《01》
Niall
Wcisnąłem słuchawki do uszu i włączyłem losowy utwór, w mojej głowie rozbrzmiał głos Christiny Perri. Szedłem do domu nucąc 'Sea of Lovers'. Przystanąłem widząc na naszym podjeździe czarny, ostatnio często tu zatrzymujący się, samochód. On nigdy nie oznaczał nic dobrego.
Wszedłem powoli do domu, zrzuciłem buty i w drodze do swojego pokoju, zajrzałem do salonu. Prychnąłem cicho widząc mojego brata w towarzystwie ludzi z tego jego gangu. W ogóle nie rozumiałem, czemu mój starszy brat się w to wplątał. Po śmierci rodziców trochę mu odwaliło.
- Cześć - odezwał się mój brat ale posłałem mu tylko zirytowane spojrzenie.
- Hej Nini, jak tam u ciebie? - spytał jeden z dwój facetów. To chyba był Liam.
- Mam na imię Niall - warknąłem mrużąc na niego oczy.
- Widzisz? Sam kurwa jesteś Nini - parsknął śmiechem jego kumpel, Louis. Miałem ochote rzucić w nich moim plecakiem pełnym ciężkich książek. Nie zdążyłem nawet dotknąć klamki swoich drzwi a usłyszałem dzwonek do tych wejściowych. Jęknąłem cicho.
- Niall, otworzysz? - doszedł mnie głos brata, a ja warknąlem cicho i rzuciłem plecak pod drzwi pokoju.
Ruszyłem korytarzem i przystanąłem przy drzwiach, niechętnie je otwierając. Zobaczyłem wysokiego mężczyznę. Pozwoliłem sobie przeskanować go wzrokiem. Był nawet przystojny, miał ciemniejszą skórę, brązowe oczy które we mnie wbijał. Kruczoczarne włosy i lekko zarost na twarzy. Na sobie miał czarny podkoszulek i skórzaną kurtkę o tym samym kolorze.
- Był Pan umówiony? - spytałem unosząc jedną brew. Mężczyzna za to uniósł dwie, a rozbawienie zaigrało na jego wargach.
- Ja chyba nie potrzebuję rezerwacji - odparł przekrzywiając głowę.
- Nie widzę Pana na liście, przykro mi - zatrzasnąłem drzwi i odwróciłem się na pięcie. Byłem w połowie drogi do swojego pokoju gdy rozległ się kolejny dzwonek. Jackson wyszedł z salonu i zerknął na mnie.
- Kto to? Czemu go nie.. - urwał otwierając drzwi - Czy ty właśnie kurwa zatrzasnąłeś drzwi przed nosem mojemu szefowi? - warknął na mnie choć widziałem, że jest przerażony. Nie wiedziałem, że ktokolwiek może sprawić, że oczy mojego brata i dłonie tak nerwowo latały.
- Nie widziałem plakietki 'Szef' - wzruszyłem ramionami i wszedłem do swojego pokoju. Zanim zamknąłem za sobą drzwi słyszałem jak przeprasza tego faceta.
To naprawdę był szef Jacksona? Czyli szef gangu? Cholera. Czy Jackson mógł mieć przez moją bezczelność kłopoty? Zaraz.. Czemu ja się w ogóle tym przejmuję? Sam zdecydował, że wplącze się w to gówno, więc zasłużył.
Usiadłem na łóżku i włączyłem muzkę na słuchawkach. Wziąłem do ręki zeszyt od matematyki i zabrałem się za zadanie domowe. Liceum jest beznadziejne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro