Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Minął tydzień, a ja i Zayn zmieniliśmy tylko dwa zdania, ponieważ on jest ciągle czymś zajęty. Ma teraz na głowie dorastające szczenie, Sam'a, który zaczyna go poważnie irytować swoim aroganckim zachwianiem, Renee, która chce odejść ze stada, no i mnie. Nie chce sprawiać mu problemów, ale nie radzę sobie sama z Carli. Ona jest wilczym szczeniem, co oznacza, że śpi godzinę dziennie, a reszta to albo śmiech, albo łzy. Kilka razu się załamałam, nie mogąc jej okiełznać i sama popadłam w płacz, jednak nie mówię o tym Zayn'owi, bo jak powiedziałam, ma inne problemy. Siedze teraz przy ognisku i odpoczywam, podczas gdy Carli śpi w moim pokoju. Dała mi dzisiaj niezły wycisk, a jest dopiero południe. Nagle rozbrzmiewają jakieś krzyki i do pokoju wpada rozzłoszczona Renee, a za nią taki sam Zayn.
-Nie zrobisz nam tego!
Wydarł się mężczyzna, na co białowłosa odwróciła się do niego i uniosła pewnie podróbek patrząc mu w oczy.
-Nie? No to patrz.
I wyszła z nory. Zielonooki warknął w złości i uderzył pięścią w ścianę tak, że jego kostki na dłoni zaczęły krwawić.
-Jezus! Zayn!-krzyknęłam pochodząc do niego.-Co ty robisz?!
Uniusł na mnie wzrok i z czasem złagodniał, kładąc mi głowę na ramieniu.
-Renee odeszła.
Wyjaśnił i czemu mnie to nie dziwi? Szczerze? Wiedziałam, że to się stanie. Ale chwila, co z Carli?
-A Carli? Co z nią będzie?
Wzruszył ramionami i się wyprostował.
-Będzie musiała, nie wiem, nie ma kto się nią zająć, a w tradycji jest, że takie dziecko ginie z ręki przywódcy, albo zostanie wygnane.
-Co ty gadasz?! Nie ma mowy!
-Nadia, kto się nią ma zająć?
-Ja?-zapytałam jakby to było oczywiste, bo w sumie jest.
-Naprawdę? Przecież mówiłaś...
-Wiem co mówiłam, ale sobie radzę.
W miarę.
-Będziesz ją kochać jak własne?
-Już to robię.-uśmiechnęłam się wzruszając ramieniem.-Czyli co? Został Sam, ja, Maddie, Liam, Rhydian no i ty.
-A Carli?-uniósł brew.
-Jest mała i nie wiele wnosi do stada.
-Oprócz codziennych pobudek płaczem. Jak ty to znosisz?
Nie znoszę.
-Jakoś tak.
Nie mogę pozwolić, żeby Carli coś się stało, nie wybaczę sobie po prostu. Ze mną będzie bezpieczna, ale nie wiem, czy poradzę sobie jak będzie większa. Mam nadzieję, że tak.
-Wiesz, ostatnio nie miałem dla ciebie czasu.-wyznał głaszcząc mnie po policzku.-Przepraszam.
Nachylił się, aby móc mnie pocałować, ale gdy tylko nasze wargi się dotknęły, Carli niczym alarm zaczęła przeraźliwie płakać. Zielonooki jęknął niezadowolony i się wyprostował, gdy ja odeszłam do mojego pokoju. Carli leży w łóżeczku zmontowanym przez Sam'a i Rhydiana z ptaków i wszystkiego co znaleźli. Jest bezpieczne, zadbałam o to. Podniosłam dziecko z łóżka, ale nie odkryłam przyczyny dlaczego miałaby płakać. Tymi dużymi, błekitnymi oczami wpatrywała się w moje oczy i jeszcze łkała.
-Cicho, cicho.-gruchałam kołysząc ją w ramionach.-Przerwałaś cioci całowanie się z wujkiem, więc lepiej, żebyś miała ku temu dobry powód.
Sprawdziłam jej język i okazał się być lekko suchy. Czyli jest spragniona.
-No okej, to w miarę dobre wytłumaczenie.-mówię wychodząc z pokoju.-Idę nad strumyk.
Informuje Rhydiana, który łupie kore z drzewa obok wejścia do nory. Kiwnął głową i wrócił do poprzedniej czynności, a ja udałam się w wyznaczone miejsce. Uklękłam przed strużką świeżej wody i jedną ręką nabrałam nieco płynu w dłoń, który stopniowo wlewałam do ust dziecka. Kiedy poraz pierwszy to jej robiłam, wydało mi się to niebezpieczne dla zdrowia dziewczynki, ale Maddie mówi, że jest do tego przystosowana, w końcu to wilkokrwiska. Dziecko zostało nawodnione i ja też wzięłam łyk ze strumyka wody, jest naprawdę odświeżająca. Wyczułam czyjś zapach i już kiedyś go czułam, ale nie wiem kiedy i do kogo należy. Podniosłam się, a kiedy się odwróciłam, za mną, naprawdę blisko, stanęła Paola.
-Paola? Co tu robisz?-szepnęłam do niej.-Przecież jak Zayn cię wyczuje, to cię zabije.
-Wiem, wiem, spokojnie. Chce z tobą porozmawiać.
-Ze mną? Czemu?
Zmarszczyłam brwi niezrozumiale.
-Chciałam..chciałam cię przeprosić za mojego łowcę, byłego. On cię zaatakował wtedy i przez niego masz te blizny.
-Ty go napuściłaś?
-Oczywiście, że nie. Wściekł się, bo broniłam was podczas kłótni w moim stadzie.
-I chciałaś mnie przeprosić?
-Nie tylko. Jeszcze powiedzieć, żebyś uważała na Zayn'a.
-Co? Czemu?
-Niech sam ci powie, ale jedno musisz wiedzieć, nie zawsze był takim niewiniątkiem.
-Nie chce tego słuchać, nic ci do nas. Jeśli to wszystko, to wybacz, ale muszę iść.
Nie czekając na jej odpowiedź, wyminęłam ją i udałam się w drogę powrotną do nory.

Dziękuję, dziękuję!
Tyle oczek, a nawet o tylu nie marzyłam! Dla wielu z was może się to wydać dziwne, bo niektóre książki mają kilkanaście tysięcy oczek, ale tyle ile mam przy "I'm Wolfblood?" nie miałam przy żadnej innej książce!
💖💗💖💗💖💗💖💗💖💗💖💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro