《19》
Wyszedłem z wypożyczalni, zaraz po tym jak Luke przyszedł mnie zmienić. Zdziwiłem się, że nie ma tu samochodu Liama. Tak, szczerze to przyzwyczaiłem się do tego, że mnie wszędzie wozi.
Westchnąłem cicho i ruszyłem na piechote, w kierunku domu. Nie czułem się zbyt pewnie bo było już po dziewiątej i było ciemno.
Usłyszałem kroki za sobą. Wziąłem drżący oddech i przełknąłem z trudem ślinę. Szedłem jak gdyby nigdy nic jednak cholernie się bałem.
- Zostaw mnie zboczeńcu! - wrzasnąłem gdy nieznajomy złapał mnie za biodra. Usłyszałem za sobą dobrze znany śmiech - Zayn! Ty.. ty..! - odwróciłem się do niego z wielkimi oczami ze strachu.
- Bo się zapowietrzysz kotku - wcisnął na moje usta pocałunek ale odepchnąłem go.
- Przestraszyłes mnie - warknąłem - Mogłem ci nakopać - powiedziałem mrużąc oczy - Znam karate, judo i wiele innych..
- Trudnych słów - przerwał mi przyciągając mnie do siebie za biodra.
- Jesteś dupkiem - powiedziałem gdy przyciskał swoje wargi do moich.
- Dupek ma dla ciebie prezent - mruknął odsuwając się, a z kieszeni kurtki wyjął pudełko. Zmarszczyłem brwi.
- Dziękuję..? - podszedłem bliżej latarni która dawała choć odrobinę światła - Zayn nie mogę tego przyjąć - powiedziałem kręcąc głową gdy zobaczyłem napis na pudełku. "iPhone 6" - Za drogi. Wystarczyłby mi samsung..
- Przestań - objął mnie ramieniem i zaczął gdzieś prowadzić - Tamten rzęchofon ledwo działa, a ja muszę mieć z tobą kontakt.
- Wciąż nie mam twojego numeru - zmarszczyłem brwi.
- Ważne, że ja mam twój nowy - zaśmiał się. Przystanęliśmy przy jego samochodzie - A tak przy okazji, mówiłem ci, że masz trzymać się Liama. Co ci przyszło do głowy, żeby samemu iść po nocy? - otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Przystanąlem i spojrzałem na niego marszcząc brwi zanim wsiadłem.
- Liama tu było - pokręciłem powoli głową i wsiadłem.
- Jak to nie było? - spytał pochylając się do mnie.
- No nie było. Wyszedłem z wypożyczalni i miejsce w którym zawsze stoi było puste - wzruszyłem ramionami.
Zayn patrzył na mnie chwilę aż zatrzasnął drzwi. Zapiąłem pasy, a on wsiadł za kierownicę. Odjechaliśmy spod mojego miejsca pracy, a telefon Zayna zaczął dzwonić. W tym samym czasie ja rozpakowywałem moją nową komórkę.
- Malik - mruknął do telefonu, a ja miałem ochote roześmiać się na jego ton. Zerknął na mnie słuchając rozmówcy po drugiej stronie, a ja zaniepokoiłem się sposobem w jaki na mnie patrzył - Przyślijcie mi Tomlinsona i Stylesa. Zaraz będę na miejscu.
Rozłączył się i mruknął coś pod nosem.
- Wszystko w porządku? - spytałem kładąc dłoń na jego udzie. Westchnął cicho.
- Twój ochroniarz nie żyje - wymamrotał, a mi zrobiło się słabo.
- L-Liam? - wyjąkałem. Nie byłem fanem tego faceta, ale chyba w pewien sposób przywiązałem się do niego.
- Tak. Jedziemy teraz do mnie. Nie wychodzisz jutro nigdzie, zrozumiano? Zostajesz u mnie, bez dyskusji.
Kiwnąłem głową bez słowa. Chyba zaczynam się bać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro