie okropnie bolał od głodowania się i śmiechu, więc postanowiłam ruszyć się gdzieś na spacer.
-Idziemy się przejść? - zapytałam zakładając na siebie sukienkę.
-Okey - powiedziała Brian i poprawił okulary na nosie.
-W sumie ja też bym się przeszedł - przyznał Scott rozciągając się.
-Nie, nie przeszedłbyś się - rzekł Aaron i położył z powrotem Scott'a na ręczniku. -Idzcie - ponaglił zanim Scott zaczął gadać.
Z uśmieszkiem ruszyłam wzdłóż brzegu zaraz obok Brian'a, który jak oddaliliśmy się wystarczająco daleko złapał mnie za dłoń na co się uśmiechnęłam. Prawdę mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz tak miło było mi w towarzystkie mężczyzny.
-Opowiedz mi coś o sobie - poprosiłam spoglądając na niego.
-A co byś chciała wiedzieć, skarbie? - zapytał przyciągając mnie bliżej.
Położył dłonie na moich policzkach i zaczął się zniżać dopóki nie odezwał się nieznajomy głos.
-Pani Sheila Richardson? - zapytał mężczyzna ubrany w mundur i przyglądał mi się uważnie.
-Nie - przyznałam trochę odsuwając się od Brian'a przygryzając wargę. Czego oni ode mnie chcieli?
-Czyli zaprzecza pani, że tą osobą jest pani? - obok niego stała dziewczyna ze zdjęciem, które odwróciła w naszą stronę.
Przedstawiało ono mnie kiedy pracowałam przy biurku w LA. Przełknęłam ślinę, a serce zaczęło mi szybciej bić.
Tylko pokręciłam głową i spojrzałam na Brian'a błagając o pomoc.
-To nie ona, doszło do jakiegoś nieporozumienia - wytłumaczył przyciągając mnie bliżej. - Proszę nie niepokoić mojej dziewczyny - powiedział ostrzej, a policjanci spojrzeli na siebie i skinęli głowami odchodząc od nas przy okazji przepraszając za zamieszanie i życzyli miłego dnia.
Kiedy byli już wystarczająco daleko odsunęłam się od Brian'a i spojrzałam na jego twarz.
-Przecież to byłaś ty - przyznał. -Czego od ciebie chcieli? - zapytał się, a ja westchnęłam.
Bez ostrzeżenia podeszłam do niego i zarzuciłam dłonie na jego kark przytulając go. Chłopak objął mnie silnymi ramionami.
-To skomplikowane - przyznałam i zaczęłam go głaskać po plecach. -Niestety będzie lepiej jak już będę wracać - przyznałam odsuwając się od niego.
-To jak się nazywasz? - zapytał.
-Nancy, mówiłam prawdę - przyznałam. -To serio skomplikowane - przekonałam.
-To daj mi chociaż twój numer telefonu - poprosił.
-Nie mam telefonu - przyznałam przygryzajac wargę. -Gdzie mieszkacie? - zapytałam.
-W tym hotelu - powiedział wskazując piękny hotel na wzgórzu. -Domek 312 - dodał, a ja pokiwałam głową, że rozumiem. - A ty gdzie? - zapytał na co się uśmiechnęłam.
-Raczej nie powinieneś wiedzieć - przyznałam ruszajac drogą powrotną.
-Dlaczego nie? - zapytał Brian. Czy on musi wszystko wiedzieć?
-Mieszkam z chłopakiem - powiedziałam.
-Masz chłopaka? - zapytał zbity z tropu.
-Nie, po prostu mieszkamy ze sobą, nic nas nie łączy - rzekłam wzdychając. -Ale nie sądzę, żeby był zadowolony z tego, że sprowadzam sobie chłopaków do domu - dodałam marszcząc nosem.
-Nie może ci rozkazywać - zapewnił.
-Ale nie może kontrolować tego gdzie chodzę, więc pewnie was odwiedzę - przyznałam z łobuzerskim uśmiechem, co odwzajemnił.
-To chociaż cię odporowadzę - błagał, a ja się zaśmiałam.
-Lepiej jeżeli pójdę sama - uznałam i po chwili zobaczyliśmy chłopaków, którzy zacięcie o czymś dyskutowali, a kiedy bliżej podeszliśmy wiedzieliśmy, że o nas.
-100 dolarów, że rżną się teraz w wodzie - powiedział Aaron.
-Ja mówię, że w lesie - rzekł Dylan.
-Nie będą, Nancy taka nie jest - powiedział Cody i poprawił kapelusz tak, że zasłaniał całą jego twarz.
-Sztama - przyklepał Scott i przerwał dłonie chłopaków. -Który z was będzie wypytywał Brian'a? - zapytał.
-Ja się go wypytam - powiedział Aaron, a my w tym czasie się zaśmialiśmy. Wszyscy się odwrócili, a ja przyłożyłam dłoń do ust.
Jak już się uspokoiłam mogłam im na spokojnie odpowiedzieć.
-Chyba 200 dolców dla nas? - zapytałam się Brian'a, a on pokiwał głową. -Nie było rżniątka - przyznałam i złapałam za moją torbę. Strzepałam piasek z ręcznika i włożyłam go do torby.
-A ty gdzie idziesz? - zapytał Cody opierając się na rękach.
-Muszę już wracać - przyznałam. -Ale liczę, że jeszcze się kiedyś spotkamy - przyznałam z uśmiechem. -Miłego dnia chłopaki - życzyłam i odwróciłam się na pięcie.
Zza plecami usłyszałam krzyki, w których się ze mną żęgnali. Cała droga zajęła mi aż 20 minut, tak bardzo nie chciałam wracać, ale musiałam wrócić. Kiedy dostrzegłam domek tego skurwysyna zachciało mi się żygać, ale pocieszam się tym, że jak stąd wrócimy to da mi odejść. Jeżeli tak się nie stanie chyba się powieszę.
Jak byłam wystarczająco blisko usłyszałam ostry głos Vincent'a, który rozmawiał z kimś przez telefon w innym języku. Jak stanęłam na pierwszym schodku, który zaskrzypiał pod moim ciężarem, westchnęłam wiedząc, że mężczyzna to słyszał.
Po kilku sekundach na tarasie pojawił się mężczyzny. Najpierw w jego oczach pojawiła się ulga, ale kiedy przeskanował mnie wzrokiem i zobaczył co mam na sobie zacisnął zęby, a jego oczy pociemniały.
Powiedział coś przez telefon i rozłączył się chowając telefon do kieszeni, a ja zgrabnie weszłam po schodach. Nie patrzyłam się w jego oczy, ponieważ mnie brzydziły, cholernie mnie brzydziły. Starałam się go wyminąć, ale poczułam stalowy uścisk na ramieniu.
-Gdzieś ty kurwa była? - warknął, a ja poczułam jak przez cały orgaznizm przeleciał mi paraliżujący prąd. -Pytam się o coś - syknął mi tuż nad uchem, a ja zaczęłam zastanawiać się czy zamierza dotrzymać obietnicy, że nigdy nie podniesie na mnie ręki.
Wyrwałam się mu z uścisku i już chciałam wejść do środka, ale nie dane mi to było, ponieważ poczułam dłonie na swojej talii. Zostałam posadzona na obręczy i wbrew mojemu ciału popatrzyłam na Vin'a łagodnym i ckliwym wzrokiem.
W sekundę jego oczy rozjaśniły się, a on otrząsnął się z furii.
-Przepraszam maleńka - szepnął i spojrzał na mnie porządkliwym wzrokiem, a ja poczułam coś nie do opisania.
Okropny ból głowy jakiego nigdy nie miałam, był nie do zniesienia.
Poza bólem głowy i przewijających się w niej obrazach zdarzeń dostrzegłam białowłosego mężczyznę z niebieskimi oczami, który trzymał mnie mocno. Przygryzłam wargę marszcząc czoło kiedy zobaczyłam mężczyznę mojego życia.
Ostatnie co dostrzegłam to srebrny pierścionek na moim serdecznym palcu, który tylko utwierdzał mnie w jednej rzeczy.
Chyba pamiętam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro