《11》
Wpatrywalem się w mężczyzne i na wszelki wypadek odsunąłem się na dwa kroki. Zayn już wstał i chciał coś powiedzieć ale drzwi jego otworzyły się z hukiem który rozniósł się po całym domu. Zayn jakby się nastroszył a ja stałem osłupiały z przerażenia.
- Idź do sypialni Niall - powiedział Zayn pół głosem, ale ja nie byłem w stanie się ruszyć - Niall! - syknął i pchnął mnie w kierunku schodów.
Pobiegłem na górę i schowałem się w sypialni. Usłyszałem hałas na dole jednak nie odważyłem się sprawdzić czy Zayn nadal żyje. Gdy usłyszałem wystrzał, zapiszczałem i wbiegłem do garderoby, kuląc się w rogu. Drżałem wpatrując się w drzwi garderoby.
- Niall? - zakryłem dłonią usta słysząc swoje imię. Drzwi od garderoby otworzyły się nagle. Zayn podszedł do mnie i kucnął - Wszystko okay?
- Kto strzelał? Kto to w ogóle był? - wyszeptałem.
- Nie bój się - uniósł dłoń i przeczesał palcami moje włosy. Patrzyłem na niego przerażony - Jakiś debil wlazł przez ogród, ktoś z moich wrogów. Muszę chyba załatwić lepszą ochronę - wzruszył lekko ramionami - Wszystko już w porządku.
Kiwnąłem niepewnie głową i wstałem razem z Zaynem.
- Ja chcę do domu - wymamrotałem.
- Teraz na pewno cię nie wypuszczę - pokręcił głową i posadził mnie na łóżku. Położył dłonie na moich ramionach - Nie wiem czy jest bezpiecznie.
- Nie obchodzi mnie to! - zawołałem odpychając jego ręce - Nie pchałem się tu! Narażaj siebie, ale nie innych! - powiedziałem wstając.
- Niall, nie..
Zamarłem w połowie schodów widząc krew w jadalni. Zakryłem usta wpatrując się szeroko otwartymi oczami w ciało. Poczułem ramiona oplatające się wokół mnie. Oddychałem niesamowicie szybko a i tak czułem jakby wokół mnie zabrakło tlenu. Kręciło mi się w głowie i chciało wymiotować. Zayn przycisnął mnie do swojego torsu prowadząc na górę. Nie wiem nawet kiedy zacząłem płakać.
- Niall, już, uspokój się - wymamrotał, a ja przytuliłem się do jego torsu. Zacisnąlem dłonie na jego koszulce.
- Z-zab-zabiłeś g-go?- załkałem.
- Musiałem.
Jęknąłem cicho i chciałem się od niego odsunąć ale nie pozwolił mi. Jest mordercą, zabił kogoś tak po prostu. A ja z nim spałem w jednym łóżku.
- Puść mnie! - wrzasnąłem.
- Nie skrzywdzę cię! - odparł rzucając mnie na łóżku. Usiadł na moich udach i złapał mnie za nadgarstki, przytrzymał mi je nad moją głową. Wpatrywałem się w niego przerażony - Uspokój się. Nie zrobię ci krzywdy. Zabiłem go z konieczności. Nie zabijam bez powodu.
- Zostaw mnie - po moich policzkach ściekły łzy - Jesteś potworem.
- Może i jestem. Ale nie mogę cię wypuścić, nie pozwolę by coś ci się stało.. - puścił moje nadgarstki i zszedł ze mnie. Obróciłem się na bok, kuląc na łóżku. Dotknął mojego ramienia a ja skuliłem się jeszcze bardziej.
- Daj mi spokój - wyszeptałem. Bezsłowa wstał i wyszedł. Zacisnąlem powieki i z trudem zasnąłem.
Od autorki: Na dzisiaj ostatni. Śpijcie dobrze :) Marysia x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro